Ciepła noc, księżyc świeci na niebie rzucając światło na puste uliczki Waszyngtonu. Z nieba spadają kolejne krople deszczu, powoli zaczynało padać coraz bardziej… Cisza… Nagle z mroku wyłania się postać mężczyzny. Biegnie. Krople deszczu trafiają w jego przestraszoną twarz.
-Bones, wytrzymaj! Zaraz u ciebie będę!- jego głos próbuje przedrzeć się przez szum deszczu- Zaczekaj na mnie!- im bliżej był budynku, do którego zmierzał, tym szybciej biło jego serce- Kochanie…
Wbiegł zmachany do szpitala
-Temperance Brennan! Gdzie ona jest?
-Sala numer 5, nie mogliśmy czekać, poród już się zaczął.
-Jestem kochanie- powiedział dołączając do ukochanej.
-Zdążyłeś…
-Obiecałem- oboje się uśmiechają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz