Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

ZDRADA W TEATRZE [61-70/123]

61.

Zapukali do drzwi. Otworzyła im kobieta koło czterdziestki, ale wyglądała na starszą. Zapadnięte, podkrążone oczy, potargane włosy. Wyglądała jakby dopiero wstała. Nawet się nie ubrała, była w szlafroku.
-Słucham?- spytała smutnym głosem.
-Dzień dobry, pani Letz?- odezwał się Booth.
-Tak, to ja…

-FBI Agent Specjalny Seeley Booth, to moja partnerka Dr Temperance Brennan z Instytutu Jeffersona. Możemy zająć pani chwilkę?
-FBI? Proszę…- uchyliła drzwi i wpuściła ich do środka. Weszli do salonu. Dom wyglądał na zaniedbany. Wszędzie walały się ubrania, chusteczki, stały puste kubki po herbacie i kawie, kilka talerzy.- Przepraszam za ten bałagan, ale ostatnio nie mam głowy do sprzątania…- powiedziała obojętnie kobieta, robiąc im miejsce na kanapie.- Napiją się państwo czegoś?
-Nie, dziękujemy, pani Letz.- grzecznie odmówił Booth. Kobieta usiadła na fotelu i dopiero teraz spojrzała na Bones. W jej oczach pojawiły się łzy.
-Co się stało?- spytała Bren.
-Przepraszam… Ja…- Bones podała jej chusteczkę. Kobieta otarła łzy- Dziękuję. Przepraszam, ale… jest pani podobna do mojej córki… Macie bardzo podobne rysy twarzy… Moja córka zniknęła tydzień temu… Nie wróciła z zajęć baletu… I nie wiem co się z nią stało…- ponownie otarła łzy.
-My przyjechaliśmy właśnie w tej sprawie- zaczął Booth
-Znaleźliście moją córkę?- spytała z lekką nutą nadziei w głosie.
-Obawiam się, że tak..
-Czy… O nie… FBI… słynna antropolog sądowa… Coś się stało, prawda?- na twarzy kobiety momentalnie pojawił się strach.
-Tak. Bardzo nam przykro, ale… pani córka nie żyje…- Booth starał się powiedzieć to najdelikatniej, jak tylko mógł, ale niewiele to pomogło. Na dźwięk tych słów kobieta wpadła w histerię. Nie mogła przestać płakać.
-Nie żyje?! Mój Boże… to nie może być prawda… Amanda… Co…? Jak to? Co się stało?- mówiła przez łzy.
-Znaleźliśmy ją w parku…
-Mój Boże…
-Przepraszam, ale będziemy musieli zadać pani kilka pytań. Jest pani w stanie odpowiedzieć?- kobieta nie odezwała się- Potrzebujemy jak najwięcej informacji, żeby móc złapać mordercę, pani Letz. Musimy zrobić to jak najszybciej.
-R… rozumiem… Niech pan pyta… postaram się odpowiedzieć…
-Czy pani córka miała jakiś wrogów? W szkole, w szkółce baletowej?- pytał agent.
-Nie. Z tego, co wiem była raczej lubiana w klasie. Nie skarżyła się…
-A czy w jej życiu zdarzyło się ostatnio coś niepokojącego?
-Nie. Wszystko było normalnie. Uczyła się, cały wolny czas poświęcała na taniec… Zbliżał się festiwal w szkole i… ciągle siedziała na próbach. Bardzo jej zależało.
-Czy Amanda miała jakiegoś chłopaka, przyjaciółkę?- spytała Brennan.
-Ma przyjaciółkę. Chłopak? Jakiś czas temu umawiała się z jednym, ale szybko to skończyła. Mówiła, że jednak nie jest jeszcze gotowa na związek i… nie chciała go krzywdzić…
-Krzywdzić?
-Tak. Taniec był dla niej najważniejszy, a przez próby nie miała wiele czasu na życie towarzyskie, a już tym bardziej na umawianie się z chłopakiem. Kłócili się i w końcu zerwali. Rozstali się w przyjaźni. Nawet potem kilka razy się spotkali. Z tego co mówiła dobrze im się razem układało. Oboje byli zadowoleni z tego układu.
-Będę potrzebował nazwiska przyjaciółki i tego chłopaka- Booth wyjął notes z kieszeni.
-Jej przyjaciółka to Anika Sus, mieszka niedaleko na tej samej ulicy… 55… a ten chłopak… Mike Tener, on mieszka w innej dzielnicy… Nice Street 15, to dzielnica domków jednorodzinnych.- Booth wszystko zanotował.
-Czy… moglibyśmy obejrzeć pokój córki?- spytała Bones- Może uda nam się znaleźć jakieś informacje potrzebne w śledztwie.
-Tak… Proszę ze mną- kobieta podniosła się i wyszła z salonu. Za nią poszli Booth i Bones. Weszli po schodach na strych. Kobieta otworzyła drzwi do pokoju i gestem zaprosiła partnerów.
-Jej pokój… to było jej ulubione miejsce w domu. Nie chciała mieszkać w normalnym pokoju. Tutaj miała przestrzeń, mogła tańczyć… Mówiła, że ten strych ma niesamowitą moc i że jak tutaj tańczy, to czuje się wolna…- powiedziała. Partnerzy weszli do środka. Rzeczywiście strych wydawał się bardzo przestrzenny. W rogu był urządzony kącik, w którym stało łóżko z czerwonymi zasłonami, obok niewielkie biurko, mała szafka z pucharami. Na ścianach zamiast standardowych tapet były duże zdjęcia znanych baletnic, fotografie z różnych spektakli tanecznych. W innym rogu urządzona była garderoba. Szafa, szafka z lusterkiem, na stoliku dużo przeróżnych kosmetyków, niedaleko kolekcja butów do tańczenia i stroje do baletu. Nad toaletką, na lustrze i obok przyklejone były różne zdjęcia dziewczyny w tańcu. Od najmłodszych lat do obecnych.  Środek strychu był wolny, wyłożony specjalnym parkietem do tańca. Na jednaj z ścian był drążek do ćwiczeń i duże lustro. Booth i Bones rozglądali się po królestwie dziewczynki.
-Widać, ze bardzo kochała balet…- szepnęła Bones do Bootha.
-Tak… Jej pokój wygląda jak profesjonalna sala do tańca…- Booth również szepnął. Bren zbliżyła się do biurka.
-Nie będzie miała pani nic przeciwko, jak zajrzę do szuflad?- spytała kobiety, która stała w drzwiach i ze smutnymi, nieobecnymi oczami wpatrywała się w pokój utraconej córki.
-Nie. Bardzo proszę…- odpowiedziała cicho. Bren otworzyła szufladę. W środku nie było nic nadzwyczajnego, ołówki, kartki, gumki do mazania, temperówki. W drugiej szufladzie również nic specjalnego. Na półce znalazła kilka rysunków przedstawiających baletnice. Bones wstała i spojrzała na mały regał niedaleko biurka. Same książki o tańcu, album ze zdjęciami, kilka pluszaków.  Booth podszedł do szafy, na dole znalazł niewielkie pudełko po butach. Otworzył je. W środku znalazł pamiętnik dziewczyny.
-Pani Letz…- zwrócił się do kobiety- Czy moglibyśmy pożyczyć pamiętnik Amandy? Może zawierać ważne dla nas informację. Może napisała coś o czym nie chciała z nikim rozmawiać. Nasz psycholog by się tym zajął. Kto wie, może naprowadzi nas to na jakiś ślad.
-Jeśli to może pomóc w schwytaniu mordercy… to nie mam nic przeciwko…
-Dziękuję. Dobrze by też było, żeby specjalista obejrzał pokój. Możemy podesłać go do pani?
-Tak…
Bones podeszła do zdjęcia na ścianie, na którym była cała rodzina. Uśmiechnięta Amanda z mamą i tatą.
-Pani Letz…- zaczęła Bren- A gdzie jest pani mąż?
-Wyjechał na delegację i szkolenie. Trzy tygodnie…
-Nie było go w mieście, jak pani córka zaginęła?- spytał Booth.
-Nie. Dzwonił kilka dni temu, jest w Egipcie. Badają tam jakąś kulturę i mają jakieś spotkania… nie wiem dokładnie o co w nich chodzi, ale ja nigdy nie wiedziałam czym dokładnie zajmował się mój mąż. Rzadko bywał w domu, często gdzieś wyjeżdża.
-Rozumiem. Dziękujemy pani.- powiedział Booth i oboje z Bones skierowali się do drzwi- Jeśli będziemy mieli jakieś informacje, damy pani znać.
-Dziękuję…
Wszyscy troje zeszli na dół. Kobieta odprowadziła ich do drzwi.
-Agencie Booth…- zatrzymała Seeley’ego- Proszę znaleźć osobę, która zamordowała moją córkę…
-Znajdziemy, pani Letz. Obiecuję- powiedział Booth.
Chwilę potem siedzieli w SUVie i jechali odwiedzić przyjaciółkę Amandy.


62.

-Będziemy musieli wysłać tam Sweetsa- powiedział Booth.- Musi przyjrzeć się temu pokojowi. Może w czymś nam to pomoże.
-Mam nadzieję. Booth czemu nie powiedziałeś jej wszystkiego?
-Masz na myśli tego, że jej córka przed śmiercią została zgwałcona?
-Tak. Wiem, że to straszne, ale czy nie powinna wiedzieć?
-Myślę, że nie chciałaby tego wiedzieć, Bones.
-Domyślam się…
-Czasem lepiej nie mówić takich rzeczy. W jej życiu i tak już jest dużo bólu.
-To prawda. Może dobrze, ze tego nie wie. Ale…Booth, ona… Ona tak strasznie cierpi. Widziałeś, jak wygląda jej dom… jak wygląda ona…
-Tak Bones… Nie ma nic gorszego na świecie, jak stracić ukochane dziecko. Jedyne dziecko…
-A jej mąż? Zamiast do niej wrócić, woli pracować… Zamiast być przy żonie i ją wspierać to… ech… a ludzie mi się dziwią, że nie wierzę w małżeństwo.
-Nie wszystkie małżeństwa takie są, Bones. Są szczęśliwe rodziny, które wzajemnie się wspierają, a miłość, która łączyła ich na początku nigdy nie znika, tylko z każdym dniem jest coraz silniejsza.
-Nie możesz być pewny, że do końca życia będziesz kochał tylko tą jedną osobę. Gusta i potrzeby się zmieniają. Nie jesteśmy stworzeni do monogamicznych związków. Człowiek potrzebuje zmian. Nie potrafi się wiązać.
-Jeśli jakieś małżeństwo się rozpada, jeśli pojawia się zdrada, to znaczy jedno: ci ludzie nie byli dla siebie stworzeni. Czasem się zdarza, że ludzie mylą miłość z pożądaniem, fascynacją, biorą ślub, a po kilku latach dociera do nich, że to jednak nie to. Ale istnieje miłość czysta, piękna, tak silna, że nie ważne ile mija lat, ona jest i będzie.
-Ciężko mi w to uwierzyć.
-Powinnaś spróbować. Dla każdego z nas jest gdzieś na świecie ta druga połówka. Trzeba tylko dać sobie szansę i nie bać się.
-Ja chyba jednak jestem osobą, która nie ma tej drugiej połówki, Booth. Kiedyś, jak byłam mała nawet w to wierzyłam, ale teraz już wiem, że dla mnie nikogo nie ma.
-Nie masz racji Bones. Jestem pewien, że ktoś jest. Musisz tylko otworzyć oczy.
-Przecież mam otwarte.
-Bones, Bones, miałem na myśli, że nie możesz z góry zakładać, że nikogo nie masz i od razu się zamykać. Po prostu patrz, obserwuj, a jestem pewien, że w końcu to w sobie odkryjesz.
-Może…
Dojechali na miejsce. Awest Street 55- mieszkanie przyjaciółki ofiary.
Wysiedli z samochodu i podeszli do drzwi. Zadzwonili i po chwili otworzyła im młoda dziewczyna.
-Tak?
-Witam. Agent Specjalny Seeley Booth z FBI, to moja partnerka Dr Temperance Brennan- zaczął Booth- z Instytutu Jeffersona…
-A, Dr Brennan, oczywiście, poznaję. Czytałam wszystkie pani książki, są niesamowite. Widziałam nawet panią w teatrze, kilka dni temu. Ma pani niezwykły talent.- przerwała mu dziewczyna.
-Dziękuję.- odpowiedziała Bones.
-Masza to najwspanialsza postać. Każda marzy, żeby ją zagrać, ale myślę, że teraz każda będzie się bała podjąć grania tej roli. Po tym, jak pani się w nią wcieliła… Aktorki będą bały się krytyki i porównań.
-Czy ty jesteś Anika Subs?- wtrącił się Booth.
-Tak- odwróciła wzrok w stronę agenta.
-Przyjaciółka Amandy Letz, tak?
-Tak. O co chodzi?
-Możemy chwilę porozmawiać o Amandzie?
-Jasne. Chodźmy do ogrodu- poszli na tył domu, gdzie znajdował się piękny mały ogródek. Usiedli na tarasie- Zaraz wracam- dziewczyna weszła do domku.
-Ładny ogród, co Bones?- spytał Booth z uśmiechem.
-Jak każdy inny. Nie widzę w nim nic nadzwyczajnego- powiedziała Bones rozglądając się dookoła
-Oj, Bones…
-Ładny jest- uśmiechnęła się Bren- Naprawdę ładny.
Anika wróciła z dzbankiem soku pomarańczowego i trzema szklankami. Postawiła na stole i nalazła.
-Proszę- podała szklanki Bren i Boothowi.
-Dziękujemy, nie trzeba było- powiedział Seeley.
-Świeży sok z pomarańczy jeszcze nikomu nie zaszkodził- uśmiechnęła się dziewczyna, upiła łyk i siadła na krzesełku.- O czym chcieli państwo ze mną porozmawiać?
-O twojej przyjaciółce.- Booth odstawił szklankę i przybrał poważną minę- Kiedy ostatnio się z nią widziałaś?
-Ponad tydzień temu. Niedawno wróciłam z wycieczki i jeszcze nie miałyśmy okazji się spotkać. Ale czemu o nią pytacie?
-Prowadzimy śledztwo… Przykro nam to mówić, ale znaleźliśmy Amandę…
-Znaleźliście? Zgubiła się, czy co?
-Zaginęła tydzień temu- kontynuował Booth.
-Nic o tym nie wiedziałam. Ale znaleźliście ją, więc…- przerwała.
-Tak, znaleźliśmy… Niestety, Aniko, twoja przyjaciółka, została zamordowana.
-Co?! Żartujecie sobie ze mnie?- spytała spanikowana.
-Nie. Nie mamy w zwyczaju żartować z morderstwa.
-Zamordowana?- Anika wstała- Ale, jak to się stało? Przecież… Ona była taka, taka normalna, niewinna, grzeczna, nigdy nikomu nic nie zrobiła, nie powiedziała nic przykrego… kto mógłby chcieć jej śmierci?- spojrzała na Bootha ze łzami w oczach.
-Właśnie nad tym pracujemy. Próbujemy ustalić, kto jest sprawcą. Dlatego musimy zadać ci kilka pytań.
-Boże… Amanda…- dziewczyna płakała, opadła na krzesło i schowała twarz w dłoniach.
-Aniko…- tym razem odezwała się Bones. Położyła rękę na ramieniu dziewczyny- Wiesz coś o jej problemach? Miała jakieś kłopoty, coś o czym nie powiedziałaby matce, ale z czego zwierzyłaby się najlepszej przyjaciółce?
-Nie… Od czasu zerwania z tym chłopakiem nic się nie działo…- mówiła przez łzy.
-A kiedy była z Mikem? Mieli jakieś kłopoty?
-Oprócz tego, ze przestali się dogadywać… nie… po rozstaniu była trochę przybita… mówiła, że naprawdę go pokochała, ale nie była w stanie się zaangażować… Za bardzo kochała taniec. Tu ją rozumiem..  ja kocham teatr i jest dla mnie najważniejszy. Rozumiałyśmy się. Ja też nie mogłam utrzymać żadnego związku… wie pani, próby… dużo prób… brak czasu.
-Powiedz mi, czy Amanda współżyła z tym chłopakiem?
-Tak. Opowiadała mi o pierwszym razie… Oboje tego chcieli. Byli wtedy bardzo szczęśliwi. Była taka podekscytowana… Ale matce nic nie powiedziała. Bała się. Tylko ze mną o tym rozmawiała. Potem bała się, że może być w ciąży, bo źle się czuła, ale okazało się, ze to przez jej tryb życia. Złe odżywianie, ciągłe próby… Baletnice tak mają… Ścisła dieta..
-To prawda. Tryb życia baletnic powoduje nawet zanikanie okresu.
-Tak. To był też jeden czynnik, który spowodował, że bała się, że jest w ciąży. Opowiadała mi, że dwa miesiące nie miała okresu, ale lekarz jej wszystko wyjaśnił. Dał jakieś lekarstwo i wszystko się ustabilizowało.
-Czy Amanda mówiła ci kiedyś o jakichś zatargach w jej grupie baletowej?- tym razem spytał Booth.
-Z tego co wiem tworzyli bardzo zgraną grupę. Wszyscy się przyjaźnili. W tańcu to jest ważne. Wszyscy muszą sobie ufać i dobrze się czuć razem. Wspominała coś kiedyś o jakimś chłopaku, który… podejrzewała, ze się w niej zakochał.
-Wiesz o kim mówiła?
-Niestety. Tego mi nie powiedziała. Nie chciała… Mówiła, że go lubi, ale nic poza tym… że nie chce o nim myśleć…
-Rozumiem. Aniko, jeśli byś sobie coś przypomniała, jakiś szczegół, który wyda ci się ważny, proszę zadzwoń do nas- Booth podał jej wizytówkę.
-Oczywiście… Znajdziecie tego człowieka, prawda?
-Tak, Aniko. Znajdziemy.
Na ganek wyszli rodzice Aniki.
-Dzień dobry- powiedział mężczyzna. Anika rzuciła się na szyję ojca
-Tato! Amanda nie żyje. Została zamordowana!- płakała w ramiona taty.
-Co? Mój Boże…
-Ci państwo są z FBI…
-Agent Specjalny Seeley Booth- Booth wstał i podał rękę mężczyźnie.
-Dr…- zaczęła Bones,
-Dr Temperance Brennan, miło mi. Wiem, słynna antropolog, czytałem pani książki. Byliśmy niedawno całą rodziną na pani spektaklu.
-Anika wspominała…- powiedziała Bren podając rękę mężczyźnie.
-Co się stało Amandzie?- wtrąciła się matka Aniki.
-Prowadzimy śledztwo.- powiedział Booth.
-Kto mógł to zrobić?
-Na razie tego nie wiemy. Musimy zebrać wszystkie możliwe informacje…
-Znajdźcie go… To była taka kochana dziewczyna. Traktowaliśmy ja jak drugą córkę. Była dla nas jak rodzina.
-zrobimy wszystko, żeby dopaść tego, kto jej to zrobił. Teraz już musimy iść. Jeśli mieliby państwo jakieś informacje mogące nam pomóc, dałem Anice moją wizytówkę. Proszę dzwonić.
-Oczywiście.
-Do widzenia, państwu- powiedzieli Booth i Bones.
- Do widzenia- odpowiedzieli.
Partnerzy wrócili do samochodu i udali się do Mike’a. Okazało się jednak, że nie ma go w domu. Wraca jutro.
Ponownie w samochodzie:
-Zgłodniałem- powiedział Booth.
-Ja też.
-Royal Dinner?
-Tak.
Ruszyli do ulubionej jadłodajni.


63.

Royal Dinner.

