Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

sobota, 14 sierpnia 2010

DZIEWCZYNKA O BŁĘKITNYCH OCZACH [1-5/?]

Do napisania tego opka zainspirowało mnie japońskie anime "KOBATO"- właściwie jeden obraz, jaki się w nim pojawił, to wystarczyło, by moje myśli pogalopowały w innym kierunku i stworzyły tą historię.

1. Joy znaczy szczęście

Nie wiem, jak powinienem zacząć, nie wiem dokładnie jakie słowa powinny znaleźć się na wstępie tej historii, nie wiem, co mam wam powiedzieć na początku. Jedno wiem na pewno, doskonale wiem, jaką historię chcę wam opowiedzieć. Nie będzie ona należała do tych pięknych i szczęśliwych, choć na początku tak może wam się wydawać. Czasami piękno jest złudne, szczęście jest ulotne i tak będzie w tej historii. 

Nie chcę was nią zasmucić, nie o to mi chodzi, chciałbym wam ją opowiedzieć, abyście lepiej mogli zrozumieć pewną osobę. Chcę, byście dzięki tej historii odnaleźli prawdziwą przyczynę jej zachowania i osobowości. Nie zawsze taka była, to życie tak ją ukształtowało. Przez to, co przeszła stała się taka, jaką jest teraz. Czy była w tym moja wina? Tak, owszem była. Wszyscy jesteśmy po części winni tego, co się z nią stało. Wszyscy przyczyniliśmy się do tego, że nie potrafi ufać i oddać się miłości. Kiedyś wiedziała czym ona jest, wierzyła w miłość, ale wydarzyło się coś, co jej tą wiarę odebrało raz na zawsze. Już nigdy nie wróciła. Mam nadzieję, że pewnego dnia to się jednak zmieni. Chciałbym aby na nowo poczuła, jak piękna potrafi być miłość do drugiego człowieka i jak wspaniale jest móc dzielić życie z ukochaną osobą. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się odbudować jej stracone zaufanie.
Nie wiedziałem, jak zacząć, a okazuje się, że słowa same zaczęły pojawiać się na papierze. Chciałbym byście znali jej historię i potrafili ją zrozumieć. Jak mówiłem, nie będzie to jedna z tych pięknych opowieści, w której wszystko dobrze się kończy. Zaczyna się miło, ale uprzedzam was od razu, że nie zawsze tak będzie i chociaż wydawałoby się, że jednak kończy się szczęśliwie, w rzeczywistości tak nie jest. Przykro mi, ale chodzi o przedstawienie prawdziwej historii, nie podkoloryzowanej. Musicie dać nam szansę. Może zakończenie da jakąś nadzieję. Nie wiem, może. Wszystko jednak będzie zależało od niej. my zrobimy wszystko, co w naszej mocy.

Chciałbym byśmy teraz cofnęli się kilka lat. Chcę byśmy znaleźli się w przeszłości, tam, gdzie ta historia się zaczyna…

Miałem wtedy cztery latka. Byliśmy we trójkę, ja, mama i tata. Byliśmy bardzo szczęśliwą rodziną. Kochaliśmy się. Brakowało mi jednak towarzysza do zabawy, brakowało mi kogoś, kim ja mógłbym się opiekować. Mną opiekowali się rodzice, a kim mogłem ja? Zawsze chciałem mieć rodzeństwo. Skakałem z radości, kiedy rodzice powiedzieli mi, że niedługo będę miał siostrzyczkę. Nie mogłem się doczekać, aż się pojawi na świecie. Mama tłumaczyła mi, że teraz znajduje się ona w jej brzuszku, ale wtedy jeszcze nie do końca to rozumiałem. To była dla mnie niepojęta tajemnica. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak małe dziecko może zmieścić się w czyimś brzuchu. Jednak wierzyłem i czułem, że ona tam jest, moja maleńka siostrzyczka. Bardzo często siedzieliśmy z rodzicami na kanapie, wtedy mogłem położyć główkę na brzuchu mamy, słuchać, jak maleńka się rusza, czuć, jak daje o sobie znać. Zawsze z nią rozmawiałem, chciałem, żeby wiedziała, że to ja jestem jej bratem i obiecywałem, że zawsze będę się nią opiekować. Chociaż nigdy wcześniej jej nie widziałem, tylko na zdjęciach USG, kochałem ją mocno, całym moim maleńkim wtedy serduszkiem. Była jakby częścią mnie samego. Już, jak była w brzuchu mamy oddałem jej część swojego serca. Tak bardzo wtedy chciałem ją zobaczyć. Była dla mnie całym, tajemniczym światem, którego przez dziewięć miesięcy ciąży nie mogłem ujrzeć. Kochałem ją miłością szczerą, prawdziwą i piękną. Moja maleńka siostrzyczka…

Doskonale pamiętam ten dzień, w którym miała pojawić się na świecie. Wcześniej rozmawiałem z nią. Mówiłem jej, że już nie mogę się doczekać i że mogłaby już wyjść z brzucha mamy i dołączyć do mnie, do swojego starszego brata. Kiedy to mówiłem, czułem, jak kopie i wierzyłem, że tym samym daje mi znać, że jest na to gotowa, że też chce mnie zobaczyć. Jakiś czas potem bardzo się przestraszyłem, kiedy mama zaczęła krzyczeć, że coś ją boli. Rozpłakałem się, ale tata powiedział mi wtedy
„Kochanie, mamusi nic nie jest. Twoja siostrzyczka chce już wyjść. Musimy jechać do szpitala, żeby jej w tym pomóc”. Oczywiście nie rozumiałem tego, ale bardzo się ucieszyłem, kiedy tata mi to powiedział. Pojechaliśmy do szpitala. Ja z tatą czekałem na zewnątrz. Pamiętam jego zdenerwowanie. Chodził w tą i z powrotem, nerwowo przeczesywał ręką włosy, co chwile podbiegał do drzwi. Ja siedziałem, jakby mnie coś wmurowało w krzesło, ale wewnątrz skakałem z radości. Chyba zdenerwowanie taty udzieliło mi się zewnętrznie.
Długo tak siedzieliśmy, bardzo długo, ale po kilku godzinach z sali wyszedł lekarz.
„Gratuluję. Ma pan piękną córeczkę.” Tylko tyle powiedział, a mój tata po prostu się rozpłakał. Ja też, nie wiem czemu, ale ja też płakałem. Przytuliłem się do taty.
Potem razem poszliśmy odwiedzić mamę. Stresowałem się bardzo. Miałem po raz pierwszy zobaczyć moją siostrzyczkę. To było niesamowite przeżycie.
Weszliśmy do sali. Mama leżała na łóżku, a w rękach trzymała zawinięte maleństwo. Nieśmiało podszedłem bliżej.
-Chodź, nie bój się- powiedziała mama z uśmiechem.
-Kyle, to twoja siostrzyczka- mówił tata. Doskonale pamiętam moje pierwsze pytanie, które zadałem, jak tylko ją ujrzałem.
-Dlaczego ona jest taka mała?- rodzice się zaśmiali.
-Jeszcze urośnie- powiedziała mama, głaszcząc siostrzyczkę po policzku.
-Zobaczysz, że będzie najpiękniejszą kobietą na ziemi.- dodał dumny tatuś. Przyglądałem jej się z bardzo dużym zaciekawieniem. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Była taka maleńka i taka śliczna. Zdawało mi się, że moja siostrzyczka jest wróżką, albo jakąś czarodziejką.
-Jest śliczna- powiedziałem cicho. Przez jakiś czas siostrzyczka spała, ale to nie trwało długo. W pewnym momencie usłyszeliśmy jej głośny płacz. Przestraszyłem się, myślałem, że coś jej się stało, że coś ją boli, albo… sam nie wiedziałem dlaczego płacze. Rodzice mówili, że tak już jest, dzieci płaczą, mówili, że ja tez tak robiłem, jak byłem w jej wieku. Nie pamiętam tego.
Nachyliłem się nad nią, przypomniałem sobie wtedy taką jedną grę, którą bardzo lubiłem. Pomyślałem, że może ona tez chciałaby ze mną w nią zagrać. Nie rozumiałem, że jest jeszcze na to za mała. Szepnąłem cichutko nad jej główką
-Marco…- nagle przestała płakać. Po prostu na mnie spojrzała swoimi dużymi, błękitnymi oczkami. Wpatrywała się z ciekawością. Uśmiechnąłem się do niej i zacząłem tłumaczyć- To jest taka gra siostrzyczko, Marco Polo. Ja mówię Marco, a ty odpowiadasz Polo…- tylko na mnie patrzyła i uśmiechała się. Nie rozumiałem, że nie potrafi jeszcze mówić, ale chyba już wtedy spodobała jej się ta gra. To miała być taka nasza gra. Patrzyła i nie płakała.
To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Wreszcie zobaczyłem moją siostrzyczkę.
Potem ja i tata wróciliśmy do domu.
Odwiedzaliśmy mamę i siostrę codziennie.

W końcu nadszedł drugi ważny moment w moim życiu.
To był jej pierwszy dzień w domu. Pamiętam to dokładnie. Może i miałem wtedy cztery latka, ale doskonale pamiętam, jak z niecierpliwością czekałam na jej pojawienie się w domu. W szpitalu to, co innego. W domu wiedziałem, że zostanie już z nami na zawsze. Będę miał ją na oku cały dzień i całą noc. Nic złego nie będzie mogło jej się stać. Nigdy, bo ja na to nie pozwolę.
Siedziałem w domu z sąsiadką i oboje czekaliśmy na tatę, który pojechał po mamę i siostrę.
Nie mogłem sobie znaleźć miejsca dopóki nie weszli do domu. Pamiętam ten obrazek. Tata otwierający drzwi i mama z moją kochaną siostrą na rękach. Wydawało mi się, że znalazłem się w bajce. Niby nic nadzwyczajnego, ale to było takie piękne. Sąsiadka była zachwycona moją siostrą. Mówiła, że jest naprawdę piękna i kiedyś będzie łamać serca mężczyzn. Nie wiedziałem wtedy, co to znaczy, wielu rzeczy wtedy nie rozumiałem.

Kiedy sąsiadka poszła, my siedzieliśmy na kanapie całą rodzinką, oczywiście chciałem być jak najbliżej siostry. Rozmawialiśmy o tym, jak dać jej na imię. Rodzice zostawili mi decyzję. Byłem bardzo zaskoczony i lekko przestraszony. Miałem wybrane imię dla niej, ale co jeśli kiedyś jej się ono nie spodoba?
-Na pewno je pokocha- powiedziała mama
-Chciałbym, żeby miała na imię Joy. Joy to szczęście, a ja chcę by ona zawsze była szczęśliwa.
-Piękne imię- powiedzieli zgodnie rodzice.
-To tak jakby imię było znakiem dla jej przyszłego życia- mówiłem.
-Joy będzie idealnie- powiedziała mama.
-Cześć Joy- powiedziałem do siostry. Na dźwięk tych słów, uśmiechnęła się- Chyba jej się podoba.
-Z całą pewnością- potwierdził tata.
-A… co znaczy moje imię?- spytałem. Też chciałem wiedzieć, dlaczego mam tak na imię.
-Kyle… w języku walijskim oznacza „wierzyć albo ufać”- wyjaśniła mi mama.
-Ładne znaczenie- spodobało mi się. Teraz widzę, że dużo było w tym prawdy. Potrafiłem wierzyć i ufałem. Zawsze taki byłem. Czyżby imiona naprawdę miały wpływ na nasze życie? Niektórzy w to wierzą i wtedy ja też wierzyłem, w końcu miałem na imię Kyle.

Joy była bardzo szczęśliwą dziewczynką, a ja wraz z nią. Byliśmy dla siebie bardzo ważni. Wreszcie miałem kim się opiekować. Była dla mnie całym światem. Moja kochana siostrzyczka, którą chroniłem, jak tylko mogłem.
Dorastała. Pamiętam jej pierwsze słowo. To były święta Bożego Narodzenia. Jej pierwsze święta. Niewiele jeszcze rozumiała, ale była bardzo szczęśliwa, jak wszyscy siedzieliśmy pod choinką i pomagałem rozpakowywać jej prezenty. Tata robił nam wtedy zdjęcia. Siedziała na moich kolanach, roześmiana i szczęśliwa. Nikt nie spodziewał się, że tego dnia przemówi po raz pierwszy. Wszyscy się wygłupialiśmy, Joy raczkowała pod choinką i „zaczepiała” najniżej powieszone bombki. Bardzo jej się podobały, były niebieskie, jak jej oczy i ślicznie połyskiwały w świetle. Ponownie usiadła na moich kolanach, przytuliła się do mnie. Rodzice byli szczęśliwi. Wszyscy się śmialiśmy. Wtedy Joy podniosła obie rączki do góry i ze szczerym uśmiechem krzyknęła „Rodzina!”. To było jej pierwsze słowo „Rodzina” już wtedy była dla niej najważniejsza. Wszyscy zaczęliśmy płakać, a Joy się śmiała i w kółko powtarzała „Rodzina”. Wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi. Nie powiedziała mama, tata czy brat, tylko rodzina. Tego dnia wiedzieliśmy, że bardzo nas kocha i jest tego świadoma, mimo że była jeszcze taka mała. Jaki ja byłem szczęśliwy.



2. Tajemniczy mężczyzna i nowa tożsamość.

Zaczęła dorastać. Miała już trzy latka. Każdy dzień w ciągu tych trzech lat, od kiedy była z nami, był dla nas magiczny i szczęśliwy. Byliśmy naprawdę prawdziwą, kochającą się rodziną. Wszystkie święta spędzaliśmy razem, bawiliśmy się, śmialiśmy, wygłupialiśmy, po prostu byliśmy razem, dla siebie. Joy coraz więcej mówiła. Miała w końcu trzy lata. Często ciężko było sprawić, by siedziała cicho. Gadała na okrągło. Nauczyła się też, że jak mówię „Marco,” ona odpowiada „Polo”. To chyba były dwa najczęściej wypowiadane przez nas słowa.
Ja miałem wtedy siedem lat i też w tym wieku, wydarzyło się coś dziwnego, coś niezrozumiałego dla mnie, coś po czym naprawdę się przestraszyłem.
Przyszedł do nas jeden mężczyzna, nie wyglądał zbyt miło. Nie wiem czemu, jak tylko się u nas pojawił, mama zabrała Joy i wyszła, mi też kazała pójść za sobą. Mężczyzna przyprawiał mnie o gęsią skórkę i nie wiem, czemu wtedy poczułem, że muszę chronić moją siostrę, że teraz jej bezpieczeństwo będzie zależało ode mnie. Nie sądziłem, że moje przeczucie było prawdziwe. Mężczyzna wyszedł, a tata zabrał mnie za sobą na nasze podwórko, z tyłu domu. Mama siedziała z Joy w ogródku z drugiej strony. Kucnął koło mnie i z bardzo poważna miną mówił:
-Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie.
-Co się dzieje, tato?
-Po prostu posłuchaj. To bardzo ważne, żebyś zrozumiał wszystko, co chcę ci powiedzieć. Od tego zależy twoje życie i twojej siostry.
-Tato…- bałem się. Bałem się, że moje przeczucia się spełniają. Nie chciałem, żeby mojej siostrzyczce coś się stało.
-Nie pytaj o nic, po prostu zapamiętaj- kiwnąłem głową. Tata bardzo mnie wtedy przestraszył- „Nie jesteś już Kyle. Zapomnij o Kyle’u. jesteś Russ.
-Russ…- szepnąłem.
-Jesteś Russ, a Joy ma na imię Temperance.
-Temperance…- powtarzałem po ojcu. Wiedziałem, ze nie żartuje. Nic nie rozumiałem, ale czułem, że muszę to po prostu zaakceptować.
-„Jeśli kiedykolwiek powiesz, policji, komukolwiek, zabijesz swoją mamę i siostrę. Przysięgnij. Przysięgnij na życie swojej siostry, że nie powiesz”
-Przysięgam, tato… Przysięgam- mówiłem przestraszony. Czułem, jak łzy napływają mi do oczu. Bałem się o siostrzyczkę i mamę. Dlaczego ktoś miałby je skrzywdzić? Kim był ten mężczyzna?
-Teraz powtarzaj za mną Russ Brennan. Tak, Brennan to wasze nowe nazwisko. Temperance Brennan i Russ Brennan, zapamiętaj. Powtarzaj Russ Brennan
-Russ Brennan- powtórzyłem.
-Jeszcze raz Russ Brennan
-Russ Brennan- powtarzałem tak sto razy, płakałem, byłem zdenerwowany, ale wiedziałem, że chcąc chronić życie mojej rodziny muszę to zapamiętać, musze być Russ’em, a Joy musi być Temperance.- Russ Brennan…- powtarzaliśmy razem.
-Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której musisz pamiętać- powiedział tata, jak skończyliśmy powtarzanie mojego nowego imienia- Oprócz tego, że teraz jesteś Russ, twoja siostra to Temperance, ja mam na imię Max, a mama Christine… Widziałeś tego mężczyznę, który tu przed chwilą był?
-Tak.
-Zapamiętałeś dobrze jego twarz?- kiwnąłem głową- Jeśli jeszcze kiedyś go zobaczysz, pierwsze co masz zrobić, to złapać swoją siostrę i uciekać. Uciekać tak szybko, jak tylko się da. Rozumiesz mnie?
-Tak.
Od tego dnia wszystko się zmieniło. Może niezauważalnie, ale się zmieniło. Nadal byliśmy rodziną z tym, że nie mieliśmy na nazwisko Keenan, tylko Brennan, nadal spędzaliśmy razem święta, wakacje,, wydawałoby się, że wszystko jest jak dawniej, ale to były tylko pozory. Kilkuletnia cisza przed największą burzą wszechczasów.


3. „Marco Polo” i motylki.

Mieliśmy jednak kilka dobrych lat.
Do dzisiaj pamiętam, jak Tempe poszła do szkoły. Była przerażona, ale nikomu tego nie pokazywała, udawała, że jest silna. Nie, nie udawała, naprawdę była silna. Szła z podniesioną głową, prosto przed siebie, powtarzała tylko, że da sobie radę, że wszystko będzie w porządku, to tylko szkoła. W głębi ducha była jednak przerażona, widziałem to. W końcu to pierwszy dzień jej nowego życia, nowe miejsce, nowi ludzie. Wszystko miało się zmienić.
To ja wtedy odprowadzałem ją do szkoły. Nie chciała iść za rękę, była odważna.
Po drodze żartowaliśmy sobie, opowiadaliśmy dowcipy, co chwilę powtarzaliśmy naszą grę „Marco Polo”, trochę się rozluźniła, ale pamiętam dokładnie jej minę, jak stanęliśmy przed wejściem do szkoły. Strach mieszał się z ciekawością. Weszliśmy do budynku razem. Zaprowadziłem ją do klasy. Stojąc przed drzwiami, widziałem, że już się nie boi. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała
-Dzięki Russ. Teraz już poradzę sobie sama. Skoro ty dałeś radę, ja też dam- nacisnęła klamkę i ostatnie, co widziałem to jej uśmiechnięta twarz. Moja siostra poszła do szkoły. Była coraz starsza i coraz ładniejsza. Widziałem, jak koledzy się na nią patrzą. Chyba im się podobała. Potrafiła oczarować mężczyzn, nawet tak małych. To było niesamowite, jakby rzucała na nich zaklęcie.

Szkoła okazała się nie być taka straszna. Tempe z każdym dniem z większą ochotą tam chodziła. Zawsze uśmiechnięta i chętna do nauki. Już wtedy uwielbiała poznawać nowe rzeczy, dowiadywać się o nich, jak najwięcej. Niestety, koledzy nie do końca to rozumieli i czasami jej dokuczali. Była dla nich za mądra. To jednak nie przeszkadzało im się z nią bawić i kolegować. Była zabawną dziewczynką, zawsze uśmiechniętą, ludzie naprawdę ją lubili. Podbiła nie tylko serca kolegów i koleżanek, ale także nauczycieli, którzy byli nią wręcz zachwyceni. Była mała, mądra i naprawdę bardzo zdolna. Nie powiem, mnie też lubili, ale Tempe uwielbiali. Mnie chyba trochę mniej zaczęli lubić, jak zacząłem przeszkadzać im w lekcjach. Jednak dla mnie nie było to ważne, musiałem sprawdzać, czy moja siostra jest bezpieczna, musiałem mieć pewność, że jest tam, gdzie powinna być. Ta sytuacja na podwórku, która zdarzyła się kilka lat temu, wciąż nie dawała mi spokoju. Obiecałem, ze będę się nią opiekował i nie mogłem jej zawieść.
Często stawałem na boisku przed szkołą, akurat pod oknami klasy, w której Tempe miała lekcje i krzyczałem na cały głos
-Marco!- nie przestawałem, dopóki w oknie nie pojawiła się uśmiechnięta twarz siostry, która krzyczała
-Polo!- wszyscy zawsze się śmiali, Tempe i nauczyciele też. Musieli wiedzieć, że ja zawsze sprawdzam, czy z nią wszystko w porządku. Musieli wiedzieć, że jest moją siostrą i nikt nie ma prawa jej nic zrobić. Tempe myślała, że nie jest fajna, ani ładna, często mi o tym mówiła, ale ja zapewniałem ją, że to nieprawda. Dla mnie była najpiękniejsza i najfajniejsza, była moją siostrą i wszyscy mieli o tym wiedzieć.
-Marco!- krzyczałem jeszcze raz.
-Polo!- słyszałem. Mając pewność, że jest w klasie, mogłem spokojnie odejść. Nauczyciele się śmiali, ale wydaje mi się, że byli zadowoleni z tego, że Tempe ma takiego brata. Ja byłem dumny, że mam taką siostrę.
Takie sytuacje powtarzały się codziennie.
Oczywiście nauczyciele nie byli z tego zadowoleni, bo przeszkadzałem im w lekcjach, ale przynajmniej wiedziałem, że Tempe tam jest. To było dla mnie najważniejsze.

Jednego dnia zauważyłem, że Tempe chodzi jakaś zamyślona i nieobecna. Martwiłem się o nią. Próbowałem z niej coś wyciągnąć. Poszliśmy na ulubioną łąkę, siedliśmy na kocach i opowiedziała mi o wszystkim. Najpiękniejsze było to, że zawsze mogliśmy ze sobą rozmawiać, o wszystkim, zawsze mogliśmy na sobie polegać i ufać.
Pamiętam do dzisiaj, jaką Tempe miała minę, jak mi o tym opowiadała. Lekko zawstydzona, zarumieniona powiedziała mi, że podoba jej się jeden chłopak ze szkoły…
-Ja jemu chyba też się podobam- mówiła- Nie jestem pewna. Czemu miałabym mu się podobać, skoro nie jestem wcale taka fajna.
-Tempe, jesteś fajna, nie myśl, że jest inaczej. Jesteś piękna i nie dziwię się, że komuś się podobasz. Powiedz mi, znam go?
-Russ!
-No co? Chciałbym wiedzieć. Czysta ciekawość.
-Na pewno go znasz.
-Rozmawiałaś z nim?
-Kilka razy, ale nie wiem, czy mu się podobam, nie do końca…
-Spróbuj coś z tym zrobić.
-Nie wiem, co. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nie wiem, co to jest, ale jak go widzę, to pojawia się jakieś takie dziwne uczucie w żołądku…
-Jakby fruwały w nim motylki?
-Tak, dokładnie tak.
-Ja wiem, co to jest.
-Co?
-Zakochałaś się. Moja siostra dorasta. Jej pierwsza miłość.
-Zakochałam się?
-Tak, Tempe, to się nazywa miłość. Myślisz o nim cały czas, czujesz dziwny skurcz w żołądku, jak go widzisz, chcesz spędzać z nim dużo czasu.
-Tak.
-To jasne, że się zakochałaś. Ha! Moja siostra przeżywa swoją pierwszą miłość. Dorastasz, jestem z ciebie taki dumny.
-Nie żartuj sobie ze mnie.
Pamiętam, ze wtedy dla zabawy przepychaliśmy się na trawie. Taka zabawa rodzeństwa.
Byliśmy sobie naprawdę bliscy.
Oczywiście jakiś czas potem dowiedziałem się, kim jest ów chłopak, który zawładną sercem mojej młodszej siostry. Przyprowadziła go do domu. Rodzice byli zachwyceni i bardzo szczęśliwi. Tempe też, promieniała przy nim. Pamiętam te iskierki, które tańczyły w jej oczach każdego dnia. Była naprawdę szczęśliwa.
Oczywiście opowiedziała mi o swoim pierwszym pocałunku. pomyślicie, że to dziwne, iż o takich rzeczach rozmawiała z bratem, ale jak mówiłem, byliśmy sobie bardzo bliscy, rozmawialiśmy o wszystkim. Ja też opowiadałem jej o swojej pierwszej szkolnej miłości. Nie zapomnę, jaka była wtedy podekscytowana i szczęśliwa.
-Russ, jestem taka szczęśliwa, nawet sobie tego nie wyobrażasz!- mówiła podekscytowana- Nigdy nie sądziłam, że pocałunek może być tak przyjemny. Kiedyś wydawało mi się to ohydne, wiesz, jak widziałam naszych rodziców
-Nie martw się, też tak kiedyś myślałem. Jednak, jak człowiek dorasta, zmienia się sposób postrzegania pewnych rzeczy.
-Oj tak, zdecydowanie się zmienia. Jeej! Czułam się, jakby moje ciało latało w powietrzu, jakbyśmy łamali prawa grawitacji…- rozmarzyła się- Czułam się, jakbym po prostu się topiła, rozpływała pod wpływem dotyku jego ust. Russ… Jestem taka zakochana i taka szczęśliwa.
-Ja też jestem szczęśliwy, cieszę się razem z tobą.
-Wiesz, że jesteś najlepszym bratem na świecie?
-Jedynym.
-Najlepszym i jedynym. A Mark…- bo tak miał na imię jej chłopak- widziałeś go, jest przystojny, bardzo miły i taki kochany. Bardzo, bardzo go kocham, Russ. Nigdy tak, jak ciebie, bo ty jesteś moją rodziną, ale wiesz, o co mi chodzi.
-Jasne, że wiem, Tempe.
 Po prostu skakała z radości, jak mi o tym wszystkim opowiadała. Wtedy świat był dla niej taki piękny, ludzie tacy wspaniali, Mark taki kochany. Szkoda, że to był jeden z niewielu momentów, w których taką ją widziałem, taką szczęśliwą. Nie sądziłem, że kiedyś znienawidzi miłość i przestanie w nią wierzyć.


4. Mark i piękne marzenia

Z Markiem układało jej się bardzo dobrze, była z nim naprawdę szczęśliwa. Teraz sobie myślę, że to był najlepszy okres w jej życiu. Doświadczyła pierwszej, poważnej miłości. Uśmiech nigdy nie znikał z jej twarzy.
W zimie mieliśmy okazję całą trójką być na sankach. Zjeżdżaliśmy, wygłupialiśmy się, cały czas się śmialiśmy, aż bolały nas brzuchy. Lepiliśmy bałwana, rzucaliśmy się śnieżkami, po prostu świetnie się bawiliśmy.
Była zabawna sytuacja, jak Tempe mnie nie widziała. Zjechała z Markiem na sankach, co skończyło się upadkiem w śnieg. Mark przykrył ją swoim ciałem i najnormalniej w świecie ją pocałował. Zachowywali się, jakby nikogo wokół nich nie było i całowali się na śniegu. Co innego słyszeć od siostry o pocałunku, a co innego widzieć, jak to robi. Całkowicie zajęci sobą, nawet nie zauważyli, że stoję obok.
-No wiesz, siostra, jesteście w publicznym miejscu- zażartowałem. Musielibyście widzieć ich zaskoczone i zawstydzone miny. Tego nie da się opisać.

Z Markiem było wiele fajnych sytuacji. Kiedyś był taki fajny dzień, w którym wszyscy mieliśmy okazję poznać jeden z niezwykłych talentów Tempe. Mark został zaproszony przez naszych rodziców na obiad. Siedzieliśmy razem przy stole, a z radia leciała muzyka. Akurat kiedy kończyliśmy jeść, usłyszeliśmy pierwsze dźwięki ulubionej piosenki mojej siostry. To był impuls, poderwała się do góry, podkręciła głośność i zaczęła śpiewać. Wszyscy byliśmy oczarowani jej głosem. Ta piosenka należała do jednej z trudniejszych, a ona doskonale sobie z nią radziła. Mama miała rację mówiąc, że jest jak druga Cyndi Lauper, ba, nawet lepsza od niej. Piosenka „Girls just they wanna have fun” długo pozostała w naszych sercach. Od tamtego dnia, Tempe bardzo często śpiewała ją, chodząc po domu, a my cieszyliśmy się, że możemy jej słuchać. Naprawdę ma talent.

Mark miał też wpływ na jedno z marzeń Tempe. Pewnego dnia, jego siostra poprosiła go, by zajął się jej dziećmi. To był akurat ten dzień, w którym umówił się z moją siostrą. Nie chciał marnować szansy na spotkanie się z nią, więc zapytał nas, czy nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by przyszedł z dziewczynkami do nas. Jak moglibyśmy się nie zgodzić? Dziewczynki były naprawdę grzeczne i kochane. Myślę, że oczarowały nas wszystkich. Wtedy miały po 4 latka. Patrzyłem na siostrę i widziałem, jak jej oczy cieszą się podczas zabaw z nimi. Graliśmy w piłkę, malowaliśmy, chlapaliśmy się wodą w ogródku i cały czas się śmialiśmy. Och, to było naprawdę piękne. Nie zapomnę nigdy tej rozmowy z Tempe, po tym, jak nasi goście poszli. Siedzieliśmy ze szklankami soku pomarańczowego w naszym ogrodzie. Było już ciemno. Pamiętam, że Tempe miała wtedy na sobie szarą, rozpinaną bluzę i dresy. To, co wtedy mi powiedziała… Jakie to jest smutne, że teraz to marzenie zniknęło. To było takie piękne marzenie…
-Wiesz co, Russ?- zaczęła- To był naprawdę wspaniały dzień.
-To prawda. Ann i Cali są naprawdę niezwykłe.
-Wiesz, co mi się marzy? Jak już będę dorosła, też chciałabym mieć takiego maluszka. Chcę mieć mnóstwo takich małych, kochanych szkrabów, które wcześniej będą rozwijały się pod moim sercem, tutaj- dotknęła swojego brzucha- Tak bardzo chciałabym kiedyś mieć dużo dzieci, one są takie kochane.
-Kiedyś to na pewno się spełni, Tempe- powiedziałem. Naprawdę w to wierzyłem- Zobaczysz, że będziesz miała wspaniałą rodzinę i mnóstwo dzieci.
-Tak mi się marzy… Nie mogę się tego doczekać, tylko się z tego nie śmiej. Wiem, że jestem jeszcze a młoda, ale tej jednej rzeczy jestem pewna, jak niczego innego na świecie. Chcę mieć kiedyś dużą rodzinę. Męża i dzieci.
-I będziesz ją miała- szkoda, że nie miałem wtedy racji…

Czy jest coś jeszcze, co mogę wam opowiedzieć o jej dzieciństwie? Tak.
Pamiętam, jak Tempe wylądowała w szpitalu. Dwa razy w życiu. Pierwszy raz, jak wywróciła się na rolkach, kiedy jeździliśmy w parku. Trochę za bardzo szalała i złamała nogę. Pamiętam, jak się bałem, kiedy upadła. Podjechałem do niej… Oczywiście udawała, że nic jej nie jest. Od razu chciała wstać, ale jak tylko to zrobiła, krzyknęła z bólu i z powrotem wylądowała na ziemi. Trzymała się za nogę. Widziałem, jak do jej oczu mimowolnie napływają łzy. Nie chciała płakać, znowu chciała być silna, ale ból tym razem był zbyt duży. W końcu szepnęła:
-Boli… Tak strasznie boli, Russ…- przeraziłem się. Zaczepiłem jakąś panią, która była na spacerze i poprosiłem o pomoc. Zadzwoniła po karetkę i pojechaliśmy do szpitala. Rodzice przyjechali chwilę po nas. Też byli przerażeni. Złamanie było dość poważne, kość się przesunęła, wiec lekarz najpierw musiał ją nastawić. Pamiętam, że siedziałem za drzwiami i wtedy po raz pierwszy usłyszałem taki krzyk, krzyk przepełniony bólem. Wtedy i mnie zaczęła boleć noga. Płakałem i wtuliłem się w ramiona ojca. Mama była z Tempe.
-To ją tak boli, tato… Nie chcę, żeby ją bolało…- nie mogłem znieść tego, że moja siostra cierpi. Może byłem już dość duży, ale cierpienie siostry zawsze było dla mnie bolesne. Zawsze było i zawsze będzie.
Wsadzili ją w gips i wypisali do domu. Wyszła z uśmiechem na twarzy. Powiedziała wtedy:
-Zobacz, Russ, jaki mam fajny gips. Będziesz musiał się na nim podpisać- zawsze podziwiałem jej siłę i niesamowity optymizm.

Drugi raz trafiła do szpitala, jak pewnego dnia przemokła i przemarzła. Była paskudna pogoda, a ona za lekko się ubrała. Złapała jakiegoś potwornego wirusa, chyba grypa, czy coś takiego. Jej stan był na tyle poważny, ze lekarze musieli zabrać ją do szpitala. Leżała tam podłączona do jakiejś kroplówki przez kilka dni… Była taka blada i zmęczona, ale cały czas się uśmiechała. Mi i Markowi nie pozwolili wejść. Bali się, że możemy się zarazić. Staliśmy więc za szybą i bez słów rozmawialiśmy z nią. Jak lepiej się poczuła graliśmy w kalambury. Tempe malowała coś na kartce, a my pisaliśmy to wszystko, co nam przychodziło do głowy. Wszystko przez szybę.
Cieszyłem się bardzo, jak zdrowa wróciła do domu. Co prawda jeszcze przez jakiś czas była słaba, ale ważne, że była zdrowa. Potem życie wróciło do normy. Znowu spotykała się z Markiem, odzyskała siły i nic nie było w stanie powstrzymać jej przed szalonymi zabawami.
Wszystko wydawało się być, jak dawniej.

Któregoś dnia Tempe zapytała mnie o naszą dalszą rodzinę…
 -Wiesz Russ, tak się zastanawiam… Czy my nie jesteśmy lekko dziwną rodziną?
-Dlaczego tak myślisz?
-No na przykład, nie mamy nikogo poza rodzicami. Dziadków, cioci, wujka, kuzynów… To nie jest trochę dziwne?- no tak, Tempe podrosła i coraz więcej rzeczy rozumie.
-Tak już jest.
-Ale powiedz mi, jak to możliwe? W szkole wszyscy mają kogoś oprócz mamy i taty. To trochę smutne, jak opowiadają o kochanych babciach, dziadkach…  jak pytają się mnie, co zrobiłam dla dziadków w ich święto, a ja mówię im, ze ich nie znam, to się ze mnie śmieją. Mam jedną taką fajną koleżankę, która to rozumie… Jak to jest? Wiesz coś o tym?
-Z tego, co wiem jesteśmy małą rodzinką. Nie mamy żadnego kontaktu z ciocią, jest bardzo daleko, gdzieś na drugim końcu świata, jest samotna, więc wujka nie mamy. A dziadkowie zmarli, jak byliśmy mali. Tak mówi tata. Ja też ich nie pamiętam.
-Szkoda… Bardzo chciałabym mieć babcię, dziadka, ciocię, wujka, kuzynów… wszystkich…
Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że jednak mamy rodzinę. Rodzice zawsze nam powtarzali, że nie mamy dziadków… Kłamali.

Czy w jej dzieciństwie były jeszcze jakieś piękne chwile? Były, ale nie było ich dużo… A to był najpiękniejszy okres jej dzieciństwa. Potem wszystko zaczęło się zmieniać…


5.  Szczęśliwy obraz znika.

Nastał dzień, który było początkiem utraty szczęścia. Wtedy wydawało się, że to będzie tylko zwykły epizod, jakich wiele w życiu się zdarza, ale niestety nie w przypadku Tempe. W jej życiu oznaczało to początek katastrofy.
To było dziwne i przerażające wydarzenie. Była zima, to pamiętam bardzo dobrze. Akurat tego dnia mocno sypał śnieg i wiał silny wiatr. Wróciłem do domu trochę później niż zwykle, Tempe jeszcze nie było. Pomyślałem, że jest z Markiem, więc początkowo nie przejąłem się tym. Jednak robiło się coraz później, śnieg padał coraz mocniej i zrywał się coraz potężniejszy wiatr, a Tempe wciąż nie wracała. Zacząłem się martwić. Nigdy nie znikała na tak długo, bez wcześniejszego powiadomienia mnie albo rodziców. Ich akurat nie było, mieli pracować na dwie zmiany, po południu i w nocy. Sam nie wiedziałem, co robić. Nie chciałem się z nimi kontaktować, by ich nie martwić na zapas. Może Tempe się zagapiła, dobrze bawiła się z chłopakiem i zapomniała uprzedzić, że wróci później? Kogo ja wtedy chciałem oszukać? Czułem, że coś nie gra. Ona tego nigdy nie robi. Jest wyjątkowo odpowiedzialną osobą. Postanowiłem, że wyjdę jej poszukać. Ubrałem się bardzo ciepło, naciągnąłem czapkę na głowę i wyszedłem. Było bardzo zimno. Stwierdziłem, że warto na początku sprawdzić, czy rzeczywiście nie zasiedziała się u Marka. Kiedy u niego byłem i spytałem o siostrę, odpowiedział:
--Nie ma jej u mnie. Była tylko chwilę i wyszła- widziałem, że ma dziwną, smutną minę, lekko obojętną, ale nie wiedziałem, co jest tego przyczyną. Pomyślałem, że się pokłócili.
Szukałem jej dalej. Nie miałem pojęcia, gdzie mogła pójść. A jak coś jej się stało? Byłem przerażony. Odwiedzałem wszystkie nasze ulubione i tajne miejsca, ale nigdzie jej nie było.
Ostatnim miejscem, do którego poszedłem, był nasz ulubiony park i jego sekretna część, gdzie praktycznie nikt nie chodził. Opuszczony plac zabaw, na którym stały stare, zardzewiałe i już nie nadające się do użycia huśtawki, zepsuta piaskownica i kilka drabinek. Był to niewielki obszar, otoczony ze wszystkich stron wysokimi drzewami, do którego prowadziła niewielka ścieżka. Lubiliśmy tam siedzieć, bo praktycznie nikt tam nie przychodził. To było idealne miejsce, gdy chcieliśmy być sami, z dala od wszystkich i wszystkiego. Poszedłem tam i moim oczom ukazał się obraz, którego nigdy w życiu nie zapomnę… Moja siostra siedząca na środku placu… ręce oplatały jej drobne ciało… Trzęsła się z zimna, bardzo się trzęsła… Kurtkę miała rozpiętą, włosy potargane, szalik niedbale wisiał na jej szyi, czapka leżała obok… Podbiegłem do niej i wtedy zobaczyłem, że wcale nie trzęsie się z zimna, przynajmniej nie tylko z tego powodu. Jej oczy były całe we łzach, które strumieniami spływały po jej policzkach. Nie szlochała, nie to z pewnością nie był szloch, to był histeryczny, głośny płacz, którego wcześniej nie słyszałem przez wiatr. Płacz, który zdawał się zawierać w sobie tak ogromny ból, którego normalny człowiek nie byłby w stanie znieść. Rozdzierający krzyk rozpaczy, rozszarpujący ból, wydobywający się prosto z jej serca…
-Tempe…- szepnąłem, kładąc rękę na jej ramieniu i kucając- Co się dzieje?- nie reagowała na moją obecność- Tempe, proszę…- podniosła głowę i wpatrywała się we mnie pustym wzrokiem. Jej piękne, błękitne oczy, które zawsze były przepełnione szczęściem, teraz były beznamiętne, przepełnione niesamowitym cierpieniem, które starało się ukryć pod litrami łez. Patrzyła na mnie w taki sposób… miałem wrażenie, że wcale jej ze mną nie ma, że jest gdzieś daleko, w miejscu, do którego nie mam dostępu, gdzie nie mogę jej pomóc.
-Tempe, co ty tu robisz? Co się stało?- próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale moje słowa do niej nie docierały. Bałem się, że ktoś ją napadł i skrzywdził… Zapiąłem jej kurtkę, owinąłem szalikiem i nałożyłem czapkę na głowę. Przytuliłem ją mocno do siebie- Jestem tu z tobą, nic złego ci się nie stanie, nikt cię nie skrzywdzi. Jestem…- mocniej ją przytuliłem. Chwilę siedzieliśmy, a jedynym dźwiękiem, jaki słyszeliśmy był płacz i szum wiatru- Marco…- powiedziałem w końcu.
-Polo…- odpowiedziała cicho. To słowo było, jak zaklęcie. Uśmiechnąłem się do niej.
-Chodźmy do domu, siostrzyczko… Proszę- wstałem i wyciągnąłem do niej rękę. Chwilę potem trzymałem jej zmarzniętą na kość dłoń. Pomogłem jej wstać i w ciszy wróciliśmy do domu. Tam zrobiłem jej gorącej czekolady, posadziłem przy kominku i okryłem najcieplejszym kocem, jaki znalazłem w domu. Usiadłem obok. Przez jakiś czas milczała, wpatrując się w pływającą w kubku czekoladę. Dopiero po chwili ja się odezwałem.
-Tempe… Powiesz mi, co się stało?- westchnęła ciężko, do jej oczu znowu napłynęły łzy, spojrzała w ogień tańczący w kominku…
-Rozstałam się z Markiem… To znaczy, rzuciłam go…- powiedziała cicho, próbując ponownie się nie rozpłakać.
-Co się stało?
-Bardzo mnie zranił… Ja… Widziałam go z inną dziewczyną. Całowali się i… i… dotykali. Całowali się po tym, jak powiedział mi, że bardzo mnie kocha. Nie dość, że kłamał, to jeszcze mnie zdradził. Zrobił tak wiele złego, a… a ja głupia wciąż go kocham, Russ… Tak bardzo go kocham i to tak strasznie boli. Tutaj- przyłożyła rękę do serca- Czuję, jakby zawalił mi się świat, jakby ktoś zabrał mi moje serce i wyrzucił do kosza, do którego nie mam dostępu. Nie wiem, jak mam sobie z tym poradzić. nie potrafię… Wiem, że nie mogę, nie chcę z nim być, po tym, co zrobił, ale jednocześnie tak go kocham…
-Tempe- przytuliłem ją.
-Nienawidzę go i kocham jednocześnie. Jak to możliwe, Russ? Powiedz mi, dlaczego on mi to zrobił?
-Bo jest największym kretynem na świecie.
-Russ…
-Tak, siostrzyczko, jest największym debilem, jakiego kiedykolwiek spotkałem, skoro nie potrafił docenić twojej miłości. Jeśli nie potrafił cię szanować, lepiej niech nigdy więcej się nie pokazuje. Nie jest ciebie wart.
-Czy kiedyś uda mi się o nim zapomnieć?
-Z pewnością. Kiedyś o nim zapomnisz. Przez jakiś czas to będzie bardzo bolało, bo bardzo go kochałaś, a teraz straciłaś i ten ból, który powstał, długo nie da o sobie zapomnieć. Ale wierz mi, siostrzyczko, za jakiś czas pogodzisz się z tym, nie będziesz tak cierpieć i zapomnisz o nim. Pewnego dnia… Potrzebujesz tylko trochę czasu. Rana się zagoi i serce w końcu przestanie krwawić.
-Obiecujesz?- spytała pociągając nosem i wpatrując się w moje oczy, by widzieć dokładnie, czy jest w nich prawda, że nie chcę jej tylko pocieszyć.
-Obiecuję.
-Przestanę go kochać?
-Tak. Za jakiś czas przestaniesz. Twoje serce będzie znowu wolne, ponownie będziesz się śmiać i cieszyć życiem, a któregoś dnia poznasz odpowiedniego mężczyznę, który za nic w świecie nie wyrzuci twojego serca i będzie cię kochał do końca życia.
-Teraz to brzmi tak nieprawdopodobnie…
-Ale to prawda, Tempe.
-Dziękuję, Russ- szepnęła i przytuliła się do mnie. Uwierzyła w moje słowa. Ja też w nie wierzyłem.
Po jakimś czasie zmęczona płaczem, bólem i wszystkimi wydarzeniami, zasnęła. Ostrożnie przeniosłem ją do jej pokoju i położyłem do łóżka, nakryłem ją kołdrą i zostawiłem. Potrzebowała snu.

Zawsze przy niej byłem. Byłem w chwilach radości i smutku, byłem też przez ten okres, w którym płakała z powodu rozstania z pierwszą miłością. Mark! Jak ja go wtedy nienawidziłem. Zranił moją siostrę, bardzo ją zranił. Płakała przez wiele dni, a radosny błysk w jej oku po prostu zniknął. Miała złamane serce i nie potrafiła sobie z tym poradzić. wtedy musiałem być przy niej i jej z tym pomóc. Wiedziałem, co się czuje, jak ktoś zrani nasze serce. Ból był straszny, ale kiedyś znikał. Najważniejsze było, żeby przetrwać ten najgorszy moment, to rozczarowanie.
Miałem wtedy ochotę pójść do tego chłopaka i mu przywalić, za to, co zrobił mojej siostrze. Nawet zrobiłem to następnego dnia. Poszedłem do niego, ale stwierdziłem wtedy, że bicie nic nie da. Powiedziałem mu coś bardzo niemiłego, dałem do zrozumienia, że nie ma prawa tak traktować mojej siostry i po prostu odszedłem. Stał ze zdziwioną miną. Chyba było mu głupio, bo zrozumiał, jak skrzywdził kobietę. Moje słowa zraniły go bardziej, niż bójka. Cieszyłem się, że nie dałem się ponieść emocjom. Może coś zrozumiał.
Tempe dopiero po długim czasie doszła do siebie. To była jej pierwsza miłość, a ta mimo, że krucha, to jednak była piękna, dlatego rozstanie tak bardzo bolało. Jednak Tempe była silną dziewczynką, poradziła sobie z tym i ruszyła dalej.
-Nigdy nie pozwolę na to, by jakiś mężczyzna mnie skrzywdził. Nie będę tak przez nich cierpieć, nie warto.
-Masz rację. Tamten nie był ciebie wart. Znajdziesz kogoś komu będziesz mogła w pełni zaufać.
-Mam nadzieję. A ty?
-Co ja?
-Ty nigdy mnie nie opuścisz?
-Nigdy, siostrzyczko. Ja zawsze będę obok ciebie, żeby cię chronić. Nigdy od ciebie nie odejdę.
-To dobrze, bo tego bym nie zniosła.
-Jesteś moją kochaną siostrą, nigdy cię nie zostawię.
-Dziękuję
Nawet nie wiedziałem, jakim podłym  kłamcą wtedy byłem. Obiecałem, że nigdy jej nie zostawię, ale skłamałem. Nie specjalnie, naprawdę wierzyłem, że zawsze będziemy razem.

O tamtym chłopcu zapomniała, znowu była szczęśliwa. Niestety to szczęście niedługo miało się skończyć.

Kiedy ja miałem 19 lat, a Tempe 15, nasz świat zniknął. Obrazek szczęśliwej, kochającej rodziny po prostu zniknął. Ktoś zamalował go białą farbą.

Zbliżały się kolejne święta Bożego Narodzenia. W domu trwały przygotowania, mama gotowała, my z tatą ubieraliśmy choinkę. To był ostatni dzień, w którym byliśmy naprawdę szczęśliwi, ostatni dzień, w którym czuliśmy, że mamy rodzinę, że nią jesteśmy.

Stało się coś, czego nigdy się nie spodziewaliśmy. Rodzice jednego dnia, tuż przed świętami po prostu zniknęli. Pamiętam, jak z Tempe machaliśmy im na pożegnanie. Mówili, że jadą do sklepu i zaraz wrócą. Czekaliśmy na nich cały dzień, całą noc, ale oni nie wrócili. Po prostu zniknęli. Nie wiedzieliśmy, co się stało. Próbowaliśmy ich szukać, ale nikt nie wiedział, co się z nimi stało, ani gdzie są. Zostawili nas. To był dzień, w którym straciliśmy wszystko. straciliśmy siebie. Tempe znowu była smutna, cicho płakała w pokoju i myślała, że jej nie słyszę, ale ja słyszałem wszystko. było jej bardzo ciężko. Chciałem ją jakoś rozweselić. Nie wyprowadziliśmy się z domu, nie mogliśmy, cały czas tam mieszkaliśmy. Mieliśmy nadzieję, że jednak rodzice do nas wrócą, że coś się stało, czego nie planowali i musieli wyjechać, ale wrócą. To było dość dziwne, siedzieć tam i czekać na coś, co może nigdy się nie zdarzyć.

Robiłem wszystko, żeby opiekować się moją siostrą, miała tylko 15 lat, była młodsza, ja byłem starszy, ja obiecałem, że zawsze przy niej będę, że będę o nią dbać. Chciałem dotrzymać danej jej obietnicy.
Znalazłem nasze prezenty w pokoju rodziców. Postanowiłem, że zrobię jej niespodziankę. Chciałem, by poczuła, że nie jest sama w święta, że nie jest sama, bo ma mnie.
W wieczór wigilijny, kiedy Tempe spała zająłem się przygotowaniami. Chciałem zrobić dla niej święta, chciałem zrobić coś dobrego, by znowu mogła choć na chwilę się uśmiechnąć, by choć przez chwilę była jeszcze szczęśliwa. To miały być wspaniałe święta dla mojej młodszej siostry. Ułożyłem prezenty pod choinką, zapaliłem światełka, włączyłem kolędy. Chciałem, żeby wszystko wyglądało tak, jak podczas naszych wcześniejszych świąt z rodzicami. Kiedy wszystko było gotowe, słyszałem, jak Tempe zbiega na dół. Uśmiechnięta wpadła do pokoju.
-Wesołych Świąt, Tempe!- krzyknąłem z uśmiechem.
-Wrócili?!- krzyknęła z nadzieją w głosie- Światła, prezenty! Wszystko jest, jak dawniej!- cieszyła się, a ja zrozumiałem, o czym pomyślała i jak wielki błąd popełniłem, dając jej nadzieję. Starałem się to jakoś naprawić. Chciałem, by chociaż otworzyła ze mną prezenty, żebyśmy mogli przez chwilę poczuć się jak dawniej.
-Nie otworzę tych prezentów, dopóki nie wrócą rodzice!- krzyknęła na mnie- Święta oznaczają czas spędzony z rodziną!- była załamana. Widziałem dokładnie, jak bardzo ją to wszystko boli. Mnie też bardzo zabolały jej słowa. Poczułem się wtedy tak, jakbym nie był dla niej rodziną, poczułem się odrzucony przez własną siostrę. Nie chciałem jej tego mówić, bo i tak była już załamana, ale… to bolało. Pobiegła z płaczem na górę, do siebie do pokoju. Od tego dnia, nasze relacje nieco się zmieniły, na gorsze… niestety. Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Tempe, wiem, że niespecjalnie, cały czas dawała mi odczuć, że mnie nienawidzi. Nie mówiła tego, ale tak się czułem. Kłóciła się ze mną, uciekała, jak chciałem z nią porozmawiać… coraz częściej płakała. Już nie byliśmy tym samym, kochającym się rodzeństwem. To znaczy, w głębi ducha wiedziałem, że nadal mnie kocha, ale już tego  nie czułem. Nie rozmawiała ze mną, nie dzieliła się ze mną tym, co ją bolało, właściwie o niczym już mi nie opowiadała. Staliśmy się dla siebie obcy.
Każdy z kim rozmawiałem, komu mówiłem, co się dzieje, kiedy mówiłem, że nie potrafię sobie z tą sytuacją poradzić, mówił mi, że najlepszym wyjściem będzie, jak odejdę. Tak będzie dla nas lepiej. Skoro siostra mnie nienawidzi, to lepiej odejść i zostawić ja w spokoju. Nie chciałem tego robić, kochałem ją mimo wszystko, ale z każdym dniem było naprawdę coraz gorzej. W końcu tak się pokłóciliśmy, że zdecydowałem się jednak wyjechać.
-Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, Tempe, to może po prostu wyjadę?- mówiłem zły.
-Proszę bardzo, zrób to, co zrobili rodzice. Po prostu odejdź!- krzyczała. czułem, że tak nie myśli, ale nie czułem, że kocha mnie tak, jak kiedyś. Miałem tylko 19 lat, to było dla mnie za dużo. Nie potrafiłem jej pomóc, musiałem odejść.
-Dobrze!- wyszedłem wściekły z salonu, pobiegłem do siebie, szybko się spakowałem, przerzuciłem torbę przez ramię.
-Wyjeżdżam na zachód do pracy, jakbyś chciała wiedzieć, gdzie jestem…- powiedziałem.
-Nie obchodzi mnie to- powiedziała oschle. Wyszedłem. Tempe stała na ganku i patrzyła, jak się odwracam i odchodzę. Na jej twarzy nie malowało się żadne uczucie. Czułem, że tak będzie dla nas lepiej. Lepiej, jak ją zostawię, znajdzie sobie inną rodzinę, którą pokocha, w której będzie miała szansę na normalne życie. Brat już nie będzie jej w tym przeszkadzał. Wtedy myślałem, ze postępuje słusznie.


1 komentarz: