45.
Weszli do środka i od razu skierowali się na platformę.
- O dobrze, że jesteście- powiedziała Cam.
- Co mamy?- spytała Bones.
- Hodgins właśnie określił czas zgonu.
- Tak jest.- odezwał się Jack, który właśnie majstrował coś przy komputerze.- Dzięki temu, że zwłoki znaleziono w mieszkaniu, dostałem całkiem pokaźny wachlarz różnych stworzonek, które zechciały opowiedzieć mi o tym, jak długo nasza ofiara była martwa…
- Jack, mam nadzieję, że nie zaczniesz znowu nazywać ich swoimi przyjaciółmi- wtrąciła się Ang, dołączając do ekipy na platformie.
- Nie miałem takiego zamiaru.
- Jasne.
- No dobrze, ale przecież…
- Może do sedna, dr. Hodgins- przerwała mu Cam.
- Dobrze, dobrze…- westchnął. Wcisnął klawisz i na ekranie pojawił się robak.- Więc szybko, zwięźle i na temat.
- Trzymajcie mnie.- powiedział pod nosem Booth.
- Przecież nic takiego nie powiedziałem.- Jack słyszał uwagę agenta.
- Od pięciu minut nic takiego nie powiedziałeś, dr. Hodgins- zauważyła Bones.
- Ależ wy jesteście…- burknął entomolog.
- Możemy wreszcie poznać czas zgonu? By móc ruszyć dalej ze sprawą.- powiedział Booth.
- Już dobrze, już dobrze. Calliphoridae, ścierwice mięskówki- wymieniając nazwy, zmieniał zdjęcia na komputerze.- I żuki. Czas zgonu określam na 4 dni.
- Takie trudne to było?- spytał Seeley z uśmiechem.
- Pozwól, że nie odpowiem
- Zaraz mu przejdzie- powiedziała Angela, uśmiechając się szeroko.- Korzystając z okazji… Mogę?- Hodgins odsunął się i zrobił artystce miejsce przy komputerze- Jego czaszka była nienaruszona, więc nie miałam żadnych problemów z identyfikacją- kilka kliknięć na klawiaturze i zdjęcia ‘przyjaciół’ Hodginsa przesłoniło zdjęcie młodego chłopaka o jasnych blond włosach i pięknych niebieskich oczach- Nasza ofiara to 25-letni Henry Debunk.
- Jaki przystojniak- powiedziała Daisy, zjawiając się, jak duch za plecami zezulców. Wszystkie pary oczu zwróciły się na nią.- Przepraszam. Niestosowna uwaga, ale nie zapanowałam nad swoimi ustami…
- Jak zawsze.- skomentował Jack.
- Udało ci się coś znaleźć na kościach, panno Wick?- spytała Bones.
- Niewiele, bo oprócz czaszki, reszta kości wciąż ma na sobie tkanki. Dr Saroyan jeszcze nie skończyła ich badać…
- Dopiero pobrałam próbki na toksykologię. Czekam na wyniki.
- Założę się, że znajdziesz w jego organizmie sporą mieszankę narkotyków.
- Bardzo możliwe.
- Jak taki młody, przystojny chłopak mógł wplątać się w coś takiego?- spytała Ang.
- Może wpadł w złe towarzystwo, może miał jakieś kłopoty, z którymi nie potrafił sobie poradzić?- powiedziała Cam.
- Panno Wick, co z tą czaszką?- Bones skierowała tok rozmowy na poprzedni tor.
- A tak, tak…- podskoczyła i podbiegła do stołu, na którym znajdowała się czaszka. Reszta ruszyła za nią z minami pobłażania na twarzach- Na płacie skroniowym- zaczęła, nakierowując kamerkę na miejsce urazu- znalazłam niewielkie wgłębienie. Z jednej strony nieco większe, z drugiej bardziej płytkie.
- Wygląda, jakby uderzył głową o stół, który znajdował się w pokoju, w którym znaleziono jego ciało- powiedziała Brennan.
- Może upadł na niego, kiedy stracił przytomność- podrzucił Booth.
- Oprócz tego lekkiego wgłębienia, nie zauważyłam nic innego. Na razie- powiedziała Daisy.
- O ile dobrze pamiętam- mówiła Cam, wracając do komputera- na stole w pokoju nie było żadnych śladów uderzenia- kliknęła parę razy i teraz wyświetliły się zdjęcia miejsca zbrodni. Przesunęła kawałek w dół i wybrała zdjęcie, na którym znajdował się stół. Powiększyła go.- Miałam rację- wskazała ekran- Na stole nie ma ani kropli krwi. Jeśli się o niego uderzył, byłby jakiś ślad. Jakikolwiek rozprysk krwi na podłodze. Tu nie ma nic.
- Myślisz, że ciało zostało tam podrzucone?- spytał Booth.
- Nie wiem. Nic na to nie wskazuje.
- Możliwe, że ten uraz czaszki powstał wcześniej?
- Taki uraz głowy, zwłaszcza w potylicę, może spowodować natychmiastowy zgon.
- Może, ale nie musi. Prawda. Nie wiadomo też, czy rozciął sobie skórę głowy i czy nastąpiło jakieś krwawienie. Jeszcze nie miałam okazji przebadać mózgu i reszty tkanek. Miejmy nadzieję, że z tego, co mamy uda się czegoś dowiedzieć. Zaraz też będę badać mózg. Jeśli był tam jakiś wewnętrzny krwotok, na pewno został po nim ślad.
- Masz jakieś inne informacje o Henrym?- spytała Bones.
- Tak.- Ang przywróciła zdjęcie chłopaka i jego akta- Henry Debunk, lat 25. Mieszkał w niewielkim mieszkanku na Starno Street nr 11. Brak informacji o rodzinie.
- Tu jest napisane, że był w systemie- zauważyła Brennan..
- Tak. Trafił tam, jak miał 5 lat. Żadnych szczegółów.
- Ang, możesz wyśledzić adres ośrodka, do którego trafił, albo jakieś informacje o rodzicach zastępczych?- spytał Booth.
- Jasne, już się za to biorę- powiedziała i skierowała kroki do swojego gabinetu.
- Ja idę zbadać resztę próbek z miejsca zbrodni- powiedział Hodgins i również opuścił platformę.
- Dobra, my też wracamy do pracy- powiedziała Cam.
- My przejedziemy się do właścicielki tego mieszkania, pani Rait- powiedział Booth.
- Panno Wick, jak dr Saroyan pozwoli oczyścić kości, zajmij się katalogowaniem urazów.- Brennan zwróciła się do stażystki.
- Oczywiście, dr Brennan- zasalutowała.
- Jak czegoś się dowiecie…
- Damy znać- dokończyła za nią patolog.
- Dzięki.- powiedzieli i wyszli z Instytutu.
- Dr Saroyan, kiedy…- zaczęła Daisy.
- Jak będzie można oczyścić kości, na pewno pierwsza się o tym dowiesz, panno Wick.- przerwała jej.
- Ale…
- Nie wiem ile to zajmie. Jak wszystko zbadam i uznam, że można zacząć badania na kościach, dam ci znać.- powiedziała i zeszła z platformy. Daisy została z otwartą buzią. Już chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła.
Tymczasem w samochodzie agenta…
- Tak sobie myślałam, Booth…- zaczęła Bones.
- Tak, kochanie?
- Ta sprawa z Kathy Bergman i Alice Wonder.
- Co z nią?
- Mam wrażenie, że jednak jest ona trochę większa, niż się spodziewaliśmy. Minęło już trochę czasu, a my niewiele się dowiedzieliśmy. Do tego, mamy jeszcze nowe morderstwo i... Nie wiem, kiedy uda nam się to wszystko rozwikłać.
- Na pewno nam się to uda, Bones. Wcześniej, czy później znajdziemy ludzi odpowiedzialnych za śmierć tych ludzi. Nie martw się.
- Nie o to się martwię, Booth.
- Więc, o co chodzi?
- O nas.
- O nas?- spojrzał na nią, zdziwiony.
- Tak, o nas.
- Co z nami?
- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że po zakończeniu sprawy zamordowanych dziewczyn, powiemy wszystkim, że jesteśmy razem?
- Oczywiście, że pamiętam? Coś się zmieniło?
- Tak myślę. Jeszcze nie wiem.
- Bones, co się dzieje? Zaczynasz mnie przerażać.
- To nic strasznego, Booth. Tak sobie pomyślałam… Jeżeli te sprawy jednak są o wiele poważniejsze, niż nam wszystkim się wydaje… Może powinniśmy powiedzieć wszystkim wcześniej, że jest między nami inaczej, że już nie muszą nas swatać i…
- Co?
- Nie chcesz im powiedzieć?
- Jasne, że chcę, kochanie.
- Więc, o co chodzi?
- Zaskoczyłaś mnie. To wszystko.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Powiedzieć im wcześniej?
- Nawet teraz, Bones.
- Teraz jesteśmy w samochodzie, w drodze do właścicielki mieszkania. Jak chcesz im to powiedzieć? Przez telefon?
- Jasne, że nie. Wolałbym widzieć ich miny, jak o tym usłyszą.
- Prawda?- oboje się uśmiechnęli.
- To będzie bezcenne przeżycie, nie możemy tego przegapić.
- Czyli, zgadzasz się z tym, że powinniśmy powiedzieć im o wszystkim wcześniej? Przed zakończeniem sprawy?
- Oczywiście. Będzie tylko jeden problem…
- Problem?
- Nie z zezulcami, nie z Cam. Myślę, że ona, jako twoja szefowa i przyjaciółka nie będzie miała nic przeciwko naszemu związkowi. Bardziej martwię się o Cullena.
- Racja… On też będzie musiał się o tym dowiedzieć. Myślisz, że będzie chciał nas rozdzielić?
- Nie mam pojęcia. Cullen niedługo odchodzi na emeryturę, tak słyszałem. Może przed odejściem… Może nie będzie miał nic przeciwko naszemu związkowi, może, wiesz, zechce zostawić po sobie jakieś dobre wrażenie?
- Myślisz, że Cullenowi na tym zależy? Zostawić po sobie dobre wrażenie?
- Nie… Nie wiem. Ostatnio jest nieco milszy niż był kiedyś, może nie będzie aż tak mocno trzymał się zasad?
- Nie wiem.- westchnęła.- Miałam nadzieję, że nic nie stanie nam na przeszkodzie. Nie chcę, by któreś z nas musiało rezygnować z pracy. Nie chcę też pracować z kimś innym z FBI.
- Ja też tego nie chcę. Nie oddam cię jakiemuś innemu agentowi.
- Boisz się, że się od ciebie odsunę i jakiś inny przystojniak zawróci mi w głowie?
- Nigdy nic nie wiadomo.
- Booth!- szturchnęła go lekko łokciem.
- Ej, ostrożnie!
- Przecież dobrze wiesz, że możesz być bezpieczny. Żaden tani przystojniaczek nie zawróci mi w głowie. Tylko ty możesz, tylko ty się dla mnie liczysz, bo to ciebie kocham.
- No wiesz…
- Booth. Kocham cię i to się nie zmieni.
- Ja ciebie też kocham.
- Wiem- uśmiechnęła się.- Ale i tak nie chcę z nikim innym pracować. Co zrobimy, jak nas rozdzielą?
- Może, nie martwmy się tym na zapas, dobrze, kochanie? Najpierw nasi przyjaciele muszą zostać poinformowani o nowym charakterze naszego związku. Potem będziemy martwić się Cullenem.
- Masz rację.
- Kiedy chcesz im powiedzieć?
- Co myślisz o końcu tygodnia? Moglibyśmy wybrać się do Founding Fathers, wszyscy.
- To bardzo dobry pomysł.
- Tylko… Nie róbmy z tego jakiegoś wielkiego wydarzenia. dobrze?
- A to nie jest wielkie wydarzenie?
- Owszem jest. Ale wyobraź sobie ich miny, jak powiemy im to tak po prostu, bez jakiejś oprawy.
- Dobrze kombinujesz, kochanie.- na jego twarzy wymalował się chytry uśmiech.
- Wiem.
- Więc, zróbmy tak, jak mówisz.
- Super.
- Cieszę się, że tego chcesz.
- To nasi przyjaciele. Nie możemy ich tak ciągle okłamywać.
- To nie kłamstwo, tylko ukrywanie.
- Prawie to samo. Poza tym, Angela i tak już coś podejrzewa. Prędzej, czy później nas przyłapie i już nic jej nie powstrzyma przed wykrzyczeniem tego wszystkim dookoła.
- Racja- zaśmiał się.- O proszę, i jesteśmy.- zatrzymał samochód. Wysiedli.
- Bones, co się stało?- spytał przejęty Booth, widząc, jak jego ukochanej uginają się nogi i o mały włos nie ląduje na ziemi.
46.
- Nic, nic- powiedziała z uśmiechem- Za szybko się wyprostowałam i zakręciło mi się w głowie.
- Na pewno?- patrzył na nią, wciąż lekko przestraszony.
- Na pewno. Nie patrz tak na mnie, Booth. Nic się nie dzieje. Nigdy nie zakręciło ci się w głowie, bo za szybko się wyprostowałeś?
- Owszem…
- No właśnie. Gdyby coś mi było, powiedziałabym ci.
- Tak?
- No jasne. Daj spokój. Chodźmy.
Uznając, że właściwie nic takiego się nie stało, ruszyli w kierunku niewielkiego, wyglądającego na dość stary, domu pani Rait. Miał on pięknie zdobione, o morskim kolorze ściany i równie wytwornie rzeźbione drzwi wejściowe. Okna przesłaniały śnieżnobiałe firanki z wyhaftowanymi kwiatami. Robił bardzo miłe wrażenie na obserwującym. Wyglądał trochę, jak z bajki, miał w sobie coś z magii.
- Niesamowity- powiedziała Bones.
- Trochę, jak zaczarowany.- dodał Booth.
- Jeśli dom może być zaczarowany, ten na pewno jest.
- Proszę, jednak wierzymy w magię?
- Nie wiem, jak ty, ja nie do końca.
- Sama przed chwilą powiedziałaś…
- Że jeśli dom może być zaczarowany. Z naciskiem na ‘może’.
- Kiedyś uwierzysz.
- Kto wie- uśmiechnęli się i zapukali do drzwi. Minęła chwila, zamek w drzwiach szczęknął i pojawiła się w nich starsza pani, o bardzo przyjaźnie wyglądającej twarzy. Jej siwe, długie włosy związane były w kok, a kilka pasemek luźno opadało na jej ramiona. Czekoladowe oczy, zawierały w sobie ogromne ciepło, twarz sprawiała wrażenie, że ta kobieta już wiele przeżyła, ale cokolwiek w jej życiu się działo, nie zmyło to uśmiechu, wrażenia życzliwości i ciepła z jej twarzy.
- Dzień dobry. Pani Rait?- zaczął Booth.
- Tak, to ja. W czym mogę państwu pomóc?- spytała z uśmiechem.
- FBI, agent Booth, to dr Brennan. Moglibyśmy z panią chwilę porozmawiać?
- Oczywiście, zapraszam do środka- mówiąc to, otworzyła szerzej drzwi i gestem pokazała, by weszli.- Napiją się państwo czegoś? Właśnie zaparzyłam herbatki.
- Nie trzeba, dziękujemy.- grzecznie odmówił Booth.
- Nie wstydźcie się. Jestem pewna, że filiżanka ciepłej herbaty dobrze wam zrobi. Proszę.- wskazała im salon- Rozgośćcie się. Ja za 2 minutki wracam- powiedziała i zniknęła w kuchni. Booth i Brennan zostali sami.
- Waistowie mieli rację.- zaczął Booth, rozglądając się po salonie- Bardzo miła starsza pani.
- To prawda- przytaknęła Bones- I ma przepięknie urządzony dom. Popatrz na te wszystkie zdjęcia.- oboje zaczęli przyglądać się starym czarno-białym fotografiom porozwieszanym w całym salonie. Wiele twarzy: młode i starsze. Jakby cale pokolenie jej rodziny- Historia zapisana w obrazach- szepnęła Bones- Różne pokolenia. Od najmłodszych, prawdopodobnie jej wnuków, do najstarszych. Niesamowite.
- Prawda? Popatrz tutaj.- wskazał na zdjęcie na kominku- To chyba pani Rait.- zdjęcie przestawiało uśmiechniętą starszą panią w objęciach jakiegoś mężczyzny.
- Może to jej mąż?
- Możliwe.
- Myślisz, że my kiedyś też będziemy mieć takie zdjęcie na kominku? Razem?
- Oczywiście, Bones.
- Milo jest czuć, że ma się kogoś przy kim można się zestarzeć. Za parę lat też będziesz mnie tak kochał?
- Jeszcze bardziej. Nigdy nie przestanę.
- Nawet, jak będę miała 70 lat?
- Nawet wtedy. Zestarzejemy się razem.
- Obiecujesz?
- Jasne.
- Tego wam życzę, moi drodzy- powiedziała pani Rait, pojawiając się w salonie z tacą, na której znajdował się czajnik, trzy filiżanki i ciasto domowej roboty.- Jeśli łączy was miłość, ta prawdziwa, na pewno będziecie ze sobą do końca życia.
- Pani Rait…
- Widzę, że patrzycie na moje zdjęcie z mężem.
- Tak. Jest niesamowite- powiedziała Bones.
- Uchwyciło niesamowitą chwilę naszego wspólnego życia. Uchwyciło to, co było dla nas najważniejsze: naszą miłość.
- Jest naprawdę wyjątkowe.
- To prawda. I jedno z ostatnich, jakie mamy razem. Miesiąc po zrobieniu tego zdjęcia, mój mąż odszedł. Zawał serca.
- Bardzo nam przykro to słyszeć.- powiedział Booth.
- Ciężko było mi się z tym pogodzić. Ale Sam ułatwił mi przejście przez to.- wzięła do reki fotografię i spojrzała na uśmiechniętą twarz męża.- tuż przed śmiercią powiedział mi, że mnie kocha, że jestem miłością jego życia i że czas spędzony ze mną to najlepsze, co go spotkało.
- Piękne.- szepnął agent.
- Tak, to prawda. Poprosił też, bym nie rozpaczała, kiedy odejdzie, bo zawsze będzie ze mną. Przeczuwał, że zbliża się jego koniec.
- To takie smutne- powiedziała Brenn.
- Dlaczego?- zdziwiła się pani Rait.
- Wiedzieć, że się umiera i mieć świadomość, że nigdy więcej nie zobaczy się ukochanej osoby.
- Nigdy więcej? Nie, złotko. On zawsze mnie widzi, a ja jego. Zostaliśmy w swoich sercach. Zawsze będziemy razem. No, ale może czas już wrócić z tej wycieczki w przeszłość- odstawiła zdjęcie- Usiądźcie- podeszła do stolika, na którym wcześniej postawiła tacę z herbatą.- Bardzo chętnie poopowiadałabym wam o moim ukochanym Samie, ale wiem, że teraz młodzi nie mają na to czasu. Poza tym chcieliście ze mną o czymś porozmawiać.- nalała herbaty do zdobionych filiżanek i ustawiła je przed partnerami.- Proszę, częstujcie się.- przesunęła też talerz z ciastem. Cala trójka zajęła miejsce przy stole.
- Dziękujemy.- powiedzieli.
- O czym chcieliście ze mną porozmawiać?
- Pani Rait, z tego, co wiemy wynajmuje pani mieszkanie na Onas Street dwójce studentów.- zaczął Booth.
- Tak, Molly i Johnowi, zgadza się. Wspaniałe dzieciaki. Bardzo zakochane. Mam nadzieję, że nie wpadli w żadne tarapaty. To naprawdę wspaniali, młodzi ludzie. Odpowiedzialni, uprzejmi, grzeczni. Dawno nie spotkałam nikogo takiego.
- Nie, oni nie wpadli w żadne tarapaty, ale ta sprawa dotyczy pani mieszkania.
- Coś z nim nie tak?- zdziwiła się.
- Niestety… Znaleziono w nich zwłoki młodego mężczyzny- powiedziała Bones.
- Zwłoki?
- Tak. Chcieliśmy zapytać, czy może zna pani tego chłopaka?- Brenn wyjęła zdjęcie ofiary i pokazała je staruszce.- Nazywał się Henry Debunk. Miał 25 lat.
- Jaki młody…- powiedziała z przejęciem, wpatrując się w zdjęcie.
- Zna go pani, pani Rait?- spytał Booth.
- Niestety. Nigdy go nie widziałam. Ale… Jak to się stało? Jak jego ciało znalazło się w moim mieszkaniu?
- To właśnie próbujemy ustalić.
- Jak umarł?
- Jeszcze nie znamy dokładnej przyczyny zgonu. – zaczęła Bones- Ale znaleźliśmy przy nim narkotyki. Podejrzewamy przedawkowanie, ale nic jeszcze nie jest pewne.
- Nie wiem… Dobrze mu z oczu patrzy. Nie potrafię sobie wyobrazić, by człowiek o tak ciepłym spojrzeniu miał cokolwiek wspólnego z tym całym świństwem. Wygląda na bardzo dobrego, opiekuńczego chłopca, o wielkim sercu, pełnym miłości.
- Czasami, różnie się w życiu dzieje.- powiedział Booth.
- Biedny chłopiec… Bardzo mi przykro, że nie potrafiłam wam w niczym pomóc, moi drodzy.- oddała im zdjęcie- Mam jednak nadzieję, że znajdziecie odpowiedzi, których szukacie.
- Na pewno.
- I jeśli mogę być szczera…
- Jak najbardziej.
- Nie mam na myśli tylko tej sprawy, którą prowadzicie.
- A co?
- Oj, kochani, doskonale wiecie, o co mi chodzi- uśmiechnęła się do nich serdecznie.
- Mówi pani o nas?- zapytała Bones.
- Oczywiście, że o was.
- My już znaleźliśmy odpowiedź.- powiedział Booth.
- Jesteście młodzi, piękni i zakochani. Wierzcie mi, życie stawia coraz to nowe pytania na naszej drodze. Ale jeśli jesteście pewni tego uczucia, na każde z nich znajdziecie odpowiedź i, czego wam życzę, na starość będzie między wami tak, jak między mną a Samem. Wciąż ta sama, młodzieńcza miłość, ten sam urok, który padł na nas, jak mieliśmy po dwadzieścia lat. To nie przemija.
- Wierzymy w to, pani Rait.
- Wystarczy, że będziecie się kochać, a nic nie stanie wam na drodze. A jeśli spróbuje, pokonacie to.
- To możemy pani obiecać.- uśmiechnął się Booth.
- Cudownie. Trzymam was za słowo.- puściła im oczko- A teraz, spróbujcie mojego ciasta. Sama piekłam dzisiaj rano.
- A wie pani… z przyjemnością skosztuję.- powiedział Booth z uśmiechem małego chłopca na twarzy.
- Uwielbia ciasto. Żadnemu się nie oprze.- powiedziała Brennan.
- Słodki mężczyzna.- skomentowała staruszka. Wszyscy się uśmiechnęli i zajęli jedzeniem ciasta.
Kilka historii z życia pani Rait i Sama później, Booth i Brennan pożegnali się z miłą staruszką i ruszyli z powrotem do Jeffersonian.
Super.!.!.!
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy.
I jeśli mogę skrytykować to postawiłaś Angele w trochę złym świetle. Ona jest za związkiem Bones z Boothem lecz nie jest wścipska.
Ogólnie świetnie jak zawsze!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
;)
''P''
Jest exstra! Nie no bardzo realistycznie przedstwione ;))
OdpowiedzUsuńYuumi;))
Mam nadzieje że będziesz kontynuować to opowiadanie jest mega fajne ;)
OdpowiedzUsuń"Hakunna Matatta"