Usiedli jak zawsze przy swoim stoliku, zamówili jedzenie i chwilę potem pochłaniali podane dania.
-Jutro musimy odwiedzić szkołę Amandy. Dziś już za późno. O tej godzinie nie ma lekcji, więc raczej nikogo nie spotkamy- zaczął Booth.
-Pewnie nie. Angela sprawdzała kiedy mają próby w szkółce baletowej…- mówiła Bones- Kolejna jest dopiero jutro wieczorem, dziś mają wolne.
-Czyli jutro musimy sprawdzić obie szkoły. Mam nadzieję, ze czegoś się tam dowiemy.
-Ja też. Chciałabym żeby ta sprawa skończyła się jak najszybciej.
-Ja też, Bones. Obyśmy nie mieli do czynienia z seryjnym gwałcicielem.
-Mam nadzieję, że nie będzie kolejnych ofiar.
-Nie dopuścimy do tego.- nastała chwila ciszy, oboje myśleli nad sprawą. Po kilku minutach odezwał się Booth-  Jak myślisz, Bones… Czy ktoś mógłby ją zabić z zazdrości o ten konkurs?
-Nie wiem. Szczerze mówiąc nie bardzo mi to pasuje. To nie jest zwykłe morderstwo. Nie zapominajmy, że ma podłoże seksualne. To był brutalny gwałt. Czemu ktoś zazdrosny o konkurs miałaby ją wykorzystać przed śmiercią? Poza tym, raczej zazdrosna byłaby kobieta… a nie mężczyzna… to nie pasuje do siebie, Booth.
-Tak… Chyba, że była ich dwójka…
-Nie znaleźliśmy na razie żadnych śladów, które wskazywałaby na to, że napastników było dwóch. Nawet jeśli brałaby udział w tym jakaś dziewczyna, to myślisz, że jej chłopak czy kolega, zgwałciłby ją na jej oczach?
-Ludzie są różni…
-Na razie nie mamy na to dowodów, Booth. Nie możemy sobie gdybać. Musimy znaleźć wszystkie informacje, jakie tylko są… Opracować dokładny scenariusz… Pogadać z ludźmi, wyciągnąć od nich, co tylko się da i… rozwiązać tą sprawę.
-Racja, Bones. Po prostu staram się znaleźć jakiś motyw… Ale… tak, to nie pasuje… Jutro pogadamy z dzieciakami ze szkół, może ktoś coś wie…
-Mam nadzieję.
Skończyli jeść.
-Booth podrzucisz mnie do Jeffersonian?
-Jasne, Bones i przyjadę po ciebie wieczorem.
-Nie trzeba… Znam drogę do domu…
-W to nie wątpię, ale znając ciebie, jak zaczniesz pracować to do niego nie dojdziesz i rano dowiem się, że spałaś na kanapie w Instytucie. Nie pozwolę ci na to. Człowiek musi normalnie spać.
-Booth, dam sobie radę. Przez całe życie tak pracowałam i jak widzisz nic mi nie jest.
-Jasne, ale przez całe życie nie było nikogo, kto by cię przypilnował. Teraz masz mnie, więc… nie pozwolę ci siedzieć po nocach. Wszystkim nam zależy na rozwiązaniu tej sprawy, ale jutro też jest dzień.
-Ok.
-Ok.? i bez żadnych więcej protestów?
-I tak wiem, że przyjedziesz, nawet gdy mówię ci, ze tego nie potrzebuję- uśmiechnęła się do agenta- I wiem, że jak nie pójdę z tobą po dobroci, możesz posunąć się do rękoczynów i… wynieść mnie z Jeffersonian, a na to ci nie pozwolę, więc… ok.
-Wow, Bones. Zaskoczyłaś mnie- patrzył na nią ze zdumieniem.
-Czemu?
-Zawsze najpierw się ze mną kłócisz…
-Nigdy się z tobą nie kłócę, my tylko wymieniamy poglądy… No dobra… raz się kłóciliśmy, z mojej winy… i wcale mi się to nie podobało i nigdy nie chcę tego powtarzać.
-To nie była tylko twoja wina, Bones. To ja dałem ciała.
-Co, proszę? Jakiego ciała? O czym ty mówisz- popatrzyła na partnera z miną „nie wiem co to znaczy”
-Oj, Bones… to znaczy, że spaprałem robotę. Za bardzo emocjonalnie do tego podszedłem, ale wiesz… jestem twoim przyjacielem i muszę cię chronić, nawet jeśli tego nie chcesz.
-Nie możesz mnie przed wszystkim chronić Booth.
-Owszem mogę- posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów- I będę to robił, czy tego chcesz, czy nie. Jesteśmy partnerami, przyjaciółmi i nie pozwolę, żeby kiedykolwiek coś ci się stało. Nigdy, Bones. Pamiętaj o tym. I zrobię to nawet, gdyby miał… zaryzykować spotkanie z twoją pięścią. Oj… tak twój cios, wtedy na tym pogrzebie… to było coś. Jak o tym pomyślę to mi się gwiazdki przed oczami pokazują. To bolało- ponownie się uśmiechnął
-Należało ci się, Booth.
-Wiem… Dobra- wstał- To co do Jeffersonian?
-Tak- również wstała, zebrali swoje rzeczy i wyszli z Royal Dinner.


64.

Podjechali pod Instytut.
-Do wieczora, Bones- powiedział z uśmiechem Seeley.
-Do zobaczenia… samcze-alfa- uśmiechnęła się szeroko i wysiadła z samochodu. Booth czekał aż wejdzie do Jeffersonian.
-Twój samcze-alfa, kochanie- powiedział do siebie- Tylko twój, na zawsze- odjechał do siedziby FBI.

-Hej sweety!- Angela od razu zaatakowała przyjaciółkę.
-Cześć, Ange- odpowiedziała- Wiecie coś nowego?
-Chyba tak. Zrobiłam rekonstrukcję wydarzeń na Angelatorze, chodź…- pociągnęła Bren za rękę. Weszli do gabinetu artystki, tam już czekali Cam, Hodgins i Wendell. Angela włączyła wizualizację. Pojawiły się dwie postaci, młodej kobiety, wzrost ok. 160 centymetrów i mężczyzny, silnie zbudowanego, wyższego od ofiary, około 180 centymetrów.- Bazując na wszystkich zebranych dowodach, wprowadzając wszystkie informacje dotyczące uszkodzeń tkanki i kości, odtworzyłam przebieg zdarzeń- mówiła artystka.
-Na pozostałych tkankach ofiary znalazłem różne cząsteczki- zaczął Hodgins- ofiara już przed śmiercią na pewno była w parku. Znalazłem pyłki trawy i środki odżywcze, którymi ją spryskują w tamtym parku. Dodatkowo z tkanek, ze szczęki pobrałem cząsteczki, zbadałem i okazało się, ze to zwykłe drewno…
-Drewno skąd?- spytała Cam.
-Z kory jednego z drzew.
-Ofiara musiała zostać uderzona o to drzewo…- wtrąciła Bren- stąd to wgłębienie na szczęce. Kształt pasuje…
-Tak.- potwierdziła Ange- Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, plus sposób rozdarcia ubrań… mamy dokładny obraz wypadku z tamtego dnia. Rosa, którą znalazł Hodgins mówi nam o porze dnia… późny wieczór.
-To by pasowało do dnia, w którym zniknęła. Droga do jej domu ze szkoły baletu prowadzi przez park. Tam musiał ja dopaść.
-Tak… Ok., wyglądało to tak..- Ange uruchomiła Angelator… Młoda dziewczyna idzie alejką, za nią podąża mężczyzna. Dopada ją, zatyka ręką usta, wykręca jej rękę do tyłu. Dziewczyna próbuje się uwolnić, mocniej wykręca rękę…
-Tu.. Moment, w którym kość łokciowa zostaje złamana i zmiażdżona…- powiedziała Bren wskazując obraz.
-Tak. Tak mocno wykręcił jej rękę, że kości nie wytrzymały i… pękły- powiedziała Ange.
-Ten ktoś musi mieć dużo siły- dodała Bones w zamyśleniu i dalej obserwowali.
Napastnik pchnął dziewczynę na pobliskie drzewo, mocno, ofiara uderza o nie brodą.  W ten sposób powstał ślad na kości. Cały czas trzyma ją przypartą do pnia. Bije, by ją osłabić. Powala na ziemię i zrywa część odzieży.
-Tą część pominiemy…- powiedziała cicho Angela- Każdy wie, co się stało…
-W porządku, Ange?- spytała Cam spoglądając na artystkę.
-Tak, tylko… no wiecie… Przejdźmy do momentu po…- obraz przeskoczył, ofiara nadal się szarpie, napastnik zaciska ręce na jej szyi… chwila i dziewczyna leży nieruchomo. Nerwowo wkłada na nią część ubrań…
-To tyle…- powiedziała Angela- wnioskując z niedbałego sposobu w jaki ją ubierał…
-Wygląda na to, ze nasz napastnik przestraszył się tego, co zrobił…- dodała Cam- Jakby nie planował morderstwa…
-To go nie usprawiedliwia- Ange spojrzała na Saroyan.
-Wiem, Ange.- odpowiedziała- Ale ta informacja też jest dla nas ważna. Być może usłyszał kogoś, dziewczyna zaczęła krzyczeć, przestraszył się i… udusił ją. Nic nie usprawiedliwia jego czynów, nic… Za sam gwałt powinien być wykastrowany i zamknięty!- Cam była wyraźnie poruszona.
-Czy ofiara została zabita dokładnie w tym samym miejscu, w którym ja odnaleziono?- spytała Brennan- To trochę dziwne, ze przez tydzień nikt nie widział ciała… Hodgins?
-Nie. Na pewno zamordowano ją w tym parku, ale nie dokładnie w tym miejscu. ciało zostało przeniesione- odpowiedział- Na miejscu znalezienia ciała byłby dodatkowe cząsteczki.. kwiaty, dokładniej chwasty, koniczyna pospolita, na jej ciele niczego takiego nie znalazłem.
-Możesz określić miejsce, z którego pochodzą te cząsteczki?
-Tak. Są tylko w jednym miejscu w całym parku. Ogrodnicy co jakiś czas pielęgnują zieleń, ale sprawdziłem i do tego miejsca nie dotarli.
-Będzie trzeba tam pojechać. Może znajdziemy jakieś dodatkowe ślady…- wtrącił Wendell.
-Tak i to jak najszybciej. Nie możemy pozwolić, żeby ludzie zatarli ślady.- powiedziała Bones zdecydowanym tonem- Dr Saroyan?
-Tak, Dr Brennan- kiwnęła głową Cam.
-Hodgins, będę cię potrzebować- Bren zwróciła się do Jacka.
-Praca w terenie? Dla mnie bomba- uśmiechnął się.
-Zawiadomię Bootha… Niech zabezpieczą teren- powiedziała wyciągając telefon, odeszła na bok.
-Cam, myślę, że powinniśmy ściągnąć Sweets- powiedziała Ange.
-Tak. Masz rację. Może twoja rekonstrukcja wydarzeń pomoże mu w ustaleniu profilu mordercy… zadzwonię do niego. Świetna robota, Ang- Cam wyszła z gabinetu.

W tym samym czasie w siedzibie FBI. Agent przeszukuje sieć w poszukiwaniu informacji na temat szkoły baletowej i ofiary. Dzwoni telefon. Podnosi i uśmiecha się.
-Siemka Bones.
-Booth, znamy miejsce zbrodni- odzywa się Brennan.
-To już coś.
-Musicie zabezpieczyć teren. Zaraz wyślę ci mapkę, na której Hodgins zaznaczył miejsce. Jedziemy tam…
-Ok. wpadnę po ciebie…
-Nie, nie ma na to czasu Booth. Jedź na miejsca i dopilnuj by nie zadeptali dowodów. Poradzimy sobie. Jadę z Hodginsem.
-Ok., ok. to wysyłaj mapkę, ja zbiorę ekipę i ruszamy. Spotkamy się na miejscu.
-Jasne. To pa.
-Pa- rozłączyli się. Booth chwycił marynarkę i wyszedł z biura, zawiadomić Cullena i zebrać ekipę.

Jeffersonian
-Jack, wyślij Boothowi mapę z zaznaczonym miejscem zbrodni- powiedziała Bren- Idę po rzeczy. Za 10 minut spotykamy się przy wyjściu.
-Robi się, Dr Brennan- powiedział i od razu pognał do swojego gabinetu. Bones poszła do siebie po rzeczy. 10 minut później już byli w samochodzie Jacka…


65.

Dojechali na miejsce. Tam już roiło się od agentów i tłumu gapiów. Niby zbliżał się wieczór, a ludzie i tak sobie nie odpuszczą…. Wszystko oddzielone było żółtą taśmą. Bren i Hodgins wysiedli z samochodu już w kombinezonach, zabrali potrzebne rzeczy i ruszyli w kierunku Bootha, który nad wszystkim czuwał.
-Bones!- krzyknął widząc zbliżającą się antropolog.
-Już jesteśmy. Dzięki Booth- powiedziała z uśmiechem.
Zaczęło się przeszukiwanie terenu. Robiło się szarawo, więc Bones, Jack i Seeley chodzili z latarkami dokładnie przeszukując każdy skrawek ziemi, drzew, krzaków, wszystkiego co było.
Minęło pół godziny i wreszcie trafili na jakiś ślad.
-Dr Brennan!- krzyknął nagle Hodgins- Chyba znalazłem!- Bones i Booth ruszyli w jego kierunku. Jack stał przy pniu jednego z drzew. Podnieśli latarki i świecili w miejscu mniej więcej na wysokości ramion. Bren wyjęła z torby aparat
-Booth? Możesz też tu poświecić?
-Jasne, Bones- skierował promień światła w wyznaczone miejsce. Bones zrobiła kilka zdjęć.
-Wygląda na to, że tutaj napastnik zaatakował dziewczynę…
-Na to wygląda Dr Brennan- powiedziała Jack- Kora jest uszkodzona, akurat na poziomie osoby o jej wzroście… pobiorę próbki- wyjął z torby potrzebne przyrządy i zabrał się za zbieranie dowodów. Bones oddaliła się od tego miejsca i przeszukiwała krzewy biegnące wzdłuż alejki… Coś małego, błyszczącego przyciągnęło nagle jej uwagę, podeszła bliżej, poświeciła latarką… Znalazła, wyjęła rękawiczki i torbę na dowody, schyliła się…
-Bones! Znalazłaś coś?- krzyknął nagle Booth widząc, że jego partnerka kuca przy krzakach.
-Tak!- podszedł do niej. Bren uniosła znaleziony przedmiot do góry i pokazała partnerowi- Telefon komórkowy. Możliwe że należał do ofiary…- włożyła do torebki na dowody- Może Angela będzie w stanie coś z niego wyciągnąć.
-Dr Brennan!- tym razem krzyknął Hodgins- Tu jest coś jeszcze!- Partnerzy wrócili do Jacka. Podał Bren znalezioną rzecz…
-To kieł…- powiedziała przyglądając się maleńskiej kości
-Ząb?- spytał Booth.
-Tak, z pewnością ludzki…
-Mógł należeć do ofiary?
-Nie. W jej szczęce nie brakowało żadnego zęba. Była nienaruszona…
-Więc… to może być ząb mordercy?
-Tak…- wpatrywali się w kieł.
-Może wreszcie trafiliśmy na jego ślad… Trzeba to jak najszybciej sprawdzić.
-Zawieziemy go Dr Saroyan, nawet jeśli dziś zrobi test DNA, dopiero jutro wieczorem możemy mieć wyniki…
-Nie da się tego przyspieszyć?
-Nie. Chociaż… mogę spróbować zidentyfikować właściciela tego zęba… Jeśli oczywiście ma jakieś charakterystyczne zmiany, jakieś ślady leczenia, znaki…
-Świetnie.
-Ale to może okazać się bezużyteczne. Test DNA i tak będzie niezbędny.
-Musimy próbować wszystkiego.
-Zawsze też jutro możemy szukać w szkołach kogoś bez zęba- uśmiechnęła się- Ciężko jest ukryć brak kła.
-Tylko pozostanie nam jeszcze udowodnić temu osobnikowi, że popełnił morderstwo…
-Dostarczymy ci dowodów Booth. Czy kiedykolwiek cię zawiedliśmy?- spojrzała w jego czekoladowe oczy i uśmiechnęła się.
-Nie.  Wiem, ze możecie to zrobić, Bones- nagle atmosfera dziwnie się zagęściła… Hodgins zbierał jakieś próbki niedaleko, a Bren i Booth ciągle stali obok drzewa, blisko siebie, patrzyli sobie w oczy i nagle wszystko wokół straciło sens… Oboje czuli, że w środku nich coś się dzieje. To ten wzrok sprawiał, że czuli się inaczej… czuli, że coś niebezpiecznie ciągnie ich do siebie. Ale nic nie zrobili, tylko stali i wpatrywali się w siebie. Tą chwilę przerwał głos Hodgins:
-Ekhm… Przeszkadzam wam w czymś?- spytał z uśmieszkiem. Reakcja partnerów była natychmiastowa. Od razu oderwali od siebie wzrok i spojrzeli na Jacka.
-Znalazłeś coś?- spytała zmieszana Bren.
-Tak- Hodgins nadal się uśmiechał- Kawałki ubrania, jakieś niezidentyfikowane cząsteczki, pobrałem też próbki ziemi, roślinności, kory i wszystkiego, co jest dookoła.
-Dobrze.- powiedział Booth.
„Czemu zachowujecie się, jakby ktoś was na czymś przyłapał?” myślał Jack i patrzył podejrzliwie na przyjaciół
-Czemu się tak nam przyglądasz?- spytał agent.
-Nie… nie przyglądam się- uśmiechnął się i odszedł. Partnerzy też się rozdzielili. Coś się w tej krótkiej chwili między nimi zmieniło… Taka krótka chwila, ale oboje czuli… oboje? Na pewno, tylko jedno z nich nie chciało dowiedzieć się, co to było… to dziwne uczucie ciepła w sercu… Drugie z nich doskonale wiedziało, co oznacza to uczucie…
Kontynuowali poszukiwanie. Jednak już nic więcej nie znaleźli.
Po godzinie wrócili z powrotem do Jeffersonian.

Cam od razu pobrała próbkę do zbadania DNA. Jak tylko skończyła oddała kieł Brennan.
Bones siedziała i dokładnie przyglądała się znalezionemu zębowi. Booth stał nad nią i czekał na wyniki.
-Booth… nie mogę się skupić, jak tak stoisz nade mną…- powiedziała w końcu- rozpraszasz mnie. Może pójdziesz po kawę, czy coś…?
-Przepraszam Bones, po prostu… mam nadzieję, że coś znajdziesz i chciałem być przy tym…- odpowiedział.
-Jak coś znajdę dam ci znać.
-Ok., to może… zaczekam u ciebie w gabinecie?
-Ok. gdziekolwiek, tylko nie stój nade mną…
Booth poszedł do gabinetu pani antropolog.

Tymczasem u Angeli.
-Ange- do jej gabinetu wszedł Jack.
-Jack? Coś się dzieje?- spytała- Masz dziwną minę.
-Miałaś jak zawsze rację…
-Z czym?
-Jak to z czym? Chodzi mi o Bootha i Brennan.
-Nadal nie rozumiem…
-Ich ciągnie do siebie.
-To wiem. Ale czemu mi to mówisz?- nagle zmieniła ton na bardziej podekscytowany- Coś się wydarzyło?
-Tak myślę.
-Mów mi zaraz, co widziałeś!
-Ciszej, Ang.
-Mów…- dodała ciszej.
-Na miejscu zbrodni… kiedy szukałem różnych cząsteczek… dużo tego tam było…
-Przejdź do sedna, Jack. Nie mów mi o robakach.
-Ok… Odwróciłem się w ich kierunku i… widziałem dokładnie.
-Co?
-Tą chemię między nimi. Wiesz… wpatrywali się sobie w oczy i dokładnie widziałem w nich ten błysk i pożądanie. To bije od nich na kilometr.
-Mówiłam ci!
-Tak. Ale najlepsze były ich miny i zachowanie jak do nich podszedłem. Zupełnie, jakbym ich przyłapał na czymś nieprzyzwoitym.
-Jestem pewna, że ich wyobraźnia i myśli były daleko od miejsca zbrodni. Nawet wiem dokładnie gdzie. Jakieś ustronne, romantyczne miejsce…
-Tak.
-Jestem przekonana, że przed ich oczami pojawił się jeden piękny obraz. Wiesz… Ona i on, razem… pokój… duże łóżko… i taniec miłości. Jak oni mogą tego nie widzieć. Nie! Jak Brennan może tego nie widzieć?
-No właśnie.
-Trzeba będzie im w końcu pomóc. Brennan nigdy się nie odważy na żaden krok… Musimy coś wymyślić.- w oku artystki pojawił się błysk.
-Ty na pewno znajdziesz sposób, żeby ich ze sobą wyswatać.
-Oj tak, już ja im pokażę…

W innej części Instytutu… Bones nadal szukała jakiś śladów… ale niestety. Nie było nic niezwykłego dzięki czemu mogliby zidentyfikować właściciela zęba. Odłożyła dowód i poszła do partnera.
-I co, Bones?- spytał jak tylko weszła do swojego gabinetu.
-Niestety… Nic nie ma. Nie pomoże nam to. Musimy czekać na wyniki DNA…
-Kurcze!
-Przykro mi Booth…
-Przecież to nie twoja wina, Bones. Próbowałaś- znowu robiło się niezręcznie… Chwilę stali jak zaklęci…
-Nic więcej nie da się zrobić, sprawdziłam wszystko. Musimy jutro przesłuchać tych ludzi i czekać na wyniki…- powiedziała w końcu.
-Ok… To co? Zbieraj się Bones.
-Co?
-Mówiłem, że odwiozę cię do domu. Już późno. Cam już poszła, Jack i Ange pewnie zaraz też wyjdą…
-Cześć wam! Do jutra- krzyknęli nagle Jack i Ange, którzy właśnie zmierzali do wyjścia.
-Cześć!- odpowiedzieli.
-Mówiłem. Zostaliśmy sami. Chodź- podszedł do Bren i zdjął z niej fartuch. Jak tylko dotknął jej ramion, przez ciało Bones przeszedł przyjemny dreszcz „Co się ze mną dzieje?” pomyślała. „Nigdy tak na niego nie reagowałam…”- Jedziemy do domu.
-Ok…
Zebrali rzeczy i chwilę potem już byli w SUVie w drodze do domu. Milczeli…


66.

Booth zatrzymał się pod mieszkaniem Brennan… Nadal nie rozmawiali… Siedzieli chwilę w ciszy w samochodzie… W końcu odezwał się Seeley…
-Bones…
-Booth… proszę cię. Nie rozmawiajmy o tym.
-Bones, przecież dobrze wiesz, że coś się między nami stało… Niby to było nic, ale myślę, że przestraszyłaś się, jak Jack do nas podszedł… Nie musimy o tym teraz rozmawiać jeśli nie masz ochoty, ale proszę cię o jedną rzecz. Możesz coś dla mnie zrobić?
-Mogę…- powiedziała cicho.
-Nie oddalaj się teraz ode mnie. Jeśli tak wolisz, zapomnijmy o… o tym, ale nie buduj wokół siebie tego muru.
-jakiego muru? Ja nie buduję…
-Przenośnia- powiedział z lekkim uśmiechem.- Proszę cię, żebyś nie odcinała się od świata. Jeśli się czegoś boisz… nie uciekaj… wiedz, ze ja zawsze jestem obok ciebie i będę cię chronił. Obiecałem ci i nie złamię danego słowa. Nie uciekaj i nie oddalaj się ode mnie…
-Nie chcę się od ciebie oddalać, Booth. Jesteś moim najlepszym przyjacielem… Nie wyobrażam sobie ż…- zamilkła, o mały włos tego nie powiedziała „Co ty robisz Brennan” skarciła się w myślach „Nie możesz mu tego powiedzieć, nie kiedy nie jesteś pewna… Nie teraz… nie wiem czy kiedykolwiek…- Nie wyobrażam sobie współpracy z kimś innym.- dodała po chwili- Nie chcę…
-Dziękuję Bones- Booth i tak wiedział, co chciała powiedzieć, to dało mu nadzieję. Teraz tylko delikatnie i powoli musi jej jeszcze pomóc się otworzyć i… musi jej udowodnić, ze jemu może zaufać w każdym względzie. On nigdy jej nie opuści.- To co? Rano przyjeżdżam po ciebie i jedziemy do tej szkoły, tak?
-Jasne.
-Kupię po drodze kawę… będzie nam potrzebna.
-Ok. Dziękuję Seeley…- kolejna niespodzianka, kolejny sygnał… Nigdy nie mów do niego po imieniu. Coś się w niej zmienia. Toczy jakąś wewnętrzną walkę i Booth musi jej w niej pomóc. Może wreszcie się uda? Bren wysiadła z samochodu
-Dobranoc, Booth- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Dobranoc, Bones- odpowiedział jej również z uśmiechem- I pamiętaj o…
-Zamknięciu drzwi- dokończyła za niego- Pamiętam.
-Dobrze.
-Pa..
-Pa, Bones…
Bren poszła do swojego mieszkania. Booth oczywiście poczekał, aż zapali się światło. Kiedy już był pewien, ze bezpieczna jest w domu, mógł w spokoju odjechać.
Na górze…
-Co się ze mną dzieje?- pytała sama siebie- Czemu tak reaguję na jego dotyk, obecność… Kiedy na mnie patrzy czuję, że moje ciało ogarnia fala gorąca… Jeszcze nigdy się tak nie czułam.- poszła do łazienki. Zrzuciła ubranie i weszła pod prysznic. Nie przestawała o nim myśleć…
-Czy to pożądanie? Booth jest idealny… Ale to mój przyjaciel, nie mogę tak o nim myśleć. Ale jeśli to pożądanie… to zupełnie inne od tego, które zawsze czułam, spoglądając na jakiegoś mężczyznę… To uczucie jest dziwne… Muszę się opanować. Przecież nie mogę zrobić nic głupiego… Skrzywdzę go. nawet jeśli powiedziałabym mu co się ze mną dzieje, kiedy jest w pobliżu, nawet jeśli wylądowalibyśmy razem w łóżku.. to nie może się dobrze skończyć. Ja zawsze ranię ludzi, na których mi zależy… Nie chcę go stracić. Przecież tak dzieje się zawsze, kiedy mi na kimś zależy, zaangażuję się, otworzę… zaufam, a potem… znowu zostanę sama… Znowu będzie bolało. Nie zniosę tego po raz kolejny. Muszę o tym zapomnieć i znów patrzeć na niego, jak na przyjaciela… Tak będzie dla nas lepiej…- z tą myślą wyszła spod prysznica i udała się do sypialni. Długo nie mogła zasnąć… Przed jej oczami ciągle był obraz uśmiechniętego Seeley’a. W końcu sen przyszedł… Kolejny sen, w którym był on.
Piękny gwieździsty wieczór, siedzą razem na balkonie. W rękach trzymają lampkę wina, uśmiechają się, rozmawiają. Bones jest wtulona w Bootha… Czuje się szczęśliwa. Na niebie pojawia się spadająca gwiazda… Długo patrzą sobie w oczy… w końcu ich spragnione bliskości usta, spotykają się. Nie mogą się od siebie oderwać. Smakują ich zachłannie, jakby zaraz ta chwila miała się skończyć i już nigdy więcej nie będą mieli okazji na zbliżenie… Wstają i złączeni kierują swoje kroki do sypialni… Szybko zdejmują ubrania i… lądują na łóżku. Kochają się bardzo namiętnie, kochają się do utraty tchu… Nagle jednak ten cudowny sen znika. Bones stoi na ulicy przed swoim domem, pada deszcz… Ona jest w szlafroku, Booth jest ubrany… nie wie co się dzieje… Coś mówi, ale ona go nie słyszy… Po chwili widzi, jak Booth odwraca się i odchodzi… Przed oczami pojawiają się obrazy z przeszłości… Rodzice, Russ, Michael, Sully… wszyscy odwracają się od niej i odchodzą… Serce pęka… Zostaje sama na środku pustej ulicy, krople deszczu spływają po jej ciele… Nic nie czuje… Po prostu stoi… Jej serca już nie ma… Jej życie odeszło… pozostała wegetacja… nie może się ruszyć, patrzy na odjeżdżającego SUVa…
Nie mogę mu tego zrobić… nie przeżyję tego… Słyszy jakiś dziwny dźwięk i krzyk „Bones!”
-Booth?- próbuje krzyknąć, ale głos więźnie jej w gardle… Otwiera usta, ale żadne słowa nie wychodzą… Płacze…
„Bones!... Bones!!!”
Budzi się i znowu to słyszy… „Bones!” Otwiera oczy, siada na łóżku, patrzy na zegarek… Już 8…
-Bones! Jesteś tam!? Hej, pobudka!- słyszy głos Bootha zza drzwi.
-No tak..- mówi do siebie. Narzuca szlafrok i idzie otworzyć.
-No nareszcie Bones.- powiedział Seeley.- Ale ty masz sen, od pięciu minut się dobijam. Już myślałem, ze sąsiedzi mnie pogonią.
-Cześć Booth
-Co się stało?- spytał widząc jej smutną minę.
-Nie wiem… Miałam jakiś koszmar…
-Koszmary się zdarzają. To tylko sen Bones- wszedł do mieszkania- Kawa, proszę bardzo.- podał jej kubek z gorącym napojem.
-Dziękuję.
-Ubieraj się, Bones. Czeka nas ciężki dzień.
-Już idę…- poszła do sypialni po jakieś rzeczy. Booth ulokował się w kuchni. Dobrze, że przywiózł ze sobą bułki i serek, bo w lodówce Bones jak zwykle nic nie było. Zrobił śniadanie. Bren w tym czasie umyła się i przebrała. Weszła do kuchni.
-Możemy jechać.- powiedziała.
-Ok. Zrobiłem kanapki. Oczywiście znowu nic nie masz w lodówce, a śniadanie trzeba jeść. Proszę- podał jej zapakowaną kanapkę- Chodźmy, zjesz w samochodzie.
-Ok.
Wyszli z mieszkania i ruszyli do szkoły ofiary.


67.

Dojechali na miejsce, weszli do szkoły i od razu skierowali się do gabinetu dyrektora.
-Dzień dobry- weszli do środka.
-Dzień dobry, słucham?- spytał dyrektor.
-Agent Specjalny Seeley Booth, FBI, to moja partnerka Dr Temperance Brennan z Instytutu Jeffersona. Przyszliśmy w sprawie Amandy Letz.
-Amandy? Coś się stało?
-Tak. Została zamordowana, musimy porozmawiać z osobami z jej klasy.- powiedział spokojnie Booth.
-Zamordowana? Jak to?- spytał zszokowany mężczyzna.
-Tak. Znaleźliśmy ją w parku- odezwała się Bren- Może nas pan zaprowadzić do jej klasy?
-O… oczywiście już…- wstał zdenerwowany- proszę za mną…- wyszli z gabinetu i poszli długim korytarzem.
-To tutaj..- powiedział naciskając klamkę- dzień dobry profesorze- przywitał się z jednym z nauczycieli- Muszę państwu przeszkodzić.
-Dzień dobry dyrektorze, coś się stało?- spytał młody profesor.
-Tak… Ci państwo są z FBI- do klasy weszli Bren i Booth.
-Agent Specjalny Seeley Booth- wyjął odznakę- moja partnerka Dr Temperance Brennan
-Ta słynna pani antropolog?- odezwał się jeden z uczniów.
-Tak. Dokładnie ta sama- powiedział Booth.
-Zostawię państwa…- powiedział cicho do partnerów, a do klasy- Powiedzcie im wszystko co wiecie. Nie chcę dowiedzieć się, że ktoś coś ukrywał i utrudniał śledztwo.- wyszedł.
-Śledztwo?- spytał uczeń.
-Oni są z FBI…
-Musieli kogoś zamordować…
-Zamordować?
-Myślisz, ze dlaczego przyszła antropolog sądowa?
-Nie wiem…
-Zajmuje się identyfikacją ludzkich szczątek, to znaczy, ze kogoś zamordowali
-Ale czego chcą od nas?- rozległy się szepty.
-Proszę o spokój- powiedział Booth. W klasie zapanowała cisza.- Chcielibyśmy porozmawiać z wami o waszej koleżance, Amandzie Letz.
-Amandzie?
-Tak. Kiedy ostatnio ja widzieliście?
-Kilka dni temu. Ostatni nie przychodziła do szkoły, bo miała więcej prób w szkole baletu. Szykuje się jakiś konkurs- odpowiedziała jedna z dziewczyn siedząca w pierwszej ławce.- Dlaczego o nią pytacie?
-Amanda Letz została zamordowana- powiedziała Brennan- Znaleźliśmy jej ciało w parku.
-Boże!
-Co?
-Amanda?
-Ale jak?- ponownie w klasie zapanował chaos.
-Spokój- tym razem powiedział profesor.
-Czy ktoś z was był bliżej z Amandą?- pytał dalej Booth.
-Bliżej, to znaczy?
-Kto się z nią przyjaźnił, z kim przebywała najczęściej?
-Ze mną…- odezwała się drobna blondynka.
-Miała jakieś kłopoty ostatnio? Może z którymś z kolegów w klasie?
-Nie.
-To bardzo zgrana klasa, Agencie Booth- wtrącił się nauczyciel- wszyscy się szanują, pomagają… nigdy nie widziałem, tak zaprzyjaźnionej klasy…
-Pan profesor ma rację- potwierdził jakiś chłopiec- Amanda była naszą przyjaciółką. Wszyscy bardzo ją lubiliśmy. Zawsze wszystkim chętnie pomagała… uczyła…
-Najlepsza koleżanka- dodał inny.
-Jak to możliwe, że ktoś ją zamordował?
-Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć. Nikt z was nie widział czegoś podejrzanego?
-Nie… Była tylko lekko zestresowana pokazem, ale… wszystko było normalnie…
Rozmawiali jeszcze jakiś czas, ale niczego więcej się nie dowiedzieli. Zadzwonił dzwonek na przerwę.
-Jeśli któreś z was sobie coś przypomni, proszę o skontaktowanie się z nami. Przyjedźcie do siedziby FBI, albo zadzwońcie, a ja do was przyjadę.
-Oczywiście, Agencie Booth.- odpowiedzieli.
-Chodźmy Bones, nic tu po nas- powiedział ciszej do partnerki. Opuścili szkołę.
Kiedy wsiedli do samochodu, podbiegła do nich jedna z uczennic…
-Agencie Booth, Dr Brennan- powiedziała.
-Tak?- spytał Seeley.
-Ja chyba coś wiem, ale… Nie mogę tutaj powiedzieć… Mogę?- spytała wskazując na klamkę SUVa.
-Wsiadaj- dziewczyna szybko wskoczyła do samochodu, zniżyła się, żeby nikt jej nie widział- Niech pan jedzie, proszę…
Ruszyli.
-Co chciałaś nam powiedzieć?- spytała Brennan.
-Ostatnio… wydaje mi się, że były jakieś zgrzyty między Amandą a jednym z profesorów…- zaczęła nieśmiało.
-To znaczy?- dopytywał Booth.
-Widziałam kilka razy, jak profesor Gand… nasz nauczyciel w-fu… widziałam, jak się do niej dostawiał… Nikt tego nie zauważał, ale kiedy byli sami… widziałam jak ją dotyka, jak stara się ją pocałować.. przyciąga do siebie. Kiedyś nawet słyszałam ich rozmowę..
-Jaką?
-Mówił coś w stylu: „Jak dalej będziesz mi się opierać… to nie zdasz do następnej klasy. Ostrzegam cię… Ja nie odpuszczę. Jeszcze będziesz moja… Jesteś taka piękna…” nie wiem, czy mógłby ją zamordować, ale… może to wam w czymś pomoże…
-Pomoże. Dziękuje- powiedział Booth.
-Możecie mnie gdzieś tutaj wysadzić?
-Jasne.
-Proszę… nie mówcie, ze ja wam to powiedziałam… Doczepi się mnie, jak się dowie…
-Oczywiście. Nic nie powiemy.
-Dziękuję.
Wysadzili dziewczynę
-Bones, chyba mamy głównego podejrzanego…- powiedział, jak ponownie ruszyli.
-Tak. Jeśli to co mówi ta dziewczyna jest prawdą… byłby zdolny do tak brutalnego gwałtu…- odpowiedziała.
-Podrzucę cię do Instytutu i ściągnę go na przesłuchanie.
-Chcę tam pójść z tobą, Booth.
-Ok. Zadzwonię tylko do FBI, by mi go ściągnęli… my pojedziemy do Jeffersonian, sprawdzimy czy Cam już coś wie…- wyciągnął telefon- potem wrócimy do FBI i przyciśniemy gościa.
-Ok.
Zadzwonił do FBI. Zajmą się wszystkim. Booth i Bones dojechali do Instytutu.

-Cam?- zaczęła Bren wchodząc do gabinetu Dr Saroyan- Masz wyniki?
-Tak.- odpowiedziała- Sprawdzili szybciej, powiedziałam że to bardzo ważne i są…- podała kartkę Bren.
-Ale to jest… co?- powiedziała Tempe spoglądając na druk.
-Co tam jest Bones?- spytał Booth zaglądając jej przez ramię.
-Ząb należał do starszego mężczyzny…- zaczęła Cam- Na pewno nie do mordercy.
-Skąd to wiesz?- dopytywał.
-Tu jest napisane Booth, ze ten człowiek od dawna nie mieszka już w DC, przeprowadził się do Europy kilka lat temu… I od tamtego czasu ani razu tu nie był…
-Zbieg okoliczności. Po prostu stracił ząb w bójce ze swoim kolegą.- mówiła Cam- Musiał się gdzieś zapodziać i przeleżał sobie kilka lat…
-Czyli nadal nic…- powiedział smutny Booth.
-Chyba jednak coś mamy- powiedział Hodgins wchodząc do gabinetu.
-Znalazłeś coś?- spytała Bren odwracając się do niego.
-Tak. Kolejna próbka do zbadania DNA- podszedł do komputera, wcisnął kilka klawiszy i wyświetlił się obraz- To znalazłem na miejscu zbrodni, tuż przy drzewie, które trzeba zaznaczyć, jest z pewnością drzewem, o które została uderzona ofiara. Zbadałem cząsteczki, idealnie pasują do tych, które znalazłem na jej ciele. Poza tym, były ślady krwi, na pewno jej.
-To jest nasienie…- powiedziała Cam patrząc na ekran.
-Tak. Musiał je tam zostawić sprawca- dodał Jack z uśmiechem. Coś już wiemy. Trzeba tylko zbadać DNA i znaleźć sprawcę.
-I my chyba już wiemy z czym to porównać- powiedział Booth- Bones musimy szybko przesłuchać tego gościa.
-Tak.- odpowiedziała Bren.
-Macie podejrzanego?- spytała Saroyan.
-Tak.
-Kto to?
-Jej nauczyciel w-fu. Podobno się do niej dostawiał. Musimy pobrać próbkę jego DNA, Bones.
-Zdobądź nakaz, Booth- powiedziała.
-Robi się. Dzwonię do Julian- odszedł na bok.
-Dr Saroyan, uda się szybko zrobić test?- spytała Bones.
-Tak. Powiem im, że to priorytet.
-Dzięki.
-Ok. Julian załatwi nakaz, będzie na nas czekał w FBI. Jedziemy Bones!- powiedział Booth chowając telefon.
-Ok.- powiedziała i wyszli.
-Król Laboratorium- krzyknął za nimi Jack.
-Ale ma zabawę- powiedział pod nosem Booth.

Kilka minut później już byli w FBI. Nakaz jak mówiła Julian był na biurku Bootha. Wzięli go i poszli do pokoju przesłuchań, gdzie już czekał na nich podejrzany.


68.

Weszli do środka.
-Czego ode mnie chcecie?- spytał spanikowany nauczyciel.
-Panie Gand..- zaczął Booth i razem z Bones usiedli naprzeciwko- Myślę, że wie pan, dlaczego został pan wezwany.
-Nie mam pojęcia!- odpowiedział.
-Jest zdenerwowany- szepnęła Bren.
-Widzę Bones, wiem dlaczego…- odszepnął.- Zamordował pan i zgwałcił Amandę Letz- powiedział wprost Booth, był pewien, ze mają odpowiedniego człowieka.
-Słucham? Żartujecie sobie ze mnie?
-Nie. Mamy dowody i zeznania świadka.
-Tak, jasne i ja mam wam w to uwierzyć? Nikogo nie zbiłem. Dlaczego miałbym to zrobić?
-Bo dostawiał się pan do Amandy, a ona pana odrzucała. Bo chciał ją pan zmusić do stosunku, a jak po raz kolejny odmówiła, dopadł ja pan w parku i brutalnie zgwałcił- tym razem odezwała się Brennan. Czuła jak wzbiera w niej złość.
-Nie udowodnicie mi tego.
-Tu się pan myli.
-Chcę adwokata
-Jasne- powiedział Booth z ironią w głosie.
-Mamy tu nakaz na próbkę pana DNA. Na miejscu zbrodni znaleźliśmy spermę mordercy. Założę się, ze będzie pasować- powiedziała Bones przesuwając kartkę z nakazem w jego kierunku- Proszę otworzyć buzię.
-Mowy nie ma.
-Dr Brennan była jedynie miła. Mamy nakaz i jeśli się pan nie zgodzi zmuszę pana do tego- zagroził Seeley.
-I co mi zrobisz? Pobijesz podejrzanego?
-Jeśli będzie trzeba, zmuszę cię do tego siłą.
-Boję się…- Gand zaśmiał się ironicznie.
-Nie będę się powtarzał, otwieraj buzie i daj Dr Brennan pobrać próbkę twojej śliny- podejrzany nie zareagował. Wściekły Booth wstał, podszedł do mężczyzny, złapał go za głowę i na siłę otworzył mu buzię- A tylko spróbuj gryźć, to nie ręczę za siebie- dodał. Bones wyciągnęła patyczek i pobrała próbkę.
-Jesteście nienormalni! Zaskarżę was!
-Proszę bardzo. Już dziś będziemy znać wyniki, chcesz nam coś powiedzieć, zanim będzie za późno?
-Walcie się!
-To chyba znaczy nie- powiedziała Bren chowając próbkę.
-Chyba tak, Bones.
-Hej, laluniu- mężczyzna zwrócił się do Bren- Może się umówimy, co? Jesteś piękna. Bardzo chętnie bym cię sprawdził.
-Ty! Uważaj jak do niej mówisz!- wściekły Booth wstał, gotowy pobić podejrzanego. Bren go powstrzymała.
-Dam sobie radę Booth.- Seeley usiadł, a Bren zwróciła się do Ganda’a- Słuchaj mnie! Wywołujesz u mnie mdłości. Nie mogę na ciebie patrzeć. Zgwałciłeś i zamordowałeś młodą niewinną dziewczynę i ja ci to udowodnię. Możesz być pewien, że trafisz za kratki! Zamkniemy cię na resztę twojego życia! I nawet nie próbuj więcej tak do mnie mówić, bo nie ręczę za siebie.
-A ja myślę, że byłoby ci naprawdę miło. Wyglądasz na doświadczoną. Może jednak spróbujesz, co? Jestem bardzo dobry i sprawię, że będziesz błagać o więcej- nachylił się nad stołem, zbliżył swoją twarz do twarzy Bones wyciągnął w jej kierunku rękę. Bren zacisnęła pięść i jednym zwinnym ruchem powaliła go na ziemię.
-Ty suko!- wrzasnął łapiąc się za krwawiący nos.
-Ja ci pokaże gnoju!- wrzasnął Booth. Podszedł do niego i podniósł go za bluzę do góry.- Nigdy tak do niej nie mów, zrozumiałeś?!
-A co? Bronisz swojej panienki? Co? Miałem rację, dobra jest w łóżku?- teraz pięść Bootha wylądowała na jego twarzy.
-Jesteście skończeni. Zaskarżę was.
-Powtarza się, co Bones?
-Na mnie nie robi to wrażenia- odpowiedziała.
-Ok.. aresztuję cię za napaść na Dr Brennan i agenta federalnego.- odwrócił go plecami i wyjął kajdanki, Bones wstała. Grand uderzył agenta łokciem w brzuch, wyrwał się, gdy Booth sięgał po kajdanki i podbiegł do Brennan. Objął ją, przyciągnął do siebie i pocałował w szyję
-Czujesz?- powiedział. Bren szybko przerzuciła go przez ramię.
-Jesteś odrażający!- krzyknęła. Cała ta sytuacja wyprowadziła ją z równowagi. Booth podbiegł i zakuł go w kajdanki.
-Pożałujesz!- wrzasnął- Charlie! Zabierz tego śmiecia i zamknij go- krzyknął przez otwarte drzwi do kolegi. Charlie szybko podszedł i zabrał Granda ze sobą.
-Jestem pewna, ze to on zabił tą dziewczynę…- powiedziała lekko roztrzęsiona Brennan.
-Bones? Wszystko w porządku?- spytał zatroskany.
-Tak…- odpowiedziała, ale jej głos kłamał.
-Już dobrze…- podszedł do niej i przytulił mocno do siebie- Już dobrze…
-On jest obrzydliwy… Jego dotyk…
-Ciii, Bones. Spokojnie, już go nie ma. Dopilnuję żeby go zamknęli na resztę życia.
-Dziękuję, że… że byłeś przy mnie…- szepnęła wtulając się w niego.
-Zawsze będę przy tobie, Bones. Nigdy cię nie opuszczę.- nagle przed oczami Bren pojawił się obraz z jej snu… Odchodzący Booth. Oderwała się od niego.
-Co się stało?- spytał zdziwiony jej reakcją.
-Nic… Ja… Przepraszam. Nie powinnam tak reagować…
-Bones, nawet ty masz prawo do chwili słabości…
-Nie powinnam zawsze się do ciebie przytulać, jak poczuję się źle…
-Jestem twoim przyjacielem, Bones. Jeśli tego potrzebujesz, jestem dla ciebie. Nie przejmuj się…
-Chodźmy już stąd…- zmieniła temat.
-Chodźmy do mojego gabinetu- powiedział.
-Powinnam wrócić do Jeffersonian…
-Zawiozę cię tam, Bones. Musisz się trochę uspokoić. Chodź, zrobię ci herbaty.
-Dobrze…
Poszli do gabinetu Bootha.


69.

Booth zrobił herbatę i podał ją Bones.
-Proszę- powiedział- Uspokoisz się trochę.
-Co to?
-Herbatka ziołowa.
-Dziękuję, Booth…
-Proszę, Bones- uśmiechnął się do partnerki. Bren upiła łyk gorącej herbaty, poczuła jak ciepło rozlewa się po jej ciele, Booth miał rację, to ją trochę uspokoiło.
-Wiesz co najbardziej mnie wkurza, Bones?- spytał po chwili siadając na biurku.
-Co?
-To, że nie możemy oskarżyć go o morderstwo dopóki nie będzie wyników DNA… A jeśli okaże się, że to nie on?
-To on, Booth, jestem tego pewna. Widziałeś jak się zachowywał. Jest zdolny do zrobienia czegoś takiego…
-Wierzysz przeczuciom?- spojrzał zdziwiony.
-Nie przeczuciom, Booth. Obserwacjom i faktom. Sposób w jaki do mnie mówił…
-To psychologia, Bones.
-Nienawidzę psychologii.
-No właśnie.
-Po prostu jestem przekonana, że test DNA to potwierdzi. Wiem, ze to on. Po prostu. I nie zagłębiajmy się tu w psychologię i uczucia, wiesz, ze w to nie wierzę.
-Wiem, Bones…- Booth posmutniał. Po chwili- Sweets! Właśnie, może ma dla nas już profil psychologiczny, zaraz do niego zadzwonię…- sięgnął po telefon i w tym samym momencie do drzwi zapukał Lance.
-Cześć- powiedział
-Sweets?- Booth wyglądał jakby zobaczył ducha.
-No, to ja. Coś nie tak? Czemu tak na mnie patrzysz?- spytał. Seeley siedział z telefonem w ręce i nic nie mówił.
-Właśnie o tobie rozmawialiśmy- powiedziała za niego Bren.
-O mnie?
-Tak. Zastanawialiśmy się czy wiesz już może coś na temat zabójcy?
-Ja właśnie w tej sprawie… Agencie Booth? Jest pan z nami?- pomachał ręką do agenta.
-Tak- otrząsnął się- Jestem. Co mówiłeś Sweets?
-Mam profil mordercy.- pomachał teczką, którą przyniósł ze sobą.- Byłem też w mieszkaniu Amandy… Nie zauważyłem tam nic dziwnego. Dziewczyna kochała balet to pewne. Była zorganizowana, pracowita, całkowicie poświęcała się swojej pasji. Była bardzo dobrą przyjaciółką i koleżanką
-A co masz o mordercy Sweets?- spytał Booth.
-Proszę, sami zobaczcie- podał mu teczkę z informacjami. Booth zaczął czytać.
-Na co dzień pracuje w normalnym zawodzie, ma styczność z dorosłymi i dziećmi. Jest typem człowieka, który zawsze dostaje to czego chce. Skłonny do agresji i przemocy. Zdolny do napadu na tle seksualnym… Oskarżony będzie wypierał się winy. Sam nie wierzy w to, że zrobił coś złego. Ma problem z odróżnieniem dobra od zła. Jest typem niebezpiecznym. Na co dzień udaje dobrego, wykształconego człowieka. Ludzie go lubią…
-Gand…- powiedziała Brennan.
-Tak. To na pewno nasz typ…
-Macie podejrzanego?- spytał Lance.
-Tak. Właśnie go przesłuchiwaliśmy. Jest agresywny, nie przyznaje się do niczego. Nie chciał nic powiedzieć nawet po tym, jak powiedzieliśmy mu, że mamy z czym porównać jego DNA, którego próbki nie chciał nam dać nawet po zobaczeniu nakazu.. Poza tym…- Booth spojrzał na Bren- jest zdolny do przemocy seksualnej…
-Tak… Napadł na mnie…- powiedziała Tempe.
-Co?- Sweets był w szoku- Jak to napadł?
-Wyrwał się Boothowi… uderzył go w brzuch i…
-Bones nie musisz o tym mówić…- wtrącił się Booth widząc, że to wspomnienie sprawia jej ból.
-Nic mi nie jest Booth… Złapał mnie od tyłu.. pocałował w szyję…
-Bones, nie musisz mu tego mówić. Sweets daj spokój.
-Przecież ja nic nie mówię…- powiedział w obronie psycholog
-Ok., nieważne. Po prostu wiemy, że to on. Pasuje do profilu.
-Ale to nie wystarczy prawda?- spytał Lance.
-Nie. Ale mamy też jego nasienie, Cam właśnie robi analizę DNA, mamy próbkę jego śliny… założę się, ze będzie zgodność.
-Czyli czekamy na wyniki?
-Tak, Sweets.
-Ok. Dajcie znać, jak będziecie coś wiedzieć. Wracam do siebie. Zaraz mam umówione spotkanie.- Lance odwrócił się do wyjścia.
-Czy to spotkanie ma na imię Disy?- spytał z uśmieszkiem Booth.
-… tak, tak ma na imię- powiedział zmieszany Lance.
-Pozdrów swoje spotkanie- dodał z jeszcze szerszym uśmiechem. Bren patrzyła na nich z dziwną miną.
-Pozdrowię, dzięki.- wyszedł z gabinetu.
-Pozdrów swoje spotkanie?- spytała Tempe.
-Tak się mówi, Bones. To, co? Zawieźć cię do Jeffersonian?
-Tak.- wstała i w tym samym momencie zadzwonił jej telefon. Wyjęła go z torebki i odebrała- Brennan? Tak? Ok. Zaraz będziemy, dzięki.
-Kto dzwonił?
-Cam. Mają już wyniki
-Tak szybko?- spytał zaskoczony.
-Tak.
-Chyba Cam musiała stać nad nimi, żeby się pospieszyli. Ok., musimy zawieźć jej próbkę śliny tego Gand’a…
-Tak…
-Już lepiej, Bones?
-Tak. Lepiej, dziękuję za herbatkę- uśmiechnęła się do niego. Booth podszedł do niej, objął ją ramieniem
-Chodźmy Bones. Ze mną nic nigdy ci się nie stanie- Bren nie opierała się. Wyszli z FBI.

Jeffersonian
Na miejscu szybko poszli przekazać Cam próbkę do zbadania DNA. Dr Saroyan oczywiście od razu zabrała się do pracy. Bones i Booth poszli do Angeli.
-Hej, Ange- powiedziała na powitanie Bren.
-Hej, sweety. Hej, Booth- odpowiedziała z uśmiechem podnosząc wzrok znad książki.- Dobrze, ze jesteście. Właśnie kończę czytać pamiętnik Amandy..
-Znalazłaś w nim coś ciekawego?- spytał Booth.
-Na początku nic szczególnego. Zwykłe zwierzenia nastolatki. Miłość, ukochany chłopiec, rozstanie… To takie przykre…
-Ange…- odezwała się Bren. Musiała zareagować, bo wiedziała, ze artystka zaraz się rozpłynie i będzie mówić o tym, co przeżyła dziewczyna po zerwaniu z chłopakiem.
-Tak. Znalazłam coś, co może być ważne. Proszę…- podała Bones pamiętnik- Na tej stronie- wskazała palcem jedną z zapisanych kartek.
-„Znowu to zrobił… Nie wiem już jak mam do niego mówić… Nienawidzę zajęć z w-fu…”, „Dzisiaj dopadł mnie w kantorku… Przyparł do ściany, objął i zaczął dotykać moje ciało… próbował mnie pocałować… Chciał zdjąć mi spódnicę… na szczęście ktoś przyszedł. Spanikował i odszedł… Boję się go… Nie wiem, co może zrobić… Nie wiem komu o tym powiedzieć…”- czytała Bones.
-To sukinsyn!- krzyknął Booth- To na pewno nauczyciel w-fu!
-Wyniki DNA niedługo powinny być, więc…- mówiła Bren- Dopadniemy go, Booth.
-Już się nie wywinie. Mamy niezbite dowody na to, ze to on. A wynik DNA to potwierdzi.


70.

W gabinecie zostali tylko Bren i Booth, reszta wróciła do swojej pracy. Cam musi przecież doprowadzić do szybkiego poznania wyników. Siedzieli razem na kanapie popijając świeżo zrobioną kawę.
-Wiesz, Bones…- zaczął spoglądając na partnerkę- Naprawdę mam nadzieję, ze to on… po tym co zrobił nie może się wywinąć… po tym…
-Co zrobił Amandzie i… i mi.- dokończyła- To on, Booth. To musiał być on. Ten człowiek jest chory, nie możemy pozwolić na wypuszczenie go na wolność. Nawet gdyby teraz okazało się, że nie on zabił Amandę, to… jest zdolny do tego, żeby skrzywdzić inną kobietę, a my nie możemy mu na to pozwolić… Widziałam to w jego oczach, Booth… Gdyby nie twoja obecność i miejsce, w którym byliśmy… Jestem pewna, że zmusiłby mnie… wiesz do czego…- Booth tylko kiwnął głową- Był bardzo podniecony i… zrobiłby wszystko, żeby zaspokoić swoje potrzeby… Wciąż pamiętam ten jego dotyk… On jest obrzydliwy… Czułam go…
-Bones…- Booth odwrócił delikatnie głowę Bren w swoją stronę i spojrzeli sobie głęboko w oczy- Nie myśl już o tym. Nic by ci się przy mnie nie stało. Nigdy na to nie pozwolę- z oka Tempe spłynęła łza, Booth szybko otarł ją kciukiem- Nie płacz, nie bądź smutna… Nie lubię jak się smucisz…- Bren uspokoiła się i teraz wpatrywała się w ciemne oczy Seeley’ego. W powietrzu czuć było niesamowite napięcie, ich wzrok… iskry namiętności i pożądania skakały w nich jak oszalałe.
-Dlaczego zawsze to robisz, Booth?- spytała po chwili.
-Co robię?
-Zawsze mnie pocieszasz… Pilnujesz, żebym nie miała złego humoru…
-Jesteś moją partnerką, ale przede wszystkim jesteś moją przyjaciółką Bones… Nie mogę patrzeć jak tak bliska mi osoba, jak ty, smuci się i płacze… Nie mogę ci na to pozwolić. Jeśli tak jest… zrobię wszystko żeby to zmienić.
-Wszystko?- spytała niepewnie.
-Tak, Bones. Wszystko.- nadal utrzymywali kontakt wzrokowy, ich twarze były bardzo blisko… ich serca gwałtownie przyspieszyły, oddech stał się coraz płytszy i szybszy… Dzieliły ich zaledwie sekundy i milimetry od złączenia ust, ale.. Bones nagle oprzytomniała…
-A, jak Parker, Booth? Dawno go nie widziałam…- powiedziała i odsunęli się od siebie.
-Parker? Ma się dobrze. Wyjechał gdzieś teraz z Rebeccą i jej nowym chłopakiem. Mają wrócić za jakiś czas…
-Stęskniłam się za nim…
-Ja też Bones.
-Parker to jest takie wspaniałe dziecko.
-W końcu mój syn, prawda?
-No tak, ego się odezwało.
-Nie ego. Taka jest prawda.
-Ciekawe czy mi kiedyś też będzie dane zostać matką…- zamyśliła się.
-Oczywiście Bones. Jak tylko spotkasz właściwą osobę, która pokochasz…
-Nie wiem czy ja potrafię, Booth… Wiesz, że zawsze jak kogoś pokocham i mu zaufam… Zawsze ten ktoś odchodzi, a ja zostaję sama…
-Nie zawsze musi tak być. Po prostu źle trafiałaś…
-Myślę, że bezpieczniej jest… po prostu nie szukać… Nie dawać się znowu zranić. Ja… ja po raz kolejny już bym tego nie zniosła. To zawsze tak bolało…
-Bones, dla każdego z nas na świecie jest ktoś, kto jest ci pisany. Ktoś kogo pokochasz, ktoś kto pokocha ciebie i nigdy nie odejdzie. Ktoś komu zaufasz na tyle żeby powierzyć swoje życie. Ktoś, kto odda życie za ciebie… z kimś, z kim będziesz mogła porozmawiać o wszystkim, wpadać do niego o każdej porze dnia i nocy i… Mieć dobry humor, zły, być wściekła, złośliwa, szczęśliwa, chora… on i tak będzie cię kochał nad życie i cię nie opuści.
Obiecuję ci to.
-My możemy na siebie liczyć, prawda? Ufamy sobie i… wiem, że oddałbyś za mnie życie… już nie raz to robiłeś… ja… też bym dla ciebie to zrobiła.- powiedziała poważnie. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę jak mogło to zabrzmieć. Booth zareagował dużym uśmiechem. „Czyżby coś zrozumiała?” myślał…- Ale to znaczy, że.. że przyjaźń jest jak miłość? Że opiera się na tych samych zasadach tak? Oprócz tego, że przyjaciele są dla siebie… możesz im opowiadać o swoich uczuciowych problemach, a oni cię zrozumieją. Tylko kiedy się z kimś wiążesz, może okazać się, ze wszystko jest dobrze, ale tylko jeśli się przyjaźnicie, a kiedy do przyjaźni wmiesza się miłość, wtedy wszystko się psuje. Jak to dobrze, że my jesteśmy takimi przyjaciółmi, którym nie grozi nic z tych rzeczy, że możemy sobie bezgranicznie ufać i… żadne bezsensowne uczucia nie są z tym związane.- mina Bootha od razu wróciła do poprzedniego stanu. Jednak nic z tego… A już miał nadzieję, że wreszcie coś do niej dotarło, że zaczyna się otwierać..
-Bones. Uczucia nie są bezsensowne. Uczucia takie jak miłość, to najpiękniejsze uczucie jakie może spotkać człowieka.- Bones podniosła wzrok i ponownie ich oczy się spotkały- Kiedy kochasz świat staje się piękniejszy… Jesteś szczęśliwa, zawsze masz kogoś blisko siebie. Po prostu kochasz.
-Po prostu…?
-Tak, Bones. Po prostu. Miłość jest. Kiedy się już pojawi, nie powinno się jej ignorować, tłamsić… Po prostu trzeba się jej poddać…
-Zazdroszczę ci… Ja nie potrafię tak myśleć. Nie potrafię poddać się uczuciu… Kiedy mam wrażenie, że się pojawi, wolę je odsunąć od siebie… bo wiem, co stanie się potem. Chwila radości, szczęścia, a potem tylko ból.
-Nie zawsze, Bones…
-Naprawdę w to wierzysz…
-Wierzę. I tobie też pomogę w to uwierzyć, Bones. Będziesz szczęśliwa…
-Booth…- ich twarze po raz kolejny były bardzo blisko. Oddechy i serca znowu odmówiły uspokojenia się… Szalały… Ich ciała przeszła fala gorąca… Powoli, może nieświadomie zaczęli ostrożnie zbliżać się do siebie… serca przyspieszały jeszcze bardziej… w ciszy gabinetu można było słyszeć ich bicie… Bones leciutko otworzyła usta… Oboje czuli, że pragną jeszcze raz posmakować smaku swoich ust… chcą się jeszcze raz w nich zatopić… zapomnieć o całym świecie… Było blisko…
-Mam wyniki!- krzyknęła Cam, wbiegając do gabinetu Brennan. Booth i Bones od razu odskoczyli od siebie, jak oparzeni… Siedzieli i z dziwnymi minami wpatrywali się w patolog. Wyglądali, jakby Cam ich na czymś przyłapała…
-Co wam się stało?- spytała Saroyan z uśmiechem na twarzy. Widziała, jak zareagowali na jej wejście. „Ach, mogłam poczekać… Kto wie do czego by doszło… Czemu ja zawsze najpierw robię, potem myślę… Kurczę…” myślała.
-Nic- odezwał się Booth.
-Jak wyniki, Cam?- spytała Bren.
-Możemy oskarżyć go o gwałt i morderstwo. Idealne dopasowanie.
-Mamy go- powiedział uradowany Seeley.
-Na to wygląda- odpowiedziała.
-Dzięki Cam.
-Nie przeszkadzajcie sobie. Udawajcie, ze wcale mnie tu nie było- powiedziała, wychodząc na palcach z gabinetu. Na jej twarzy malował się uśmiech. Bren i Booth zostali znowu sami… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz