Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

wtorek, 10 sierpnia 2010

DŁUGA DROGA DO SZCZĘSCIA [16-30/94]

16.

Wcześniej. Booth po wyjściu od Tempe udał się do Angeli.

-Ange…- powiedział Booth, pukając w otwarte drzwi artystki.
-Booth. Co ty tu robisz?- spytała.
-Ange… muszę… muszę z kimś pogadać… słuchaj, Bones spotykała się z tym Kylem w Egipcie tak? To z nim była tam związana? O nim rozmawiałyście?

-Booth. Tak to on.
-Super… a już myślałem, ze powoli do niej docieram. Już miałem nadzieję, że coś się miedzy nami zmienia. Że coś się zaczyna.
-Posłuchaj mnie. znasz Brennan, prawda? Znasz ją bardzo dobrze. Myślę, wiem, ze to może zabrzmieć dziwnie, ale sądzę, ze ona tez powoli zaczyna rozumieć tą całą sytuację między wami i to ją przeraża. Boi się tego. Dlatego ucieka w ramiona mężczyzn. Innych mężczyzn.
-Ale przecież… ja… ja mógłbym się nią zaopiekować. Dlaczego ona tak się boi? Pracujemy razem 5 lat. Wie, że jej nie skrzywdzę, nie oszukam, nie zdradzę, wie, ze nigdy jej nie zostawię, a mimo to… mimo to woli być z innymi mężczyznami niż ze mną.
-Booth. Ona… jestem pewna, że czuje do ciebie coś więcej niż przyjaźń.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Jestem jej najlepszą przyjaciółką, tak? Znam ją. Bardzo dobrze. I wiem, ze teraz jest przerażona tym co w sobie odkrywa. Boi się kolejnego odrzucenia. Inni tez obiecywali jej że jej nie zostawią. A jednak wszyscy ją opuścili. Boi się zaangażować. Boi się, ze stanie się to po raz kolejny, że nie będzie potrafiła już nikomu zaufać. Dlatego szuka ucieczki w ramionach innych. Wiem, Booth, ze to jest bolesne. Wiem, co czujesz. Ona taka jest. Nie jest jak wszyscy.
-i za to ją tak kocham. Za to, ze jest sobą, że nie jest jak wszyscy, nie podporządkowuje się żadnym wzorcom. Za to ją kocham.
-Booth. Walcz o nią. Nie pozwól, żeby cię odrzuciła, nie pozwól jej uciec.
-Masz rację, Ange. Nie pozwolę jej uciec. Musze nauczyć ją kochać. Muszę.
-Wiem, ze możesz to zrobić, Booth. Trzymam za ciebie kciuki. Wiem, ze ci się uda. Czuję to. Musisz jej tylko wybaczyć. Wybaczyć tych innych. Kiedy zrozumie, że też cię kocha i że nie zostanie przez ciebie zdradzona, ze zawsze przy niej będziesz, wtedy… nikt inny nie będzie się liczył. Tylko wy.
-Tak. Kocham ją i muszę o nią walczyć. Muszę! Wybaczę jej wszystko. Wszystko! Wiem, ze się boi. Już nigdy więcej nie pozwolę jej się bać. Dzięki Ange!!!- krzyknął wyraźnie podniesiony na duchu. Wyściskał artystkę i ruszył do domu. Jutro ją odwiedzi i powie jej wszystko. Tak.

17.

W domu Brennan.

Bones właśnie skończyła się szykować. Założyła piękną czerwoną sukienkę do kolan, czarne buty na małym obcasie, włosy zostawiła rozpuszczone. Zrobiła delikatny makijaż. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszła, otworzyła.
-Kyle, witaj, wejdź.- gestem zaprosiła go do mieszkania.
-Cześć Tempe.- odpowiedział. Podarował jej piękny bukiet czerwonych róż. Pocałował delikatnie.- wyglądasz olśniewająco.
-Dziękuję. Kolacja jest gotowa, możemy zaczynać.- powiedziała i wskazał ręką na zastawiony stół.
-Myślę, że możemy to trochę opóźnić. Zbyt długo na ciebie czekałem- powiedział i zbliżył się do Brennan. Wyjął jej kwiaty z ręki, odłożył na stół. Złączyli się w pocałunku. Kyle powoli rozpiął jej sukienkę i zrzucił na podłogę. Ona w tym czasie zajęła się jego spodniami i koszulą. Po chwili stali już tylko w samej bieliźnie, której też szybko się pozbyli. Tak bardzo pragnęli zaspokoić swoje potrzeby, ze nawet nie przenieśli się do sypialni. Kochali się na kanapie, potem zsunęli się na podłogę. Wzajemnie obsypywali się pocałunkami. Po skończonym stosunku, Bren włożyła szlafrok, nie było sensu ubierać się z powrotem w sukienkę. Po ich „ćwiczeniach” żadne z nich nie wyglądało tak, jak na początku. Potargane włosy, rozmazany makijaż Tempe. Kyle ubrał tylko swoje bokserki. Usiedli do kolacji. Zjedli dosyć szybko. Po chwili już byli z powrotem w sypialni i znów się kochali. W końcu zasnęli.
Takie noce powtarzały się bardzo często. Właściwie nie było wieczoru, żeby się nie spotkali i nie wylądowali razem w łóżku. Tempe odpowiadała taka sytuacja. Zero zobowiązań i niesamowity seks. Nie miała pojęcia co przeżywa Booth. Nie zdecydował się jednak nic powiedzieć Tempe o swoich uczuciach. Widział, że czuje się zadowolona z takiego układu… to bolało. Bardzo bolało. Jednak Bones mimo, że nie mówiła nic, myślała o Boothie. Nie chciała się do niczego przyznać przed sobą, a może już doskonale wiedziała i dlatego uciekała? Chciała zapomnieć?
„Związek” Bren i Kyle właściwie się nie rozwijał. Opierał się wyłącznie na spotkaniach. Zawsze w domu Brennan i zawsze każde spotkanie kończyło się wspólnie spędzoną nocą. Bren czuła pożądanie do kogoś innego, do kogoś z kim według niej nie mogła być, dlatego rozładowywała napięcia z Kylem… Czy było to dobre?
Tak minęły ponad 2 tygodnie…


18.

Po kolejnej wspólnie spędzonej nocy z Kyle’m, rano:
Brennan budzi głośne pukanie do drzwi. Wstaje zaspana, zarzuca na siebie szlafrok i idzie otworzyć. Za drzwiami oczywiście stoi nie kto inny jak Booth.
-Hej, śpiochu. Zbieraj się. Mamy sprawę.- Brennan ziewa- o, to się nazywa entuzjazm. Co? Niewyspana? Co robiłaś w nocy?- wszedł do mieszkania i dopiero teraz zauważył porozrzucane po mieszkaniu rzeczy. Bluzkę, spodnie, buty Tempe, męską koszulę, męskie spodnie… nie musiał się długo zastanawiać. Wiedział już, co jego partnerka robiła w nocy. I wcale mu to nie pomogło. Co innego domyślać się o ich spotkaniach łóżkowych, a co innego przekonać się o tym na własne oczy… Czuł jak serce mu pęka… jego ukochana Tempe…
-Ok., Bones, nieważne. Widzę, co się tu wczoraj działo- próbował żartować. Znowu chciał śmiechem zatuszować swoje emocje.
-Oj, Booth, jestem dorosła.
-Tak, jesteś… dobra zbieraj się, za 15 minut widzę cię na dole- powiedział to i wyszedł z mieszkania.
-Oj, Booth, zawsze wiesz kiedy wpaść niespodziewanie. Nawet nie zdążyłam posprzątać…no cóż ale w końcu jestem dorosła.- mówiła sama do siebie. Obudziła Kyle’a i poszła wziąć prysznic. Kyle w tym czasie ubrał się.
-Ok. musze lecieć. Mamy nową sprawę.- powiedziała Bones.
-Ok. już się zbieram.- odpowiedział.- Umówimy się jakoś?- zapytał i pocałował Brennan.
-Jasne- uśmiechnęła się.- a teraz chodźmy na dół, mój partner czeka na mnie.
Zeszli na dół. Booth siedział na masce swojego samochodu, czekając na Tempe, która właśnie wyszła z budynku. Booth odwrócił się akurat w momencie pożegnalnego namiętnego pocałunku. Serce znowu zabolało…
„Czemu to nie ja jestem na miejscu tego gościa…?” myślał.
„Będziesz” usłyszał głos.
„Tak będę. Ange ma rację. Muszę o nią walczyć.”

-Ok. Booth, jestem gotowa.- powiedziała Brennan zbliżając się do samochodu partnera.
-To ruszamy.- otworzył jej drzwi.- proszę Dr Brennan.
-Dzięki, Booth- powiedziała z uśmiechem. Chwilę potem byli w drodze.


19.

MIEJSCE ZBRODNI

Brennan i Booth dotarli na miejsce. Zwłoki zostały znalezione przez przypadkowego przechodnia w rowie, przy bocznej uliczce na obrzeżach miasta. Bones jak zwykle szybko wskoczyła w kombinezon, zabrała z samochodu swoją torbę i wraz z Boothem podeszła do znalezionych szczątek. Kucnęła i zaczęła swoje badania.
-Kobieta. Wiek pomiędzy 18-23. rasa biała- powiedziała po chwili.
-Czas zgonu?- spytał Booth wyciągając z kieszeni notes i długopis gotowy do zapisywania informacji podanych mu przez partnerkę.
-Biorąc pod uwagę stopień rozkładu… 3 do 8 dni. Dokładniej będziemy w stanie określić czas po zbadaniu wszystkiego.
-Przyczyna śmierci?
-Nie mogę stwierdzić tego tutaj. Zachowały się jeszcze resztki tkanki. Panie Andy- zwróciła się do mężczyzny stojącego obok- proszę zrobić zdjęcia szczątek i otoczenia, następnie proszę pobrać próbki ziemi…. Musimy zabrać to wszystko…
-Do Laboratorium- dokończył za nią Booth.
-Tak.- potwierdziła. Już miała odejść, ale cos przykuło jej uwagę. Ponownie uklęknęła przy zwłokach- Booth…
-Co się dzieje, Bones?- spytał agent odwracając się do pani antropolog.
-Popatrz…- wskazała na kręgi szyjne ofiary- Tutaj… na kręgu C4 widać wyraźne ślady… ostrego narzędzia. To mogło być przyczyną śmierci.
-Chcesz powiedzieć, że ktoś poderżnął jej gardło?
-Obawiam się, że tak.
-Myślisz, że to ten sam…
-Nie wiem, Booth. Nie mogę powiedzieć tego, bez dokładnego zbadania szczątków. Na razie nie ma na to żadnych dowodów… ale… chwila… na jej nadgarstkach i stopach są ślady… podobne do tych na Susan Ivey.
-Więc to jednak ten sam morderca…
-Nie, Booth. Powiedziałam „podobne” nie takie same. Tutaj nic więcej nie mogę powiedzieć. Musimy jak najszybciej przetransportować szczątki do Jeffersonian. Tam dowiemy się wszystkiego.- po chwili dodała- ale nie wygląda to dobrze, Booth.
-Wiem, Bones. Te wszystkie ślady mogą wskazywać na seryjnego mordercę.
-Ok. wracajmy do Laboratorium- powiedziała w końcu Bones.


20.

SUV
Oboje siedzieli w milczeniu, pochłonięci swoimi myślami. Brennan myślała o nowo znalezionych zwłokach. Myśli Bootha tym razem nie mogły skupić się na sprawie. Zastanawiał się jak może powiedzieć Bones o swoich uczuciach. Wiedział, że powinien zrobić to jak najszybciej, by jej nie stracić. Nie chciał by Kyle mu ją odebrał. Wiedział, że dziś wieczorem też byli umówieni i domyślał się, ze nie będzie to kolacja w restauracji. A tego już dłużej nie zniesie. Tylko czy teraz jest odpowiedni moment? Dopiero co byli na miejscu zbrodni… „kolejna wymówka. nie szukaj byle pretekstu tylko powiedz jej to. Co jest z tobą Seeley Booth. To twoja Bones. Nie pozwól jej odejść” myślał. Postanowił zacząć rozmowę i powoli wprowadzić plan przyznania się do swoich uczuć.  Musi być ostrożny, żeby jej nie wystraszyć.
-Bones?- zaczął.
-Tak?
- przepraszam, że dzisiaj rano tak wpadłem… nie wiedziałem, że ktoś jest u ciebie- „no tak głupiej nie mogłeś zacząć! Zamiast mówić jej o sobie, zaczynasz o Kylu. Idiota” pomyślał, jak tylko skończył zdanie.
-W porządku, Booth. Jesteśmy dorośli. Już nie raz wparowałeś do mnie rano, kiedy był u mnie jakiś mężczyzna.
-No tak… ale czy ty i ten… Kyle… czy coś was łączy- „coraz lepiej ci idzie Seeley Booth. Rób tak dalej a ja stracisz” myślał. Coś nie wychodził mu jego plan.
-tylko seks.
-Aha…
-wiesz, każdy z nas potrzebuje rozładować swoje napięcie. To ludzka natura zmusza nas do zaspokajania swoich potrzeb. to normalne, z antropologicznego punktu widzenia…
-Załapałem, Bones.
-Masz coś przeciwko moim spotkaniom z Kyle’m?
-Co?... nie, nie- „tak”- nie oczywiście, że nie- skłamał oczywiście.- możesz spotykać się z kim chcesz, to jest twoje życie. Masz rację jesteśmy dorośli.- w jego głosie słychać było niepewność.
-Booth, kłamiesz.
-Co?
-Kłamiesz. Wiem, że nie znam się dobrze na tej całej mowie ciała, ale znam ciebie i czuję, że nie mówisz mi prawdy, dlaczego?
-No widzisz, Bones… ja po prostu chcę żebyś była bezpieczna… nie ufam temu Kyle’owi. Coś mi nie gra. Jest taki dziwny…
- Nie znasz Kyle’a. jest naprawdę w porządku. Nie masz się czego obawiać. Booth, ale to nie o to chodzi, prawda? Nie to chciałeś mi powiedzieć?
-Nie…- westchnął ciężko. Decyzja o powiedzeniu wszystkiego Bones już zapadła. Nie ma odwrotu. Nie wykręci się już niczym. Bren wie, ze Booth nie czuje się dobrze wiedząc, że ona spotyka się z Kyle’m- Ja… muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego. Już dawno chciałem to zrobić, ale… bałem się…
-Bałeś się? Ty, Booth? Czego?
-tak bałem się… teraz też się boję, ale muszę ci to powiedzieć… jeśli tego nie zrobię… stracę cię…
-Nie rozumiem.
-Temperance…- zaczął. Jego żołądek podszedł mu do gardła. Zaraz jej to powie. Zaraz wyjaśni wszystko.- Ko…- urwał. Naprzeciwko nich ni stąd ni zowąd pojawił się samochód. Jechał szybko prosto na nich. Jedyne co Booth zdążył zrobić to lekko skręcić w prawo. Nie zdążył minąć pędzącego samochodu. Uderzył prosto w Suv’a agenta. Uderzył w stronę, po której siedział Seeley… Słychać było tylko przeraźliwy huk i pojawiła się ciemność…


21.

Oboje siedzieli nieprzytomni w samochodzie. Po chwili Brennan ocknęła się. Otworzyła oczy… świat kręcił się wokół niej. Czuła, że coś ciepłego spływa po jej skroni. To była krew. Dużo krwi. Czuła straszny ból w klatce piersiowej, nogach, rękach… Obok zauważyła nieprzytomnego Booth’a. z jego głowy obficie lała się krew.
-Booth… nie…- powiedziała słabym głosem. Wyjęła telefon i od razu zadzwoniła po pogotowie.
-Dzień dobry, tu Dr Brennan. Zdarzył się wypadek. Jesteśmy przy- popatrzyła na słup z nazwą ulicy- Daisy Street nr 15. mój partner jest nieprzytomny… przyjedźcie szybko, proszę.
-Już wysyłamy karetkę.
-Dziękuję.- schowała telefon. Próbowała się poruszyć, ale przy takim bólu nie było to łatwe. Domyśliła się, że ma złamaną rękę, coś było nie tak z jej nogami, wiedziała, że ma poważne obrażenia… ale wiedziała też, że nie są one tak poważne jak Bootha. Musiała szybko coś zrobić, poczuła benzynę, zbiornik musiał pęknąć podczas uderzenia. Nie zważając na ból próbowała wydostać się z samochodu. Po kilku nieudanych próbach poruszenia się udało jej wydostać się z siedzenia samochodu i wyczołgać przez przednią szybę na maskę SUV’a. miała rację. Ze zbiornika wyciekała benzyna. Nie miała więc dużo czasu.
Pokonując ból, sięgnęła ręką do pasów Bootha i odpięła je. Chwyciła partnera i używając całej swojej pozostałej siły powoli i z trudem wyciągnęła agenta na maskę samochodu. Potem delikatnie, by nie spowodować poważniejszych uszkodzeń, ściągnęła go na ziemię i odciągnęła od rozbitego SUVa. W samą porę, bo chwilę potem zbiornik z paliwem wybuchł i cały samochód stanął w płomieniach.
-Booth, proszę cię, trzymaj się. Jestem przy tobie. Karetka zaraz będzie. Wytrzymaj, proszę. Booth, dalej. Proszę cię, nie zostawiaj mnie… nie umiem żyć bez ciebie, Booth…- mówiła Bren przez łzy. Pierwszy raz głośno powiedziała, że jej na nim zależy. Szkoda tylko, ze nie mógł jej usłyszeć… oderwała kawałek swojej bluzki i ucisnęła ranę na jego silnym ramieniu. Tym ramieniu, w którym zawsze czuła się bezpieczna. Drugą część bluzki przyłożyła do krwawiącej rany na jego głowie. Jej partner, ten zawsze silny i czarujący mężczyzna, który zawsze był obok niej, by ją chronić leżał teraz zupełnie bezbronny. Znowu ocalił jej życie kosztem swojego. Tempe poczuła ukłucie w sercu. „Co ono oznacza?” myślała. Nie mogła go stracić.
Siedziała przy Boothie wciąż uciskając jego ranę na głowie. W końcu usłyszała sygnał karetki. Od razu straciła przytomność. Teraz miała pewność, ze ktoś się nimi zajmie i jej siły, które zebrała by zająć się partnerem po prostu zniknęły. Jej ręka wciąż spoczywała na głowie Bootha. Pojawiło się pogotowie. Znaleźli Bren i Bootha leżących koło siebie. Szybko opatrzyli powierzchowne rany. Tempe słyszała, zupełnie jakby była za jakąś szybką, głosy ratowników
-„nie wygląda to dobrze. „
-„Musieli nieźle oberwać”
-„Ich stan jest poważny. Trzeba poinformować szpital, żeby przygotowali salę operacyjną. Ten mężczyzna musi znaleźć się tam jak najszybciej.”
-„Uraz głowy jest bardzo poważny, jeśli zaraz nie wyląduje na bloku operacyjnym, stracimy go…”
Bren była nieprzytomna, ale słyszała to wszystko. Nic nie mogła zrobić. Tylko łza spłynęła po jej policzku, czuła, że traci kawałek siebie… traci swoje życie…
Karetka zabrała partnerów i gnała na sygnale do szpitala. Dla Bootha liczyła się teraz każda sekunda...


22.

Kilka godzin później.

Bones leży na oddziale intensywnej terapii, wciąż nieprzytomna. W tym czasie ciągle trwa operacja Bootha. Przejął na siebie uderzenie, więc jego stan jest o wiele poważniejszy od stanu jego partnerki. Bren leżała ze złamaną ręką, miała uszkodzone żebra, cudem nie uległy złamaniu. Miała wstrząs mózgu, była bardzo poobijana, ale jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Tak myśleli lekarze…

W tym czasie w Instytucie.

-Zack, znalazłeś przyczynę śmierci?- zapytała Cam.
-Dr Saroyan. Złe wiadomości.- odpowiedział Zack.
-O, Boże, czy…
-Tak. Zginęła w taki sam sposób jak Susan Ivey. Te same obrażenia. Uszkodzenie czaszki spowodowane zapewne uderzaniem jej głową o twardą powierzchnię. To jednak nie było przyczyną śmierci… uderzenia były pośmiertne. Tak jak u Ivey przyczyną śmierci było podcięcie gardła. Dodatkowo te same ślady na nadgarstkach i kostkach… była związana. Zainfekowane biodro sugeruje długie przebywanie w jednej pozycji.
-Była więziona tak, jak Susan Ivey.- powiedziała Cam. Wyniki toksykologiczne wykazały, że w jej organizmie znajdowała się heroina i kokaina. Te same narkotyki. Również w nieśmiertelnej dawce.
-Mamy zgodność…- weszła Angela- Elizabeth Laventza. Wiek 23 lata. Studentka antropologii sądowej… mieszkała na Beard Street nr 8. była w Egipcie na praktykach. Identyfikowała szczątki w masowych grobach. Brak męża, dzieci, rodziny…
-W obu sprawach pojawia się antropologia sądowa i Egipt. Może ma to jakiś związek…- zaczęła Cam, ale krzyk Hodginsa jej przerwał.
-Szybko!!! Chodźcie tu wszyscy!!!- w głosie Jacka słychać było przerażenie. Wszyscy natychmiast oderwali się od pracy i pobiegli do gabinetu Jacka. Zastali go wpatrującego się z przerażeniem w ekran telewizora.
-„Dzisiaj- mówiła dziennikarka w telewizji- w godzinach południowych w okolicach Daisy Street doszło do wypadku. Kierowca Forda spowodował wypadek, wjechał z dużą prędkością w samochód Agenta FBI. Dowiedzieliśmy się, że w momencie katastrofy w samochodzie tym znajdował się Agent Specjalny Seeley Booth i światowej sławy antropolog Dr Temperance Brennan. Oboje trafili do szpitala z poważnymi obrażeniami. Z tego co się dowiedzieliśmy Agent Booth zmarł na stole operacyjnym zaraz po przyjeździe. Władze szpitala nie chcą nam udzielić żadnych informacji na temat stanu Dr Brennan
-Brennan! Booth!- krzyknęła Angela- Boże! To niemożliwe… Booth.- Ange rozpłakała się. Wszyscy stali przez chwilę nic nie mówiąc. Ta wiadomość była zbyt szokująca…
Nagle ponownie rozległ się głos dziennikarki.
-Tak? Dziękuję. Właśnie otrzymaliśmy nieoficjalne informacje o stanie pani antropolog. Wygląda na to, że jest więcej ofiar śmiertelnych. Dr Temperance Brennan właśnie zmarła na skutek krwotoku. Nic nie dało się zrobić. Obrażenia obojga były zbyt poważne. Wygląda na to, że nadszedł smutny dzień. Żegnamy dzisiaj najsłynniejszą pisarkę i antropolog Dr Temperance Brennan i najlepszego Agenta FBI Seeley’ego Booth’a…


23.

-Wyłącz to, Jack!- krzyknęła Angela ze łzami w oczach. Jack pośpiesznie wyłączył telewizor.- Nie wierzę w to!
-Ange, uspokój się- Cam starała się uspokoić artystkę, choć sama nie mogła powstrzymać swojego zdenerwowania i łez.
-nie! Nie wierzę w to! Oni nie mogli zginać! Nie oni! Musimy tam pojechać i to natychmiast!- krzyczała.
-Angela słyszałaś, co powiedzieli…- zaczął Zack.
-Tak! Słyszałam! Słyszałam do cholery! Nieoficjalne… nieoficjalne!!! To znaczy, ze to nie musi być prawda!!! Muszę to sprawdzić- pociągnęła Jack’a za rękę- zawieź mnie tam Jack, teraz! Proszę- Jack tylko skinął głową i spojrzał na Cam. Ta bez słowa zgodziła się.
-Jedźcie. Dołączymy do was- powiedziała ze łzami w oczach. Angela i Jack wybiegli z Instytutu.
-Nie… nigdy się z tym nie pogodzę. To niemożliwe. Niemożliwe Bren i Booth… nie!- krzyczała Cam- Ange ma rację, musimy szybko do nich pojechać. Nie wierzę, że nie żyją…- mówiąc to zaczęli zbierać się do wyjścia. Muszą dowiedzieć się, co stało się z ich przyjaciółmi. Żadne z nich do końca nie wierzyło w ich śmierć. Wciąż mieli nadzieję, że to pomyłka… nadzieję…
Chwilę później w szpitalu…


24.

-Gdzie ona jest?! Proszę mi powiedzieć! Muszę wiedzieć co z nią!- Angela ze łzami w oczach wpadła z krzykiem do szpitala i zaatakowała pielęgniarkę.
-Proszę się uspokoić. O kogo pani chodzi?- spytała kobieta.
-Gdzie ona jest? Muszę ją zobaczyć!- artystka wciąż krzyczała na bogu ducha winną pielęgniarkę.
-Ange, uspokój się, proszę- powiedział Hodgins- chcieliśmy się dowiedzieć co z Dr Brennan i Agentem Boothem. Mieli wypadek…-
-Państwo są z rodziny?
-Nie do końca… to znaczy- zaczął Hodgins.
-Jestem jej najlepszą przyjaciółką. Proszę mi powiedzieć co z nią!- Ange nie mogła powstrzymać łez i zdenerwowania.
-Niestety informacji możemy udzielać tylko rodzinie.
-Ja jestem jej rodziną!!! My jesteśmy! Cały Instytut Jeffersona- tłumaczyła Angela.
-niestety nie mogę udzielić państwu żadnych informacji…
-Proszę pani. Dr Brennan nie ma innej rodziny. Nie tu. W DC to my jesteśmy jej rodziną i jej przyjaciółmi.
-Ale…
- Bardzo panią proszę- pielęgniarka nie potrafiła im odmówić. Widziała ich ból spowodowany brakiem informacji. Czuła, ze Bren jest dla nich kimś naprawdę ważnym i bliskim.
-Dobrze… jak ja przywieźli była w pokoju 103… ale później…- zaczęła pielęgniarka, ale nie dokończyła, bo Angela i Hodgins już biegli w kierunku pokoju. Musieli jak najszybciej się czegoś dowiedzieć. Musieli zobaczyć Brennan i Bootha. Całych i zdrowych. Taką mieli nadzieję.

Kiedy wreszcie dobiegli do właściwej Sali, otworzyli drzwi serce im zamarło… zobaczyli… 


25.

W łóżku nie było nikogo. Była tylko rozrzucona pościel i zerwana kroplówka…Ani śladu po Brennan.
-Jack… co się dzieje? Gdzie ona jest? Miała tu być… pielęgniarka powiedziała, że jest tutaj…- Angela czuła jak łzy z niesamowitą siłą cisną się jej do oczu. Czyżby to była prawda, że jej przyjaciółka nie żyje?
-Spokojnie, Ange. Może pomyliliśmy pokoje?- Jack wyszedł na zewnątrz sprawdzić numer.- nie. To pokój 103.
-Więc powinna tu być!- krzyczała Ange.
-Ale pielęgniarka powiedziała, że jak ją przywieziono to trafiła do tego pokoju, może ją przenieśli, albo jest na jakichś badaniach?- Hodgins próbował znaleźć jakieś wytłumaczenie tej sytuacji.
-Nie. Zobacz!- Ange wskazała na kartę pacjenta, na której widniało nazwisko Brennan.- była tu… Była.. jest jej karta. Gdyby ją przenieśli, nie byłoby tu karty!!!- Angela wpadała w coraz większą panikę.- Jack… to musiała być prawda… to co mówili w wiadomościach… ale… ja nie wierzę… nie wierzę, ze Tempe nie żyje…- rozpłakała się i wtuliła w Hodginsa.- Nieeee!!!


26.

Do gabinetu wpadł lekarz.
-Proszę os pokój, co to za krzyki? Co się tu dzieje? Pacjentka potrzebuje spokoju.
-Gdzie Brennan?- Angela doskoczyła do lekarza.
-Czy pani jest z rodziny?- zapytał lekarz. Przez to że Ange tak na niego naskoczyła nawet nie  zauważył, ze brakuje mu pacjentki.
-Tak!!!  Co z moją przyjaciółką?!
-Odpoczy…- teraz spojrzał na łóżko.- Gdzie ona jest?
-To ja pytam, gdzie ona jest- powiedziała Angela.
-Powinna tutaj leżeć- powiedział zdziwiony.
-Czy… to znaczy, że… ona żyje?- zapytała Ange.
-Oczywiście, ze żyje.
-A co z Boothem?
-Trwa operacja. Na razie nie można nic powiedzieć. Jego stan jest bardzo poważny…
-Jak to…?- Ange zbladła ze strachu.
-Doznał o wiele poważniejszych obrażeń. W jego stronę uderzył samochód… Myślę, że chciał w ten sposób ochronić partnerkę… A właśnie musimy ją jak najszybciej znaleźć. Jej stan jest stabilny, ale to nie daje jej pozwolenia na chodzenie po szpitalu. Powinna leżeć. ma wstrząs mózgu… Jest zdecydowanie za słaba. To może spowodować kłopoty, których obecnie nie ma.
-A czy z Boothem…?- zaczął Hodgins, ale lekarz już go nie słuchał tylko biegł w kierunku drzwi.  Wybiegł z sali i zwołał pielęgniarki. Zaczęło się wielkie poszukiwanie Brennan po szpitalu. Angela i Hodgins oczywiście się dołączyli.  Rozdzielili się. Każdy przeszukiwał inny korytarz. Pytali pacjentów, lekarzy, inne pielęgniarki, wszystkich. Nikt jej nie widział. Po jakimś czasie Angela zobaczyła…


27.

Godzinę wcześniej…

Temperance wreszcie się obudziła. Była bardzo słaba. Straciła dużo krwi, ale jej życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. Musiała tylko leżeć i odpoczywać. Za kilka dni odzyska siły. Gorzej było z jej partnerem. Operacja nadal trwała. Wyglądało to bardzo poważnie. Nawet jeśli operacja się powiedzie, nie wiadomo czy w pełni odzyska siły, czy w ogóle się obudzi…
Do sali Tempe właśnie wszedł lekarz.
-Nareszcie się pani obudziła- powiedział.- Jak się pani czuje?
-Booth… gdzie jest Booth?- mówiła i usiłowała się podnieść.
-Proszę leżeć, dr Brennan. Musi pani teraz odpoczywać- powiedział lekarz i powstrzymał ją od wstawania.
-Ale Booth… gdzie jest? Co z nim?- dopytywała.
-Wciąż trwa operacja. Proszę być dobrej myśli. Proszę teraz odpoczywać.
-Operacja? Gdzie? Muszę być przy nim.
-Spokojnie. Robimy wszystko co w naszej mocy- uspokajał ją.- Proszę odpoczywać- ułożył ją na łóżku i chwilę potem wyszedł. Bren udawała, że śpi. Poczekała chwilę; przez okienko swojej sali obserwowała, czy ktoś jej pilnuje. Nikogo nie było. Z trudem wstała. Od razu poczuła jak bardzo kręci jej się w głowie. Upadła obok łóżka. Po chwili jednak znowu wstała. Była bardzo słaba, ale nie przeszkodziło jej to w podjęciu próby odnalezienia swojego partnera. Z każdym krokiem coraz bardziej kręciło jej się w głowie, ale nie zwracała na to uwagi. Liczył się tylko Booth. Musiała go znaleźć. Nieważne ile siły będzie zmuszona w to włożyć. Szła szpitalnymi korytarzami, podtrzymując się ścian. Jedyne co trzymało ją na nogach to myśl, że musi dotrzeć do Bootha. Nie wiedziała gdzie dokładnie trwa operacja, po prostu czuła w jakim kierunku powinna iść. Coś ciągnęło ją we właściwą stronę. Po dłuższej chwili znalazła się pod drzwiami sali operacyjnej, na której jej partner wciąż walczył o życie. Usiadła pod drzwiami i powtarzała jak w amoku:
-Booth, proszę cię wytrzymaj. Nie zostawiaj mnie samej. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś dla mnie najważniejszy. Booth proszę cię nie zostawiaj mnie…- niewiadomo jak długo tak siedziała…


28.

Po jakimś czasie Angela zobaczyła:
-Brennan!- krzyknęła i podbiegła do skulonej pod drzwiami przyjaciółki- Brennan! Kochana, jesteś! Tak się o ciebie martwiłam!- rozpłakała się i przytuliła Tempe- żyjesz… żyjesz… co ty tu robisz? Powinnaś leżeć.
-Booth, Ange…- dopiero teraz Tempe podniosła głowę i Angela mogła zobaczyć jej twarz. Była podrapana, posiniaczona i spuchnięta od łez, które nawet na chwilę nie przestawały spływać po jej policzkach.
-Co z nim, sweety?- widząc minę Brennan, artystka zbladła.
-Nie wiem… operują go… już tak długo.. tak długo to trwa… Ange, ja nie wiem…- wybuchła płaczem.
W tym momencie do pań dołączył Hodgins.
-Dr Brennan! Nic ci nie jest! Jak się czujesz? Co… co z Boothem?- zasypywał ją pytaniami.
-Booth, on…- zaczęła, ale nie była w stanie dokończyć. Angela mocniej przytuliła przyjaciółkę.
-Jeszcze go operują…- szepnęła Ange, wiedząc, że powtarzanie tego głośno przy Tempe nic nie pomoże. Bren i tak była już w bardzo złym stanie.
-Jeszcze?- Hodgins też starał się mówić ciszej.
-Ange… Jack… muszę wam coś powiedzieć, coś bardzo ważnego…- zaczęła Bren- Musicie spróbować… nie wiecie, że…- nie dokończyła, bo w tym momencie opadła ze wszystkich sił i straciła przytomność.
-Tempe! Tempe!- krzyczała Ange- Ocknij się! Jack, leć po lekarza, szybko!- Jack bez chwili namysłu ruszył pędem przez korytarz w poszukiwaniu lekarza.
-Tempe… Tempe… słyszysz mnie? proszę cię, obudź się… nie poddawaj się… nie możesz się poddać…
Siedziała tak chwilę z Tempe w ramionach, aż w końcu przybiegł lekarz i pielęgniarki. Szybko podnieśli Bones i położyli na łóżku. Od razu zawieźli ją do sali. Zrobili badania.
Na szczęście nic się nie stało. Wszystko spowodowane było zmęczeniem, osłabieniem i stresem.
W czasie kiedy po sali Tempe kręcili się lekarze, do Angeli i Jacka dołączyła Cam i Zack.
-Co się stało, Ange?- zapytała Cam jak tylko pojawiła się przy artystce.- Czemu tu jest tylu lekarzy?
-Bren zemdlała… Wstała z łóżka i poszła pod sale operacyjną, na której jest Booth.
-Co z nią? Jak ona się czuje?- zapytał Zack.
-Wyjdzie z tego. Ma sporo obrażeń, wstrząs mózgu, ale jej stan jest stabilny…- powiedziała Ange.
-A… Booth?- Cam spytała z niepewnością w głosie.
-Ciągle go operują… Jego stan jest bardzo poważny… Przyjął uderzenie na siebie, żeby chronić Bren.
-Długo trwa ta operacja…- zmartwiła się Cam.
-Za długo…
-Wyjdą z tego, Ange- Cam starała się jakoś pocieszyć przyjaciółkę- Kto jak kto, ale oni z tego wyjdą.
-Tak- na twarzy Ange pojawił się smutny uśmiech.
Lekarz wyszedł z sali  Tempe.
-Wszystko w porządku, fizycznie… Psychicznie jest gorzej… obwinia się o stan partnera…


29.

Operacja Bootha wreszcie się skończyła. Został przewieziony na OIOM. Nadal jest w śpiączce. Miał poważny uraz głowy i nie wiadomo jak długa będzie jego powrotna droga. Najgorsze było to, że Bren nie mogła być przy nim. Cały czas ktoś jej pilnował i nie miała szans wymknąć się z sali. Zrobiłaby to jeszcze raz, gdyby tylko miała taką możliwość. Zrobiłaby wszystko, żeby móc przy nim teraz być. Ale nie może… Jej przyjaciele ciągle byli przy niej, pilnowali jej, opiekowali się nią. Przekazywali jej wiadomości o stanie Bootha. Niestety nie mogli powiedzieć jej nic nowego i innego niż „Jego stan jest stabilny. To dobry znak. Niestety nie odzyskał jeszcze przytomności”. Psychicznie wciąż była słaba. Nie pomogły jej zapewnienia, ze to nie jej wina, że Booth leży nieprzytomny na OIOM-ie.

-Ange, to moja wina, ze on tam leży. Moja wina, ze Booth nie może się obudzić…
-Co ty mówisz, kochana?- Angela cały czas była przy przyjaciółce.
-To przeze mnie Booth może umrzeć…
-Nawet tak nie mów. Seeley wyjdzie z tego. Obiecuję ci to.
-Nie możesz mi tego obiecać. Nie wiesz, co się wydarzy.
-To wiem. On po prostu nie może odejść.
-Gdyby nie próbował mnie znowu ratować…
-Sweety, to nie jest twoja wina, słyszysz? Booth jest po prostu wspaniałym człowiekiem. Obiecał, że zawsze będzie cię chronił i zrobił to. Dlatego teraz tam leży- oczy Ange zaszkliły się- dlatego walczy o życie. Walczy, słyszysz? Walczy, bo wie, że ma dla kogo żyć… i wróci do nas. Zrobił to, bo się o ciebie troszczy. Nie mógł złamać danej obietnicy.
-Ale… ja tam powinnam z nim leżeć… też powinnam walczyć o życie… dlaczego ja zawsze wychodzę ze wszystkiego, a on zawsze musi tak cierpieć, walczyć? Dlaczego, Ange?
-Bo obiecał opiekować się tobą. Obiecał poświecić swoje życie w twojej obronie.
-Ange, muszę być przy nim, ja…
-Kochanie… teraz musisz leżeć. za parę dni odzyskasz siły i…
-Ale ja muszę teraz. Muszę być przy nim, żeby wiedział, że ktoś na niego czeka, że… że jestem przy nim.
-On to wie, Bren. Wie- przytuliła przyjaciółkę- Zawsze to wiedział- Bren nic nie odpowiedziała, a z jej oczu spływały łzy…- Odpocznij teraz, kochana. Prześpij się.
-Nie mogę spać, wiedząc, że Booth…
-Jeśli nie będziesz odpoczywać, nie odzyskasz sił. I kto będzie opiekował się Boothem? Musisz odzyskać siły.
-Masz rację- powieki Bren nagle zrobiły się bardzo ciężkie.- Masz rację… muszę mieć siłę, by pomóc mu w walce… Mam prośbę Ange…
-Tak, słodziutka?
-Idź do Bootha i powiedz mu, że… czekam na niego… że jestem przy nim i chcę żeby walczył… że go nie opuszczę nigdy…
-On to wie…
-Tak, ale powiedz mu to… powiedz, ze nie mam teraz siły żeby przy nim być, ale jestem… i jak tylko poczuje się lepiej będę przy nim cały czas. Tak długo jak będzie trzeba. Powiedz mu…
-Dobrze kochanie, powiem mu.- Ange ucałowała przyjaciółkę w czoło. Minęło zaledwie kilka minut i Tempe pogrążyła się we śnie.
-Zawsze ktoś będzie obok ciebie, kochana.- szepnęła Ange.  Upewniwszy się, ze przyjaciółka smacznie śpi, poszła do Bootha, tak jak obiecała… wiedziała, że Tempe śpi i może spokojnie zostawić ja na chwilę nie ryzykując jej kolejnego uciekania z sali, zrywania kroplówek i obwiniania się za stan Bootha.


30.

Angela cicho otworzyła drzwi do sali, na której wciąż leżał nieprzytomny Booth. Był podłączony do jakiejś aparatury, mnóstwo kabelków, kroplówka, monitor pokazujący pracę serca… Ten obraz był straszny. Straszny dla Angeli, a co dopiero stałoby się z Tempe gdyby zobaczyła go w takim stanie. Głowa zawinięta bandażem, złamane obie ręce, nogi w bandażach…nawet na klatce piersiowej miał opatrunki.. nikt nie chciałby zobaczyć swojego przyjaciela w takim stanie… Ange cicho podeszła do jego łóżka,
-Cam- szepnęła do przyjaciółki, która pilnowała teraz Bootha- muszę porozmawiać z Boothem. Mam dla niego wiadomość od Temperance.
-Dobrze- powiedziała Cam- pójdę po kawę.
-Jakieś zmiany?- zapytała jeszcze artystka.
-Niestety, bez zmian…- Cam posmutniała..- zaraz wrócę Ange. Zostawiam was samych.
Angela usiadła na krześle stojącym obok… Złapała rękę leżącego Agenta…
-Booth, jesteśmy wszyscy przy tobie. Czekamy aż się obudzisz. Wiesz kto mnie wysłał do ciebie? Tempe. Chciała żeby przekazać ci wiadomość od niej. Booth ona czeka tu na ciebie. Powiedziała, że jest z tobą cały czas, niestety jej stan zdrowia nie pozwala jej przy tobie siedzieć, ale jak tylko odzyska siły, obiecała, że nie odejdzie nawet na krok, będzie cię pilnować tak długo jak będzie trzeba. Będzie walczyć o ciebie. Prosiła, żebyś ty też się nie poddawał. Musisz walczyć Booth dla nas, a przede wszystkim dla niej. Musisz… Wiesz…
Myślę, że zrozumiała już jak ważny dla niej jesteś. Myślę, że jest gotowa żeby zaryzykować i wyznać ci swoje uczucia. Otworzyła dla ciebie swoje serce i czeka na ciebie. Booth ona naprawdę cię kocha. Sam widzisz, że musisz do nas wrócić. Nie możesz jej teraz zostawić. Zaufała ci. Jeśli teraz odejdziesz złamiesz swoją obietnicę…. Złamiesz jej serce… Taka rana nie zagoi się już nigdy… straci sens życia… i nigdy już nikomu nie zaufa… nie możesz zostawić jej teraz samej, nie możesz zawieść jej zaufania. Booth, proszę cię…
Pamiętasz jak ci mówiłam kiedyś, żebyś o nią walczył, żebyś wybaczył jej innych? Wybaczyłeś, teraz pora na dalszą walkę. Musisz ją wygrać. Musisz do nas wrócić. – podniosła się z krzesła i ucałowała Bootha w policzek- to też od twojej Tempe. Znak, że ci ufa… Nauczyłeś ją kochać, teraz pomóż jej z tym uczuciem. Sama nie da rady. Znasz ją.
Zawsze będziemy przy tobie Booth.

Kiedy Ange wychodziła z sali, wpadła na Cam.
-Już. Przekazałam mu wiadomość. Mam nadzieję, ze ją słyszał. To pomoże mu wrócić do nas.
-Angela- mina Cam była straszna. Widać było strach i jeszcze większe zmartwienie.
-co się dzieje Cam?- spytała Angela teraz przerażona.
-Właśnie miałam telefon od Hodginsa…  Zbadali oba samochody i zwłoki tego kierowcy…
-o co chodzi Cam?- niecierpliwiła się artystka.
-To nie był wypadek….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz