Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

ZDRADA W TEATRZE [11-20/123]

11.

Kiedy Booth skończył kąpiel, Bones już leżała w piżamie w łóżku i przeglądała scenariusz od Jacka. Seeley położył się obok.
-Co tam czytasz?- spytał wchodząc pod kołdrę, która też była jedna. Czuł bijące od jej ciała ciepło. „To będzie ciężka noc” pomyślał.
-Scenariusz „3 sióstr”. Dobry tekst. Co prawda dużo o miłości, w którą nie wierzę, ale dobrze napisany.
-Kogo masz grać?
-Maszę.

-Główna postać. Najważniejsza.
-Skąd wiesz, ze najważniejsza? Tu jest więcej głównych postaci.
-Ale ta jest najważniejsza, najbarwniejsza, pełna sprzecznych emocji.
-Skąd ty to wszystko wiesz?- odwróciła twarz w stronę Bootha, byli blisko siebie.
-Kiedyś przez przypadek natknąłem się na ten tekst w jakiejś książce. Zbiór dramatów, czy coś takiego. Bardzo ciekawy tekst. Zwłaszcza pięknie opisane są różne rodzaje nieszczęśliwej miłości, tęsknota za dawnym życiem.
-Tak…
-A Masza… trochę jesteście do siebie podobne.
-Nie sądzę. Nie jestem nieszczęśliwa z powodu nieudanego małżeństwa bo nie jestem w takim związku i nie jestem z niewłaściwym mężczyzną. Ja nigdy nie popełnię tego błędu.
-Nigdy nie mów nigdy.
-To co powiedziałeś nie ma sensu.
-Bones.
-Masza związała się z mężczyzną, którego nie kocha. Nie rozumiem jej postępowania. Olga jest sama, ale za wszelką cenę chce jakiegoś męża. Nie wiem po co. Samotność nie jest zła. A Irina? Nie chce związać się z Tuzenbachem, bo jest brzydki, ale on ją kocha. Pokręcone…
-Tak, ale pamiętaj, ze to klasyczny tekst. Rosja. Moskwa. Tęsknota za utraconym domem.
Ale to nie o to mi dokładnie chodziło, Bones.
- A o co?
-Masza to silna kobieta. Nie daje poznać po sobie, co ją gryzie. Co prawda nie ukrywa, ze nie kocha swojego męża…
-Gryzie… to przenośnia. Pamiętam- przerwała mu Bones z uśmiechem.
-Tak. Zapamiętałaś. Jestem z ciebie dumny- odwzajemnił uśmiech.- Masza podobnie jak ty, tęskni za lepszym życiem, tym które, według niej, minęło…
-Ja nie tęsknię za przeszłością. Za czym mam tęsknić? Za wspomnieniem opuszczenia przez rodziców, przez Russa… za wylądowaniem w gąszczu systemu? W rodzinach zastępczych, które za karę zamykały mnie w bagażniku? Za wszystkimi tymi ludźmi, którzy mnie opuścili i zdradzili? O Michaelu, Sullym? O facetach, którzy mnie wykorzystali? O tym mam pamiętać? O momencie, kiedy dowiaduję się, że moja rodzina to przestępcy?- w oku Bones pojawiła się łza.
-Bones- Booth delikatnie odwrócił jej głowę do siebie łapiąc ja za brodę.- nie o to mi chodziło.- wytarł jej łzę z policzka.- Myślałem o tych czasach, kiedy byłaś naprawdę szczęśliwa. Jak byłaś dzieckiem…
-Wtedy byłam szczęśliwa… czułam, ze komuś na mnie zależy… że ktoś mnie kocha…
-A teraz nie jesteś? Masz przyjaciół, którzy cię kochają i nigdy, ale to nigdy cię nie opuszczą. Masz mnie.  Samca- alfę, który zawsze będzie przy tobie, gdy tylko będziesz tego potrzebowała. W radości w smutku… Mówiłem ci kiedyś, ze nie zdradzę cię nigdy. Naprawdę nie czujesz się szczęśliwa?
-Nie, Booth… to nie tak… wiem, ze mam przyjaciół… ciebie. Jestem szczęśliwa, ale..
-Bones. Wiele w życiu wycierpiałaś, wiem, ale to nie znaczy, ze teraz nie możesz być szczęśliwa. Tamte czasy już minęły.
-Wiem. Dziękuję Booth.
-Do usług.
-Jesteś moim prawdziwym przyjacielem.
-Nie myśl, ze twoje życie było złe. Były przecież piękne chwile.
-Tak. Masz rację. Były- uśmiechnęła się.
-I będzie ich jeszcze więcej. Obiecuję ci to.
-Obiecujesz?
-Tak. Wiesz, że ja nie kłamię.
-Wiem.
-Mam nadzieję, że masz rację.
-Mam, Bones.
-Dziękuję.
-Dobra, a teraz droga żono- uśmiechnął się- czas spać. Jutro musimy być wypoczęci. Czeka nas ciężki dzień. Spotkanie z reżyserem, uzyskanie jakichś informacji i ty jeszcze masz próbę.
-Racja.- odłożyła scenariusz na szafkę nocną, zgasiła światło i położyli się spać.
-Dobranoc Booth.
-Dobranoc Bones.
Dłuższy czas nie mogli zasnąć. Znowu byli tak blisko siebie, a jednak tak daleko… Jak to określiła Bones „śpimy tylko w jednym łóżku. Obok”


12.

Ranek przyszedł szybko. Obudził ich budzik Bootha. Zjedli śniadanie i poszli na spotkanie z reżyserem. Powoli w Sali 3a zbierali się wszyscy aktorzy. Na końcu przyszedł dyrektor i nowy reżyser.
-Witam wszystkich- zaczął Jack- To jest Tom Melts, część z was już się poznała. Tom dzisiaj wybierze obsadę do swojego nowego spektaklu „Szklana menażeria”. Sam napisał scenariusz na podstawie dramatu Tennesse’go Williamsa.
-Tak.- odezwał się Tom- Może powiem wam kilka słów na temat tej sztuki. „Szklana Menażeria” jest sztuką pamięci. wszystkie postacie i obrazy ukazane są z punktu widzenia głównego bohatera dramatu. Publiczność widzi wydarzenia tak, jak odbiera je Tom – główna postać i zarazem narrator sztuki. Poznajemy jego historię i jego interpretację zdarzeń.
Amanda – matka rodziny – jest przebrzmiałą pięknością – rozpamiętującą dawnych adoratorów i niemogącą stawić czoła trudnej teraźniejszości. Dominuje nad dwójką swych dzieci Laurą i Tomem tak bardzo, że podporządkowuje sobie całe ich życie. Laura jest chorobliwie nieśmiałą i skrzywioną psychicznie dziewczyną, nie potrafiącą przystosować się do otaczającego ją świata. Od Toma wymaga się całkowitego poświęcenia dla rodziny – pokrótce opowiedział sens sztuki.- Mniej więcej tak to wygląda. Teraz chciałbym obsadzić spektakl. Nie było łatwo. Długo zastanawiałem się nad doborem obsady i mam już komplet. Chciałbym rolę Laury powierzyć Marthcie May, Jim’a Dariusowi May… To dwie główne postaci. Wiem, ze jesteście tu nowi. Dostałem wasze CV i jestem pod wrażeniem. Uważam, ze nadajecie się idealnie. Poza tym trzeba dać szansę widowni poznania nowych twarzy. Rolę Tom’a zagra Roger Ron, matki Anne Rone. Tutaj macie scenariusze- rozdał wyznaczonym aktorom egzemplarze.- Jak wiem część z was ma jutro jakąś próbę… w takim wypadku chciałbym zacząć pracę nad 8 sceną z Marthą i Dariusem, od momentu gdy Laura i Jim zostają sami. Jutro o 18:00, dobrze?
-Jasne- odpowiedział Booth.
-Ja chciałbym jeszcze dodać- zaczął Jack- że z racji tego, że Sue już u nas nie pracuje jestem zmuszony do zrobienia zastępstwa w „3 siostrach”. Wczoraj zdecydowałem kto ja zagra- kobieca część zespołu aktorskiego uśmiechnęła się- Poprosiłem o to wczoraj Marthę. Zgodziła się, więc dziś o 12:00 zaczynamy normalnie próbę. Premiera za niecałe dwa tygodnie wiec musimy trochę popracować. Także Tom- zwrócił się do reżysera- jako że Martha też gra u mnie będziemy musieli dogadać się z grafikiem prób.
-Jasne.- odpowiedział Tom.
-Dziś rano Martha jest na próbie u mnie, a wieczorem u ciebie. W wolnej chwili zrobimy grafik.
-Jasne. Mi to odpowiada.
-Super. Ok. to teraz zostawmy Toma z nową obsadą.- część osób nie wybranych do spektaklu wstała i wyszła. Zostali tylko Bren, Booth, Tom, Roger i Anne.
-Dobre. To zróbmy sobie jedną próbę czytaną. Za godzinę Martha musi iść na inną próbę, wiec wykorzystajmy ten czas.
Szybko przeczytali scenariusz. Jedna scena zszokowała naszych partnerów… I to akurat ta, którą dzisiaj mają próbować… Łatwo nie będzie.
 



13.





Zbliżała się godzina 12.
-Boooth, muszę lecieć na próbę. Postaram się porozmawiać z  Sonją i Agnes. Ty możesz spróbować z Monicą.- mówiła Bren zabierając scenariusz z szafki.
-Jasne. Musimy rozwiązać tą sprawę jak najszybciej.- powiedział Booth również szykując się do wyjścia.
-Idziemy?
-Tak.
Wyszli z pokoju i udali się do budynku teatru. Po drodze natknęli się na Monicę…
-No tak!- zaczęła z wrogim tonem.- Pojawiła się nowa lalunia i dyrektor od razu traci głowę i obsadza ją w swoim spektaklu!- zbliżyła się do Bones.
-Monica?- spytała Bren odsuwając się od niej- Daj spokój. Nie chciałam tego.
-I ja mam ci w to uwierzyć?- zagrodziła Bones drogę- Mam uwierzyć, ze nie chciałaś przyjąć roli, o której marzy każda dziewczyna?!
-Właśnie- odpowiedziała spokojnie.
-Nie wierzę ci! Co?! Wskoczyłaś mu do łóżka i tak go przekonałaś?!- była coraz bardziej zła.
-Monica, daj spokój.- wtrącił się Booth.
-A ty co? Bronisz niewiernej żonki?! Przecież to jasne jak słońce, ze się z nim przespała! Inaczej nie zdobyła by tej roli! Tu zawsze chodzi o sypianie z dyrektorem! Tak możesz załatwić sobie najlepszą rolę!
-Nie spałam z dyrektorem i tobie nic do tego!- odgryzła się Bones- A teraz pozwól mi przejść, albo cię do tego zmuszę- zagroziła.
-Co mi zrobisz? Zabierzesz mi kolejną rolę?- spytała z sarkazmem.
-Pomogę ci się odsunąć.
-Zna sztuki walki. Nie zadzierałbym z nią- dodał Booth.
-Spróbuj- Monica wyciągnęła rękę w kierunku Bones. Bren jednym szybkim ruchem złapała ją za nadgarstek
-Uważaj. Jednemu facetowi już złamała nadgarstek- ostrzegał Booth.
-Po prostu się odsuń- powiedziała Bones.
-Albo wylądujesz na podłodze- dodał Booth. Monica wyszarpnęła rękę z objęć Bones.
-Jeszcze z tobą nie skończyłam!- krzyknęła i odwróciła się.
-Ona mogłaby zabić Sue…- szepnęła Bren do Bootha.
-Wiem.- również szeptał.- Widać, ze bardzo zależało jej na tej roli… Ok. leć na próbę… ja się nią zajmę.
-Jasne. Do zobaczenia po południu.- Bones poszła w kierunku sceny kameralnej. Tam odbywała się próba. Booth podszedł do siedzącej teraz w bufecie Monici.
-Hej- zaczął, próbując się uśmiechnąć.
-Czego chcesz?- syknęła.
-Pogadać. Można?
-Rób co chcesz.
Booth dosiadł się do stolika.
-Monica, czemu tak bardzo zależy ci na roli Maszy?- spytał łagodnie.
-To marzenie każdej młodej dziewczyny. Każda chciałaby móc choć raz w życiu zagrać Maszę.
-Ale wiesz, ze to nie daje ci prawa oskarżania mojej żony o zdradzanie mnie? Jesteśmy bardzo szczęśliwi razem, nie musi szukać seksu z innymi facetami. Zaspokajamy się. I wiem, ze nigdy nie zrobiłaby tego dla roli. Nigdy. Rozumiesz mnie?
-Trudno mi w to uwierzyć. Wiele dziewczyn sypia z dyrektorami, żeby tylko dostać role na której im zależy. Z dyrektorami czy reżyserami. Tak już jest.
-Ale nie Martha. Ona nie goni za sławą czy głównymi rolami. Ona jest normalna. Wiem, ze w świecie teatru to jest rzadkością, ale się zdarza. I taka jest Martha. Po prostu się z tym pogódź. Jesteś młoda, piękna i jestem pewien, ze dostaniesz jeszcze swoją wymarzoną rolę.
-Tak myślisz?- spytała ironicznie.
-Tak. Dokładnie tak.
-Jasne…
-Powiedz mi… Znałaś Sue?- delikatnie Booth próbował zejść na temat zamordowanej kobiety.
-Tą lafiryndę?! Jasne!
-Czemu uważasz ją za lafiryndę? Słyszałem, ze była tu lubiana.
-Nie ode mnie!
-No nie.
-Właśnie.
-Za co jej tak nienawidzisz?
-Za to, ze za każdym razem sprzątała mi sprzed nosa najlepsze role. Zawsze kiedy słyszała, że mi na czymś zależy, nagle okazywało się, że ona gra, a ja jestem odrzucana. Dziwny zbieg okoliczności! Nie lubiła mnie i chciała mi dogryźć.
-Czemu?
-Może dlatego, ze kiedyś facet, na którym jej zależało zaczął umawiać się ze mną i nie był nią zainteresowany? Głupie co? Kiedyś nawet się przyjaźniłyśmy, ale po tej akcji stała się moim wrogiem. Zawsze starała się mnie zniszczyć, podstawić mi haka. Wszystko na złość. Wszystko przez faceta.
-I nie wiesz co się z nią teraz stało?
-Czemu ona cię tak interesuje?
-Była moją dobrą koleżanką. Spotkaliśmy się kilka razy.
-Aha… Za plecami żony?
-Nie, nie w takim sensie. Spotykaliśmy się we trójkę.
-Trójkącik?
-Nie. Absolutnie nie.  Spotykaliśmy się na piwie czy obiedzie, kiedyś jak byliśmy z jakimś spektaklem w DC.
-Aha.
-Nie wiesz co się z nią stało? Dawno się nie widzieliśmy.
-Nie mam pojęcia, ale bardzo się cieszę, że już tu nie pracuje. Gdyby nie twoja żonka to ja bym dostała rolę Maszy.
-Na to już nic nie poradzisz.
-Zawsze można coś zrobić.
-W tej sytuacji już nic.
-Może… racja…


14.

W tym czasie na scenie kameralnej już trwała próba. Jack specjalnie wybrał dzisiaj sceny, w których ma grać Bones, żeby szybko wprowadzić ją w spektakl.
Bren stała na scenie z scenariuszem w ręce. Próbowała.
-Tak Martho!- krzyczał reżyser- dokładnie tak. Spróbuj teraz powiedzieć ten tekst z obojętnością i powoli przejdź do wieszaka po swój szal… tak. – Bones zrobiła tak jak powiedział Jack. Szło jej całkiem nieźle. Powoli się rozluźniała i zaczynała czuć postać- Ok. teraz cała scena od początku. Od momentu „Dokąd idziesz Maszo?” proszę.
-Dokąd idziesz Maszo?- zaczęła Sonja, która dostała rolę Olgi.
-Do domu- odpowiedziała Bones/Masza.
-Ale przecież to urodziny- powiedziała Agnes, która grała Irinę.
-Ale co to za różnica- konturowała Bones.-  przyjdę wieczorem. Życzę ci jeszcze raz moja kochana, żebyś była zdrowa.- odwraca się do publiczności- Dawniej kiedy żył ojciec do nas na urodziny przychodziło ze czterdziestu oficerów i gwarno było w domu. A dziś? Tylko półtorej osoby i cicho jak na pustyni. Chandra mnie gryzie od rana, ale nie zwracaj na to uwagi. Pójdę sobie.
-Ja cię rozumiem Maszo- powiedziały Irina i Olga.
-Jak filozofuje mężczyzna to owszem wychodzi z tego filozofistyka czy tam sofistyka, ale jeżeli kobieta albo dwie kobiety- zaczął Solony, którego grał Mark Cun- to wyjdzie tylko wiercenie dziury w brzuchu.
-Co pan chciał przez to powiedzieć okropnie groźny człowieku?- spytała Masza z ironią w głosie.
-Nic. Zipnąć nie zdążył nawet, a już z misiem na karku ma sprawę.
-Nie becz!- krzyknęła Masza do Olgi i odeszła na bok.
-Okej. Super. Martha idealnie wyczuwasz postać Maszy. Tak!- przerwał im reżyser- widzę, że już nawet łapiesz tekst. Świetnie. Dobra teraz scena, pierwsze spotkanie z Wierszyninem. Roger!- krzyknął- Twoja scena od momentu „Zdaje mi się, że panią trochę pamiętam”!
-Ok.- odpowiedziała Roger ustawiając się do następnej sceny.
-A zdaje mi się, że panią trochę pamiętam…- powiedział z uśmiechem do Maszy.
-A ja pana nie…- odpowiedziała obojętnie.
Potem ćwiczyli kolejne sceny. Doszli prawie do końca II aktu. Bones była coraz lepsza. Wszystkim bardzo dobrze się z nią współpracowało. Kto by pomyślał, ze Bren, słynna pani antropolog odnajdzie się w roli aktorki teatralnej.
Po skończeniu ostatniej sceny.
-Dobra, kochani. 20 minut przerwy. Potem zaczniemy od sceny z II aktu, zbliżenie Maszy i Wierszyninai przejdziemy do III aktu.- powiedział nagle Jack- Martho pozwól na chwilę- Bones podeszła do Jacka, a reszta udała się do palarni, czyli na zewnątrz.
-Tak?- spytała Bones, kiedy wszyscy wyszli.
-Uważam, że doskonale sobie radzisz- powiedział z uśmiechem.
-Dzięki Jack.
-Wydajesz się stworzona do tej roli. Nie myliłem się wybierając właśnie ciebie. Znakomicie czujesz postać i doskonale prowadzisz emocje. To twój duży atut.
-Dzięki. Cieszę się.
-Szybko łapiesz tekst.
-Staram się.
-Myślę, że w takim tempie- przesunął ręką po jej ramieniu- spokojnie zdążymy ze spektaklem na wyznaczony termin premiery.
-Mam nadzieję.
-Ok.- oderwał rękę- Zmykaj na przerwę- ponownie się uśmiechnął. Bones dołączyła do innych.
-Martha!- zaczął Roger- Jesteś świetna!
-Dzięki- odpowiedziała lekko zakłopotana.
-Twoja Masza to jest coś!- dodał Mark- podbijesz serca widzów.
-Tak myślisz?
-Wiem to. Sue była dobra, ale ty? Z tobą wspaniale się współpracuję. Jakbyś urodziła się do tej roli- kontynuował Mark.
-A co z Sue?- Bones postanowiła wykorzystać sytuację i podpytać ich o ofiarę.
-Odeszła od nas. Wielka szkoda. Była dobrą przyjaciółką.
-Słyszałam, ze Sonja i Agnes były zazdrosne o rolę Maszy.
-O tak.. były bardzo zazdrosne.- do rozmowy wtrącił się Jacub Neal, grający barona Tuzenbaha-  Dziewczyny mogłyby zabić za taką rolę.
-O tak…- teraz wtrącił się grający Czebutkina Oleg Ion, starszy aktor- najbardziej zazdrosna była Sonja.
-I znowu wracamy do Sonji- pomyślała Bones.
-Tak. Dziewczyny chyba jakoś się pogodziły tą stratą, bo bądź co bądź są w obsadzie- mówił Ron West (Andrzej). Wszyscy powoli włączali się rozmowę.
-Nie było łatwo- powiedział Roger zaciągając się papierosem.
-Zdecydowanie nie. Widzieliśmy jak się patrzy na Sue- teraz mówił Mark.
-Raz nawet się pożarły- dodał Jacub.
-Pożarły?- Bones spojrzała z miną „nie wiem co to znaczy” i pomyślała, czemu nie ma przy niej Bootha, żeby mógł jej to wyjaśnić.
-To było coś- kontynuował Mark- Skakały sobie do gardła- kolejne wyrażenie, którego nie rozumiem, pomyślała Bones- Kłóciły się. O mały włos się nie pobiły.
-Gdybyś im nie przerwał Roger na pewnie źle by się to skończyło- dodał Oleg.
-Racja.
-Kto się tak kłócił?- spytała Bones.
-Agnes i Sonja. Po jednej z pierwszych prób. Dziwne. Ciebie od razu zaakceptowały. To znaczy Sonja zauważyłem, że jeszcze spogląda na ciebie spod byka, ale to nie jest to samo co z Sue.- wytłumaczył Roger.
- To znaczy?
-Że chyba się w końcu z tym pogodziła. Agnes w ogóle już nic nie mówi, nie narzeka. Obserwuje cię z zaciekawieniem.- Roger się uśmiechnął.
-Z zaciekawieniem?- zdziwiła się Bren.
-Tak. Uważaj na nią- dodał Ron.
-Dlaczego?
-Chyba wpadłaś jej w oko.
-Co?
-Wszyscy w teatrze wiedzą, że Agnes woli dziewczyny.- wyjaśnił Mark.
-To jakiś problem?
-Nie, absolutnie nie. W środowisku teatralnym to normalka. Wydaje mi się nawet, że kiedyś kręciła z Sue, ale szybko się to skończyło. Nie pasowały do siebie.- powiedział Roger.
-Nie potrafiły się dogadać.- powiedział Ron gasząc papierosa.
-Właśnie- potwierdzili inni.
-A co z Josephem?
-Nic- Jacub wzruszył ramionami- po prostu zniknął.
-Jemu też ktoś czegoś zazdrościł?
-Tak. Na przykład ja- odezwał się Oleg- wszyscy w moim wieku. Ale to była nasza potajemna zazdrość. Wszyscy bardzo go lubili i wiedzieli, ze jest najlepszy, że dostanie najlepszą rolę. Po prostu się z tym pogodziliśmy.
-I nic? Żadnych kłótni? Nic?
-Zero. Jesteśmy na to za starzy. Możemy po cichu zazdrościć, ale na tym koniec. Nie będziemy się przecież bić o rolę.
-Rozumiem.
-Ok., kochani!- rozmowę przerwał im krzyk Jacka- Wracamy na próbę!- wszyscy weszli z powrotem do środka.


15.

-Jak mówiłem, II akt, Masza, Wierszynin, pierwszy pocałunek- Bones się zdziwiła. W scenariuszu nie było nic napisane o pocałunku…- Masza powoli przenosi się z krzesła na kanapę, siadasz obok Wierszynina. W tej scenie Martho musi być niepewność, ale w oczach pożądanie i chęć rzucenia się na Wierszynina. Rozumiesz?
-Jasne…
-Dobra, zaczynamy. Po kwestii „Pani jest przesądna?” „tak” rzucacie się na siebie. Roger całujesz Maszę, wiesz jak. Tak jak było z Sue, obsypujesz ją pocałunkami, Martho ty mówisz w tym czasie swoją dalszą kwestię. Z namiętnością w głosie. Chyba nie muszę ci tłumaczyć? W ogóle nie przejmujesz się pojawieniem Iriny.
-Jasne… Łapię- odpowiedziała Bones i serce zaczęło bić jej mocniej. Tego się nie spodziewała.
-Dobra zaczynamy. Na swoje miejsca proszę.- powiedział Jack. Wszyscy zajęli swoje pozycję i zaczęli.
-Nie wiem- zaczęła Bones wstając i kierując swoje kroki na kanapę- Może gdzie indziej jest inaczej, ale w tym mieście najprzyzwoitsi ludzie to wojskowi…
-Napiłbym się herbaty- odpowiedział Wierszynin. Masza już siedziała obok.
-Ale ja nie mówię o mężu- odpowiedziała z uśmiechem.
-A mnie się zdaje, ze cywil czy wojskowy  to bez różnicy. Przynajmniej w tym mieście. Wystarczy porozmawiać z miejscowym inteligentem cywilem czy wojskowym, a zaraz okaże się, ze on i z żoną się męczy i z domem się meczy, i z majątkiem się męczy… niech mi pani powie, dlaczego w życiu sięga tak niewysoko? Dlaczego?- spojrzał jej w oczy.
-Dlaczego?- również wpatrywała się w jego oczy.
-Dlaczego z dziećmi się męczy, z żoną się meczy? A dlaczego żona i dzieci z nim się meczą?
-Pan dzisiaj trochę nie w humorze…- odwróciła głowę w drugą stronę.
-Jestem bez obiadu. Córka mi nie domaga troszeczkę, kiedy chorują moje dzieci… nigdy o tym nie mówię, dziwna rzecz, ze uskarżam się właśnie przed panią- całuje ją w rękę- proszę się nie gniewać, oprócz pani nikogo nie mam. Nikogo…- ich twarze po raz kolejny znalazły się bardzo blisko siebie, ich oddechy stały się płytsze i szybsze.
-Jak huczy w piecu. U nas przed śmiercią ojca ciągle tak huczało w kominie. Tak samo jak teraz…
-Pani jest przesądna?
-Tak.
-To dziwne…
-Tak…- jak kazał reżyser rzucili się na siebie i złączyli w namiętnym pocałunku. pełnym tęsknoty i pragnienia drugiej osoby. Roger obsypywał pocałunkami twarz i dekolt Bones, ona cicho wzdychała
-Pani jest wspaniałą… cudowną kobietą. Wspaniała… cudowna- mówili między kolejnymi pocałunkami.
-Niech pan przestanie…- mówiła Bones z rozkoszą w głosie i według wskazówek Jacka, tak by było widać, że nie chce przerywać sytuacji, w której się znalazła.- bardzo proszę… a zresztą niech pan mówi.. wszystko mi jedno… wszystko mi jedno… ktoś idzie…- nadal nie przerywali- proszę mówić o czymś innym…- na scenę weszła Irina i Tuzenbach.  Masza i Wierszynin powoli się rozłączyli i z powrotem usiedli obok siebie na kanapie.
-Świetnie!- przerwał reżyser.- To jest to!- nie mógł wyjść z podziwu- Martha, Roger to było cudowne. O taką scenę właśnie mi chodziło. Widać było pożądanie w waszych oczach, znakomicie to zrobiliście. Tak ta scena ma wyglądać.- Bones spojrzała na Rogera i lekko się uśmiechnęła. Dziwnie się czuła, ale musiała przyznać przed samą sobą, że… no właśnie, ze co? Że podobała jej się ta scena… że dużo z siebie włożyła tym razem w postać Maszy? Chyba o to chodziło.
-Dobra. Jedziemy dalej.
Przez następną godzinę próbowali kolejne sceny. Później zostało im już tylko dopracowanie monologu Maszy. Została tylko Martha, Jack pozwolił reszcie wyjść na przerwę.
-Ok. Martha.- zaczął- To jest bardzo ważna scena. Tutaj Masza łamie się i wyznaje w końcu swoim siostrom, co czuje do Wierszynina. To ma być punkt kulminacyjny jej emocji. Wiesz. Wyrzuca wszystko z siebie, płacze…
-Rozumiem.
-Możemy spróbować?
-Jasne.
-Ok., to do dzieła. Możesz z kartką, wiem, że to dłuższy monolog i pewnie jeszcze go nie znasz…
-Jeszcze nie…
-Ok. spokojnie. To co? Zaczynamy?
-Tak.- Stanęła na środku sceny, w ręce trzymała kartkę scenariusza i zaczęła. Najpierw spokojnie.
-Chcę wam coś wyznać kochane siostry… nie mogę milczeć. To moja tajemnica, ale wy musicie wiedzieć wszystko… ja kocham, kocham… kocham tego człowieka… przed chwilą był tutaj.. zresztą! Co tam. Kocham Wierszynina!- teraz już łza pojawiła się w oku Bones, powoli przestała panować nad swoimi emocjami- I co mam teraz zrobić? Z początku wydawał mi się jakiś dziwny, potem zaczęłam go żałować… potem pokochałam… pokochałam go z tym jego głosem… wylewnością, dwiema córeczkami…- Bones wczuwała się coraz bardziej. Teraz już łzy same leciały z jej oczu. Kontynuowała. Jack patrzył na nią z zachwytem. Bones czuła się jakby dokładnie wiedziała o czym mówi. Jakby był ktoś komu chciałaby coś takiego powiedzieć. Czy to możliwe, że już kogoś kocha i o tym nie wie? Kiedy wyznawała swoje uczucia nie wiedziała dlaczego myślała o Boothie… dziwnie się z tym czuła. „Czemu akurat Booth pojawił mi się przed oczami?” pytała sama siebie. W kocu skończyła monolog i z płaczem wybiegła ze sceny. Po chwili wróciła.
-Martha- zaczął Jack wciąż jeszcze w wielkim szoku.- To… to…- zaczął się jąkać- To było wspaniałe… Nie wiem jak ty to robisz… To… WOW!!!- podbiegł do niej i ją przytulił.- Jesteś niesamowita!-  krzyknął i oderwał się od niej.- Przepraszam. To nie jest tak jak myślisz. Ja nie… po prostu jestem pod wielkim wrażeniem twoich umiejętności. Pamiętam naszą wczorajszą rozmowę.- zaczął się tłumaczyć.
-W porządku… nic się nie stało- otarła resztki łez z policzka.
-Jesteś niesamowita. Cieszę się, ze cię wybrałem
-dziękuję.- po chwili reszta wróciła z przerwy.
-Myślę, że na dzisiaj skończymy- powiedział Jack do wszystkich- Jutro nasza próba będzie po południu z racji tego, ze część z was gra też u Toma. Dziękuję wszystkim za próbę. Byliście znakomici. Jestem pewien, ze jeśli wszystko będzie szło tak jak dzisiaj, premiera odbędzie się zgodnie z planami. A jeszcze Martho, będziesz musiała wpaść dzisiaj na chwilę do pań krawcowych. Muszą dopasować dla ciebie sukienkę.- Bren kiwnęła głową- Do zobaczenia
-Dzięki Jack- powiedzieli wszyscy i udali się do garderoby.











16.

 W garderobie po 15 minutach zrobiło się pusto. Została tylko Bones i Agnes…
-Martha- zaczęła Agnes zbliżając się do Bones
-Tak?- odwróciła się do niej.
-Uważam, ze jesteś wspaniała…
-Dzięki, Agnes. Ty też jesteś bardzo dobra.
-Obserwowałam cię dzisiaj i bardzo się cieszę, że to ty grasz Maszę. Jesteś…- podeszła bliżej- Czekaj- wzięła wacik z kremem- rozmazałaś się tutaj- delikatnie zmyła rozmazany makijaż z twarzy Bones- już. Jesteś taka piękna…
-Agnes…
--Ciiii…- Agnes przyłożyła palec do ust Tempe. Bones dziwnie się poczuła. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie dotykała jej w ten sposób.- nic nie mów- Agnes odgarnęła kosmyk włosów Bones i pogładziła ją po twarzy.
-Agnes, proszę cię- Bones złapała delikatnie Agnes za rękę i odsunęła ją od siebie.- Przestań.
-Ale…
-Ja mam męża Agnes. Nie mam problemów z twoja orientacją. Akceptuję ją. Nie ma dla mnie w tym nic dziwnego. Ale ja nie jestem homoseksualna i nie wiążę się z kobietami.- powiedziała najdelikatniej jak mogła. Nie chciała jej urazić, mimo wszystko.
-Rozumiem- Agnes posmutniała.
-Nic z tego nie będzie Agnes.
-Ok. przepraszam. Nie chciałam cię wystraszyć.
-Nie przestraszyłam się. Po prostu poczułam się niekomfortowo.
-Ok.
-Ja muszę lecieć. Umówiłam się z Dariusem.
-Jasne.
-To do zobaczenia.
-Czekaj, też już wychodzę- powiedziała łapiąc swoją torebkę. Wyszły razem. W bufecie na Bones czekał Booth.
-Hej, kochanie- powiedział widząc swoją Tempe.
-Hej- odpowiedziała z uśmiechem i na powitanie pocałowała go w policzek. Agnes zrobiła smutną minę.
-Cześć Agnes- powiedział do niej.
-Cześć- odpowiedziała i wyszła ostatni raz spoglądając na Bones.
-Co jej jest?- spytał Booth.
-etam. Nieważne- powiedziała.
-Zakochała się w tobie?
-Co?
-Znam ten wzrok… odrzucenia…
-Wszystko widzisz, co?- uśmiechnęła się do Bootha.
-Tak. Patrzyła na ciebie z tęsknotą. Jak na kogoś kogo kocha i nie może z nim być…
-Masz rację. Próbowała mnie pocałować w garderobie, ale powiedziałam jej, ze ja interesuje się mężczyznami i nie wiążę się z kobietami.
-ładnie- zaczął się śmiać- Dyrektor do ciebie startuje to rozumiem, ale żeby nawet kobiety się w tobie zakochiwały? Tego jeszcze nie było.
-Booth to nie jest śmieszne.
-Trochę jest.
-Ja nie widzę w tym nic zabawnego. Zakochała się w kimś kto po pierwsze nie istnieje, w Marthcie, a po drugie w kimś z kim nigdy nie będzie mogła być, bo ja nie zmienię swoich upodobań seksualnych.
-Trochę pocierpi i jej przejdzie. Przecież jak tylko rozwiążemy sprawę znikamy stąd.
-Racja.
-jak minęła próba?
-Świetnie. Lepiej niż myślałam.
-To znaczy?
-Nikt nie podejrzewa, że jestem całkiem zielona jeśli chodzi o aktorstwo. Wszyscy byli zachwyceni.
-A Jack najbardziej co?- uśmiechnął się łobuzersko.
-W końcu to jego spektakl.
-Jasne i to ze mu się podobasz nie ma z tym nic wspólnego…
-Darius… Proszę cię. Po prostu jestem w tym dobra, pogódź się z tym.
-No proszę. A jeszcze niedawno zastanawiałaś się jak sobie poradzisz.
-Tak, ale teraz już wiem, że dobrze mi idzie. Już się nie martwię.
-Ok.
-Udało ci się zdobyć jakieś informacje?- zmieniła szybko temat.
-Tak. Ale chodźmy do pokoju. Nie będziemy tutaj rozmawiać. Zaniosłem nam obiad. Jak cię nie było bufet był otwarty  i postanowiłem, ze wezmę nam coś na potem.
-Świetnie. To chodźmy.
Poszli do pokoju. Tam od razu połączyli się z Jeffersonian.
-Zack?- zaczęła Bones- Masz już odlew narzędzia zbrodni?
-Tak Dr Brennan- odpowiedział- przesyłam właśnie zdjęcia. Próbowałem coś do tego dopasować, ale na razie bez rezultatów.
-Okej.- kliknęła w plik i otworzyła przesłane zdjęcia- to mi wygląda… Hmm. Może to jakiś rekwizyt? Będziemy musieli przyjrzeć się rekwizytom w teatrze. Poszukamy tego. Dość długie, prostokątne, o nieregularnych kształtach… Rozejrzymy się, może coś wpadnie nam w oko.
-A jak u was?- wtrąciła się Cam. Za nią w tym czasie pojawiła się Angela.
-Hej Sweety! Hej Booth!- przywitała się.
-Cześć Ange- odpowiedzieli.
-Na razie wiem tylko, ze trzy kobiety na pewno miały powód do morderstwa dziewczyny… o mężczyźnie niewiele się dowiedzieliśmy- zaczęła Bones i po kolei razem z Boothem opowiedzieli wszystko czego zdołali się dowiedzieć.
-Wygląda na to, że któraś z tych trzech kobiet jest mordercą.- powiedziała Cam- Najbardziej pasuje Sonja. To doskonały motyw do morderstwa. Zazdrość.
-Zgadzam się- przytaknął Booth.
-A tak poza tym? Jak próby?- Ange była bardzo ciekawa.
-W porządku- powiedziała Bones- ja właśnie wróciłam. Było fajnie. Nawet nie sądziłam, że odnajdę się na scenie.
-Masz to we krwi, słodziutka- powiedziała artystka z uśmiechem.
-Najwyraźniej.
-A jak tam gorący dyrektor?
-Normalnie. Powiedziałam mu, ze nie ma u mnie szans, ze względu na małżeństwo…
-Tak, ale już nie tylko dyrektor podrywa Bones- wtrącił Booth z uśmieszkiem.
-Nie?!- pisnęła Ange- kto jeszcze?
-Ange spokojnie. Nie chcesz chyba, żebyśmy ogłuchli- powiedziała Cam zatykając uszy.
-Bones wpadła w oko jednej z naszych podejrzanych. Agnes próbowała ją dzisiaj pocałować!- Booth ciągle się uśmiechał.
-Tego jeszcze nie było- powiedziała Cam.
-Bren! Już sami faceci ci nie starczą? Musisz podbijać serca kobiet?- Ange również się podśmiewała.
-Ange, proszę cię. To wcale nie jest zabawne. Nie czuję się z tym dobrze.
-Czemu? Ja byłam z Roxie i było nam razem dobrze.
-Ale mnie interesują tylko mężczyźni. Nie mam zamiaru wdawać się w romans z kobietą.
-Ok., ok., ok. nie denerwuj się sweety. Żartujemy sobie.
-O Hodgins- powiedziała nagle Bones zauważając Jacka wchodzącego na platformę.
-Dr Brennan, Booth, witam- powiedział z uśmiechem.
-Bren podrywają kobiety, Jack- powiedziała Ange.
-No proszę, Dr Brennan robi furorę w teatrze- uśmiechnął się.
-Jack- skarciła go Bren.
-Przepraszam. Mam wyniki badań nad cząsteczkami zebranymi z ubrań ofiar.
-I co znalazłeś?- spytał tym razem Booth.
-To metal. Zwyczajny srebrny metal.
-tylko?
-Nie. Znalazłem jeszcze trochę kurzu i kawałek jakiejś czerwonej tkaniny, wygląda na to, ze z jakiegoś kostiumu. Nie wiem dokładnie z czego. Musicie poszukać jakiegoś czerwonego stroju z dziurą. Podejrzewam, ze sprawca musiał przez przypadek zahaczyć narzędziem zbrodni o… nie wiem, może o swoje własne ciuchy.
-Rozejrzymy się- powiedział Booth.
-Dajcie znać jak znajdziecie coś jeszcze- powiedziała Bones.
-Jasne, Dr Brennan- odpowiedzieli.
-Cześć- zamknęła laptopa.- To już coś wiemy.
-Tak.- Booth kiwnął głową i podszedł do stołu, na którym stał zamówiony przez niego obiad, jeszcze ciepły. Na wynos podawany był w specjalnych naczyniach zatrzymujących ciepło. Siedli do stołu i zajęli się jedzeniem zupy.- Mamy trójkę podejrzanych kobiet, jeśli chodzi o sprawę Sue, o Josephie na razie niewiele wiemy…- mówił i jadł jednocześnie- Musimy przyjrzeć się tym dziewczynom. Może któraś będzie miała czerwone ciuchy, na których nadal będzie ślad… może nawet nie zauważyła, że zahaczyła narzędziem zbrodni.
-Możliwe. Miejmy nadzieję, ze nie wie o tym.
-Tak. Będzie łatwiej. Musimy baczniej przyjrzeć się tej Sonji. Ona najbardziej nam pasuje…
-Tak.
-Zauważyłaś dziś coś niepokojącego w jej zachowaniu na próbie?
-Nic. Była normalna, miła…
-Dziwne…
-Inni mówili, ze pogodziła się już ze stratą roli.
-Coś nie chce mi się w to wierzyć.
-Mi jakoś też nie. Ale nie widziałam nic niepokojącego.
-Musimy się pośpieszyć.
-Wiem.
Po chwili Bones spytała
-Booth, czytałeś scenariusz?
-Tak.
-Dokładnie?
-Tak.
-Więc wiesz o czym jest dziewiąta scena?
-Nie pamiętam. Zaraz sprawdzę.
-To jest pierwszy i ostatni pocałunek Laury i Jima…
-A no tak.
-I to właśnie tą scenę mamy dzisiaj próbować…
-Nie martw się. To tylko gra.
-Jasne. Potraktujmy to zawodowo. Koledzy. Aktorzy. To fikcja… jak wtedy pod jemiołą, tak?
-Oczywiście-  od razu Boothowi ukazała się przed oczami ta scena. Oni razem pod jemiołą, połączeni w namiętnym pocałunku. dłuższym niż myślał… Do tej pory dokładnie pamięta smak ust Tempe i tęskni za nimi. Tak naprawdę w duchu cieszył się na myśl o próbowaniu tej sceny. Będzie miał okazję znów zasmakować tych ust, których tak pragnie. Nad jednym ubolewał… że to nie będzie naprawdę… To tylko teatr… Laura i Jim będą się całować i dotykać swoich ciał… Nie oni… nie naprawdę… „szkoda” myślał. Już od dawna pragnął Tempe. Przestał myśleć o niej jak o przyjaciółce. Chciał porwać ja w swoje ramiona, całować, dotykać, sprawić jej przyjemność. Ale to się nie stanie…
Po skończonym obiedzie Tempe poszła na przymiarkę sukni. Po pół godzinie wróciła i oboje z Boothem pogrążyli się w lekturze. Starali się zapamiętać tekst. Właściwie niewiele go tam było… Scena kręciła się wokół pocałunku i próby zbliżenia… potem odrzucenie. Oboje byli pełni obaw… Przecież są przyjaciółmi… nie są razem…
Nadeszła pora na próbę. Oboje udali się na dużą scenę, gdzie już czekał na nich reżyser.
-Cześć- powiedział na powitanie.- Nauczyliście się choć trochę tekstu?
-Tak- odpowiedzieli.
-Właściwie to niewiele go tu jest- powiedział Booth.
-To prawda. Ta scena ma być mocna. Ma być widać w niej emocję. Musi być idealna. Jesteście małżeństwem, wiec nie będę wam tłumaczył jak ma wyglądać pocałunek- uśmiechnął się do nich, a oni oboje poczuli dziwny skurcz w żołądku.- Darius- zwrócił się do Bootha- to ma być nagłe i stanowcze. Stoicie wpatrzeni w siebie. Rozmawiacie, to możecie z kartkami, trochę wcześniej zaczniemy. Tańczycie, puszczę wam jakąś muzykę, żeby było wam łatwiej. I ty Dariusz w jednej chwili decydujesz się podjąć decyzję. Kładziesz dłoń na jej ręce i powoli przesuwasz ją na plecy, odwracasz do siebie i całujesz, potem… Jednym ruchem kładziesz Laurę na kanapie, na razie to będzie ta kanapa, potem jak już będziemy dokładnie wiedzieli jaka ma być scenografia zmienimy ją. Nie będzie też pewnie stać w tym miejscu, ale na razie chcę mieć was na głównym planie. Więc kładziesz Laurę na kanapie i zdecydowanie wpijasz się w jej usta. Jak to w scenach erotycznych, musisz ją dotykać, możesz nawet próbować ja rozebrać. Dobrze, masz na sobie koszulkę na guziki- powiedział do Bones-  Martho, Laura jest nieśmiała i dla niej to wszystko jest nowe. Nie wiesz, jak się zachować. Nie rzucasz się na niego, po prostu poddajesz się pocałunkom i pieszczotom. Wiesz o co mi chodzi? Masz być zagubiona i zaskoczona jego postępowaniem, ale jednocześnie dawać sygnały widowni, ze podoba cis się ta sytuacja. Po skończonej akcji na kanapie zrywasz się Darius i sięgasz do kieszeni po papierosa. Ok. to co gotowi? Zaczynamy?
Oboje kiwnęli głowami na znak zgody i weszli na scenę. Czuli jak ich serca niebezpiecznie przyspieszają. Jemioła to było nic w porównaniu z tym, co mieli zrobić teraz…


17.

Stali naprzeciwko siebie wpatrując się nawzajem w swoje oczy. Jako Bren i Booth widzieli w nich obawę… jako Laura i Jim… pożądanie. A może to wszystko widzieli jako Bren i Booth… ???
-A może byśmy trochę potańczyli panno Lauro?- zaczął Booth czytając z kartki.
-Och, ja..- powiedziała nieśmiało Bones. Z głośników rozbrzmiała muzyka.
-Oo, walczyk!- uśmiechnął się Booth.
-Teraz łapiesz ją w pasie i zaczynacie tańczyć. Okręcasz ją kilka razy- krzyknął reżyser. Booth poszedł za radą reżysera. Złapał Bones w pasie, przyciągnął do siebie i zaczęli wirować w tańcu
-Ja… nie umiem tańczyć- mówiła Bones.
-No i proszę, kompleks niższości!
-Nigdy w życiu nie tańczyłam
-Śmiało, spróbuj!
-Nie, zaraz bym ci nadepnęła na nogę
-Ja nie jestem ze szkła.
-Jak… to się… zaczyna?
-Zostaw to mnie. Wyciągnij ręce, nie za daleko- Booth uniósł ręce Bones do góry.
-Tak?
-Trochę wyżej. O! tylko nie kurczowo, o to właśnie chodzi… żeby swobodnie.
-To nie takie proste- śmieje się.
-Dobra jest.
-Chyba nie ruszysz mnie z miejsca.
-O ile się założysz?- ta wymiana zdań skojarzyła im się z ich potyczkami słownymi, tym bardziej, ze Booth posłał Tempe swój czarujący uśmiech. Było trochę trudno czytać z kartki, jednocześnie ruszać się na scenie i łapać kontakt wzrokowy. Zaczęli tańczyć.
-Jak mamę kocham, tak, przegrałabym!
-Leciutko, Laura, poddaj się.- Booth czuł się jakby uczył tańczyć samą Bones.
-Właśnie…
-No!
-… próbuję!
-Nie tak sztywno… swobodnie.
-Wiem, ale…
-Rozluźnij mięśnie! O! o! znacznie lepiej.
-Naprawdę?
-Dobrze, całkiem dobrze.- tańczą po całej scenie.
-O mamo!- Krzyknęła Bones, Booth zaczął się śmiać.- ojej…- Booth nadal się śmieje. Nagle jak napisane w scenariuszu wpadają na stół, stojący niedaleko kanapy. Booth stanął.
-Na cośmy wjechali?
-Na stół.
-Coś, zdaje się, spadło?
-Tak.
-Ajaj! Rozbił się?
-Teraz niczym nie różni się od innych koni.- Bren klęka przy stoliku i podnosi z podłogi małą figurkę.
-Stracił…
-… swój róg. Nic nie szkodzi. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
-Nigdy mi tego nie darujesz. Na pewno była to twoja ulubiona figurka.
-Nie ma tragedii. Po prostu wyobrażę sobie, ze przeszedł operację. Usunięto mu róg, żeby nie uważał się za odmieńca.- oboje zaczęli się śmiać. Z głośników leciała teraz piosenka „niebieskie róże”.
-Ty jesteś jedna…- zaczął Booth zmysłowym głosem- oni są wszędzie. Ty jesteś tutaj. Są pospolici, jak… zielsko, a ty… no… ty jesteś… Niebieskie Róże- Booth czuł się jakby to on wyznawał swoje uczucia Bones… To nie było łatwe. Mimo, ze oboje wiedzieli, ze to tylko gra, czuli się nieswojo.
-Ale różę… nie mogą być niebieskie…- zupełniej jakby słyszał racjonalną odpowiedź Bones.
-Do ciebie to wszystko pasuje! Jesteś… ładna…
-Cóż jest we mnie ładnego?
-Wszystko, możesz mi wierzyć! Twoje oczy… twoje włosy…- Booth czuł się coraz bardziej niepewnie… Mówił Lurze dokładnie to samo co myślał o Bones. Jego Bones.- I ładne są twoje ręce…- wziął ją za rękę i konturował czytanie z kartki- Myślisz pewnie, ze bujam, bo zostałem zaproszony na kolację i za to chciałbym powiedzieć ci coś miłego. O, stać mnie na to! Mógłbym odegrać wobec ciebie komedię i powiedzieć ci, Lauro, mnóstwo miłych słów bez większego przekonania. Ale tym razem jestem szczery. I mówię, co naprawdę czuję. Tak się złożyło, że odkryłem u ciebie kompleks niższości, który sprawia, że nie czujesz się swobodnie wśród ludzi. Ktoś musi przywrócić ci wiarę w siebie, sprawić, byś była dumna, wyzbyła się nieśmiałości, nie odwracała głowy… przestała się czerwienić… ktoś powinien… powinien pocałować cię Lauro!”
-Tak, dokładnie tak!- krzyknął reżyser- teraz możecie odłożyć scenariusze i przejdźmy do działania. To o czym mówiłem. Lądujecie na kanapie.
Odrzucili scenariusze na bok. Stali znowu naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy. Booth powoli przesunął swoją dłoń po ręce Tempe, czuł jak robi mu się gorąco… Wiedział, że musi to zrobić, ale nie czuł się z tym dobrze. Wolałby żeby to działo się naprawdę. Nie na scenie w teatrze, nie w obecności reżysera, w końcu nie w wymyślonym świecie. Powoli przesunął rękę na jej plecy i jednych ruchem popchnął ją delikatnie na kanapę i jak wcześniej mówił reżyser wpił się w jej usta. Bren nie mogła złapać powietrza. Czuła miły skórcz w żołądku. Po raz kolejny ich usta się spotykają. Booth nie zdawał sobie sprawy, ze aż tak tęsknił za smakiem ust Bones. Całował ją, a rękę przesuwał teraz po jej udzie, doszedł do guzików bluzki i zaczął je odpinać, powoli jego oczom ukazywały się piersi Tempe, myślał, że zaraz zwariuje. Nadal obsypywał ją pocałunkami, a Bren tylko cicho wzdychała i oddawała pocałunki. Scena ta nie trwała długo, ale oboje mieli wrażenie, ze mija wieczność. W końcu Booth odrywa się od Bones, wstaje i zdenerwowany wyciąga „papierosa” z kieszeni spodni. Bones leży dalej na kanapie, wciąż w szoku, z lekkim uśmiechem na twarzy.
-„Coś ty narobił”- mówił Booth.
-Genialne!- po raz kolejny krzyknął reżyser.- Jesteście niesamowici! Boże, jak ja się cieszę, że to was przydzieliłem do tych ról. Pierwsza próba, a wy już macie gotową scenę. Nie spotkałem jeszcze tak profesjonalnych aktorów. Jedna wielka improwizacja, a wy? WOW!- nie mógł wyjść z podziwu, a Bones i Booth nadal czuli się bardzo dziwnie. Zupełnie jakby naprawdę przekroczyli linię, którą kiedyś wyznaczyli. Ale przecież to tylko gra…
-Ok. teraz możecie zrobić sobie przerwę, a potem jeszcze parę razy spróbujemy. Jak tak dalej pójdzie to… ach nie chce zapeszać. Teraz wystarczy, ze zapamiętacie tekst i mamy gotową scenę.- reżyser był niezmiernie szczęśliwy.
Po przerwie wrócili na scenę i nie mając wyjścia jeszcze kilka razy ćwiczyli tą samą scenę. Załapali tekst i ostatni próba był już idealna. Reżyser ją zatwierdził i już wiedział, ze na pewno tak zostanie w spektaklu.
Bren i Booth po próbie wrócili do swojego pokoju…
Nie wiedzieli co powiedzieć… To była ciężka próba… ciężka ze względu na charakter próbowanej sceny…


18.

Siedzieli w ciszy pijąc herbatę… Jedno zerkało na drugie próbując odgadnąć myśli…
W końcu cisze postanowiła przerwać Bones.
-Booth… Nie zachowujmy się jak dzieci…
-Masz rację, Bones.
-To była tylko gra. Przecież nic takiego nie zrobiliśmy.
-Jasne
-To było dziwne… No, wiesz… jesteśmy przyjaciółmi.. i takie rzeczy nam się jeszcze nie zdarzały… To znaczy jeśli nie licząc jemioły, ale to się wydaje teraz takie… nie wiem jak to określić.
-Proste?
-Proste. Tego wymaga od nas zadanie. Nie mogliśmy odmówić, bo to mogłoby rzucić na nas jakieś podejrzenia. Kto by się spodziewał, ze obsadzą nas w spektaklu i jeszcze każą nam się całować?
-Masz absolutną rację Bones. Po prostu potraktujmy to jak kolejne zadanie. Przecież nic się nie wydarzyło. To była Laura i Jim, a nie Bones i Booth.
-Dokładnie.
-Więc, co? Wszystko jest jak dawniej?
-Oczywiście- nagle zadzwonił telefon.
-Brennan?
-Witam Dr Brennan- odezwał się Sweets.
-Sweets?- spytała z zaskoczeniem- przecież mówiliśmy ci, że teraz mamy morderstwa do rozwiązania..
-Tak. Wiem. Wiem. Ale ja właśnie w tej sprawie dzwonię.
-To znaczy?
-Zrobiłem profil psychologiczny mordercy, możecie połączyć się z satelitą? Lepiej będzie nam się rozmawiało…
-Jasne, zaraz się połączę- rozłączyła się ze Sweetem i podłączyła laptopa.
-Że też nie mógł zadzwonić w lepszym momencie…- Booth burknął pod nosem. Po chwili na ekranie laptopa pojawił się Sweets.
-Witam ponownie- odezwał się.
-Hej Sweets- powiedział Agent.
-Co macie takie miny?- spytał widzą, ze coś jest inaczej… jakby się coś wydarzyło.
-Jakie? Normalne!- odgryzł się Booth.
-Sweets.- wtrąciła się Bren- mówiłeś, ze masz profil mordercy. Może tym się zajmiemy?
-Ach, tak już oczywiście. Więc… Morderca Sue to z pewnością kobieta.
-Skąd możesz to wiedzieć?- spytał Booth.
-Psychologia.
-Nienawidzę psychologii- powiedziała Brenn pod nosem.
-Mówiła coś pani?- spytał Sweets.
-Nic- skłamała- mów dalej.
-Kontaktowałem się z Jeffersonian i powiedzieli mi, ze rany na Sue odpowiadają damskiemu napastnikowi. Są w różnych miejscach, nie są tak głębokie, jak w wypadku Josepha,  co sugeruje niepewność i brak siły. Kobieta. Poza tym przesłano mi informację na temat tych trzech kobiet, z którymi rozmawialiście. Z pewnością miały motyw. Nasz morderca to osoba wybuchowa, zdolna do agresji, samotna, szukająca kogoś kto będzie ją akceptował, szuka oparcia w innych ludziach, a jeśli ktoś wchodzi jej w drogę, gotowa jest zrobić wszystko.
-Sonja…- szepnął Booth.
-Potrafi też bardzo dobrze się maskować.
-A co jeśli chodzi o śmierć Josepha? Masz jakiś trop?- spytał Agent.
-Z zebranych dowodów i symulacji komputerowej Angeli wnioskuję, że jego śmierć nie była planowana. To tak jakby wszedł komuś w drogę. Wydaje mi się, że… i tu są dwie opcje. Albo był to napastnik, mężczyzna, albo ta sama kobieta, ale wpadła w większy szał, może się wystraszyła i bardziej agresywnie zareagowała. Możliwe, ze Joseph nakrył ją na czymś, być może nawet widział jak zabija Sue. Ona spanikowała i w afekcie również jego zabiła.
-No tak.. – Booth się zamyślił. Spojrzał na Bones. Ona akurat też się do niego odwróciła, ich wzrok się znowu spotkał… i po raz kolejny dziwnie się poczuli i szybko odwrócili od siebie. Nie umknęło to oczywiście Sweetsowi.
-Co się miedzy wami dzieje? Czy coś się wydarzyło?- pytał z ciekawością.
-Nic- od razu rzucił Booth i nerwowo podrapał się po głowie.
-Widzę. Do czegoś doszło?
-Do niczego nie doszło- tym razem powiedziała Bones- Booth, nie ma co go w to wciągać- mówiła szeptem do Seeley’ego- To był tylko pocałunek w sztuce. Laura i Jim, nie my.
-Pocałunek?- Sweets aż podskoczył z wrażenia.- Całowaliście się?
-Nie my..- zaprzeczył Booth.
-Słyszałem! Jak do tego doszło?
-To było w sztuce. Mieliśmy dzisiaj próbę i akurat trafiła nam się scena pocałunku. „Szklana menażeria” to taki dramat. My byśmy się nie całowali- tłumaczyła Bones.
-Już raz się całowaliście… pod jemiołą- na twarzy Sweetsa pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Sweets…
-Ok. ale… Jak? Jak się teraz czujecie? Coś się między wami zmieniło? Zrozumieliście coś wreszcie?
-Niby co?- spytał Booth.- wszystko jest jak dawniej. Jest granica. Nie została przekroczona, nie przez nas. To byli Laura i Jim, to oni się całowali nie my. Przynajmniej nie naprawdę.
-Mówcie co chcecie
-Sweets! Cholera! Nie szukaj czegoś czego nie ma!
-Agencie Booth…
-Cześć Sweets- Booth jednym ruchem zamknął laptopa.- Nie mam ochoty słuchać jego psychologicznych wywodów.
-Ja też nie- Bones się uśmiechnęła.
-Musimy sprawdzić tą Sonję.
-Musimy.
-A teraz kładźmy się spać. Jutro rozejrzymy się za narzędziem zbrodni. I postaramy się wydusić coś z Sonji.
-Tak. Dobry pomysł.
Położyli się spać.
Następnego ranka niewiele udało się ustalić. Sonja nie dała się podejść. Nie powiedziała nic nowego. Nie znaleźli też niczego, co pasowałoby do narzędzia zbrodni. Robiło się nieciekawie. Minęły tak jeszcze cztery dni i nic… a zbliżała się premiera „3 sióstr”, jeśli szybko nie rozwiążą tej sprawy Bones nie będzie miała wyjścia i będzie musiała grać. Nawet sukienka dla niej była już gotowa…  W jednym mieli szczęście. Nie musieli już ćwiczyć sceny ze „Szklanej menażerii”. Oboje odetchnęli z ulgą. Bones teraz siedziała na próbach u Jacka… a sprawa nadal się nie wyjaśniła. 
Nadszedł czas na I próbę generalną…


19.

Pierwsza próba generalna. Wszystko gotowe. Światła, scenografia, kostiumy, makijaże, muzyka… zapięte na ostatni guzik. Próba poszła idealnie. Jack był zadowolony ze wszystkich.
Po próbie wszyscy udali się do garderób. Teraz każdy miał osobną. Bones siedziała przed lustrem i zastanawiała się, jak rozwiązać zagadkę morderstwa… Przypomniała sobie o czymś. Jeden przedmiot, który widziała na scenie podczas próby… Szybko musiała powiedzieć o tym Boothowi. Nawet się nie przebrała tylko wybiegła w sukience prosto do bufetu, gdzie był Booth.
-Darius!- krzyknęła wbiegając.
-Martha, co się dzieje?- spytał wystraszony.
-Nic. Nic.- podeszła do niego bliżej- Chodź do pokoju. Chyba wiem… wiem, jak wygląda narzędzie zbrodni…- mówiła szeptem- znalazłam je. Chodź- pociągnęła go za rękę. Booth dopiero teraz zauważył w co była ubrana Bones. Piękna, cieniutka, długa czarna suknia z odkrytymi plecami…  zauważył też brak stanika… „Seeley Booth skup się” skarcił się w myślach. Szybko dobiegli do pokoju.
-Booth! Już wiem- mówiła szybko.- Podczas próby…  zauważyłam coś co pasuje! Wcześniej tego nie widziałam, bo nie było pełnej scenografii, dopiero dzisiaj.
-Bones, spokojnie. Zwolnij.- Booth złapał ją za ramiona.
-Ok.- wzięła głęboki oddech- To cymbałki.
-Co?
-Metalowe, duże cymbałki!
-Cymbałki?!
-Tak cymbałki! Mają nieregularny prostokątny kształt, są długie i z łatwością mogłyby przebić się przez skórę i kości. Są twarde i cienkie!
-Ok., mamy potencjalne narzędzie zbrodni…
-Tak. Trzeba dać znać reszcie. Muszę pójść i wziąć próbki z tych cymbałek. Może będzie tam jakiś ślad, jakieś cząsteczki. Zaraz tam pójdę. Teraz jest przerwa. Próba dopiero jutro, więc nikogo tam nie będzie. Wezmę próbki, opiszę i musimy jak najszybciej wysłać je do Jeffersonian.
-Ok., Bones. Pójdę z tobą.
-Dobra. Tylko najpierw muszę się przebrać.
-Racja. Nie możesz latać w takiej sukieneczce. Tak przy okazji… wyglądasz w niej bardzo seksownie…- nie mógł uwierzyć, ze to powiedział.
-Dzięki, Booth. Dobra. Chodźmy tam.
Bren chwyciła swoją torbę z potrzebnymi rzeczami i wrócili na scenę kameralną. Bones poszła szybko przebrać się do garderoby i zbiegła do Bootha. Ostrożnie otworzyli drzwi i upewniwszy się, ze nikogo nie ma, weszli do środka.
-Tutaj- Bones pokazała miejsce, w którym stały duże cymbałki. Wyjęła z torby małą buteleczkę i spryskała je luminalem. Założyła okulary i..
-Booth… szepnęła… popatrz- zdjęła okulary i założyła je Boothowi.
-Krew…- powiedział patrząc na cymbałki.
-Tak…
-Więc głupie cymbałki są naszym narzędziem zbrodni…
-Na to wygląda… Wezmę próbki…- wyjęła teraz kilka patyczków i próbówek i po kolei zbierała niewidoczne cząsteczki, zamykała je w próbówkach i opisywała, po czym chowała z powrotem do torby. Zrobiła jeszcze kilka zdjęć. Po kilku minutach mieli już wszystko.- Booth. Już. Teraz musimy wysłać to jak najszybciej do Jeffersonian- powiedziała wstając z klęczek.
-Tak. Chodźmy.- powiedział i wyszli ze sceny. Od razu udali się na pocztę i wysłali próbki do Instytutu. Za parę godzin będą.
Zadzwonili do Cam i powiedzieli, ze wysłali im próbki z narzędzia zbrodni. Poprosili o kontakt, jak tylko coś znajdą. Oczywiście wysłali również zdjęcia na serwer Angeli.
Niestety tego dnia nie udało im się zidentyfikować wszystkich cząsteczek. Paczka nie doszła tak szybko, jak miała.

 
20.

Rano Bones znowu musiała iść na próbę. II generalna. Nie mogła jej opuścić.
Wzięła ze sobą do garderoby laptopa, gotowa w każdej wolnej chwili skontaktować się z Instytutem.
Kolejna próba bardzo udana. Na szczęście nikt nie zauważył, ze myśli Bones są teraz dalekie od tego co dzieje się na scenie. Teraz myślała tylko o wynikach, a cymbałki na scenie tylko ją rozpraszały.
W końcu próba się skończyła i wszyscy rozeszli się garderób. Bones od razu dopadła laptopa i połączyła się z Cam.
-Masz już jakieś wyniki, Cam?- spytała.
-Tak. Hodgins właśnie skończył identyfikację.- odpowiedziała Camille.
-I co?
-To zdecydowanie nasze narzędzie zbrodni. Znalazł na nim ślady krwi obu ofiar, te same włókna z ciuchów mordercy, odłamki kości z czaszki. Zack potwierdził, ze należały do ofiar…
-Czyli mamy narzędzie zbrodni- powiedziała z uśmiechem.
-Tak. Dodatkowo… na cymbałkach znalazły się również ślady DNA sprawcy. Musiał się zadrapać.
-Czyli teraz musimy pobrać od tego kogoś DNA i to potwierdzić.
-Tak.
-Zbliżamy się do rozwiązania…- Bones pochłonięta rozmową nie zauważyła, ze ktoś wszedł do jej garderoby. Dopiero po chwili poczuła czyjś wzrok na sobie. Dziwne wydawało jej się, ze została tu sama. Wszyscy wyszli… Osoba, która pojawiła się za nią, zamknęła laptopa Bones i złapała ją za ramię…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz