31.
-To może jednak pójdziemy na ten spacer? Co ty na to?- spytał Jack.
-Jestem za. Przyda się nam trochę świeżego powietrza- odpowiedziała.
-Chociaż najchętniej nie wychodziłbym z łóżka.
-Ja też, ale… Musimy się trochę przejść. Nie możemy żyć tylko seksem.
-Ja mogę. Pod warunkiem, ze jest to seks z tobą.
-Jack..- uśmiechnęła się i pocałowała go- Chodźmy na ten spacer. Jeszcze wiele nieprzespanych nocy przed nami.
-Masz rację, Tempe.
Wstali, ubrali się i wyszli na planowany spacer. Zwiedzili różne „nieuczęszczane” uliczki, oglądali stare budynki i sklepowe wystawy. Jack ani na chwilę nie puścił Bren, cały czas obejmował ją ramieniem. Po godzinie siedli na ławeczce w rynku, kupili kawę i wtuleni w siebie obserwowali fontannę. Nie szczędzili sobie pocałunków czy dotyków- w przyzwoity sposób oczywiście, w końcu byli w miejscu publicznym.
Nadszedł czas na powrót do teatru, zbliżała się pora obiadowa i niedługo mają przyjechać przyjaciele z Jeffersonian.
Przyszli akurat w momencie ponownego otwarcia bufetu. Zamówili obiad i siedli z boku, poza zasięgiem wzroku innych pracowników.
Jack wciąż wpatrywał się w twarz Tempe i widział, że trema wraca…
-Wciąż się denerwujesz?- spytał widząc nerwowe, nienaturalnie szybkie ruchy Bones i jej desperackie próby walki z obiadem
-Nie.
-Może chcesz powtórzyć naszą przedpołudniową sesję?
-Jack…
-Widzę, ze się denerwujesz, kochanie- położył swoją rękę na jej ręce i delikatnie głaskał.
-Tak.
-Spokojnie. Poradzisz sobie
-Wiem… ale im bliżej, tym bardziej się denerwuję
-Temperance- teraz swoją rękę położył na jej policzku i powoli odwrócił jej twarz tak, ze teraz patrzyli sobie w oczy- Kochanie…- wplótł dłoń w jej włosy i przyciągnął do siebie. Po raz kolejny złączyli się w pocałunku. siedzieli tak przez chwilę nie wiedząc, kto nagle pojawił się w drzwiach wejściowych…
32.
Właśnie dojechali.
Ange wyskoczyła z samochodu i pognała w stronę drzwi.
-Ange- krzyknął za nią Jack- Gdzie tak lecisz?
-Muszę się z nią zobaczyć!- odkrzyknęła i zniknęła za drzwiami.
-Cała Ange- powiedział Booth- Nie odpuści Bones.
-Nie odpuści- uśmiechnął się Hodgins.
Angela wparowała do teatru i jej wzrok zatrzymał się na czule całującej się parze. Przetarła kilka razy oczy i nadal nie wierzyła w to co widzi.
-Czy ona jest głupia?- pomyślała- Muszę coś zrobić, zanim Booth tu wejdzie…- otworzyła drzwi i trzasnęła nimi tak, żeby Bones oderwała się wreszcie od Jacka i krzyknęła- Szybciej Booth!- podziałało. Bones szybko odskoczyła od Jacka i spojrzała na przyjaciółkę.
-Ange?- spytała, udając, ze nic się nie stało. Miała nadzieję, ze Angela tego nie widziała. No cóż… Angela Montenegro widzi wszystko.
-Sweety!- krzyknęła i podbiegła do Bren. Uściskała ją i szepnęła jej do ucha- wszystko widziałam…
-Co widziałaś?- spytała lekko zażenowana.
-Wszystko, sweety. Musimy pogadać.
-Chyba nie teraz? Gdzie reszta?
-Przed teatrem, już idą.
-Jack… to jest- zwróciła się do dyrektora.
-Angela… Montenegro- uprzedziła ją artystka wyciągając rękę w geście powitania.
-Jack Maus, miło mi- odpowiedział podając jej rękę.
-Bones!- krzyknął Booth pojawiając się w teatrze. Za nim już szła Cam i Wendel.
-Booth, cześć- odpowiedziała. Podeszła do niego i przytulili się. Booth czuł jak przeszywa go fala gorąca.
-I jak, Bones? Niedługo premiera, co?- posłał jej jeden ze swoich uśmiechów- Gotowa na podbój sceny?
-Booth, daj spokój…
-Hej, Dr Brennan- powiedzieli Cam i Wendel.
-Cześć.
-To pewnie Dr Camille Saroyan- powiedział Jack podając rękę Cam.
-To ja.
-Jack Maus.
-Miło mi.
-Agenta Bootha znam, więc ty musisz być… Wendel, tak?
-Dokładnie.
-Cieszę się, ze mogę poznać przyjaciół mo… Tempe- poprawił się widząc wzrok Bones. Ale to nie uszło uwadze przyjaciół. „chciał powiedzieć mojej?” myśleli „Co ich łączy?”…
Po przywitaniu się Jack i Bones oprowadzili przyjaciół po teatrze i pokazali im pokoje w Domu Aktora, w których będą mogli się zatrzymać.
-A ty Bones, w którym pokoju śpisz?- spytał Booth.
-Ja… mieszkam w…- nie wiedziała, co mu powiedzieć. Nie chciała, żeby Booth w te sposób dowiedział się o relacjach między nią a dyrektorem- budynku teatru… w pokojach gościnnych…
-Aha.. gwiazda… w którym dokładnie?
-Po co chcesz wiedzieć?- spytała siląc się na uśmiech.
-No wiesz… może w nocy, czy nad ranem będę miał ochotę z kimś pogadać, to wpadnę do ciebie.
-Ja.. w.. to jest…- zaczęła się plątać.
-A tutaj są nasze garderoby- z opresji uratował ją Jack- zobaczcie…- Wszyscy zajęli się zwiedzaniem garderób, ale Booth widział, ze co jest nie tak… Przyglądał się Bones… „Co ona przede mną ukrywa?” myślał. Brennan za wszelką cenę unikała jego wzroku, wiedziała że z jej oczu wyczyta wszystko…
Po zwiedzaniu ponownie zeszli do foyer.
-Brennan- powiedziała artystka podchodząc do Tempe i łapiąc ją za rękę. Wszystkie oczy zwróciły się na nią.- Porywam na chwilę moją przyjaciółkę.
-Ange…- Bones już chciała zaprotestować, ale artystka była szybsza.
-Nie marudź. Nie odpuszczę ci. Chodź po dobroci.
-Nie mam wyjścia?
-Żadnego.
-Ok. zaraz wracam do was…- zwróciła się do przyjaciół i wstała. Ange zauważyła jak Jack puszcza ukradkiem jej rękę…
-Nie tak zaraz- uśmiechnęła się i dodała pod nosem- Najpierw mi wszystko wyśpiewasz.
Wyszły z budynku i poszły do pobliskiego parku. Nie potrzebowały świadków tej rozmowy.
33.
Usiadły na ławce.
-Brennan- zaczęła Angela- teraz wyjaśnij mi, o co w tym wszystkich chodzi?
-Ale w czym?- spytała Bones.
-Dobrze wiesz o czym mówię. Widziałam jak się całowaliście w bufecie. Zwariowałaś?
-Nie rozumiem. Czemu masz do mnie pretensje?
-Nie rozumiesz, czy nie chcesz zrozumieć, Bren?
-Nie rozumiem.
-Myślę, ze jednak to drugie…
-Ange…
-Brennan. Powiedz wprost. Łączy cię coś z tym dyrektorem?
-Nie.
-Jesteś pewna? To czemu tak się do siebie kleiliście? Czemu tak zawzięcie wkładaliście sobie języki w usta? Coś was łączy, wiem to.
-Tylko seks.
-Brennan!
-Co?
-TYLKO seks? Czy ty słuchasz, co tu mówisz?!
-Naprawdę nie wiem, co cię tak denerwuje Ang. Bardzo dobrze się z nim czuję. Jak tylko czuję pożądanie znakomicie mnie zaspokaja. Jest naprawdę dobry, taki pomysłowy, nigdy wcześniej nie kochałam się poza łóżkiem we własnej sypialni.
-Znowu wiążesz się z kimś ze względu na seks?
-Jack pociąga mnie fizycznie i jest niesamowity w łóżku.
-Bren!
-To prawda. I nie tylko w łóżku… nawet na… w innych miejscach
-A nie pomyślałaś może, że z ukochaną osobą seks jest o wiele przyjemniejszy? Nigdy nie przyszło ci do głowy, że seks to jest coś więcej, niż tylko zaspokajania biologicznych potrzeb?
-Teraz zaczynasz mówić, jak Booth. Dla mnie to jest tylko nieziemsko przyjemny seks. Nic więcej. Zaspokajam swoje potrzeby.
-Ale jeśli kochasz się z kimś kogo kochasz, kto kocha ciebie to wtedy zdarza się coś niesamowitego. Doznajesz rozkoszy o jakich nawet nie śniłaś…
-Nie mam takiej osoby. Poza tym, czym może się różnić? Zawsze to seks. Bardziej lub mniej satysfakcjonujący czy podniecający, ale to tylko seks.
-nie ma czegoś takiego jak tylko seks. Kiedy z kimś sypiasz coś zaczyna was łączyć. Czujecie coś do siebie..
-Ang, nie kocham Jacka. Jest mi z nim dobrze, dogadujemy się, kochamy jak zwierzęta kilka razy dziennie i jest mi z tym dobrze.
-Jesteś szczęśliwa?
-Tak…- ale w jej głosie Ange wyczuła niepewność.
-I będziesz szczęśliwa wiążąc się z Jackiem i żyjąc bez Bootha?
-Czemu miałabym żyć bez Bootha? Jesteśmy przyjaciółmi, na dobre i na złe. Przecież to, że sypiam z Jackiem nie znaczy, ze nie mogę się przyjaźnić z Boothem.
-Kiedyś go stracisz.
-Dlaczego miałabym go stracić?
-Jeśli nadal będziesz ciągnąć ten rzekomy związek i Booth będzie to widział…. Będzie widział, że układasz sobie życie z innym facetem, odejdzie…
-Niby czemu miałby odejść? A poza tym, ja nie wiążę się z Jackiem.
-Jasne. Booth cię kocha, a ty robisz mu coś takiego.
-Booth mnie nie kocha. Jesteśmy przyjaciółmi, tylko.
-Kocha cię i ty też go kochasz. Tylko się boisz.
-Nie boje się i nie kocham Bootha.
-Nie wierzę ci.
-Nie musisz, Ange. Nie kocham Bootha i… nikt nie kocham mnie. Czemu miałabym rezygnować z chwil przyjemności? Jack jest niesamowity…
-Jak ty możesz mówić o tym tak spokojnie?
-Normalnie. Chociaż wspominając noce z Jackiem…
-Nic nie mów! I lepiej będzie jak nie wspomnisz o tym przy Boothie… i lepiej… nie próbujcie poznawać swoich migdałków, kiedy w pobliżu będzie Booth.
-Jakich migdałków? Nie wiem co to znaczy?
-To znaczy, że całujecie się z mega-języczkiem.
-Dziwne określenie… Czemu niby mam tego nie robić?
-To go boli.
-Co? To że jestem szczęśliwa i zaspokojona?
-To, że jesteś szczęśliwa z innym mężczyzną. To, że z nim sypiasz. To, że jesteś tak naiwna i ślepa.
-Nie rozumiem.
-Jak zawsze, BrenN… Proszę cię tylko- Ange trochę się uspokoiła. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. W środku nadal była wściekła na Bones, ale nie może jej tak denerwować tuż przed premierą.- nie rób nic głupiego.
-Nie robię nic głupiego. Zawsze wiedział o moich partnerach i seksie.
-I zawsze to było bolesne.
-Nie sądzę.
-Brennan, po prostu… nie afiszuj się z tym tak, dobrze? Zrób to dla Bootha.
-Ale…
-Powiedziałaś mi kiedyś, ze jesteś gotowa zrobić dla niego wszystko, więc po prostu to zrób. Proszę.
-Jasne… ale i tak nic z tego nie rozumiem.- zgodziła się, bo wiedziała, że dalsze próby przekonania Ange o jej relacji z Boothem nie mają sensu.
-Dziękuję, sweety. Dobra. Zmieńmy temat. Jak się czujesz przed premierą? Denerwujesz się?
-Jak cholera
-Wow! Jakie słownictwo- powiedziała zaskoczona.
-Nauczyłam się od Bootha.
-Tak…
-Rano nawet nie mogłam zapiąć bluzki… Jack chciał mi pomóc, to znaczy nie zapiął jej tylko… a nieważne- zdecydowała się nie kończyć widząc minę Angeli- Myślę, że powinnyśmy wracać… Zostały tylko trzy godziny do premiery.
-Jasne.
-Chyba zwariuję.
-Sweety, ty zawsze sobie ze wszystkim radzisz. Zaufaj sobie, zaufaj nam.
-Racja.
-„I tak uważam, ze jesteś głupia, skoro nie widzisz tego, co czuje do ciebie Booth. Muszę wam jakoś pomóc, bo stracicie miłość swojego życia…” pomyślała.
Wróciły do teatru i tam się rozstali. Bones musiała pójść na rozmowę z reżyserem. Zebrała się cała obsada. Normalnie wszyscy przyszliby dopiero godzinę przed spektaklem, ale przecież dzisiejszy dzień nie zaliczał się do normalnych. Wszystko musi być idealne… tak więc, technicy ponownie testowali sprzęt, inspicjentka sprawdzała czy na scenie i w kulisach wszystkie rekwizyty są na swoich miejscach, reżyser rozmawiał z aktorami…. A ekipa z Jeffersonian? Poszli się odświeżyć i szykować na wielkie wydarzenie!
34.
Godzina 18:00. Do teatru zaczęli schodzić się widzowie, wszyscy ubrani bardzo elegancko. Przychodzili z kwiatami, które dawali do przetrzymania pracownikom szatni. Robiło się głośno. Wszyscy byli bardzo podekscytowani. Booth, Angela, Cam, Jack i Wendel właśnie się wyszykowali i zeszli do foyer. Siedzieli na kanapach w bufecie popijając herbatkę i z niecierpliwością czekali na godzinę 19:00. Wtedy wszystko się zacznie. Wszyscy wyglądali bardzo elegancko, w końcu to wielkie wydarzenie. Ich przyjaciółka, a dla jednego z nich ktoś więcej niż tylko przyjaciółka, ma dziś stanąć na deskach profesjonalnego teatru. To było coś!
Pogrążeni w rozmowie nie zauważyli, jak ktoś do nich podchodzi.
-Witam Agencie Booth. Widzę, ze cała ekipa z Jeffersonian przyszła zobaczyć Dr Brennan. Witam- powiedział na przywitanie mężczyzna.
-O! dzień dobry szefie!- powiedział zaskoczony Booth widząc Cullena.- Co szef tu robi? Prokurator Julian?- spytał jeszcze bardziej zaskoczony widząc panią prawnik.
-Hej, Agencie Booth- odpowiedziała kobieta- Myślisz, cheerie, że przegapilibyśmy występ Dr Brennan? Za żadne skarby świata!
-Ale skąd…?- chciał zapytać Seeley.
-Nie żartuj, cheerie, wszędzie o tym trąbią! „W najnowszej premierze Jacka Mausa „3 siostry” zagra słynna antropolog sądowa Dr Temperance Brennan! To z pewnością będzie wydarzenie roku!”
-Nie wiedziałem o tym…
-To już wiesz. A jak się ma nasza droga pani od kości?
-Przygotowuje się w garderobie.
-Nie mogę się doczekać. To BĘDZIE wydarzenie roku!- Julian i Cullen dosiedli się do towarzystwa i dołączyli do oczekiwania.
W garderobach również panowało podniecenie. Aktorzy już byli gotowi. Kostiumy założone, makijaż zrobiony, włosy uczesane w odpowiedni sposób. Teraz zostało tylko czekać na znak rozpoczęcia spektaklu.
Czas leciał bardzo szybko. Już była 18:40. a więc zostało tylko 20 minut.
Tempe siedziała w swojej garderobie, próbowała się skupić i wejść w postać. Inni robili dokładnie to samo. Nikt się nie rozpraszał zbędnymi pogawędkami. W końcu to premiera. W innych okolicznościach siedzieliby teraz w palarni i żartowali, ale nie dziś. Dziś wszystko musi być perfekcyjne.
Za 15… rozbrzmiał dźwięk drugiego dzwonka, a z głośników w garderobach popłynął głos inspicjentki „Moi drodzy, już po drugim dzwonku. Zostało 10 minut” (10, bo o 18:55 wpuszczają widownię).
-No to nie ma odwrotu- powiedziała Bones do swojego odbicia. Ostatni raz poprawiła czerwoną szminkę, spojrzała w lustro i wyszła, by dołączyć do innych, którzy schodzili na dół, na scenę.
Jeszcze tylko 5 minut i pracownicy wpuszczą widownię. Cała obsada była już na scenie, kiedy usłyszeli kolejny komunikat inspicjentki „5 minut, proszę wszystkich o wejście na scenę i gotowość do pierwszej sceny I aktu”
Żołądek Tempe był już w gardle i miła wrażenie, ze za chwilę wyskoczy…
Aktorzy ustawili się na scenie gotowi do grania. Przed tym jednak, każdy od każdego dostał „kopniaka na szczęście”. Bones oczywiście nie widziała sensu w kopnięciu kogoś w siedzenie, ale nie miała zamiaru teraz się nad tym zastanawiać.
-dwie minuty!- krzyknęła inspicjentka- Zaraz wpuszczam widownię! Wszyscy gotowi?!- kiwnęli tylko głowami na znak potwierdzenia.
W końcu rozległ się dźwięk, na który wszyscy czekali… trzy dzwonki, otworzyły się drzwi na widownię…
10 minut wcześniej pod drzwiami prowadzącymi na widownię.
-Ale jestem podekscytowana- mówiła Angela podskakując z radości.
-My też, Ang- powiedział Hodgins.
-Ile zostało?- spytała artystka.
-Dziesięć minut- odpowiedział Booth spoglądając na zegarek.
-Dziesięć minut, ja zwariuję- mówiła- dziesięć minut…
Po tych dziesięciu minutach, które dla wszystkich wydawały się trwać wiecznie… trzy dzwonki…
--Nareszcie!- pisnęła Ang. Drzwi się otworzyły i wszyscy przyjaciele weszli jako pierwsi. Mieli najlepsze miejsca, pierwszy rząd, na samym środku! Za nimi ruszyła fala kolejnych podekscytowanych widzów i powoli widownia zaczęła się zapełniać.
-Booth- szepnęła Ange- Bren- wskazała na Bones siedzącą na małym krześle.
-Widzę, Ange- odpowiedział.
-Wygląda bosko w tej sukni.
-Tak…- wymsknęło się Seeley’emu. Angela spojrzała na niego z uśmiechem i pomyślała „Wiedziałam. Jak Bren może być tak ślepa? Przecież on ja kocha, to jasne jak słońce. Już ja was wyswatam. Inaczej nie nazywam się Angela Montenegro!”
W końcu widownia była pełna, w każdym miejscu, gdzie tylko się dało stały dostawki.
Ostatni komunikat proszący o wyłączenie telefonów komórkowych i zakazie wykonywania zdjęć czy nagrywania spektaklu. Na widowni zapadła cisza. Światła przygasły i teraz z głośników słychać było powoli wchodzącą rosyjską piosenkę… Zaczęło się!
35.
Spektakl trwał już jakąś chwilę, Bones nieźle dawała sobie radę, jej przyjaciele byli oczarowani. W końcu doszli do sceny, w której Masza po raz pierwszy całuje się z Wierszyninem… Booth obserwował z wielką uwagą Temperance i widział dokładnie o czym myśli…
-Booth…- szepnęła Angela widząc do czego zmierza obecnie trwająca scena.
-Ciii, Ange…- uciszył ją Agent. Też wiedział jak skończy się ta scena… nie trzeba być ekspertem żeby dostrzec w oczach Bones niesamowite pożądanie połączone ze strachem. Przez chwilę miał nawet wrażenie, że Bones patrzy na niego… Tak, dokładnie to samo miała w oczach kiedy na niego patrzyła… „Czyżby…? Nie, to pewnie złudzenie. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, Seeley Booth. To jest kobieta, której nigdy nie będziesz mógł mieć”. W końcu Bones i Roger wylądowali razem na kanapie złączeni namiętnym pocałunkiem. Booth poczuł się dziwnie… wiedział, ze to spektakl, ale zrobiło mi się dziwnie ciepło, kiedy zobaczył swoją Tempe w akcji. „Wow, Bones!” pomyślał.
-To było hot- szepnęła Angela tym razem do Hodginsa.
-O tak. Jeszcze nie widziałem Brennan w takiej scenie…- odszepnął z uśmiechem na twarzy.
Spektakl toczył się dalej. Jak dotąd wszystko szło idealnie. Widzowie w wielkim skupieniu oglądali wszystko, co dzieje się na scenie. Kiedy scena była komiczna- śmiali się, kiedy sytuacja wymagała powagi- siedzieli jak zaklęci.
-… A sens?- spytała Masza siedząc na krześle i wpatrując się przed siebie, zupełnie ignorując Tuzenbacha.
-Sens… Proszę, śnieg pada. Jaki w tym sens?
-Mnie się zdaje- zignorowała zupełnie barona i zwróciła się do Wierszynina, kładąc mu rękę na kolanie.- że człowiek powinien być wierzący, przynajmniej powinien szukać wiary, bo inaczej pustka, pustka.. Żyć i nie wiedzieć, po co lecą żurawie, po co rodzą się dzieci, po co są gwiazdy na niebie…- mówiła wpatrując się w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Wierszynin delikatnie ściągnął jej rękę ze swojego kolana i położył na jej kolanie.- Albo trzeba wiedzieć po co się żyje, albo wszystko to fraszka, funta kłaków nie warta.
-A jednak szkoda, ze młodość minęła…- mówił Wierszynin.
-Gogol mówi: jak trudno żyć na tym świecie proszę państwa!- krzyknęła Bones.
Spektakl trwa dalej. Zmieniają się światła, zmienia się muzyka, co chwilę ktoś wbiega, wybiega ze sceny.
-Do Moskwy… Do Moskwy…- powtarza Irina. Blackout. Na wyciemnieniu słychać jeszcze kilka razy, jak powtarza tą samą kwestię. Wchodzi głośny dźwięk alarmu przeciwpożarowego. Światła na scenie zaczynają wariować, robi się zamieszanie, wszyscy biegają i ustawiają scenę. To znak, że zaczyna się II akt- Pożar w domu Wierszynina. Wbiega Olga i światło lekko się rozjaśnia. „zauważa” pożar, zbiera różne rzeczy, które wpadły jej pod rękę i rzuca w kierunku „domu Wierszynina”, krzyczy:
-Nianiu kochana, wszystko oddaj! Nic nam nie trzeba!... Wierszyninów nie możemy puścić do domu- biega w szale po „mieszkaniu”- Dziewczynki położą się w salonie, a pułkownik na dole u barona… Doktor jak na złość pijany, okropnie pijany…. U niego nie można. A żonę Wierszynina też w salonie…- po chwili na scenę wbiega Fiodor, mąż Maszy.
-Gdzie Masza? Czas do domu. Mówią, że pożar ustaje… Jestem zmęczony Oleńko, nieraz myślę, ze gdyby nie Masza, ożeniłbym się z tobą, Oleńko. Tyś taka dobra… zmęczony jestem…
-Co?- pyta Olga ze zdziwieniem.
-Zmęczony jestem…- na scenie pojawia się Wierszynin w koszulce, na której widać ślady czerwonej szminki i spodniach od swojego uniformu.
-Tak, jakie to wszystko dziwne w gruncie rzeczy! Kiedy zaczął się pożar, pobiegłem czym prędzej do domu. Idę, patrzę, nasz dom cały i nietknięty, ale obie moje dziewczynki stoją na progu w nocnych koszulach, matki nie ma, ludzie kręcą się wkoło, biegają… Boże, myślę, ile jeszcze będą musiały znieść moje dzieci przez długie lata życia!- Fiodor Kułygin patrzy się dziwnie na Wierszynina, chyba domyśla się, co zaszło między nim a Maszą. Nagle na scenie pojawia się Masza, ma na sobie płaszcz Wierszynina… Olga zrywa z niej płaszcz i szybko żałuje tego ruchu. Okazuje się, że Masza jest w samej spódnicy i staniku… Teraz już wszyscy wiedzą, gdzie oboje byli podczas pożaru. Siada powoli koło Kułygina, ale wzrok stale ma utkwiony w swoim ukochanym Wierszyninie. Jest jej obojętne co myślą inni. Booth widząc swoją partnerkę w samym staniku i spódnicy nie mógł oderwać wzroku od jej perfekcyjnego ciała. Wiedział, że pożera ją wzrokiem… Dobrze, ze światła na scenie nie pozwalają aktorom widzieć twarzy widowni. Ale jedna osoba doskonale widziała, co się z nim dzieje… Oczywiście Angela. Jej nic nie umknie. Tym bardziej było jej szkoda Bootha, wiedząc co jej najlepsza przyjaciółka mu robi „On naprawdę jest ślepa…” myślała.
-Niech pan odejdzie! Doprawdy…- mówiła Masza nie kryjąc gniewu.
-Idę…- powiedział Tuzenbach wstając i kierując się ku wyjściu. Masza się kładzie.
-Fiodor?- pyta- Czy śpisz?
-Co?- pyta zaskoczony.
-Idź do domu.
-Kochana moja Masza, droga moja Masza…
-Masza jest zmęczona- wtrąciła się Irina.- Daj jej odpocząć.
-Zaraz pójdę… Moja żoneczko najlepsza, najmilsza… Kocham cię, moja jedyna…
-Amo, amas, amat, Adamus, amatis, amant…- powtarzała Masza.
-Ona jest nadzwyczajna. Pobraliśmy się siedem lat temu, a mnie się wydaje, ze dopiero wczoraj. Doprawdy, to nadzwyczajna kobieta. Jestem zadowolony, zadowolony, zadowolony- wstaje i wychodzi.
-Jestem znudzona, znudzona, znudzona…- powtarza i widzi jak Wierszynin również opuszcza ich „dom”. Leży. Na scenie pojawia się Natasza, żona Andrzeja, ich brata i zaczyna sprzątać.
-Łazi tu jakby to ona podpaliła- mówi Masza ze złością.
-Głupia jesteś Maszo. Najgłupsza w całej rodzinie. Przepraszam cię bardzo.- powiedziała z początku zrezygnowana Olga.
-Chcę wam coś wyznać kochane siostry- Masza wstaje i podchodzi do Olgi i Iriny. Nadszedł czas na najważniejszy monolog w spektaklu. Ale Tempe już się nie martwiła tym, czy sobie poradzi. Oddała się postaci całkowicie i po prostu żyła jej życiem.- Powiem to tylko wam i już nikomu nigdy… powiem zaraz… To moja tajemnica, ale wy musicie wiedzieć wszystko… nie mogę milczeć- zaczęła zmieszana. Nie wiedziała, jak im to powiedzieć- Ja kocham, kocham… Kocham tego człowieka… Przed chwilą był tutaj… Zresztą co tam! Kocham Wierszynina- klamka zapadła, zdecydowała się to powiedzieć. Nie tylko Angela siedząca na widowni, ocierająca dyskretnie łzy chusteczką, poczuła, jakby Bones wcale nie mówiła tego o Wierszyninie. Cam, Wendel, Jack, Julian, Cullen… w końcu Booth… wszyscy mieli wrażenie, ze ona teraz jest sobą, ze mówi to Temperance Brennan, a nie Masza.
-Przestań- Olga wstaje- Ja i tak tego nie słyszę.
-Więc co mam zrobić?- chwyta się za głowę i podnosi głos. Jest zagubiona, ale zdecydowała się powiedzieć wszystko- Z początku wydawał mi się jakiś dziwny, potem zaczęłam go żałować… potem pokochałam… pokochałam go z tym jego głosem, wylewnością, nieszczęściem, dwiema córeczkami…
-Ja i tak nie słyszę…- powtarzała Olga- Pleć, co chcesz, ja nic nie słyszę…
-Głupia jesteś Olu. Kocham, a więc taki już mój los. A więc dola moja taka… I on też mnie kocha… To wszystko jest straszne. Prawda? To niedobrze?- pytała coraz bardziej bliska płaczu. Łzy już same pojawiały się na jej policzkach. Ange i Cam płakały na widowni. Masza ciągnie Irinę za rękę i tuli ją do siebie- O, moja najmilsza… Co nas jeszcze spotka w życiu, co z nami będzie…. Kiedy czytasz jakąś powieść, wtedy wydaje ci się, ze wszystko jest znane i całkiem zrozumiałe, a jak pokochasz sama, to okazuje się, że nikt nic nie wie i że każdy musi sam za siebie decydować… - zupełnie jakby mówiła o sobie… Tempe wpadła w histerię, teraz już płakała i mówiła dalej przez łzy- Najmilsze moje siostry… zwierzyłam się przed wami, teraz będę milczała… Teraz będę jak ten Gogolowski wariat: milcz serce…- spojrzała jeszcze raz na swoje siostry- Tra-ta-ta!- do Olgi- Do widzenia Olu, zostań z Bogiem…- całuje Irinę- Śpij dobrze… Do widzenia Andrzeju. Idź już, one są zmęczone… jutro się rozmówisz…- wybiega zapłakana w kulisy.
-Rzeczywiście, Andrzeju, zostawmy to do jutra.- Olga wychodzi- czas spać…- światła przygasają, wchodzi muzyka „Podmoskiewskie wieczory” Chóru Aleksandrowa…. Na widowni mnóstwo ludzi siedzi z chusteczkami w rękach… Część siedzi oniemiała z otworzonymi buziami… zaskoczeni obrotem wydarzeń… Nawet Booth, ten na co dzień twardy Agent FBI uronił niejedną łzę…
Na scenie ponownie powstaje małe zamieszanie… Słychać jakieś głosy… Ponownie pojawia się Olga, Irina, Natasza, Fiodor, Czebutkin, Tuzenbach…
-Nie ma tu Maszy?- spytał Fiodor z niepokojem- Gdzie ona? To dziwne…- wychodzi… Światła się rozjaśniają. Mówi Andrzej
-Nawet nie słuchają. Natasza to najlepszy, uczciwy człowiek- milcząc chodzi po scenie, zatrzymuje się- Kiedy się żeniłem, zdawało mi się, że będziemy szczęśliwi… szczęśliwi wszyscy… Ale mój Boże…- płacze- Kochane moje siostry, drogie siostry, nie wierzcie mi, nie wierzcie…- smutny wychodzi. Ponownie w drzwiach pojawia się Fiodor i z niepokojem pyta:
-Gdzie Masza? Nie ma tu Maszy? Dziwna rzecz…- wychodzi. Rozlega się dzwon alarmowy, scena robi się pusta. Zbliża się scena końcowa, scena pożegnania. Irina zgodziła się wyjść za Tuzebacha, Czebutkin obiecuje, że już nie będzie pił, jest zazdrosny, że to nie on jest z Iriną „Zostałem sam, jak ten wędrowny ptak, który się zestarzał i nie ma już siły lecieć…”- mówił. Na scenę wchodzi Andrzej z wózkiem, za nim Masza.
-Siedzi sobie tu i siedzi…- mówi z obojętnością w głosie. Już wszystko jej jedno.
-A bo co?- pyta Czebutkin podnosząc wzrok znad gazety.
-Nic…- Masza siada.- Czy pan się kochał w mojej matce?
-Jeszcze jak!
-A ona w panu?
-Tego już nie pamiętam.
-Czy ten mój już jest? Tak mówiła kiedyś nasza kucharka Marfa o swoim strażaku ten mój. Czy ten mój już jest?
-Jeszcze nie ma.
-Kiedy człowiek chwyta swoje szczęście po trochu, po kawałku, a potem je traci, tak jak ja, to w końcu ordynarnieje, robi się zły…- dotyka ręką piersi. Już nie płacze. Odstawiła swoje uczucia na bok. Stała się racjonalna.- Tu we mnie aż kipi… Nie wejdę do domu, nie mogę tam wchodzić… Kiedy przyjdzie Wierszynin, zawołajcie mnie…- wstaje i oddala się, już za sceną mówi- O, już lecą wędrowne ptaki… Łabędzie, albo gęsi… Najmilsze moje, najszczęśliwsze… - na scenie toczy się rozmowa… Fiodor znika za kulisami, słychać tylko jak woła „Maszo! Maszo!!!...”
Nagle na scenie pojawia się Wierszynin, ubrany elegancko, gotowy do podróży.
-Zaraz wyruszamy. Muszę iść.- pauza- Wszystkiego najlepszego… Gdzie pani Masza?
-Masza jest gdzieś w ogrodzie… Pójdę poszukam- powiedziała Irina i wyszła.
-Wszystko ma swój koniec- zaczął Wierszynin- Wiec rozstajemy się… Tak się przyzwyczaiłem do was wszystkich…
-Czy zobaczymy się jeszcze kiedykolwiek?- zapytała Olga z nadzieją w głosie.
-Chyba nie. Moja żona i obie córeczki zostaną tu jeszcze ze dwa miesiące. Proszę, gdyby coś się stało albo coś było trzeba…
-Tak, tak, oczywiście. Niech pan będzie spokojny. O, idzie już…- na scenie pojawia się Masza, za nią idzie Kułygin.
-Przyszedłem się pożegnać…- zaczął Wierszynin. Masza patrzy mu w twarz, stoi blisko niego. Na jej twarzy maluje się smutek, ale próbuje to ukryć.
-Żegnaj…- tylko tyle zdołała z siebie wydusić… Rzuciła mu się na szyję i złączyli się w długim, namiętnym pocałunku. Ostatnim…
-Pisz… Nie zapominaj- mówił Wierszynin próbując się od niej uwolnić- Puść mnie… już czas… Pani Olgo, proszę ją zabrać, muszę… iść… spóźniłem się…- Olga odciąga zapłakaną Maszę. Wierszynin wzruszony całuje ręce Olgi, potem jeszcze raz ściska Maszę i szybko odchodzi…
-Maszo, dość!- krzyczy Olga- Przestań, kochana…
-Jutro w mieście nie będzie już ani jednego oficera…- zaczyna Masza nadal plącząc i wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą zniknął Wierszynin.- Wszystko stanie się wspomnieniem… czy dacie wiarę, że jej twarz, twarz matki zupełnie uciekła mi z pamięci? Tak samo ludzie nie będą pamiętali o nas. Zapomną. Wszyscy o nas zapomną, ale ci, co przyjdą po nas będą błogosławili tych, którzy żyją teraz... Dlaczego zawsze dzieje się inaczej niż chcemy? Przyjdzie czas i ludzie dowiedzą się, po co to wszystko, Może i my kiedyś dowiemy się, po co żyjemy, po co cierpimy...?- Kułygin podszedł do swojej żony i przytulił ją do siebie.
-Nie szkodzi, niech popłacze, to nic… Moja kochana Masza, moja najlepsza Masza… Tyś moja żona, jestem szczęśliwy, cokolwiek by było… Zaczniemy znowu żyć po staremu, słowa ci nie powiem…- mówił tuląc ja do siebie, Masza płakała, odrywa się od męża i zaczyna śpiewać powstrzymując szloch:
-Jest nad zatoką dąb zielony, na dębie złoty łańcuch lśni… na dębie złoty łańcuch lśni… tracę rozum… Jest nad zatoką… dąb zielony…
-Uspokój się Maszo… Uspokój się… Daj jej wody…- mówiła z troską Olga.
-Już nie płaczę…
-Ona już nie płacze… poczciwa Masza- Kułygin patrzył z troską na cierpienie swojej żony.
-Jest nad zatoką dąb zielony, na dębie złoty łańcuch lśni… kot zielony… dąb zielony.. Poplątałam… Zmarnowane życie… nic mi już nie trzeba… Zaraz się uspokoję… wszystko jedno… dlaczego właśnie łańcuch? Dlaczego ten łańcuch utkwił mi w głowie? Myśli się plączą…
-Uspokój się Maszo. No, już dobrze- Olga nadal próbowała ją uspokoić- Chodźmy do mieszkania…
-Nie pójdę tam!- powiedziała Masza ze złością. Płacze, ale natychmiast przestaje- Już nie wchodzę do tego domu i teraz nie wejdę!
-Posiedzimy tu, choć pomilczymy razem. Przecież wyjeżdżam jutro…- wchodzi muzyka, smutna, doskonale oddająca nastrój obecnej sceny. Wszyscy siedzą w milczeniu… W końcu nadszedł czas na pożegnanie się. Irina z Tuzenbachem odchodzi. Masza zostaje z Fiodorem, gdzieś w głębi sceny plątają się jeszcze inni bohaterowie…
-O, jak brzmi muzyka! Oni teraz odchodzą, jeden już odszedł, odszedł na zawsze… zostaniemy same, żeby zacząć życie od nowa- mówi Masza do siebie- Bo trzeba żyć… trzeba żyć…- muzyka brzmi trochę ciszej, wszyscy zostają na swoich miejscach, światła powoli gasną, słychać jeszcze tylko Czebutkina, gdzieś w głębi sceny, nuci:
-Tara…ra… bomba… mam nos jak trąba..- czyta gazetę- Wszystko jedno! Wszystko jedno!- Ostatnia kwestia należy do Olgi.
-Gdyby tylko wiedzieć, gdyby wiedzieć!- muzyka cichnie, światła gasną… aktorzy schodzą ze sceny. Na widowni jeszcze przez chwilę panuje cisza… W końcu rozlegają się gromkie brawa. Zapalają się światła robocze i cała obsada wychodzi do ukłonów. Widownia wstaje, aktorzy wychodzą po raz drugi. Oklaski wydają się wcale nie ustawać, wręcz przeciwnie, przybierają na sile. Cała widownia, na dole, na balkonie, na dostawkach wstała. Owacja na stojąco, tego nikt się nie spodziewał. Na scenę wbiegają dwie osoby: młody chłopiec i dziewczyna, niosą ze sobą kwiaty, chłopiec daje kwiaty aktorkom, a dziewczyna aktorom, wszyscy są wzruszeni. Dodatkowo na środku sceny ustawiają wielki kosz kwiatów. Oklaski nadal trwają. Potem na scenie pojawiają się inni, dają kwiaty swoim ulubieńcom, oczywiście Booth również wszedł z wielkim bukietem dla Tempe, podszedł do niej i powiedział:
-Gratulacje Bones, od nas wszystkich- ucałował ją w policzek.
-Dziękuję, Booth- łza szczęścia spłynęła jej po policzku. Była szczęśliwa, ale jeszcze nie do końca dochodziło do niej to, co się dzieje. Nadal część niej była Maszą… Kiedy już dostali kwiaty, zaczęli krzyczeć:
-Reżyser! Reżyser! Reżyser!- bijąc brawo. Na scenie pojawił się Jack. Dziewczyna szybko podbiegła do niego i również wręczyła mu kwiaty.
-Scenograf! Scenograf! Scenograf!... Kompozytor! Ruch sceniczny- wołali po kolei wszystkich, którzy pomagali stworzyć spektakl. Wywołani wchodzili na scenę i również dostali kwiaty. Aktorzy zeszli ze sceny, ale oklaski nadal trwały, więc wyszli po raz kolejny. Ukłonili się, podeszli bliżej proscenium, ukłonili się i zeszli w kulisy. Oklaski ustały.
-To było niesamowite!- pisnęła Angela.
-WOW!- tylko tyle byli w stanie powiedzieć inni. Nadal byli w szoku. Na scenę wszedł dyrektor.
-Dziękuję państwu bardzo- zaczął- Zapraszam teraz wszystkich do foyer, jak tylko aktorzy się rozcharakteryzują przyjdą do nas. Później zapraszam na bankiet.- zszedł ze sceny, drzwi widowni się otworzyły i publiczność powoli przemieszczała się do foyer. Tam cicho grała muzyka ze spektaklu. Pracownicy częstowali na razie ciasteczkami. Część udała się do bufetu po herbatę, kawę, piwo… Wszyscy przyjaciele Tempe usiedli w bufecie, czekając na pojawienie się ich „gwiazdy”. W całym foyer panowało zamieszanie, ludzie próbowali znaleźć sobie miejsce i czekali na dalszą część wieczoru.
Już było po wszystkim. Kamień z serca spadł wszystkim twórcom „3 sióstr”. Wiedzieli, ze odnieśli sukces. Ale takich owacji nikt z nich się nie spodziewał.
„3 siostry” rosyjski dramat Antoniego Czechowa, okazał się być nadal ważnym tematem do poruszenia na scenie. Wciąż aktualnym i poruszającym za serca.
Jakże ta sztuka doskonale odzwierciedla życie pani antropolog. Masza zakochała się w człowieku, którego nie może mieć… Jest związana z człowiekiem, którego nie kocha… Osoba, której oddała serce odchodzi od niej na zawsze… Zostawia ją znowu samą, kiedy już miała wrażenie i nadzieję, ze może jednak wszystko się ułoży… To po prostu znika… Tak, jak w życiu Tempe, zawsze zostawiają ją osoby, które kocha… na których jej zależy.
W foyer wszyscy czekali, a w garderobach…
36.
W garderobach panowało ogólne poruszenie. Wszyscy byli niezmiernie szczęśliwi, że premiera się udała. Ba, udała to mało powiedziane, to był hit. Reżyser gratulował wszystkim po kolei i dziękował za wszystko. W końcu wszyscy rozeszli się do swoich garderób. Tempe usiadła przed lustrem i uśmiechnęła się do swojego odbicia.
-A jednak się udało…- powiedziała cicho.- Ange, miała rację, czasem warto zaryzykować i zrobić w życiu coś głupiego.- po chwili do jej garderoby wszedł Jack.
-Tempe- szepnął.
-Jack, co ty tu robisz?- spytała zaskoczona. Jack w tym czasie przekręcił klucz w drzwiach i zrzucił z siebie marynarkę- Mamy zaraz zejść do foyer…
-Tak, ale…
-Pamiętasz o czym dzisiaj rozmawialiśmy?- zabrał się za rozwiązywanie sukienki, z której jeszcze nie zdążyła się przebrać.
-Kiedy? Rozmawialiśmy o wielu rzeczach- powiedziała patrząc na niego z uśmiechem.
-Po przedpołudniowym seksie na kanapie…- mówił kontynuując zdejmowanie ubrań z Tempe i z siebie.
-A to…- udawała, że dopiero teraz załapała.
-Obiecałem, że powtórzymy seks na stole w twojej garderobie…
-Obiecałeś.
-Dlatego tu jestem.
-Ale zaraz mamy być na dole…
-Więc powinniśmy się pośpieszyć…
-Racja..- oboje szybko skończyli pozbywać się własnych rzeczy i przywarli do siebie, obrócili się w stronę stołu i już złączeni skierowali w jego kierunku swoje kroki. Chwilę potem Tempe siedziała na stole, oplatając Jacka nogami, a dyrektor szybko wziął się do działania. Znowu słychać było stół uderzający o ścianę, jęki i westchnienia obojga. To był szybki seks, bo musieli obowiązkowo pojawić się w foyer, gdzie miała być przedstawiona cała obsada i twórcy spektaklu.
-Niesamowite…- powiedział Jack po szybko skończonym stosunku.
-O tak…- odpowiedziała zaspokojona Bren- tego było mi trzeba…- zeskoczyli ze stołu i dopadli swoich rzeczy, zaczynając szybkie ubieranie.
-To był dobry pomysł, co?- mówił wciągając spodnie.
-Zdecydowanie- potwierdziła Tempe zakładając czarne rajtuzy.
-Uwielbiam, kiedy jesteś tak blisko- powiedział z uśmiechem i pocałował Tempe zapinając guziki swojej koszuli.
-Jesteśmy dobrze dobrani jeśli chodzi o seks- kontynuowała zakładając czerwoną sukienkę.
-O tak. Jesteś wspaniała.
-Ty też. Doświadczony i pełen pomysłów.
-Dokładnie, Tempe- skończyli się ubierać i wyszli z garderoby.- Byłaś niesamowita…
-Wiem
-Nie chodzi mi tylko o seks, ale o występ.
-Aha…
-Jesteś genialna.
-Dzięki- pocałowała go w policzek. W wejściu do foyer natknęli się na Angelę.
-Sweety! To było niesamowite!- krzyknęła zauważając Bones- Ale się zryczałam!!! Cześć Jack- powiedziała zauważając dyrektora. Nagle zrobiła dziwną minę…
-Cześć- odpowiedział.
-Brennan… może… ekhm.. poprawisz swoją fryzurę i… rozmazaną szminkę.- wyciągnęła lusterko i podała je Bones. – Nie wszyscy muszą wiedzieć, ze dopiero co skończyliście swój szybki numerek w garderobie.- A już na pewno Booth, pomyślała- Jack… a ty… twój rozporek- wskazała na rozporek dyrektora- chyba powinieneś go zapiąć.
-A… tak, tak- powiedział zmieszany i szybko go zapiął.
-Sweety…
-Nie teraz, Ang. Muszę tam teraz iść- przerwała jej Bren.
-I tak pogadamy- uśmiechnęła się chytro.
-Wiem…
-No idźcie, idźcie! To wasz czas!- powiedziała, a w myślach dodała- „Bren, co ty najlepszego wyprawiasz… ja już nie wiem, jak ja mam ci przemówić do rozsądku…” Jako ostatni do foyer weszli Tempe i Jack.
-Proszę, oto i są- zaczęła wicedyrektorka- Dr Temperance Brennan, Masza- rozległy się gromkie brawa i okrzyki przyjaciół- i Jack Maus, reżyser spektaklu i dyrektor teatru- ponownie rozbrzmiały brawa.- Tak więc, jest już z nami całą obsada „3 sióstr” i wszyscy twórcy. Może dyrektor zechciałby coś powiedzieć?- wicedyrektorka oddała mikrofon Jackowi.
-Dziękuję. Korzystając z okazji- zaczął- chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim moim wspaniałym aktorom za tak olbrzymie zaangażowanie zarówno podczas prób, jak i dzisiejszej premiery. Chociaż już wam to mówiłem, powtórzę przy wszystkich, byliście dzisiaj wszyscy fantastyczni. Uważam, że był to najlepszy przebieg. Na próbach byliście świetni, osiągnęliście poziom perfekcyjności i nie spodziewałem się, ze możecie go przekroczyć. To, co dzisiaj pokazaliście przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Udowodniliście, ze jesteście profesjonalistami w każdym calu- rozległy się brawa popierające słowa Jacka.- Chciałbym też serdecznie podziękować pewnej osobie, która może nie jest dyplomowaną aktorką, pokazała swój niezwykły, ukryty talent i drugie oblicze. Prosiłbym o szczególne brawa dla Dr Temperance Brennan- wszyscy zaczęli klaskać. Bones poczuła się zawstydzona. „To inni powinni zbierać pochwały. Oni tym żyją, a ja… jestem tu przez przypadek…” myślała- która na co dzień jest znanym na całym świecie, najwybitniejszym antropologiem sądowym i autorką bestsellerów. Chciałbym jej podziękować, za to, ze mimo swoich zajęć i zupełnie innych zainteresowań, zgodziła się nas wspomóc i zagrała w spektaklu. Temperance- wyciągnął do niej rękę. Bones podeszła do niego. Rozległy się kolejne brawa, Bren czuła, ze się rumieni. Tego się nie spodziewała. Jack podarował jej różę, od siebie, ucałował w policzek i szepnął do ucha- tak naprawdę podziękuję ci w sypialni, kochanie…
-Liczę na to…- odszepnęła i uśmiechnęła się serdecznie do dyrektora. Wróciła na swoje miejsce, a Jack kontynuował przemówienie.
-Dziękuję też wszystkim pracownikom za pomoc w przygotowaniu tej premiery, dziękuję za cały poświecony czas, często poza godzinami pracy. Biurze Współpracy z Publicznością, za przygotowanie, zebranie tak wspaniałej widowni, zajęcie się całą oprawą- oklaski- Promocji i Reklamie za wypromowanie spektaklu, plakaty, ulotki- kolejne oklaski- Kierownikowi Literackiemu za program i wkład intelektualny- oklaski. Wymieniał po kolei wszystkich, którzy mieli wkład w przygotowanie premiery, łącznie z firmą cateringową, która zajęła się przyrządzeniem bankietu- Dziękuję Wam, drodzy widzowie, za to, że tak licznie do nas przybyliście i zechcieliście wziąć udział w naszej premierze.- po raz kolejny brawa- Ale się rozgadałem Wybaczcie to moja wada. Uwielbiam dużo gadać- po foyer rozległą się fala śmiechu- Już kończę. Obiecuję. Może ktoś z państwa ma ochotę zadać pytanie naszym aktorom? Proszę się zgłaszać. Podamy drugi mikrofon.- kilka osób podniosło ręce. Kobieta z Promocji podeszła do starszego mężczyzny i podała mu mikrofon.
-Ja mam pytanie do Dr Brennan- zaczął.
-Oczywiście- powiedział Jack- Już podaję mikrofon- podał Tempe mikrofon.
-Na początku chciałbym pani powiedzieć, że jestem zachwycony pani grą. Dawno nie widziałem takiego talentu aktorskiego u osoby, która nie jest związana z teatrem i nie ma dyplomu szkoły teatralnej.
-Dziękuję- powiedziała zawstydzona Tempe.
-Nie często mamy okazję oglądać słynną panią antropolog na scenie teatru i musze powiedzieć, ze to jest niesamowite przeżycie. Ale przechodząc do pytania- uśmiechnął się- Jak to się stało, ze trafiła pani do obsady „3 sióstr”?
-Ja i mój partner- zaczęła wskazując Seeley’ego, Booth uśmiechnął się i pomachał ręką- Agent Specjalny Seeley Booth z FBI, prowadziliśmy śledztwo w sprawie morderstwa i trafiliśmy tutaj do teatru pod przykrywką. Tak się stało, że trafiłam do obsady „3 sióstr” w zastępstwie. Kiedy nasze zadanie zostało zakończone, a sprawa rozwiązana i zamknięta, Jack poprosił mnie, bym jednak zgodziła się zagrać.
-Jak mu się to udało?- ponownie uśmiechnął się mężczyzna- Pani zawód bardzo różni się od zawodu aktora.
-Zgadzam się. Poprosił mnie przekonując, ze dam sobie radę. Mówił, że mam do tego talent.
-Ocho, odzywa się ego- Booth szepnął z uśmiechem do siedzącej obok Cam. Dr Saroyan uśmiechnęła się i nadal przysłuchiwała rozmowie.
-Nie wierzyłam, ale postanowiłam zaryzykować i spróbować.
-Może zmieni pani zawód?- spytał jakiś inny mężczyzna.
-Absolutnie nie. Antropologia sądowa, kości to jest to, co zawsze chciałam robić i to się nie zmieniło. Udział w spektaklu traktuję jako ciekawą przygodę i nowe doświadczenie.
-Musze to powiedzieć- zaczęła jakaś pani, kobieta z promocji przekazała jej mikrofon- Muszę to powiedzieć. Była pani wspaniała. Pani Masza poruszyła moje serce i sprawiła, ze oddałam się całkowicie historii. „3 siostry” są moim ulubionym dramatem Czechowa i dobrze znanym i musze powiedzieć, że to była prawdziwa Masza. Najlepsze wykonanie, jakie kiedykolwiek widziałam.
-Dziękuję…- Tempe czuła się coraz bardziej zawstydzona.
-Ja również jestem wielkim fanem pani talentu pisarskiego- odezwał się kolejny widz- a teraz również aktorskiego.
-Naprawdę dziękuję…
Większość widzów chciała koniecznie pochwalić dokonania słynnej już antropolog sądowej. Temperance czuła się naprawdę zawstydzona. Na szczęście padło też kila pochwał i pytań do innych aktorów, nawet do reżysera. Kiedy skończyła się fala pytań, głos ponownie zabrał Jack.
-Dziękujemy państwu za wszystkie pytania. Teraz zapraszamy na poczęstunek i bankiet popremierowy.- pracownicy odsłonili zastawione stoły i wszyscy udali się po coś do jedzenia. Tempe z Jackiem w końcu dosiedli się do przyjaciół z Instytutu. Z głośników popłynęła muzyka, już nie ze spektaklu. Bankiet zaczął się na dobre. Zapowiadała się niezła impreza. Cała noc przed nimi. Jeszcze wiele może się wydarzyć…
37.
-Bones! Byłaś po prostu boska!- zaczął Booth- Wiesz, nigdy bym cię o to nie podejrzewał. Urodzona aktorka!
-Nie przesadzaj, Booth- powiedziała Tempe z lekkim uśmiechem zakłopotania.
-On ma rację Tempe- wtrącił się Jack, już chciał objąć ją ramieniem, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Angela jednak widziała wszystko.
-Brennan, twój monolog, w którym przyznajesz się do uczuć do Wierszynina… WOW!... nawet ja miałem łzy w oczach- powiedział Hodgins.
-Ja dawno tak nie ryczałam- dodała Ange.
-A końcówka, kiedy Wierszynin odchodzi… to pożegnanie… jego słowa…- podchwyciła temat Cam- Brennan zupełnie jakbyś to nie była ty! Przez cały czas miałam wrażenie, ze patrzę na zupełnie inną osobę.
- Bo przez cały czas trwania spektaklu Temperance Brennan zniknęła. To była Masza- powiedział z dumą Jack.
-Ale przecież ja nie mogłam zniknąć. Z antropologicznego punktu widzenia człowiek nie może tak po prostu zniknąć i przestać istnieć, czy zmienić się w kogoś innego. Nawet jeśli się umiera zostają po nas kości, często też tkanka- wszyscy patrzyli na nią z uśmiechem i cierpliwie słuchali antropologicznego wywodu.
-To na pewno Bones! Wróciła!- powiedział Booth i zaczął się śmiać.
-Co ty wygadujesz, Booth? Przecież ja nigdzie nie wyjeżdżałam…- spojrzała na niego ze zdziwieniem. Booth nie mógł powstrzymać się od śmiechu- I co cię znowu tak śmieszy?
-Tak się mówi Bones…- odparł ledwo powstrzymując kolejny wybuch śmiechu. Bones spojrzała na innych, którzy potwierdzili słowa Bootha kiwnięciem. Na ich twarzach również malował się uśmiech.
-Tak, to na pewno ona- odezwał się Hodgins.
-Ktoś chce jeszcze coś do jedzenia?- spytał Booth wstając z kanapy.
-Ja poproszę trochę sałatki greckiej.-Bones podała mu swój talerzyk.
-Ja też- Ange zrobiła to samo.
-Ok. zaraz wracam- poszedł w kierunku stołu z jedzeniem. Po chwili wrócił z sałatkami dla Bones i Angeli. Sobie oczywiście przyniósł pieczonego kurczaka. Siedzieli i jedli. Po pewnym czasie Ange wstała i pociągnęła Bones za rękę.
-Sweety, chodź ze mną na chwilę.
-Po co, Ange?- spytała. Wcale nie miała ochoty iść z przyjaciółką, bo doskonale wiedziała czego chce od niej Ange. Wytłumaczenia jej wybryku, który miał miejsce zaraz po premierze.
-Bez gadania, sweety.- powiedziała stanowczo.
-Idź, Bones. Ange nie da ci spokoju, jeśli tego nie zrobisz- Booth uśmiechnął się i podniósł Tempe.
-Ok…- powiedziała zrezygnowana i ruszyła za przyjaciółką. Znalazły jakieś ustronne miejsce, co wcale nie było takie łatwe. Wszędzie było mnóstwo ludzi. Trochę wolnej przestrzeni znalazły na kanapie, zaraz obok wejścia na widownie. Usiadły.
-Ange, wiem, co chcesz mi powiedzieć- powiedziała Bones, widząc, jak artystka otwiera buzię, by zacząć swoje kazanie- Chcesz mi powiedzieć, ze nie powinnam sypiać z Jackiem, bo uważasz, że Booth mnie kocha, co oczywiście nie może być prawdą. Owszem, przyjaźnimy się, co już ci mówiłam i co już wiesz, ale to wszystko. Oprócz pocałunku pod jemiołą i sceny, można by powiedzieć prawie erotycznej, którą ćwiczyliśmy, nic nigdy między nami nie było i jestem przekonana, ze nic nie będzie. Więc proszę cię, Ang nie funduj mi kolejnego wykładu, na temat moich uczuć do Bootha. Doskonale wiem, co robię- mówiła stanowczo, ale łagodnie, nie chcąc urazić przyjaciółki.
-Brennan, nie masz pojęcia…. Stój, nie tak szybko. Zaraz, zaraz. Moment…- przerwała jej w końcu Angela-Scena erotyczna z Boothem? I ty mi nic nie powiedziałaś?
-Daj spokój…
-Nie, sweety! Nie dam ci spokoju. Powiedz mi jeszcze, ze nic nie czułaś GRAJĄC- to słowo powiedziała z naciskiem- taką scenę z Agentem Gorącym?
-Nie, Ange. To była gra, fikcja, teatr.
-I nic a nic nie poczułaś?
-Nie.
-Niech ci będzie. Proszę cię posłuchaj mnie…
-Ange, ja naprawdę wiem, co robię. Jestem dorosła.
-Daj mi coś powiedzieć, sweety. Zrobisz z tym co zechcesz, ale daj mi dojść do słowa.
-Dobra. Miejmy to za sobą.
-Dziękuję. Posłuchaj mnie uważnie. Grając w „3 siostrach” doskonale poznałaś postać Maszy, zgadza się?
-Tak- odpowiedziała obojętnie.
-Przeżywałaś to wszystko, co ona, prawda?- Bones skinęła głową- Właśnie. Masza to kobieta, 25-letnia, w wieku 18 lat wyszła za mąż, za człowieka, którego nie kocha. W spektaklu mówiłaś „Wydali mnie za mąż kiedy miałam 18 lat. Bałam się męża. Na początku miałam go za strasznie mądrego i wykształconego, a potem… To jest dobry człowiek, ale nie najmądrzejszy…” Oczarowanie młodej dziewczyny minęło jak dorosła. Jest pewne, że Masza nie czuje nic do Fiodora. Podobnie, jak ty do Jacka.- Ange widziała, że Bren chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje, za co Ange była jej wdzięczna. Mówiła dalej- Może nie jesteś nim oczarowana, ale pociąga cię seksualnie. To można nazwać tym, zachwyceniem. Kiedyś, może już zrozumiałaś, że jest ktoś inny… Ktoś kogo mogłabyś pokochać, ale się boisz. Pakujesz się dokładnie w to, co Masza. Była z nim, bo tak było bezpieczniej, mieć przy sobie kogoś, kto chce się tobą opiekować. Można zaryzykować stwierdzenie, że ją kochał, ale uczucia nie są odwzajemnione. Pewnego dnia w jej życiu pojawia się uroczy pułkownik Wierszynin, który wywraca jej życie do góry nogami. Zakochuje się w nim i dociera do niej, ze nigdy nie była tak naprawdę szczęśliwa. Rzuca mu się w ramiona, zdradza męża, on zdradza żonę, ale to nie jest dla nich ważne. Jest chwila, w której są szczęśliwi, może pierwszy raz w życiu. Nadchodzi czas, w którym Wierszynin odchodzi od Maszy. Było cudownie, ale on wraca do swoje rodziny. Opuszcza załamaną i zakochaną do szaleństwa kobietę, niszcząc w ten sposób cały jej świat i życie… Uświadomił jej, ze ją kocha, że mogą być szczęśliwi, a potem odchodzi. I Masza wraca do swojej poprzedniej sytuacji. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że została sama ze złamanym sercem…
-Po co mi to mówisz, Ange? Doskonale wiem o czym jest ten dramat. Przerabiałam to wszystko na próbach. Doskonale znam uczucia i emocje targające Maszą.
-Sweety. Obiecałaś mi nie przerywać.
-Jasne… Już nic nie mówię.
-Czy przypadkiem ta cała jej historia nie przypomina ci czegoś? Czy Masza nie przypomina ci kogoś?
-Nie… Niby kogo ma mi przypominać?
-Ciebie, sweety.
-Mnie? Ja nie mam męża, nie zakochałam się w żonatym facecie…
-Nie o to mi chodzi, słodziutka.
-Więc o co? Nie rozumiem.
-Jesteście do siebie podobne.
-Czemu ty i Booth uważacie, ze cos nas łączy?
-Booth?
-Tak, mówił mi o tym, kiedy dowiedział się kogo gram w spektaklu. Też powiedział, ze jestem taka jak ona, a to nieprawda.
-Coś w tym jest, Brennan.
-Nie…
-Poczekaj aż znowu mnie zaatakujesz. Związałaś się z facetem, bo pociąga cię fizycznie.
-Tak, seks jest niesamowity.
-Tak… domyślam się… ale nie to mam na myśli. Związałaś się z człowiekiem, którego nie kochasz, a który, co wywnioskowałam z moich obserwacji, czuje i ma nadzieję na coś więcej. Zakochał się w tobie.
-Wyjaśniłam mu, ze żadne uczucia nie wchodzą w grę. Tylko…
-Tak wiem, seks. Ale to, że mu to powiedziałaś nie znaczy, ze on to zrozumiał. Jest facetem. Zakochanym facetem. I jest z tobą nie tylko ze względu na seks, ale dlatego, że żywi do ciebie inne, głębsze uczucie.
-Nic na to nie poradzę…
-Jasne… Booth cię kocha. Nic nie mów- dodała szybko, bo widziała, ze Bones próbuje zaprzeczyć- Tylko posłuchaj. Masz kogoś, kto kocha cię jak wariat, kogoś kto oddałby za ciebie życie, zrobiłby wszystko, żebyś była szczęśliwa, nigdy cię nie opuści, nie zdradzi, nie zostawi, a ty udajesz, ze tego nie widzisz. Albo po prostu jesteś tak ślepa. Może się tak stać, jeśli w potrę tego nie zrozumiesz, ze znajdziesz się w takiej samej sytuacji, jak Masza. Booth zmęczony czekaniem na ciebie i obserwowaniem tego, jak spotykasz się z innym mężczyzną, któregoś dnia się podda i po prostu odejdzie. Stracisz najważniejszą osobę w swoim życiu, ale stracisz ją nie dlatego, że przyznałaś się do miłości, ale dlatego, że nic nie powiedziałaś… i będziesz z człowiekiem, którego nie kochasz. Może nie weźmiesz ślubu, jak Masza z Kułyginem, ale będziesz w takiej samej sytuacji. Sama, bez miłości i do końca życia będziesz nieszczęśliwa, wiedząc, ze straciłaś coś ważnego. Nie rozumiem, czemu tak bardzo się boisz tego uczucia? Przecież znasz Bootha od lat. Czemu nie zaryzykujesz i nie spróbujesz się temu poddać? Zaryzykowałaś z graniem w spektaklu, czemu tego nie powtórzysz?
-Booth i ja jesteśmy przyjaciółmi, Ang. mogłabym oddać za niego życie, wiem, ze mogę o wszystkim z nim pogadać, ufam mu, ale to nie znaczy, że go kocham. Owszem jest dla mnie kimś ważnym, ale to nie jest miłość. Miłość to reakcje chemiczne zachodzące w mózgu. Uczucia nie mają z tym nic wspólnego. Są ulotne i nietrwałe…
-Mylisz się, sweety. Jeśli któregoś dnia tego nie zrozumiesz… może być za późno.
-Ang, doceniam twoje starania wyswatania mnie z Boothem, ale nic z tego nie będzie. Jeśli bylibyśmy związani, zniszczylibyśmy naszą przyjaźń, nad którą pracowaliśmy przez tyle lat. Żadne z nas tego nie chce. Ang, zależy mi na nim, ale zależy mi też na jego przyjaźni. Nie chcę tego zrujnować.
-Jestem pewna, ze Booth…- tą długą wymianę zdań, może raczej długie monologi Angeli, przerwało pojawienie się obiektu ich rozmowy.
-Bones! Ange! Tu jesteście. Koniec tych plot, wracajcie do nas. Ange też chcemy trochę pogadać z naszą słynną Dr Brennan.- uśmiechnął się.
-Ok., już idziemy, sekundkę- odpowiedziała Angela.
-Dobra- odwrócił się i poszedł z powrotem do stolika. Ange i Bren wstały i podążyły za nim.
-Sweety, proszę cię po raz kolejny. Nie rób nic głupiego i nie zaprzepaść swojej szansy na szczęście przez głupi strach przed miłością.
-Ange..
--Wiem, Brennan. Znam twoją opinię na ten temat. Ale pomyśl o tym- nic więcej nie powiedziały. Dosiadły się z powrotem do stolika.
38.
Bankiet trwał już dobre cztery godziny. Cullen i Carolyn wrócili do DC, reszta przyjaciół została. Ange z Jackiem szaleli na parkiecie. Byli już po kilku drinkach i piwach… Zresztą jak wszyscy. Nawet Brennan pozwoliła sobie na wypicie sporej ilości alkoholu. W końcu wszyscy przyjaciele wspomagani przez owy „napój” ruszyli na parkiet. Boothowi nawet udało się zatańczyć z Bones. Każdy tańczył z każdym. Zabawa trwała w najlepsze.
Z radia popłynęła wolna piosenka… Cam tańczyła z Boothem, Ange z Hodginsem, Wendel poderwał jakąś aktorkę, a Bones tańczyła… z Jackiem… mocno wtuleni w siebie poddali się całkowicie muzyce… Przygaszono reflektory, więc teraz zrobiło się dosyć ciemno. Jedynym źródłem światła były lampy w bufecie i przy szatni…
Bones i Jack w tańcu odeszli trochę bardziej na bok.. Dyrektor powoli przesunął rękę w dół pleców Tempe i tam ją zostawił przez resztę tańca. Ange mimo, że pijana widziała wszystko „Oj, sweety, myślisz, ze jak jestem wstawiona, to tego nie widzę?- myślała i ze smutkiem patrzyła na poczynania przyjaciółki- Widzę, ze moje słowa do ciebie nie dotarły. Nadal nic nie rozumiesz… Jak możesz robić coś takiego Boothowi? On tak cię kocha… Obyście nie posunęli się za daleko.” Wykrakała… Chwilę potem Jack przesunął drugą rękę na policzek Tempe, odgarnął jej włosy z twarzy, przyciągnął do siebie i Ange nawet się nie spostrzegła, jak oboje pogrążyli się w pocałunku. bardzo namiętnym, zbyt namiętnym w jej mniemaniu… Pocałunek przeradzał się w coraz bardziej zachłanny. Bones zarzuciła ręce na szyję Jacka i przyciągnęła bliżej siebie. Pech chciał, że dokładnie w tym samym momencie Booth spojrzał w kierunku tańczącej pary… To co zobaczył… o mały włos nie upadł. Dobrze, że tańczył z Cam…
-Booth, co ci jest?- spytała zatroskana.
-Nic… Zakręciło mi się w głowie- skłamał- Muszę usiąść.- poszedł w kierunku kanapy. Cam pomogła mu dojść do niej. Odwróciła jednak głowę, by spojrzeć w miejsce, w które przed chwilą patrzył Agent i zobaczyła to, co tak wstrząsnęło przyjacielem. Bones i Jack nadal nie rozłączali swoich ust. Ich języki toczyły ze sobą zawziętą walkę. Booth nie mógł na to patrzeć. Odwrócił się tyłem i zamówił kolejne piwo.
-Brennan, co ty z nim robisz?- spytała siebie Cam i jeszcze raz spojrzała na całkowicie pochłoniętą sobą parę- Gdybyś tylko wiedziała, co on przeżywa…
Bones nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej przyjaciele dokładnie ją obserwują. Nieświadoma niczego nie przerywała tańca, który, może pod wpływem dużej ilości alkoholu, stawał się coraz bardziej namiętny, coraz mniej zahamowań…
Kolejna wolna piosenka się kończyła…
-Może pójdziemy na chwilę do mnie na górę… Obiecałem ci podziękować…- szepnął zmysłowo Jack do ucha Tempe.
-Tak..- odszepnęła. Jack objął ją w pasie i udali się do wyjścia. Nikomu to nie umknęło. Zniknęli za drzwiami i poszli do mieszkania dyrektora.
-Jak myślicie, gdzie poszli, co?- spytał Booth upijając spory łyk piwa Był już nieźle wstawiony- Nie. Wiecie, co? Nie chcę wiedzieć… Poszli się trochę sobą zabawić, co? Szybki numerek, a potem wrócą jak gdyby nigdy nic…
-Booth- Cam próbowała coś powiedzieć, ale właściwie nie wiedziała, co.
-Nie, Cam. Nasza Dr Brennan musi zaspokajać swoje potrzeby. Bo z antropologicznego punktu widzenia- zaczął naśladować Bones. Przyjaciele patrzyli na niego z wielkim smutkiem w oczach- każda ludzka istota musi zaspokajać swoje biologiczne potrzeby. Taka jest jego natura. Musi rozładować napięcia seksualne. To normalne. Zupełnie normalne. Tyle razy mi to powtarzała… czemu nadal mnie to dziwi?
-Booth, daj spokój. Może się zmęczyli i poszli odpocząć…- Cam próbowała go przekonać, choć sama w to nie wierzyła.
-Jasne. Poszli wtuleni w siebie, zaraz po mega namiętnym pocałunku z mega języczkiem, do mieszkania Jacka, by odpocząć. Jestem przekonany, że to u niego mieszka Bones. Niby czemu zaczęła się jąkać jak spytałem ją, w którym pokoju nocuje?
Przyjaciele Bootha nie wiedzieli, co mogą powiedzieć. Widzieli dokładnie jego cierpienie. Najgorsze było to, że nie potrafili mu pomóc…
Po jakiś czasie Bones i Jack jak gdyby nigdy nic, wrócili na dół. Kupili wino i dosiedli się do stolika przyjaciół. Wszyscy mieli smutne miny… Booth był załamany i… pijany. Próbował utopić smutek w alkoholu, ale niewiele mu to pomogło. Angela i Hodgins wstali.
-My już pójdziemy spać- zaczęła artystka- Jesteśmy zmęczeni.- Ang wychodząc jeszcze raz popatrzyła na Bootha i posłała Bren znaczące spojrzenie, mówiąc „Widzisz co z nim robisz? Nie rozumiem cię, sweety” Chwilę potem Cam i Wendel też wyszli. Booth dopił piwo, wstał lekko się zataczając… wychodząc rzucił do Bones:
-Nie krępujcie się…- i wyszedł. Bones spojrzała na Jacka z miną „Nie wiem o co mu chodzi”. Wzięli wino i dosiedli się do reszty obsady, która jak na razie nie miała zamiaru kończyć zabawy. Potańczyli, wypili trochę wina, pośmiali się, nie raz pocałowali… W końcu o 5 nad ranem rozeszli się do swoich pokoi. Impreza się skończyła i choć wydawała się udana, wydarzenia tej nocy, mogą mieć nieprzyjemne skutki w przyszłości… Tylko pozostaje pytanie, jak bardzo nieprzyjemne?
39.
Dopiero koło południa wszyscy się obudzili, mocno skacowani po wczorajszej imprezie. Całe szczęście, że bufet był otwarty. Angela, Hodgins, Wendell, Cam i Booth już siedzieli na dole popijając mocną czarną kawę i jedząc późne śniadanie.
-Ale mnie boli głowa…- narzekała Ange- Nieźle wczoraj zabalowaliśmy…
-Oj, tak… Ange- powiedział Hodgins z uśmiechem, upijając kolejny łyk kawy.
-Co ja robiłam? Niewiele pamiętam…- mówiła lekko zawstydzona.
-Nic takiego, tańczyłaś na stole, śpiewałaś, baaardzo głośno, podrywałaś wszystkich aktorów i mówiłaś różne dziwne rzeczy… Oprócz tego to nic takiego..- mówił Hodgins.
-Co? Czemu ja tego nie pamiętam? Jack.. naprawdę gadałam głupoty? Co mówiłam? Czemu ja mam taką słabą głowę…
-Żartuję, Ange.
-Jack!
-Zachowywałaś się normalnie, jak na osobę wstawioną…
-Dzięki… Miło to słyszeć- powiedziała z lekką ironią.
-Nie skopiowałaś swojego tyła, jeśli o tym myślisz. Nic z tego co miało miejsce na imprezie w Instytucie..
-Dzięki Bogu.
-Ale pewnie dlatego, ze nie było tu kopiarki…- dodała Cam, która dobrze znała tą opowieść.
-Dzięki, Cam. Bardzo zabawne.
Przyjaciel żartowali z Angeli i jej słabej głowy, a Booth siedział cicho, smutny, pogrążony w myślach, które krążyły tylko wokół Bones. Wczoraj był pijany, ale doskonale pamiętał wszystko co widział. Patrzył w czarną ciecz pływającą w jego kubku i zastanawiał się, co jest z nim nie tak. Czemu Bones wybrała Jacka? Czy rzeczywiście łączy ich tylko seks, czy może przeradza się w coś więcej? O tym nawet nie chciał myśleć. Chciał by była szczęśliwa, ale nie wyobrażał sobie swojego życia bez niej. Był przekonany, ze to właśnie Temperance Brennan jest TĄ kobietą, jedyną kobietą, z którą chciałby być, jedyną której tak pragnie, tak kocha, z którą chce stworzyć prawdziwą rodzinę. Kiedy myślał, że już powoli przekonuje ją do siebie… stracił ją.
Do bufetu po jakiejś godzinie weszła Tempe, tym razem bez Jacka. Miał jakieś ważne spotkanie.
-Cześć wszystkim- powiedziała do przyjaciół.
-Cześć, Brennan- odpowiedzieli wszyscy prócz Bootha, który nadal uparcie spoglądał w swój kubek mając nadzieję, ze w nim znajdzie odpowiedź na trapiące go pytania.
-Cześć, Booth- powiedziała do niego i pomachała mu ręką przed twarzą. Dopiero to go otrzeźwiło… Jej zapach, który poczuł, jak tylko podeszła bliżej.
-O! Bones, cześć. Zamyśliłem się.
-Kac? Boli cię głowa? Nieźle wczoraj zabawiliśmy. Ja też czuję, jakby ktoś rozsadzał mi głowę od środka…
-O Temperance- powiedziała pani z bufetu zauważając Bones- Jeszcze raz gratuluję wczorajszej premiery- uśmiechnęła się.
-Dziękuję.
-Co dziś na śniadanie? Oprócz kawy? Bo jestem pewna, że kawa jest ci potrzebna.
-O tak, bardzo. Może grzanki? Są, te co zawsze robisz?
-Oczywiście, że są. Już robię.- sięgnęła po kubek i nalała kawy.- Proszę, twoja kawa, czarna, mocna. Od razu postawi cię na nogi. Zaraz podam grzanki.
-Dziękuję.- Tempe wzięła kubek i dosiadła się do stolika.
-O której dzisiaj gracie?- spytała Cam.
-O 19.
-Jakaś próba?
-Nie, już nie. Zostajecie jeszcze dzisiaj?- spytała pijąc kawę i zerkała na Bootha.
-Nie. Wracamy do DC. Jedziemy za jakieś dwie godziny.
-Szkoda.
-Tobie to chyba na rękę, co?- burknął Booth pod nosem- Będziesz miała czas dla Jacka…
-Co mówiłeś Booth?- spytała Bones spoglądając na przyjaciela.
-Nic, Bones. Nic.
-Skoro tak twierdzisz…
-Nic nie mówiłem, dobra?!- powiedział lekko poirytowany.
-Czemu na mnie krzyczysz- spytała zdezorientowana. Booth nie odpowiedział- Booth…
-Muszę się przewietrzyć- wstał i wyszedł z bufetu. Wendel ruszył za nim. Bones widziała przez okienko w bufecie, jak Booth stoi smutny i… zapala papierosa.
-Booth przecież nie pali. To niezdrowe- powiedziała.
-Jest wkurzony.- odezwała się Angela.
-Na co?
-Na ciebie, na siebie, na całą tą sytuację…
-Nie rozumiem.
-Jest wkurzony na ciebie, za to co wczoraj zrobiłaś.
-Co zrobiłam?
-Nie pamiętasz? Całowałaś się z Jackiem, wczoraj, tutaj, przy Boothie, choć prosiłam cię, żebyś tego nie robiła. Tańczyliście… wasz taniec był przepełniony seksem, a potem… jak gdyby nigdy nic wtuleni w siebie poszliście na górę i jak gdyby nigdy nic wróciliście na dół. Myślisz, ze skoro wszyscy byliśmy wstawieni, to tego nie widzieliśmy? I nie wiemy po co poszliście na górę? Myślisz, ze Booth się tego nie domyślił, ze nie było mu przykro?- Ange była zła na przyjaciółkę i te wszystkie słowa tak po prostu wydostały się z jej ust.
-Co? Ale przecież… Ange, ja też byłam pijana, nie pamiętam tego… Booth jest na mnie zły za to?
-Tak- potwierdziła Cam- Jest na ciebie zły i zły nas siebie, ze nic z tym nie zrobił, ze nie może z tym nic zrobić.
-Tak! I zły na tą całą sytuację z Jackiem. Mówiłam ci, że on cierpi przez ciebie, ale mnie nie słuchałaś.
-Powinnam z nim porozmawiać?
-Tempe twoje grzanki- przerwała im bufetowa i podała talerz z grzankami. Angela wstała, podała jej talerz i powiedziała
-Jeśli nie jest za późno… Cam?- Ange spojrzała na Cam.
-Tak, jasne. Chodźmy się spakować.
-Idziecie?
-Tak. Booth wraca. Pogadaj z nim. Jeśli będzie jeszcze miał ochotę na rozmowę.- Wyszły z bufetu, po drodze zabrały ze sobą Wendella, Booth wrócił na chwilę do środka. Zostawił bluzę na kanapie. Nie spodziewał się, ze Bones, jeszcze będzie tam siedzieć.
-Przepraszam…- powiedział podnosząc rękaw bluzy.- Siedzisz na moje bluzie. Możesz…?- gestem pokazał, że chce by wstała.
-Booth…
-Bones, po prostu wstań. Chcę zabrać swoją bluzę i iść się spakować.
-Proszę cię, musimy pogadać.
-Teraz zachciało cię się rozmawiać?
-Musimy coś sobie wyjaśnić.
-Ok. proszę, mów. Słucham…- odrzucił rękaw bluzy i stał nad Tempe. Na jego twarzy malował się wielki smutek i jednocześnie wściekłość.
-Może… przejdźmy tutaj- powiedziała Bones, wstała i skierowała się do małej palarni, z dala od bufetu. Tak, żeby nikt nie mógł ich podsłuchiwać. Booth niechętnie poszedł za nią.
Zamknęli drzwi i usiedli na kanapie…
40
-Booth, czy coś się stało?- zaczęła.
-Sama mi to powiedz, Bones.
-Czy powiedziałam coś wczoraj? Czy zrobiłam coś, co sprawia, że tak mnie traktujesz?
-Pomyśl przez chwilę.
-Niewiele pamiętam z tamtego wieczora… Bardzo dużo wypiliśmy
-O tak, bardzo, bardzo dużo, co?
-Booth, jesteśmy przyjaciółmi. Czemu nie powiesz mi tego wprost. Wiesz, ze nie jestem dobra w zgadywankach.
-To już nieważne Bones. Zapomnij o tym.
-Jak mam o tym zapomnieć? Booth jesteś moim przyjacielem i wiem, że coś jest nie tak. Czuję, ze to przeze mnie, ale nie wiem dlaczego?
-Tak, przyjacielem… Dajmy temu spokój, Bones, dobra?
-Nie mogę. Jesteśmy przyjaciółmi. wiesz, że możemy rozmawiać o wszystkim, prawda?
-Wiem, Bones. Więc, powiedz mi, co dokładnie łączy cię z dyrektorem, skoro już chcesz szczerej rozmowy. Odpowiedz na to jedno moje pytanie.
-Nic mnie z nim nie łączy…
-Jasne. Szczerość, co?
-Nie dałeś mi dokończyć. Spotykamy się od czasu do czasu… Wiesz… Łączy nas tylko seks…
-Aha. Super.
-Miało być szczerze. Zawsze o tym rozmawialiśmy. Nie mówiłam ci o tym, bo wiem, jak się czujesz rozmawiając o seksie.
-A ja ci kiedyś już mówiłem, że nie ma czegoś takiego, jak tylko seks.
-Mówiłeś…
-Ale ty w ogóle się tym nie przejęłaś, jak widzę. Jesteś taka sama, jak byłaś.
-To znaczy jaka?
-Nadal boisz się uczuć. Boisz się prawdziwej miłości. Dlatego się z nim spotykasz?
-Nie boję się miłości. Ja w nią po prostu nie wierzę, Booth… Przecież wiesz o tym.
-Tak, doskonale.
-I to cię tak wkurza? To że umawiam się z Jackiem na seks?
-Tak, Bones. To mnie tak wkurza. Może nie to, ale fakt, że… że
-Że?
-Że nie zrozumiałaś nic, z tego co ci mówiłem o miłości i relacjach między kobietą a mężczyzną.
-Nie rozumiem, Booth, to prawda. Chciałabym to zrozumieć, chciałaby to zobaczyć, tak jak ty, ale nie potrafię tego zrobić. Po prostu nie potrafię. I… źle się czuję, wiedząc, że się na mnie tak gniewasz, że nie akceptujesz tego co robię. Nie potrafię się zmienić, jak widać. Ale czy to jest powód, żeby mnie odtrącać? Kiedyś obiecałeś mi, że nigdy tego nie zrobisz, ale właśnie to robisz. Odpychasz mnie, bo nie potrafię widzieć świata tak jak ty.
-Nie odpycham cię Bones,
-Tak się czuję, Booth. Traktujesz mnie inaczej. Nie rozmawiamy tak jak kiedyś… Czuję, ze coś się między nami zmieniło i wcale mi się to nie podoba.
-Mi też się to niepodobna Bones.
-Więc zróbmy coś z tym. Nie pozwólmy naszej przyjaźni tak po prostu zniknąć.
-Może masz rację Bones.
-Staram się ciebie zrozumieć Booth. Próbuję zawsze pamiętać, co mówisz, więc… może ty spróbuj choć troszeczkę zrozumieć mnie… Nie jestem taka jak wszyscy, wiesz, że jestem inna… Inaczej patrzę na różne rzeczy i może po prostu postaraj się to zaakceptować. Naprawdę jesteś dla mnie ważny…
-Masz rację Bones. Też jesteś dla mnie ważna.
-Więc co? Zgoda?- spytała niepewnie.
-Zgoda.- przytulili się „Bones, kochanie, jak ja bym chciał, żeby w końcu dotarło do ciebie, co czuję… Tak bardzo cię kocham…- myślał, skrycie wdychając jej zapach i ciesząc się tą małą chwilą bliskości- Muszę ci pomóc otworzyć się na miłość. Nie możesz wiecznie się bać, kochanie. Muszę ci w tym pomóc” Pochłonięci szczerą rozmową i „godzeniem się” nie zauważyli, ze w drzwiach stoi Sweet’s. Słyszał i widział wszystko…
Hej :) Wiesz może w którym odcinku Kości Booth nocuje u dr. Brennan ? On oglądał jej płyty z muzyką, później włączył jedną (chyba swoją) i zaczęli śpiewać. Bardzo spodobała mi się ta piosenka ale nigdzie nie mogę jej znaleźć ;)
OdpowiedzUsuńTa sama piosenka była w 19 odcinku 5 sezonu ale nie mogę wyłapać tytułu.