Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

wtorek, 17 sierpnia 2010

DZIEWCZYNKA O BŁĘKITNYCH OCZACH [6/?]

6. Bez wieści, bez kontaktu, bez porozumienia.

Odjechałem. Zostawiłem ją. Nie miałem pojęcia, jak bardzo odbije się to na jej psychice i jak ogromny wpływ będzie to miało na jej życie. Nie miałem o tym pojęcia.


Od tamtego dnia, nie miałem od niej żadnej wiadomości. Nie wiedziałem, co się z nią dzieje, gdzie jest, jak jej się żyje. Nie wiem, czy tęskniła. Ja tęskniłem każdego dnia, w końcu była moją Joy, którą, jak się urodziła, obiecałem, że będę pilnował. Nie dotrzymałem tego słowa. Nie potrafiłem. Poza tym, to ona mnie nie chciała.
Wiedziałem tylko, że trafiła do systemu i znalazła sobie nową rodzinę. Byłem przekonany, że jest tam szczęśliwa. Znowu ma mamę i tatę, może nawet rodzeństwo, których kocha.
Nic więcej o niej nie wiedziałem.

Dzwoniłem każdego roku w jej urodziny, ale ani razu nie odebrała, ani razu nie podniosła słuchawki… Czułem, że straciłem ją na zawsze. Miała swoje życie. Często chciałem usłyszeć jej głos, porozmawiać, jak za dawnych czasów, dowiedzieć się, co się u niej dzieje, jak sobie radzi, co planuje, kim chce być, czy studiuje… ale niestety nie wiedziałem o niej nic, zupełnie nic. Straciliśmy kontakt.

Któregoś dnia zobaczyłem na wystawie w sklepie jej książkę. Potem oglądałem jeden z wywiadów w telewizji. Wtedy ją zobaczyłem, wtedy dowiedziałem się, że skończyła studia, że jest teraz Dr Temperance Brennan, najlepszą i słynną panią antropolog. Z gazet i telewizji dowiedziałem się, że pisze książki. Wszystkiego, czego się o niej dowiadywałem, widziałem w telewizji, bądź w gazetach. Czytałem nawet jej książki. Była naprawdę zdolna. Niesamowite historie. Była mądra. Wydawało mi się, że odnalazła to szczęście, którego szukała.
Byłem z niej taki dumny. Mimo tego, że tyle przeszła w życiu, udało jej się do czegoś dojść, nie to, co mi… wydawało mi się, że jest zadowolona i że dobrze postąpiłem, znikając z jej życia.

Jednak przez te wszystkie lata, nie mając od niej żadnych wieść, nie miałem pojęcia, co dzieje się w jej życiu prywatnym.
Potem trafiłem do więzienia. Ona też nic o tym nie widziała, może to lepiej, nie musiała się mnie wstydzić. Słynna antropolog, której brat siedzi w więzieniu… Po co jej to?
Byłem wtedy młody i głupi, i zapłaciłem za to.

Ktoś do mnie dzwonił, pytał o rodzinę, jakiś agent Seeley Booth, czy jakoś tak.
Kiedy pracowałem w Morehead City, miałem okazję go poznać osobiście. Przyszedł powiedzieć, że znaleziono kości naszej mamy i że teraz są one w Instytucie Jeffersona w Waszyngtonie, gdzie pracuje moja siostra.
Nie chciałem jechać do DC, ale zaszantażował mnie i nie miałem innego wyjścia. Bałem się tego spotkania po latach. Bałem się, że dalej mnie nienawidzi.
To właśnie tam, w Jeffersonian, po raz pierwszy po tak długim czasie, spotkałem moją siostrę. Oczywiście, tak jak się obawiałem, nie chciała ze mną rozmawiać. Miała do mnie żal, że ją opuściłem, że skazałem ją na takie życie i tak naprawdę teraz wcale jej się nie dziwię. Też bym się tak zachował.
Doskonale pamiętam jej minę i ten wzrok, jak mnie zobaczyła… Poczułem się, jak ostatni drań. W jej oczach kryła się cała uraza, cały gniew i nienawiść, jaką do mnie czuła przez te wszystkie lata. Widziałem, że nie chce mnie widzieć, a już na pewno nie ma zamiaru ze mną rozmawiać. Czułem, jakbym stracił swoją jedyną szansę na zbliżenie się do niej. przeszła obok mnie i nawet na mnie nie spojrzała. Słyszałem tylko, jak szepnęła do Bootha
„Nie chcę z nim rozmawiać” i wyszła. Agent chyba wyczuł, że po czymś takim będę chciał uciec i dał jakiemuś młodemu chłopaczkowi instrukcje, że jak się ruszę ma mnie postrzelić jakimś nabojem usypiającym czy czymś takim. Naprawdę miałem wtedy ochotę stamtąd uciec, jak najdalej, byle tylko nie narażać Tempe na moje towarzystwo… Jednak zostałem. I dobrze się stało, że zostałem, bo potem miałem szansę zamienić z siostrą parę słów. Nie mogę powiedzieć, żeby to była miła rozmowa…
Była chłodna w stosunku do mnie, jakbym był kimś obcym, kimś z kim ona nie chce mieć do czynienia. Próbowałem jakoś zawiązać rozmowę.
„-Mama kochała delfiny. Ta była moja. Moja ulubiona kulka”- zobaczyłem kawałeczek swojego dzieciństwa. Doskonale pamiętałem tą szklaną kulkę. Była moim małym skarbem. Pamiętam, jak Tempe zawsze chciała się nią bawić, bardzo jej się podobała. Ja ją bardzo kochałem, bo miała kolor oczu mojej siostrzyczki. Była dla mnie ważna. Powiecie, że to tylko szklana kulka, ale dla mnie była czymś więcej. Była moim dzieciństwem.- „Co ona z tym robiła?”- zastanawiałem się, jakim sposobem znalazła się ona w rzeczach mamy. Musiała ją kiedyś wziąć, jako pamiątkę po nas. Po mnie, bo to mój skarb i po Tempe, bo była, jak jej oczka…
-„Gdzie Booth cię znalazł?”- spytała chłodno. Chciała zmienić temat, widocznie nie chciała rozmawiać o rodzicach… W ogóle nie miała ochoty rozmawiać, co ja się oszukuję. Gdyby nie to, że Booth ją do tego namówił, nawet nie stałbym wtedy w jej gabinecie, tylko zostałbym pobity przez nią i wyrzucony za drzwi…
-„Agentowi FBI, nie jest trudno znaleźć kogoś na zwolnieniu warunkowym.”- nie chciałem zdradzać jej, gdzie byłem, jak dotarł do mnie Booth. może podświadomie chciałem, żeby usłyszała ode mnie, że jestem przestępcą. Sam nie wiem, czego wtedy chciałem. Udawałem normalnego, udawałem, że nie ruszają mnie jej złośliwości, bo chciałem, żeby inaczej na mnie spojrzała, żeby już się nie gniewała.
-„Nie pytałam jak, ale gdzie”- nic to nie dało. Tempe precyzyjnie zadaje pytania i żąda na nie prawidłowej odpowiedzi. Nie da się jej zbyć byle czym. Zawsze taka była.
-„Morehead City, North Carolina. Dzwoniłem każdego roku, na twoje urodziny. Nigdy nie odebrałaś”- powiedziałem to, bo chciałem, żeby zrozumiała, że ja szukałem z nią kontaktu, że to nie było tak, że się od niej odciąłem i nie chciałem nigdy więcej spotkać. Ale tak… i to nie zadziałało. Nic do niej nie docierało, była na mnie zła.
-„Niech ci to da do myślenia”- odpowiedziała beznamiętnie.
-„Mogę to sobie wziąć?”- spytałem o kulkę. Czułem, że nie uda mi się z nią porozumieć, chciałem chociaż mieć małą część naszego szczęśliwego życia, która przypominała mi o niej i o tym, jak było kiedyś.
-„To dowód”- tak czułem, że nie będzie chciała mi jej dać.
-„Czego? To dziecinna kulka.”
-„Takie są reguły. Nie możesz tego mieć”- zawsze dbała o reguły, nigdy ich nie łamała. Zmieniła się, bardzo się zmieniła. Nie poznaję już własnej siostry. Stała się taka… szorstka, obca, zła, zamknięta…
-„Stara dobra Tempe. Nie spotkała jeszcze reguły wartej złamania”- próbowałem się uśmiechnąć i dać jej do zrozumienia, że pamiętam, jaka była kiedyś i że akurat pod tym względem się nie zmieniła. Chciałem, by wiedziała, że naprawdę o niej nie zapomniałem.
-„Stary dobry Russ, na zwolnieniu warunkowym”- tak… i tak skończyła się nasza rozmowa. Nieźle! Pierwsza po tylu latach, a mi nie udało się niczego wyjaśnić, ani naprawić.
Czułem, że naprawdę mnie nienawidzi, może nawet jeszcze bardziej niż kiedyś. Pewnie, gdyby nie kości naszej matki, nigdy byśmy się nie spotkali, nigdy więcej byśmy nie rozmawiali. Wcale nie cieszyła się z tego, że mnie widzi. Była zła, ciągle była na mnie zła.
Nie mogliśmy normalnie rozmawiać, nie udawało nam się to. Ja się starałem, ale Tempe najwidoczniej na tym nie zależało.

Mimo, że nie potrafiliśmy rozmawiać, mogłem parę razy być przy niej. w końcu chodziło też o moją mamę, chciałem wiedzieć, co znajdą na temat jej zaginięcia. Pamiętam nasz stary samochód i tą scenę, która miała miejsce, jak byliśmy go oglądać. Wtedy Tempe dowiedziała się, że nasi rodzice byli kryminalistami… Najpierw była zaskoczona, potem czułem, że traci kontrolę nad swoimi emocjami, widziałem łzy w jej oczach, jak mówiła
„Moi rodzice byli na liście przestępców federalnych?” była rozczarowana tymi informacjami. Chyba do końca wierzyła, że mieli oni swój powód, by zniknąć. Nie mówię, że go zaakceptowała i im wybaczyła, absolutnie nie, chyba nigdy im tego nie wybaczy, zwłaszcza teraz, jak dowiedziała się, że mama żyła po zniknięciu… Rozczarowana swoją rodziną, zaatakowała mnie… Tuż przed moimi oczami pojawiło się nasze zdjęcie z dzieciństwa, a za nim zła twarz siostry, ze łzami w oczach…
-„Miałeś siedem lat, Russ. Na tyle dużo, by pamiętać. Jak… Jak naprawdę miałeś na imię? Jak naprawdę miałam na imię?”- Booth chciał zapobiec kłótni i chyba nie chciał by Tempe tak cierpiała. Porządny facet… Ale ja nigdy nie zapomnę, jak spojrzała ponownie na mnie, ze łzami w oczach… Cierpiała, tak bardzo cierpiała. Nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc, skoro nie daje mi szansy. Ze łzami w oczach powtórzyła pytanie. Teraz miała się dowiedzieć czegoś ważnego o swojej przeszłości.
-:Jak naprawdę miałam na imię Russ?”
-„Ja nazywałem się Kyle, a ty Joy”- odpowiedziałem.
-„Nie jesteś moim bratem!”- nigdy nie zapomnę tych słów. Poczułem ukłucie w sercu, odrzuciła mnie. Ja odrzuciłem ją kiedyś, teraz ona odrzuciła mnie. Nerwy jej puściły. Nie zapomnę też tego, jak dała mi w twarz. Nie uderzenie bolało, ale to, że to zrobiła. Przypomniał mi się czas tuż po zniknięciu rodziców. Tak samo cierpiała, była zła i płakała. Teraz też odeszła ze łzami o oczach. Musiała przechodzić przez wszystko jeszcze raz. Przez tyle lat pogodziła się z tym, że jest sama, że nie ma rodziny, nikogo, a tutaj zjawiam się ja i kości mamy, i dowiaduje się o najbrudniejszych szczegółach naszego życia i o tym, że rodzice jednak nas opuścili, porzucili i uciekli. To było dla niej za dużo, wiem to. Za dużo dla tak wrażliwej dziewczynki. Tak, dziewczynki, bo dla mnie wciąż jest młodszą siostrzyczką, którą miałem się opiekować i tak, wrażliwej, bo Tempe jest wrażliwa i nigdy nie uwierzę, że przestała taka być, że aż tak się zmieniła. Serca i duszy nie da się tak łatwo zmienić. Można je zamknąć, ogrodzić murem, oddzielić od świata, ukryć przed innymi, zakładając maskę, ale ja doskonale wiedziałem, że pod spodem, wciąż jest tą samą Tempe, tą samą Joy, którą tak dobrze znałem. Po prostu teraz oddzieliła od siebie wszystko to, co sprawia ból, przez co się cierpi- serce, zaufanie, miłość… To wszystko schowała.

Im więcej się dowiadywaliśmy o rodzicach, tym to stawało się dla niej trudniejsze. Widziałem, że próbuje udawać silną, znowu, ale przecież ja za dobrze ją znałem, wiedziałem, co naprawdę czuje. Jestem pewien, że jak siedziała wieczorami sama w domu, płakała w poduszkę. Cała przeszłość do niej wróciła, przeszłość, o której starała się zapomnieć. Stare rany nigdy się nie goją, a my teraz tylko je rozdrapywaliśmy, by mocniej krwawiły. Czułem, że ogarnia ją ból, z którym nie potrafi sobie poradzić. najgorsze było to, że ja nie mogłem się nią zająć. Całe szczęście, że jeszcze był Booth, który opiekował się nią, zamiast mnie. Nie liczyłem na to, że jeszcze kiedyś będzie między nami, chociaż dobrze. Nie liczyłem na wiele, nie oczekiwałem, pragnąłem tylko, by była w stanie czasami zwyczajnie zamienić ze mną kila zdań, bez złośliwości, chłodu i nienawiści w oczach.
Bardzo ją skrzywdziłem i dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo.
Widziałem, że powoli zaczyna gubić siebie, że nie wie już kim naprawdę jest… Booth mówił mi, jak powtarzała „Jestem Dr Temperance Brennan, pracuję w Instytucie Jeffersona, jestem biegłym antropologiem sądowym, specjalizuję się w identyfikowaniu ludzi, gdy nikt nie wie, kim są…” Przez cała tą historię, traciła siebie, traciła to wszystko, co budowała przez te lata. Zaczęła zastanawiać się, kim właściwie jest, czy jest tą osobą, którą myśli, że jest, czy jest kimś innym, kogo nie zna. Nie potrafiła się odnaleźć. Bogu dzięki, że był przy niej Booth, skoro ja nie mogłem.

Kłótni oczywiście nie zabrakło. Mi też nerwy puściły i nakrzyczałem na nią…
-„Jaka jest twoja wymówka, Russ?”- chciałem spróbować inaczej, chciałem jej pokazać, że to, co się stało nie było tylko moją winą. Byłem dzieckiem, nie wiedziałem, jak mam się zachować, kiedy siostra traktuje mnie, jak wroga. Chciałem, by o tym wiedziała, by wiedziała, że mi też łatwo nie było.
-„To ty mnie opuściłaś. Musiałaś kogoś obwiniać, wybrałaś mnie.
-Miałam 15 lat!
-A ja miałem 19 lat! Moich rodziców nie było, siostra mnie nienawidziła. Wszyscy mi mówili, że lepiej jej będzie w sierocińcu.
-Nawet mnie nie spytałeś.
-Próbowałem, Temperance! Nie chciałaś ze mną rozmawiać! Dalej byś ze mną nie rozmawiała, gdyby nie pojawiły się kości mamy! I próbowałem! Co roku, każdego roku na twoje urodziny! To ty się poddałaś! Odwróciłaś się ode mnie i znalazłaś nową rodzinę!”- musiałem to wszystko powiedzieć. Nie mogłem już dłużej brać całej winy na siebie. Było sporo prawdy w tym, co wtedy wykrzyczałem. Człowiek, jak jest zły, mówi prawdę i chyba Tempe to zrozumiała, bo nie przerywała mi, tylko wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, niebieskimi, przerażonymi oczami, które powoli zaczynały się szklić. Chyba zrozumiała, jak to wszystko wyglądało z mojej strony, dotarło do niej, że nie jest nieomylna, że czasami musi przyznać się do błędu, nie może obwiniać tylko mnie za całe zło świata. Kiedyś taka nie była, ale teraz… Teraz się zmieniła i chciała, bym to ja czuł się winny. Nie mogłem jej na to pozwolić, bo do końca życia miałaby o to do mnie żal. Do końca życia!
Kiedy wykrzyczałem to wszystko, znowu to zrobiłem, znowu odszedłem, tak, jak zrobiłem to kilka lat temu. Odwróciłem się, spojrzałem na nią i wyszedłem… Nie pomyślałem wtedy, że wróci do niej obraz z przeszłości.
Zostawiłem ją samą, zrozpaczoną, przestraszoną, bezbronną i zapłakaną…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz