Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

ZDRADA W TEATRZE [21-30/123]




21.

-Monica? Co ty tu robisz?- spytała Bren odwracając się.- Ale mnie wystraszyłaś.
-Nie taki był mój zamiar- powiedziała bardzo dziwnym głosem.
-Co się dzieje?
-Nie powinnaś była tego robić
-Czego?
-Nie powinnaś odbierać mi roli!
-Co ty bredzisz? Monica, daj sobie spokój- Bones wstała i chciała wyjść, ale Monica złapała ją za rękę i przyparła do ściany.
-Nie tak szybko, lalunio!- rękę trzymała teraz na klatce piersiowej Bones, tak żeby nie mogła się ruszyć.- Ja nie zapominam!- drugą przekręciła klucz w drzwiach.- Sue się o tym przekonała. Zaraz ty się o tym przekonasz!
-Zabiłaś Sue za rolę?- Bren olśniło.
-Ta głupia suka, kradła mi wszystko. Odebrała mi wszystko na czym mi zależało. Ty robisz to samo więc skoczysz tak jak ona. No może podobnie- wyjęła z kieszeni nóż- ty już wszystko wiesz, prawda?
-Wiem. Zabiłaś ją, zadźgałaś ją cymbałkami!
-Tak, śmieszne nie? Zginąć przez cymbałki. Ale wiesz, co? Ja ją kochałam.
-Co?
-Kochałam ją. Byłyśmy parą przez jakiś czas, ale to szczęście też mi odebrała.
-A co z Josephem? Jego też zabiłaś?
-Niepotrzebnie się wtrącał w nieswoje sprawy.- przesuwała powoli nóż po ciele Bones, Bren nawet nie mogła się ruszyć. Monica była silna i zablokowała jej ręce i nogi, nie miała szansy na żaden manewr. Nóż powoli zbliżał się do jej gardła.- Na tobie nie użyję cymbałków. Mam dla ciebie coś lepszego. Wiesz szkoda mi ciebie… Jesteś naprawdę bardzo piękną kobietą.- zbliżyła swoja twarz do twarzy Bones- Mogłabym cię oszczędzić, gdybyś nie wtykała nosa w cudze sprawy i życie. Więc… na pożegnanie coś ci podaruję, a potem…- zbliżyła swoje usta do ust Bones i pocałowała ją.- Cudownie smakujesz. Szkoda- podniosła nóż i w tym momencie obok upadły drzwi, a za nimi pojawił się Booth.
-Rzuć to- krzyknął celując w nią z broni
-Nie zrobię tego…- przyłożyła nóż do gardła Tempe.
-Rzuć to!- nie poskutkowało, musiał strzelić. Trafił w rękę Monici, nóż upadł na ziemię….  Monica obok trzymając się za rękę.
-Booth! Skąd wiedziałeś?- spytała Bones podchodząc do partnera.
-Cam zadzwoniła. Czuła, ze coś się dzieje. Nigdy nie kończysz rozmowy w połowie omawiania sprawy morderstwa.
-Dziękuję Booth
-Bones…- spojrzał na jej szyję.
-Co?
-Krew…
-gdzie?
-Na twojej szyi…- podszedł do niej i dotknął powstałej rany. Bren zrobiła to samo.
-Musiała mnie zdążyć drasnąć. W porządku, nic mi nie jest. To tylko zadrapanie.
-Zawiozę cię do szpitala.
-Nie, Booth, to tylko mała ranka, znam się na tym. Czuję. Sama się tym zaraz zajmę.
-Nie dasz się przekonać, co?
-Nie.
-Ok., weź chociaż to- podał jej swoją chusteczkę.
-Dziękuję- wzięła ją i przyłożyła do zadrapania na szyi.
-Dobra. Dzwonie po wsparcie, niech ją stąd zabierają.- wskazał na leżącą na podłodze Monicę.-  Bones? Zajmiesz się tym?- podał jej kajdanki. W tym czasie zbiegli się inni aktorzy i sam dyrektor, zaalarmowani hukiem wystrzału.
-Jasne.- odpowiedziała Bones biorąc kajdanki i zakładając je na nadgarstki Monici.- Uciskaj ranę to nic ci nie będzie- rzuciła do niej.
-Co się tu dzieje?!- krzyknął Jack stając jak wryty w ramach drzwi.
-Spokojnie. FBI- Booth wyjął swoją odznakę.- Agent Specjalny Seeley Booth a to Dr Temperance Brennan.
-Nic nie rozumiem…- powiedział zdezorientowany.
-Prowadziliśmy sprawę w sprawie morderstwa Sue Mayers i Josepha Hunta- odpowiedziała Bren.
-M… Morderstwa?- odezwał się stojący dalej Roger.
-Tak. Monica zamordowała Sue za rolę Maszy, a Josepha jak to powiedziała, przez przypadek, bo się pojawił w nieodpowiednim miejscu.
-Co? Ale jak, Martho…- mówił wciąż zaskoczony Jack.
-Nazywam się Brennan. Dr Temperance Brennan. Jestem biegłym antropologiem sądowym.
-Jak.. to?
-Musieliśmy przyjść tutaj pod przykrywką. Fałszywe CV, fałszywe nazwiska- wytłumaczył Booth.
-To znaczy, ze nie jesteście małżeństwem? Nie jesteście aktorami?
-Dwa razy nie- powiedział Booth.
-Jesteśmy partnerami- dodała Bones.- Booth pracuje w FBI ja w Instytucie Jeffersona. Współpracujemy.
-Pięknie…

Po jakimś czasie przyjechało wsparcie i aresztowało Monicę za podwójne morderstwo. Przyznała się do wszystkiego. Bones i Booth wrócili do DC.

Następnego dnia rano, kiedy Bones siedziała u siebie w gabinecie zadzwonił jej telefon.
-Brennan?
-Martho… Temperance. Przepraszam nie mogę się przestawić. Cześć- powiedział Jack.
-Cześć, Jack.
-Mam do ciebie sprawę. Mogłabyś spotkać się dzisiaj ze mną? Wieczorem? Będę dzisiaj w DC.
-Jasne. Wiesz gdzie jest Wong Foo?
-Wiem. To dość znane miejsce.
-Ok. to może tam? Powiedzmy o 19?
-Ok. pasuje mi. To do zobaczenia wieczorem?
-Do zobaczenia- rozłączyła się.

Tego dnia nie mieli na szczęście nowej sprawy, więc Bones mogła zająć się identyfikacją szczątek z wojny secesyjnej. Siedziała do wieczora. Booth musiał złożyć raport z zakończonej sprawy, więc był uwiązany w FBI.
Zbliżała się godzina 19-ta, Bones spakowała się i wyszła na spotkanie z Jackiem. 


22.

Wong Foo

-Cześć, Jack- powiedziała Bones dosiadając się do stolika, przy którym już czekał na nią Jack.
-Hej, Tempe- odpowiedział.
-Więc… jaką masz do mnie sprawę?
-Chciałbym cię prosić o przysługę, ale to za chwilę… napijesz się wina?
-Chętnie- Sid przyniósł im wino, dwa kieliszki i kolację, jak zawsze dokładnie wiedział na co mają ochotę.
-Wygląda apetycznie- powiedział Jack patrząc na swój talerz.
-Sid zawsze wie na co kto ma ochotę.
-Naprawdę?
-Tak Przekonałam się o tym wiele razy.
-Niesamowite.
-Tak.
-Więc Tempe… Mam do ciebie olbrzymią prośbę…
-Słucham?
-Wiesz, że za trzy dni przewidziana jest premiera „3 sióstr”?
-Tak, wiem.
-Właśnie… Sprawa wygląda tak… Jeśli premiera się nie odbędzie nasi inwestorzy się wycofają… i wpadniemy w ogromne długi… Chodzi o to… - wziął głęboki oddech- Przez te kilka prób dostrzegłem, że masz talent… ty jesteś… byłaś sercem tego spektaklu… Ludzie by cię pokochali. Jej, nie wiem jak cię o to zapytać?- upił łyk wina.
-Wprost. Po prostu- powiedziała i również upiła łyk wina.
-Ok. bardzo, ale to bardzo zależy mi na tym… żebyś jednak zagrała podczas premiery… i później jeszcze dwa razy… po premierze… Dopóki nie zrobię zastępstwa… Wiem, że nie możesz na stałe związać się z tym spektaklem, ale prosiłbym cię chociaż o te trzy przedstawienia.
-Ale ja nie jestem aktorką. Jestem biegłym antropologiem sądowym. Nie znam się na tym…
-Jesteś idealna. Widziałem co potrafisz, na próbach. Nikt nie zagra Maszy lepiej od ciebie.
-Ale ja…
-Tempe, błagam cię, zgódź się. Ten spektakl bez ciebie nie istnieje…
-Jack… Ja nie wiem, ja…
-Oczywiście zapłacę ci za spektakl, normalnie, jak każdemu aktorowi gościnnemu.
-Nie potrzebuję pieniędzy. Jestem autorką bestsellerów i jestem dość bogata.
-No tak… Przepraszam za to.
-Nie masz za co przepraszać. Stwierdziłam tylko fakt..
-Obiecaj, że się nad tym zastanowisz… proszę. Bardzo mi na tym zależy.
-Bo inwestorzy się wycofają?
-Nie- uśmiechnął się i zbliżył swoją twarz do Bren- bo zależy mi na tobie.
-Tak?
-Tak. Chcę, żebyś to ty zagrała w premierze. Tylko ty. Jesteś genialna. Wiem, że zajmujesz się badaniem kości, ale… Może potraktuj to jako przygodę. Takie małe szaleństwo w życiu.
-Myślę, ze… mogłabym sobie pozwolić na małe szaleństwo.
-Tak?
-Tak- teraz Tempe zbliżyła się do Jacka.
-Czy to znaczy, że… zgadzasz się?
-Tak… Zgadzam się- zbliżyła swoje usta do Jacka i po chwili złączyli się w namiętnym pocałunku. Jack odgarnął włosy z twarzy Bones i gładził ręką jej policzek- Ale tylko trzy spektakle…- powiedziała przerywając pocałunek- Później będziesz musiał znaleźć zastępstwo.
-Zgadzam się na takie warunki- uśmiechnął się szeroko i po raz kolejny złączyli swoje usta.- A czy ten…. Agent Booth nie będzie miał nic przeciwko… wiesz…
-Nie. Nie jesteśmy razem. Jesteśmy przyjaciółmi, partnerami, to wszystko…
-Cieszę się… z tego i z tego, ze się zgodziłaś.
-Podobała mi się współpraca z tobą
-Więc, co powinniśmy teraz zrobić?
-Myślę, że… powinniśmy pojechać do mnie…
-Tak myślisz?
-Tak. Gdyby nie nasza przykrywka… moja i Bootha… uległabym już tamtego wieczora u ciebie… od początku czułam do ciebie ogromny pociąg fizyczny.
-Jesteś piękna, mądra i.. bardzo bezpośrednia.
-Taka właśnie jestem. To co? Jedziemy do mnie?- uśmiechnęła się zalotnie.
-Jeśli tego chcesz…
-Chcę.
Wyszli z Wong Foo i pojechali taksówką do mieszkania Bones.

 
23.

Weszli do środka, Brennan zamknęła drzwi i nawet nie zdążyła się odwrócić. Jack od razu zbliżył się do niej, złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie, od razu złożył pocałunek na szyi Tempe.
-Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem- szepnął do jej ucha.
-Dziękuję- odpowiedziała z uśmiechem, odwróciła się do niego i wpiła się w jego usta. Szybko zaczęli pozbywać się zbędnej odzieży i po chwili nadal złączeni w pocałunku powoli skierowali swoje kroki do sypialni. Położyli się na łóżku i kochali się. Długo i namiętnie.

-To było… niesamowite- powiedział Jack po wszystkim.
-Tak. To było niesamowite- powtórzyła po nim Bones leżąc w jego objęciach- Masz bardzo dobrze rozwinięte mięśnie nóg i doskonale zbudowane biodra.
-Dzięki- uśmiechnął się i pocałował ją w czoło-  Marzyłem o tym od czasu naszego pierwszego spotkania.
-Musisz zrozumieć tylko jedno. Takie spotkania są tylko rekreacyjne.
-Jedna noc? Mówiłem ci kiedyś, ze nie jesteś kobietą na jedną noc.
-Nie mówię o jednej nocy- uśmiechnęła się- mówię, że ja nie wiążę się z mężczyznami. Seks tak, ale nic poza tym.
-Okay. Mi to nie przeszkadza.
-To świetnie.
-Słuchaj, możesz przyjechać na trzecią próbę generalną? Pojutrze? Wieczorem?
-Jasne.
-Nie będzie to kolidowało z twoją pracą?
-Nie. Wieczory mogę mieć wolne.
-Super, więc jesteśmy umówieni? Próba jest o 19.
-Będę, ale wiesz… teraz mam ochotę- pocałowała go- na małą powtórkę…- przewróciła go na plecy i wygodnie się na nim ułożyła.
-Jestem jak najbardziej za Dr Brennan- po raz kolejny doszło między nimi do zbliżenia. Po kolejnym udanym stosunku po prostu zasnęli.


24.

Rano Jack pożegnał się z Bones i wrócił do pracy do teatru. Bones pojechała do Jeffersonian. Nie było nowej sprawy, więc poszła kontynuować identyfikowanie secesyjnych szczątek.  Siedziała u siebie i przeglądała dokumenty. Jej pracę przerwało pojawienie się Angeli.
-Cześć, sweety
-Hej, Ange.
-O! widzę, że dzisiaj jesteśmy w dobrym humorze- powiedziała z uśmiechem widząc promienną twarz przyjaciółki.
-Nie wiem jak ty, ale ja tak.- odpowiedziała.
-Miałam na myśli ciebie, słodziutka.
-To czemu powiedziałaś jesteśmy? To liczba mnoga.
-Tak się mówi.
-Ok.
-Co jest powodem takiego szczęścia?
-Spotkałam się wczoraj z Jackiem.
-Tym dyrektorem teatru?
-Tak.
-I co?
-I poprosił mnie, żebym zagrała w jego spektaklu „3 siostry”. Jeden weekend, potem znajdzie zastępstwo. Po prostu premiera musi się odbyć.
-Żartujesz?!- pisnęła artystka- Będziesz grać w teatrze i nie przyszłaś mi o tym powiedzieć?
-To nic niezwykłego.
-To jest niezwykłe! Moja najlepsza przyjaciółka na świecie rusza na podbój sceny! Może zmienisz zawód?
-Nie, Ange. Kości to jest moja miłość. To kocham robić i nie zmienię tego na nic innego.
-Ok., ok., żartowałam. Dobra, ale powiedz mi, kiedy premiera?
-W sobotę. W piątek mam jechać na trzecią generalną.
-W tą sobotę?!
-Tak.
-Chyba nas zaprosisz?- Ange się uśmiechnęła.
-Jeśli będziecie chcieli zoba…- nie dokończyła, bo Ange jej przerwała głośnym okrzykiem radości.
-Jasne! Sweety!!! Lecę powiedzieć reszcie!
-Ange…- ale artystki już nie było w gabinecie. Od razu poleciała ogłosić wszystkim doskonałą nowinę.
-No… to teraz nie dadzą mi spokoju.- powiedziała do siebie Bones i wróciła do pracy.
 

25.

-Hej, Bones!- tym razem jej pracę przerwało pojawienie się Bootha.
-Hej, Booth- odpowiedziała.
-Porywam cię na lunch, jestem pewien, że nic dzisiaj nie jadłaś.
-Ano nie, nie miałam kiedy.
-To zbieraj się- podszedł do biurka i zaczął składać papiery, nad którymi obecnie siedziała Tempe.
-Ok. już idę.
-Dobra dziewczynka- wziął ją pod rękę i wyszli do Royal Dinner.
-Booth- zaczęła Bones- Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
-Zamieniam się w słuch- Bren spojrzała na niego i już chciała się odezwać, ale Booth wszedł jej w słowo- Tak. Przenośnia.
-Rozumiem- uśmiechnęła się- Widziałam się wczoraj z Jackiem.
-Z Hodginsem? Po co?
-Nie, nie z Hodginsem, z dyrektorem teatru Jackiem  Mansem.
-A z tym Jackiem. No i co?
-I poprosił mnie, żebym zagrała w jego premierze…- Booth otworzył szeroko oczy i tym razem Bones weszła mu w słowo- Tak. Zgodziłam się.
-Wow! Bones! Nie spodziewałam się. Proszę, moja przyjaciółka będzie aktorką.
-Nie aktorką. To tylko trzy spektakle.
-Mogę przyjść?
-Jasne. Jak chcesz.
-Masz jakieś wątpliwości? Oczywiście, że chcę. Profesjonalna scena, reflektory, muzyka, scenografia… Ach- rozmarzył się Agent- Kiedy premiera Bones?
-Tak jak było ustalone. W sobotę o 19:00. w piątek mam III generalną. Tak bardzo bym chciała, żeby to wszystko dobrze poszło. Wiesz… to taka mała odskocznia od tego co robię na co dzień… coś zupełnie innego, nieznanego- mówiła z entuzjazmem w głosie.
-Widzę, że bardzo ci się to podoba. Jesteś szczęśliwa.
-Tak Booth. Nigdy bym nie pomyślała o czymś takim… Nigdy nie odważyłam się spróbować. Wiesz, jak byłam mała, jak każda dziewczynka marzyłam o aktorstwie… Wiesz o co chodzi. Stoisz na scenie, nie jesteś sobą, ludzie cię słuchają i naprawdę wierzą w to co do nich mówisz. Wierzą w postać, którą tworzysz, Uosabiają się z nią, śmieją się, płaczą… To musi być niesamowite uczucie… Stanąć na scenie i przez te… dwie godziny być zupełnie kimś innym. Możesz robić rzeczy, których nie odważyłbyś się zrobić w życiu… możesz przeżyć coś, co pewnie normalnie nie miałoby miejsca… W życiu możesz być nieśmiały, a kiedy stajesz na scenie… ogarnia cię fala odwagi i wiesz, że możesz zrobić wszystko, bo masz świadomość, że to nie ty…- nastała chwila ciszy. Brennan siedziała z rozmarzonym wzrokiem z ręką zawieszoną w powietrzu.
-Bones… Jak ty pięknie o tym mówisz…- powiedział nagle Booth. Cały czas siedział iż uwagą wsłuchiwał się w każde jedno słowo wypływające z ust pani antropolog- Może powinnaś zostać aktorką?
-Nie, Booth. To będzie tylko wspaniała przygoda. Kocham swoją obecną pracę i nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego. Wiele lat studiowałam antropologię sądową, by móc, jak to mówisz, czytać z kości. Nie żałuję tego. Ale w życiu czasem trzeba zaszaleć- otworzył szeroko oczy, a jego szczęka nagle opadła ze zdumienia.- No co?
-Kim jesteś i co zrobiłaś z Dr Brennan?- powiedział z lekkim uśmieszkiem, wpatrując się w nią ze zdziwieniem, jakby pierwszy raz ją widział. Ciągle starał się zachować choć odrobinę powagi- Angela? Nie widziałaś, Bones? Może się gdzieś schowała?- zajrzał pod stół- Nie ma. Nie widziałaś jej?- spojrzał na Bones, miała taką minę, że Booth o mały włos nie wybuchnął śmiechem.
-Nie rozumiem… Booth? Dobrze się czujesz? To ja. Dr Temperance Brennan. Jesteś chory? Nie poznajesz mnie?- Booth nie wytrzymał i parsknął śmiechem- Nie rozumiem, co cię tak śmieszy Booth…
-Oj, Bones, Bones, Bones…- nadal się śmiał.
-Nadal nie rozumiem, przecież…
-Bones, to taki żart jest. Po prostu cię nie poznaję. To Ange zawsze mówiła każdemu, ze w życiu potrzebna jest odrobina szaleństwa. Próbowała cię do tego przekonać, pamiętasz? Ja też, ale nigdy się temu nie poddałaś, a teraz.. Wow!
-Może zmieniałam zdanie?
-To coś nowego.
-Tak. Zupełnie nowego- uśmiechnęła się.

Przez jakiś czas siedzieli jeszcze i rozmawiali, ale w końcu trzeba było wrócić do pracy.


26.

W Instytucie wszyscy byli bardzo podekscytowani wiadomością o planach Dr Brennan. Nie mogli doczekać się soboty. Po raz pierwszy będą mogli zobaczyć swoją przyjaciółkę w zupełnie innej roli. Roli, która nie była narzucona przez żadną przykrywkę czy misję. Wszędzie toczyły się bardzo żywe rozmowy na ten temat. Tak jak przewidywała Bones, nie dawali jej spokoju. Co chwila wpadał ktoś do niej do gabinetu: Ange, Cam, Wendel, Jack i wypytywali ją o szczegóły. Nie mogła przez to skupić się na pracy.
Ange siedziała w swoim gabinecie, znalazła w sieci oryginał „3 sióstr” i z coraz większym uśmiechem czytała kolejne strony. „No, no kochana…- myślała- Jakie tutaj są sceny. Już nie mogę się doczekać. Szkoda, że Agent Gorący nie gra Wierszynina. Ach” rozmarzyła się.
Tego dnia Bones postanowiła wyjść o normalnej porze. Wróciła do domu i jeszcze raz przejrzała scenariusz. Musi być pewna, że wszystko zapamiętała i jutro nie da żadnej plamy na próbie. Usiadła na łóżku i studiowała krok po kroku cały tekst. Przejrzała jeszcze raz wszystkie notatki zapisane na marginesach, wskazówki dotyczące ruchu scenicznego, momentów wejścia muzyki, przejść, wejść… po jakimś czasie zmęczona usnęła ze scenariuszem w ręku. Otworzył się akurat na stronie pożegnania Maszy i Wierszynina…. Człowiek, którego tak pokochała ta kobieta, odchodzi od niej na zawsze… i nigdy nie wróci…. Brennan nie wierzyła w przesądy, ale gdyby spojrzała na to jakaś wróżka lub chociażby Angela… z pewnością powiedziałaby, że to jakiś znak… znak szykujących się zmian… Ale nie Bones, ona by w to nie uwierzyła. Leżała pogrążona we śnie, a na jej twarzy widać było lekki uśmiech. O tak, Temperance Brennan była w tej chwili szczęśliwa.

 
27.

-Nie, Ange, nie namówisz mnie na to- mówiła Bones do przyjaciółki, która za wszelka cenę próbowała ją do czegoś przekonać.
-Bren, daj spokój. Proszę cię- pociągnęła Tempe za rękę. Stały przed jakimś dziwnym budynkiem w dziwnym kolorze.
-Nie, Ange, wiesz, ze ja nie wierzę w medium.
-Wiem, ale to ja mam tam iść, więc…
-Więc, po co chcesz namówić na to mnie?
-Bo jesteś moją przyjaciółką i potrzebuję cię w razie, gdyby Avalon powiedziała mi coś, co sprawi, ze zeświruję… Potrzebuję twojego racjonalnego spojrzenia…
-Teraz po prostu próbujesz mnie podejść.
-Nie, słonko. Naprawdę chcę, żebyś tam ze mną weszła i przypilnowała mnie i moją… ekhm fantazję… wiesz, że lubię wyolbrzymiać niektóre sprawy…
-Wiem.
-Właśnie! Po prostu wejdź tam ze mną. Usiądziesz obok i to wszystko. Zrób to dla mnie, proszę.
-Dobra, Ange. Ok., zrobię to… dla ciebie- uśmiechnęła się.
-Tak!- krzyknęła artystka i weszły do mieszkania Avalon. Medium siedziała przy stole pokrytym czarnym materiałem, w ręce trzymała talię kart.
-Angela.. Montenegro i Temperance Brennan. Miło mi was widzieć ponownie.
-Witaj, Avalon- powiedziały przyjaciółki.
-Proszę usiądźcie.- Ange i Bones usiadły na krzesłach naprzeciwko Harmonii.
Bones jak przez mgłę widziała poruszające się usta Avalon, dochodziły do niej tylko strzępy z tego, co mówiła. Nie wierzyła w medium, więc nie zmuszała się do słuchania. Nie dochodziło do niej ani jedno słowo.
Z zawieszenia wyrwał ją po chwili głos Harmonii.
-Temperance…
-Tak?- spojrzała na Avalon, potem na Ange- coś nie tak?- spytała widząc bladą twarz przyjaciółki.
-Temperance… w twoim życiu szykują się duże zmiany…- zaczęła Avalon.
-Nie wierzę w karty.
-Nie musisz, wysłuchaj…
-Ale ja…
-Po prostu posłuchaj, sweety.
-Ok.- zgodziła się zrezygnowana widząc, ze sprzeciwianie się i tak jej nie pomoże.
-Teraz jesteś szczęśliwa. Doświadczasz w życiu czegoś nowego, poznajesz nieznane… ale… niedługo coś ma się wydarzyć… coś złego…- obróciła kolejną kartę- To stanie się w najbliższym tygodniu… Stracisz go. stracisz osobę, na której tak bardzo ci zależy…. Stracisz osobę, którą kochasz, która kocha ciebie… on odejdzie… Zostawi cię… Koniec spektaklu odnajdzie swoje odzwierciedlenie w twoim życiu…
-Nic z tego nie rozumiem- powiedziała Tempe- To nie ma sensu.- nagle poczuła jak spada w jakąś przepaść, czuła jak jej serce rozpada się na milion małych kawałeczków. Przeszła ją fala strachu i zimna… Czuła, jak znika jej sens życia i jak jej serce powoli zmienia się w bryłkę lodu… już nic nie czuje…
Słyszała tylko ten ciągle powtarzający głos: „On odejdzie… Zostawi cię…”

28.





Brennan usłyszała dziwny dźwięk i zerwała się z łóżka. Nie wiedziała dlaczego ten sen tak ją wystraszył, czemu oblał ją zimny pot, przecież nie wierzy w istnienie czegoś takiego jak medium. Powoli odzyskiwała świadomość miejsca, w którym się znajdowała. To była jej sypialnia. Obok dzwonił budzik…
-To tylko sen- powiedziała do siebie i uśmiechnęła się- sen…
Ubrała się i pojechała do Jeffersonian. Nie miała tam dużo pracy, więc poprosiła Cam, by pozwoliła jej wyjść wcześniej. Musi dojechać na próbę. Nie było żadnych problemów. Wróciła do mieszkania, spakowała się na trzy dni i pojechała do teatru. Przedtem oczywiście zadzwoniła do Bootha i uprzedziła, że właśnie wyjeżdża z DC.
Dojechała na miejsce i od razu skierowała swoje kroki na scenę kameralną. Tam wszyscy serdecznie ją przywitali. Byli bardzo szczęśliwi, ze zdecydowała się zagrać, chociaż te trzy razy. Oczywiście Jack był zadowolony najbardziej, mogąc ją ponownie zobaczyć. Wszyscy udali się garderób. Dziś próba ostateczna. Wszystko musi być jak na premierze, zapięte na ostatni guzik. Na widowni będzie nawet kilku widzów- głównie pracownicy i znajomi teatru. Taki jest zwyczaj, ze na II generalnej zaprasza się „znajomych widzów”, by móc w pełni zobaczyć, jak będzie wyglądał spektakl i dać możliwość aktorom do pierwszego kontaktu z publicznością.
Bones przebrała się w swoją sukienkę, stylistka zrobiła jej odpowiedni makijaż, ułożyła włosy, lekko je kręcąc. Była gotowa.
Zostało jeszcze trochę czasu do próby, więc siedziała w garderobie. Zadzwoniła do Bootha, by powiedzieć, ze dojechała i zaraz zaczyna próbę. Kiedy skończyła rozmowę poczuła czyjś oddech na szyi. Odwróciła głowę i zobaczyła wpatrującego się w nią Jacka.
-Jack- uśmiechnęła się.
-Wyglądasz olśniewająco, Tempe- swoją dłoń lekko przesuwał w górę i w dół wzdłuż jej rąk.- Przepięknie- pocałował ją w zagłębienie między ramionami a szyją.
-Jack, zaraz próba…- powiedziała poddając się pieszczocie.
-Wiem, ale… tak bardzo tęsknię za twoim ciałem…- odwrócił delikatnie dłonią jej twarz i pocałował. Tempe z chęcią oddała pocałunek. Odwróciła się na krześle w jego stronę, przyciągnęła za kołnierzyk bliżej siebie i wplotła swoje ręce w jego włosy. Jack delikatnie prowadził swoją dłoń po odkrytych plecach Bones.
-Wieczorem, Jack.- powiedziała Bones przerywając pocałunek.
-Już nie mogę się doczekać- znów połączyli swoje usta. Dopiero po chwili przerwali pocałunek- A teraz kochanie… musimy iść na próbę. Rób wszystko, tak jak zawsze. Skup się i daj się porwać postaci.
-Oczywiście- szepnęła- Idziemy?- wstała i skierowała kroki do drzwi. Jack złapał ją w pasie, przyciągnął blisko siebie i zanurzył swoją głowę w jej włosach.
-Idziemy…- uśmiechnął się łobuzersko- Jak ty pięknie pachniesz- mówił wdychając jej zapach.
-Jeśli ciągle będziesz to robił, nie będę mogła się skupić na spektaklu, bo będę myśleć tylko o tym, ze chcę znaleźć się z tobą w łóżku- uśmiechnęła się i delikatnie wyswobodziła z jego objęcia.
-Masz rację- również się uśmiechnął- teraz powinnaś myśleć o roli.
-Właśnie.
-Ok. to chodźmy. Czas na II próbę generalną!- oboje zeszli na dół, gdzie już czekał zespół aktorski. W kulisach reżyser dał jeszcze aktorom ostanie wskazówki i byli gotowi zaczynać. Aktorzy grający w pierwszej scenie I aktu ustawili się na scenie, gotowi do rozpoczęcia. Reżyser dał znać inspicjentce, ze można wprowadzać widzów i sam zajął dogodne miejsce na widowni, uzbrojony w scenariusz, notatnik i długopis.
To ostatnia próba przed premierą. Bez przerywania, bez wskazówek, bez jakiejkolwiek ingerencji.
Weszli widzowie, zgasły światła i zaczęło się. Jack od czasu do czasu zapisywał swoje uwagi w notatniku. Wszystko szło dobrze. Nie tak, jak na ostatnich próbach, ale to był dobry znak dla jutrzejszej premiery.


29. [M]

Po próbie generalnej odbyła się jeszcze krótka rozmowa z reżyserem. Przedstawił im zauważone przez niego niedociągnięcia czy pomyłki. Nie było tego dużo, spektakl był gotowy do premiery. Podziękował wszystkim i rozeszli się. Tym razem Bones nie mieszkała w Domu Aktora, tylko u Jacka. Nie była aktorką tego teatru, więc nikt nie miałby jej za złe, że sypia z dyrektorem. Zazdrosne panie pogodziły się już ze stratą roli, widząc do czego to doprowadziło. Bones była bezpieczna.
Po skończonej próbie Jack udał się do garderoby Bones. Tempe akurat się przebierała, więc kiedy w drzwiach pojawił się dyrektor stała tylko w samej bieliźnie.
-No, Tempe…- zaczął jak tylko ją zauważył- Widzę, że już na mnie czekasz…- uśmiechnął się zalotnie.
-Jack…- również się uśmiechnęła- Akurat się przebieram… ale owszem czekam.
-Tak myślałem..
-Możesz pomóc mi zapiąć bluzkę z tyłu- akurat narzuciła na siebie koszulkę zapinaną na plecach, odwróciła się do niego i uniosła swoje włosy. Jack podszedł wolnym krokiem, położył swoje ręce na ramionach Bones i zamiast zapiąć bluzkę pocałował ją w szyję.
-Po co ją zapinać, skoro zaraz i tak ją z ciebie zdejmę…- powiedział szeptem. Czuła jak w miejscach, w których ją całował robi jej się ciepło, czuła jego oddech i wiedziała do czego to prowadzi… Odchyliła lekko głowę do tyłu, wtulając się w jego twarz i cicho westchnęła. Jack delikatnie i bardzo wolno przesunął dłonie wzdłuż jej rąk, i zsunął niezapiętą bluzkę… powoli schodził niżej obsypując pocałunkami plecy Tempe, potem powrócił do ramion. Jego dłonie błądziły po jej ciele. Bones odwróciła się gwałtownie i wpiła się w jego usta, teraz jej dłonie błądziły po klatce piersiowej mężczyzny. To były bardzo zachłanne pocałunki.
-Jack… może… jednak… powinniśmy… pójść do… do ciebie- mówiła w przerwach między kolejnymi pocałunkami, co było dosyć trudne, bo Jack wcale nie miał zamiaru przerywać.
-Nie mogę tak długo czekać… czekałem całą próbę… Pragnę cię tu i teraz…
-Ale Jack…
-Ciiii- zamknął jej usta pocałunkiem.- Nie wytrzymam… Pozwól…
-Ja też..- uśmiechnęła się i dopadła jego guzików przy koszuli, szybkimi ruchami odpinała jeden po drugim. Jack odwrócił ją, tak że teraz stała tyłem do drzwi i nie przerywając pocałunku przesuwali się w stronę drzwi garderoby. Przyparł Brenn do ściany, jedną ręką trzymając na jej plecach, a drugą przekręcając klucz w zamku
-Teraz nikt nam nie przeszkodzi…- szepnął i ponownie wpił się w jej usta.
-Tak….- Brenn pozbawiła go koszuli i zajęła się spodniami. Dosyć szybko się z nimi uporała i teraz oboje stali w samej bieliźnie. Jack pieszcząc ciało Tempe skierował swoje dłonie do zapięcia jej stanika, jednym sprawnym ruchem zerwał go z niej. Teraz mógł już zająć się całowaniem jej szyi, dekoltu i piersi. Brenn zeszła swoimi rękami do bokserek Jacka i zsunęła je. Po chwili on zrobił to samo z jej figami. Uniósł ją lekko do góry całując jej dekolt. Tempe oplotła go nogami i przenieśli się na stół pod ścianą, zrzucając wszystkie kosmetyki jakie jeszcze przed chwilą na nim stały. Jednym zdecydowanym ruchem wszedł w nią… Oboje najpierw powoli zaczęli poruszać biodrami, z czasem ich ruchy stawały się coraz szybsze i mocniejsze. Słychać było uderzający o ścianę stół i ciche jęki obojga. W końcu nadszedł czas. Mocne pchnięcie i Tempe czuła jak przeszywa ją fala orgazmu, z jej ust wydobył się głośny krzyk rozkoszy. Po chwili dołączył do niej Jack. Jeszcze przez chwilę się nie rozłączali i już lżej poruszali biodrami. Ostatnie pocałunki…
-Tempe… Jesteś po prostu cudowna…- szepnął do jej ucha i pocałował.
-Wiem, Jack- uśmiechnęła się.
Potem pozbierali swoje rzeczy z podłogi, ubrali się i doprowadzili się jako tako do porządku.  
Razem z Jackiem udała się więc do jego mieszkania. Jack nie ukrywał przed innymi, jakie relację łączą go z Brennan. Nie powstrzymywał się od objęcia Bones ramieniem w drodze do niego na górę. Nikogo jednak po drodze nie spotkali. A nawet gdyby, żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
W mieszkaniu zjedli szybką kolację. Potem poszli się wykąpać. Najpierw Tempe później Jack. Bones położyła się do łóżka i czekała na swojego „łóżkowego partnera”. Po chwili Jack wszedł do sypialni opasany tylko ręcznikiem. Podszedł do łóżka i zdejmując zbędne okrycie wślizgnął się pod kołdrę. Długo nie trzeba było czekać na kolejne wydarzenia. Jack przesunął ręce po ciele Tempe, od ud w górę i szybko zerwał z niej koszulę nocną. Leżeli teraz nadzy na łóżku, przykryci tylko cieniutką kołdrą... Jack podniósł się i nachylił nad Tempe…
-Temperance… Co powiesz na mały seks na dobranoc?- zapytał z pożądaniem w głosie.
-Miłe zakończenie dnia, co?- spytała zalotnie.
-Bardzo miłe…- powiedział cicho i po raz kolejny tego dnia pocałował Bones.
-Seks na dobranoc?...- powiedziała odrywając na chwilę swoje usta od Jacka, który przekierował swoje pocałunki na jej szyję. Tempe westchnęła.- Jestem jak najbardziej za… dyrektorze…- kiedy Jack powoli schodził niżej zbliżając się do jej brzucha, zadzwonił telefon Bones.
-Nie odbieraj teraz proszę…- powiedział Jack wynurzając głowę spod kołdry. Tempe już sięgnęła ręką do nocnej szafki i wzięła telefon.
-To Booth… może to coś ważnego…- powiedziała i nacisnęła zieloną słuchawkę. Jack nie zraził się tym i kontynuował obsypywanie ciała pani antropolog pocałunkami powracając do jej długiej szyi.- Cześć Booth. Coś się stało?- Mówiła próbując powstrzymać westchnienia.
-Siemka, Bones.- odezwał się głos Bootha.- Jak tam dzisiejsza próba?
-W porządku. Wszystko poszło dobrze- Jack znowu kierował pocałunki w stronę brzucha Tempe.- Nie tak jak ostatnio, ale to podobno dobry znak.
-O tak! Słyszałem, że jak generalna się sypie to premiera na pewno dobrze pójdzie.
-Tak.
-A jak tam nasz dyrektor? Zadowolony z ciebie?
-Bardzo…- Brenn czuła, że Jack niebezpiecznie zbliża się do jej, w tym momencie pulsującej z pożądania, kobiecości.
-Ma szczęście, bo gdyby miał jakieś ale, miałby ze mną do czynienia.
-Booth…- Jack dotarł już do miejsca, w którym kumulowało się pożądanie i zaczął drażnić się z Tempe.
-Wiem, wiem, Bones.
-A co w Jeffersonian?- czuła, że jeszcze chwila i nie będzie mogła powstrzymać westchnień lub… jęku.
-Ok. Zezulce pracują nad jakimiś starymi szkieletami i nie mogą przestać mówić o twojej jutrzejszej premierze.
-Tak?- nie udało się, ciche jęknięcie wydobyło się z ust Bones.
-Bones?
-Tak?- kolejne westchnięcie.
-Wszystko dobrze?
-Tak…
-Przeszkadzam w czymś?
-Nie, Booth ty nigdy mi nie przeszkadzasz…- odsunęła na chwilę telefon od siebie i zakryła głośnik- Jack… proszę… Nie wytrzymam dłużej… nie rób mi tego…- mówiła próbując powstrzymać kolejne jęki.
-Ale nie mogę teraz przerwać, kochanie…- powrócił do całowania jej brzucha i powoli skierował się znowu do jej szyi i ust.
-Booth? Przepraszam… muszę kończyć…- już długo tego nie wytrzyma, tym bardziej, że Jack właśnie zaatakował jej usta.
-Ok., Bones. To co widzimy się jutro?
-Tak.
-To do zobaczenia.
-Pa, Booth…- rozłączyli połączenie.- Zwariuję przez ciebie- powiedziała do Jacka i obróciła go na plecy.
-To ja zwariuję przez ciebie…- odpowiedział i z powrotem odwrócił Tempe na plecy.- Moja piękna…- pocałował ją, uniósł biodra i złączyli się tego dnia po raz kolejny. Mocne pchnięcia, westchnienia, jęki i nieustające pocałunki… w końcu fala kolejnego orgazmu…
Po harcach na dobranoc, Tempe położyła głowę na torsie Jacka, on objął ją lekko gładząc jej ramię i po jakimś czasie zasnęli. Jutro czeka ich wszystkich ciężki dzień… Premiera! Ale dzień miał się okazać ciężki nie tylko dla aktorów… Coś ma się zmienić na zawsze…


30. [M]

Nadszedł wielki dzień.
Bones i Jack postanowili udać się do bufetu, dziś rano pani Sue obiecała przywieźć jakieś śniadania. Czekali więc na otwarcie. Siedzieli razem na kanapie, Jack oczywiście obejmował Tempe ramieniem.
-Tempe- zaczął- Nie martw się. Wszystko pójdzie dobrze. Jesteś bardzo zdolna i wiem, że sobie poradzisz.
-Wiem, Jack. Ale… mam tremę…- powiedziała lekko zdenerwowana- Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Wiele razy brałam udział w wystąpieniach publicznych, wygłaszałam przemówienia, brałam udział w procesach sądowych i jeszcze nigdy nie dopadła mnie trema.
-To jest normalne. Każdy aktor przed wejściem na scenę się denerwuje. Nawet ci, którzy grają już od kilkudziesięciu lat. A przed premierą trema się nasila.
-Tak myślisz?
-Ja to wiem, Tempe. Przecież pracuję w teatrze już kilka ładnych lat, przeżyłem już niejedną premierę.
-I tak będę się denerwować.
-Wiem. I na to nic nie poradzisz.
-Jack? Dzisiaj mają przyjechać do mnie moi przyjaciele z Jeffersonian i z FBI.
-Domyśliłem się, że będziesz chciała zaprosić przyjaciół. Nie martw się, zarezerwowałem kilka miejsc.
-Wspaniale. Mają przyjechać przed południem.
-Agent Booth też?
-Oczywiście, to mój przyjaciel. Będzie Booth, Cam: patolog sądowy, Angela: artystka, rekonstruuje twarze, Wendell: mój asystent, również antropolog sądowy i Hodgins: entomolog.
-Cieszę się, ze poznam twoich przyjaciół.- Jack delikatnie głaskał twarz Bones.
-Ciekawe…
-Co?
-Jak zareagują na tą premierę… Wiesz, zawsze byłam taka poważna… a teraz proszę… Oni wszyscy na to czekają, są bardzo podekscytowani, a mi to wcale nie pomaga… Wiedząc, że będą mnie obserwować czuję się jeszcze bardziej zestresowana…
-Dam ci radę, kochanie… Po prostu nie myśl o tym, że twoi przyjaciele cię obserwują. Graj tak jakby nie było widowni, nie myśl o tym. Wyobraź sobie, że to są po prostu goście w waszym domu, że przyszli napić się z wami herbaty, a w opowiadacie im przy tym swoją historię…
-Tak o tym nie pomyślałam.
-A widzisz? Nie przejmuj się, wszystko pójdzie idealnie.
-Jesteś bardzo pewny siebie.
-Tak, bo ty jesteś przy mnie. I ty jesteś sercem spektaklu. Czemu miałbym się czegoś obawiać, skoro mam taką perełkę w obsadzie?- przyciągnął dłonią twarz Tempe do siebie i złączyli się w pocałunku. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, gdy nagle przerwało im chrząknięcie…
-Cześć Roger- powiedział Jack odrywając się od Bones.
-Hej. No, no Maszo.- powiedział aktor z uśmiechem- Podobno kochasz Wierszynina.
-W spektaklu owszem.- odpowiedziała Tempe z uśmiechem.
-A w życiu Jacka?
-To nie tak…- Bren poczuła się nagle nieswojo. Była pewna, że nie kocha Jacka, ale co miała powiedzieć „Nie, Roger nie kocham go, my tylko uprawiamy seks?”. Mogłoby to dziwnie zabrzmieć. Jack zaspokajał jej potrzeby, to wszystko. Wiedziała, że ten „związek” nigdy nie przerodzi się w coś innego, w coś większego. Nie łączyła ich miłość, tylko pożądanie…
-Dobra, dobra.- uśmiechnął się Roger.
Całą niekomfortową sytuację przerwało pojawienie się pani bufetowej.  
Wszyscy zabrali się za śniadanie.

Przed południem w Jeffersonian

-Dobra, kochani- Cam przerwała pracę- Czas na nas. Dziś premiera Dr Brennan. Wszyscy spakowani?
-Żartujesz, Cam?- pisnęła artystka- Spakowałam się jak tylko Bren powiedziała mi o premierze.
-To prawda- wtrącił Jack- walizki stały cały czas pod drzwiami.
-Cała Ange- powiedziała pod nosem Dr Saroyan.- Ok., to zbieramy się. Booth zaraz będzie pod Instytutem. Jack, Ange i Wendel razem, a ja pojadę z Seeley’m.
-Tak jest!- krzyknęli wszyscy, rozeszli się by zabrać swoje rzeczy i wybiegli przed budynek. Tam już czekał na nich Booth.
-Gotowi?- spytał. Wszyscy kiwnęli głowami- To w drogę. To wielki dzień dla Bones! Nie może nas zabraknąć- ruszyli.

Tymczasem w teatrze…
Bren i Jack po skończonym śniadaniu wpadli na chwilę do mieszkania, by się przebrać. Planowali mały spacer, żeby się trochę zrelaksować. Nerwy dawały o sobie znać i za żadne skarby nie chciały zniknąć, nawet na chwilę. Tempe nerwowo próbowała zapiąć guziki swojej jasno-różowej koszuli. Niezbyt dobrze jej szło.
-Cholera!- krzyknęła po kolejnej nieudanej próbie poskromienia guzików, które wcale nie miały zamiaru z nią współpracować.
-Temperance, spokojnie- powiedział delikatnie Jack, zbliżając się do niej- Nie denerwuj się tak- poprawił jej kołnierzyk- Jesteś wspaniała i na pewno sobie poradzisz.
-Denerwuję się…- wreszcie udało jej się zapiąć trzy guziki.
-Wiem… Niepotrzebnie. Dasz radę.
-Tak myślisz?- zapytała niepewnie i spojrzała mu w oczy.
-Ja to wiem, kochanie- złożył na jej ustach pocałunek, chcąc w ten sposób choć trochę ją uspokoić. Podziałało- Wiesz… może… jednak przełożymy nasz spacer? Naszła mnie ochota na małe…- powoli rozpiął guziki, które z tak wielki trudem przed chwilą poskromiła Bones.
-Myślę, że to dobry pomysł…- odpowiedziała namiętnie- trochę dobrego seksu na rozluźnienie sytuacji…
-Właśnie o tym myślałem…- zsunął koszulę z ramion Tempe. Bones w tym czasie zdjęła jego koszulę. Złączeni  w pocałunku skierowali swe kroki na kanapę. Jack delikatnie położył na niej Tempe, zajął się pocałunkami i rozbieraniem pani antropolog. Kiedy pozbawi ją wszystkich ciuszków, szybko zdjął swoje spodnie i bokserki, i ułożył się na niej, wchodząc w nią bardzo powoli, na co Bones zareagowała stłumionym jękiem. Teraz poruszali swoimi ciałami. Ich ruchy stawały się z każdą chwilą coraz szybsze i gwałtowniejsze. W końcu Bones przejęła inicjatywę. Jednym zdecydowanym ruchem odwróciła Jacka na plecy i teraz to ona siedziała na nim. Odchyliła się do tyłu i pozwoliła mu wchodzić w nią głębiej, jej ruchy stawały się coraz szybsze. Jack trzymał ręce na jej talii, przysuwając ją bliżej siebie. Brenn opierała się o jego klatkę piersiową. W końcu w różnym czasie doszli do „spełnienia”. Ostatni jęk i westchnienie…
-Dawno nie miałam okazji uprawiać tak nieziemskiego seksu- powiedziała opadając na niego.
-Bo nie uprawiałaś go ze mną- powiedział z uśmiechem.
-Trzeba przyznać, panie dyrektorze, że jest pan w tym bardzo dobry.
-Pani też Dr Brennan. Jest pani kochanką o jakiej marzą wszyscy  faceci.
-Wiem. Jestem bardzo dobra w łóżku.
-Bardzo, bardzo dobra w łóżku. Chociaż nie powiem, na stole czy kanapie również bardzo, bardzo dobra.
-Jack!
-Taka prawda.
-Muszę przyznać, ze seks na stole jest naprawdę przyjemny.
-To wiem. Może kiedyś to powtórzymy?
-Kto wie, może- uśmiechnęła się i pocałowała go- to było niesamowite.
-A więc na pewno powtórzymy.
-Obiecujesz?
-Oczywiście.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz