Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

wtorek, 10 sierpnia 2010

DŁUGA DROGA DO SZCZĘŚCIA [1-15/94]

To jest pierwsze opowiadanie, jakie napisałam o "Bones"... Nie jest idealne, ale to była moja pierwsza próba zmierzenia się z pisaniem o naszych ulubionych bohaterach.


1.

Wczesny ranek. Lotnisko DC. Brennan właśnie wysiadła z samolotu i kierowała się na parking, żeby złapać jakąś taksówkę. Wracała z bardzo udanych „wakacji”.  Wakacji w jej mniemaniu. Znowu pracowała nad jakimiś odnalezionymi szczątkami.

Wyszła na powietrze. Dzień był bardzo ciepły wiec ubrana była tylko w letnia sukienkę. Miała ze sobą torbę przerzuconą przez ramie i dużą walizkę. Dużo ciekawych materiałów dostarczonych jej przez innych antropologów.
Właśnie zmierzała w kierunku upatrzonej taksówki kiedy usłyszała swoje imię
-Bones!
Odwróciła się i zobaczyła Bootha. No tak kto inny mógłby wołać na nią Bones.
-cześć Booth- powiedziała- co ty tu robisz?
-Jak to co, Bones? Przyjechałem po ciebie. Ale zaraz, zaraz… co z twoja ręką- zapytał, bo zauważył, że ręka Bones spoczywa na temblaku.
-Nic takiego. W porządku. Mały wypadek. Za dwa dni maja mi zdjąć gips.- odpowiedziała.
-Wypadek?
-Tak, nic poważnego. Ale chwilę, skąd wiedziałeś, ze dzisiaj wracam? Przecież zmieniłam termin powrotu, miałam być dopiero za 3 dni.
-FBI ma swoje źródła, Bones, wiesz.
-Źródła? Przecież nikt nie wiedział kiedy wracam.
-Ja wiedziałem- uśmiechnął się szeroko.
-Skąd?
-Przykro mi, nie powiem ci.
-Dlaczego?
-Bo gdybym ci powiedział, straciłbym swoje źródło.
-Nie rozumiem.
-Nieważne, Bones. Chodź. Odwiozę cię do domu.
-Nie, nie do domu. Muszę jechać do Instytutu.
-Po co? Przecież nie ma żadnej nowej sprawy. Dopiero przyleciałaś.
-Wiem, ze nowej sprawy nie ma, ale moja praca polega na identyfikowaniu różnych szczątek. Przed wyjazdem rozpoczęłam identyfikację  i obiecałam sobie, ze po powrocie ja skończę. To wszystko.
-Czy to znowu jakieś kolejne szczątki ze starożytności? Nie mogą poczekać jednego dnia?
-Nie ze starożytności. Powiedziano mi, ze pochodzą z okresu II wojny światowej. Ktoś tam może czekać na wiadomość o swoich bliskich, a ja muszę się dowiedzieć kim byli ci ludzie.
-Oj, Bones, Bones. Zawsze taka sama.
-To znaczy jaka?
-Już ty dobrze wiesz jaka.
-Nie, nie wiem. Powiedz mi.
-Zawsze najważniejsza jest dla ciebie praca. Ci ludzie czekali już tyle lat. Nic się nie stanie jak poczekają jeszcze jeden dzień.
-Nie rozumiesz tego Booth. Nieważne. Podwieziesz mnie do Jeffersonian?
-Jasne. Po to tu jestem.- szeroki uśmiech- daj te torby.
-Poradzę sobie.
-Nie kłóć się ze mną, dobrze. Masz złamaną rękę.
-Dlatego mam się z tobą nie kłócić? Bo mam złamaną rękę?
-Po prostu daj mi to i chodź.
Brennan dała mu swój bagaż i ruszyli razem w kierunku samochodu.
Wsiedli. Booth włączył radio i ruszyli do Instytutu.
-I jak minęły wakacje Bones?- zapytał nagle.- Coś ciekawego się wydarzyło?
-Tak, na tyle na ile ciekawią cię kości.
-Jedne kości na pewno- uśmiechnął się pod nosem.
-Co?- zapytała.
-Nic nie mówiłem- skłamał.
-Angela!- krzyknęła nagle Brennan.
-Gdzie?- spytał Booth i szukał wzrokiem Angeli.
-Nie, gdzie. To Angela.
-Ale co Angela, Bones? Możesz jaśniej, bo cię nie rozumiem.
-Tylko Angela wiedziała kiedy wracam. Rozmawiałyśmy dwa dni temu i powiedziałam jej o zmianie terminu przylotu. To ona ci powiedziała, prawda?
-Nie powiem ci.
-Nie musisz. Ang ci powiedziała. Widzę to po twojej minie.
-I tak ci nie powiem.
-Nie musisz.


2.

JEFFERSONIAN

Kilka minut później już byli w Instytucie. Bren zabrała swoją walizkę i uparcie sama chciała ją wnieść. Na co Booth oczywiście nie pozwolił.
Jak tylko weszli do środka, od razu przywitały ją radosne okrzyki Angeli.
-Sweety, nareszcie wróciłaś! Stęskniłam się za tobą!- wyściskała przyjaciółkę.- a to co?- wskazała na jej rękę.
-Nic takiego Ange, mały wypadek.- powiedziała Bones.
-Oj Bren. Hej Booth.- powiedziała do Bootha dopiero teraz go zauważając.
-Cześć Angela- odpowiedział Booth.
-A wy co tak razem?- uśmiechnęła się nagle i spojrzała na Brennan i Bootha stojących teraz z bardzo dziwnymi minami.
-Co, razem?- spytał Booth.
-No wiesz, ta walizka i torba.
-Booth tylko uparł się żeby wziąć za mnie walizki.- powiedziała Bones.
-Tak, ma przecież złamaną rękę.- powiedział zmieszany Booth.
-Dobra, dobra. Mówcie co chcecie, a  ja swoje wiem- powiedziała Angela uśmiechając się i puszczając oczko do Bren.
-Oj, Ange daj spokój- Bones, zabrała torbę od Bootha i ruszyła do swojego gabinetu. Booth podążył za nią.

W gabinecie
-Dziękuję ci Booth.- powiedziała Brennan rzucając swoją torbą na kanapę.
-Nie ma za co, Bones.- odparł.- i co teraz?
-Co?
-Co zamierzasz zrobić?
-Zabieram się do pracy- mówiąc to już zakładała na siebie swój fartuch.
-A może skoczymy coś zjeść najpierw?
-Nie jestem głodna.
-po takiej podróży nie jesteś głodna? Daj spokój Bones. Chodź ze mną. Nie daj się prosić.- Booth złapał ją za ramię chcąc w ten sposób przekonać ją do wyjścia.
-Nie, Booth- odsunęła jego rękę- nie jestem głodna. Zresztą muszę skończyć pracę, którą zaczęłam przed wyjazdem.
-ok, Bones, jak chcesz. to ja się zmywam.
-Co?
-Zmywam się. Wychodzę. Idę. Do zobaczenia- uśmiechnął się do Brennan i wyszedł.
-Zmywa się… śmieszne.- powiedziała do siebie Bren i ruszyła oglądać szczątki.

-Dr Brennan- usłyszała nagle.
-Hodgins.- powiedziała, widząc kolegę zmierzającego w jej kierunku.
-Witam z powrotem, moją ulubioną panią antropolog- powiedział Hodgins.
-Dziękuję- uściskali się na powitanie. Chwilę potem pojawił się Zack i Cam. Przywitali się. Oczywiście nikomu nie umknął widok ręki Temperance na temblaku. Odpowiedziała to co wcześniej „mały wypadek. Nic poważnego”
Wszyscy zajęli się pracą.


 3.

Następnego dnia rano.
Brennan spała w najlepsze, gdy nagle usłyszała dźwięk swojego telefonu. Szybko go podniosła
-Brennan- powiedziała do słuchawki, ale nie usłyszała, żadnej odpowiedzi.- Halo? Halo?- Nadal nikt się nie odzywał, usłyszała tylko jakieś trzaski.- Halo?- powtórzyła. Nagle usłyszała bardzo niewyraźnie:
-Temperance…. Jestem… nie…- i rozmowę przerwało.
-Kto to mógł być?- mówiła do siebie.- skądś znam ten głos… a, nieważne.
            Po chwili znowu zadzwonił telefon.
-Brennan.
-Zbieraj się Bones. Mamy nową sprawę, będę u ciebie za 15 minut.

Odłożyła telefon i poszła się przygotować. 15 minut później już była w samochodzie Bootha.
Widać po Tempe ze jest zmęczona, bo cały czas ziewa.
-Napij się kawy, to powinno postawić cię na nogi- powiedział Booth- stoi tutaj- wskazał na miejsce w samochodzie gdzie stały dwa kubki z kawą.
-Dzięki Booth- wzięła kawę i upiła trochę.- co to za nowa sprawa co?
-Nie wiem dokładnie. Słyszałem tylko coś o jakichś zwłokach porzuconych w rowie. Podobno przejeżdżający kierowca je zobaczył.

Dotarli na miejsce. Bones wskoczyła szybko w swój kombinezon i zbliżyła się do ciała.
Leżało w rowie. Wokół pełno much i innych robali.
-Kobieta.- zaczęła Bren- wiek pomiędzy 25- 35 lat. Biała. Widoczne liczne złamania.
-Czas zgonu?- spytał Booth.
-Patrząc na stopień rozkładu wnioskuję, że jakieś 5 do 8 dni.
-przyczyna śmierci?
-umm.
-Co znaczy „umm”?
-Nie potrafię tutaj dokładnie określić przyczyny zgonu. Nie ma żadnej rany postrzałowej, a ciało… trzeba to wszystko przetransportować do Jeffersonian. Proszę pobrać próbki z ziemi i wszystkiego co otacza ofiarę.- zwróciła się do mężczyzny stojącego niedaleko.- tu nie mam już nic do roboty.- ruszyła w kierunku samochodu.
            Chwilę potem byli już w Instytucie. Bren poszła do swojego gabinetu, jako że na ciele było jeszcze sporo tkanki, musiała poczekać, aż Cam wszystko przebada, a Zack usunie pozostałości, by mogła zacząć swoją pracę. Usiadła przed laptopem i zaczęła pisać kolejny rozdział swojej książki. Nagle wpada do niej Angela
-Hej, sweety. Nawet nie miałyśmy okazji pogadać po twoim powrocie.
-Hej, Ange- odpowiedziała Brennan.
-Co porabiasz?
-Próbuję napisać kolejny rozdział książki, ale jakoś na razie mi to nie idzie.
-Książka, no tak- powiedziała przyjaciółka i uśmiechnęła się szeroko- Booth w niej jest?
-Nie. Dlaczego?
-Bo w ostatniej książce wiele o nim pisałaś. Wiesz ten romans i wspólnie spędzona noc… to takie gorące.
-Ange, daj spokój, to jest fikcyjna postać, nie ma nic wspólnego z Boothem.- przerwała jej Bones.
-tak, tak. Na pewno. Ok., słuchaj, wpadłam do ciebie, żeby pogadać z tobą o tym co działo się  w Egipcie, podczas twoich wakacji. Jak dzwoniłaś do mnie ostatnim razem miałam wrażenie, ze coś nie gra.
-Nie, Ange, wszystko gra. To było bardzo interesujące znalezisko. Wiesz wszyscy myśleli, ze to…
-Nie mówię o znalezisku, tylko o tobie- tym razem Angela wpadała jej w słowo.
- O mnie?
-Tak, sweety o tobie.- Ange się uśmiechnęła.- Mówiłaś coś o jakimś przystojnym agencie. Łączyło was coś?- zapytała wprost.
-Powiedziałam ci tylko, ze to bardzo wykwalifikowany, przystojny mężczyzna, nic więcej, Ange. Czemu miałoby mnie coś z nim łączyć?
-Bo śpisz sama już od miesięcy?
-Ange…
-A takie wakacje sprzyjają, no wiesz, różnym przygodom.
-Ange ja nie byłam tam na wakacjach tylko w pracy. Identyfikowałam szczątki znalezione w masowym grobie…- tłumaczyła się Brennan, ale widać było, że coś ukrywa.
-Sweety znam cię dobrze i wiem, że coś między wami było. Poznałam to po twoim głosie, po tym jak mi o nim opowiadałaś.- wtrąciła artystka.
-Ange nie wiem co masz na myśli…
W tym czasie Booth właśnie miał wejść do gabinetu Bones, ale usłyszał rozmowę przyjaciółek i nie chciał przeszkadzać. Stał więc pod drzwiami i podsłuchiwał.
-wiesz. Spaliście ze sobą?


4.

-Nie…- skłamała.
-Bren?- Ange założyła ręce na piersiach i popatrzyła na Brennan z miną „I tak wiem, że coś się wydarzyło, mnie nie oszukasz”
-ok. Dobra, widzę, że nie odpuścisz dopóki ci nie powiem.
-Zgadłaś.
-Tak, spaliśmy ze sobą kilka razy.
-wiedziałam!- krzyknęła uradowana Angela.
-Ale to był tylko seks, czysto rekreacyjny. Nic innego się z tym nie wiąże.
-Tak, jasne, kochaniutka.

Nagle do gabinetu Bones wpada Booth.
-Bones- powiedział- i co wiecie już coś więcej o ofierze?
-Nie- odparła Brennan- Cam robi toksykologię, potem Zack oczyści kości, więc…
-Dobra. W takim razie porywam cię na obiad. Jestem pewien, że nic nie jadłaś od rana.
-Nie miałam czasu, żeby…
-widzisz, jak cię znam- przerwał jej.- Chodź, Bones. Zjemy, a w tym czasie Zack oczyści kości.
-ale…
-nie ma żadnego ale- łapie ją za rękę- idziemy- ściąga z niej fartuch roboczy, podaje torbę i zabiera Brennan.
-Ange, jak będziecie wiedzieli coś więcej o ofierze, daj mi znać.- zdążyła powiedzieć Bren zanim Booth wyciągnął ją z gabinetu.
-Jasne, sweety, zadzwonię.- krzyknęła za nią Angela. Już chciała wyjść z gabinetu Brennan, ale zauważyła, że przyjaciółka nie zdążyła wyłączyć komputera. Spojrzała tylko na ekran i ujrzała otwarty plik z powieścią Bones. Zrobiła krok w kierunku drzwi, ale ciekawość wzięła górę. Rozsiadła się na fotelu Tempe i zaczęła czytać. Minęło kilka chwil…
-No, no Bren, to zdecydowanie jest Booth- na jej twarzy pojawił się uśmieszek. Czytała dalej. – no proszę, kochana. Chyba zamiast imienia postaci agenta wpisałaś imię Bootha. Jestem pewna, że nie przez przypadek.- powiedziała pod nosem i zaczytała się w dalszej część powieści.


5.

Tym czasem w Royal Dinner.
-Booth, z antropologicznego punktu widzenia, nie jest to możliwe. Wiesz, że… - mówiła Brennan.
-Wiem, Bones- przerwał jej Booth- to taka przenośnia.
-zupełnie bez sensu.
-Dobra, dobra, wiem, co o tym myślisz. Opowiedz lepiej jak było w Egipcie. Słyszałem, że poznałaś tam kogoś.
-Co?... nie. To znaczy poznałam tam mnóstwo ludzi. Wiesz, głównie byli martwi, bo pracowałam nad identyfikowaniem…
-Bones, nie mówię o nieboszczykach, tylko o… o mężczyźnie.
-Jakim mężczyźnie?- spytała zaskoczona.
-no wiesz.
-nie.
-słyszałem twoją rozmowę z Angelą.- przyznał się.
-Podsłuchiwałeś? Tak się nie robi Booth, to moja prywatna sprawa.
-Nie podsłuchiwałem. Usłyszałem, a to co innego.
-nie widzę różnicy.
-Szedłem do ciebie i po prostu usłyszałem kawałek rozmowy. Więc jak… spotykałaś się tam z kimś?
-Spotykałam to za dużo powiedziane. Umówiliśmy się kilka razy na seks, to wszystko. Czysto rekreacyjne spotkania z korzyścią dla obu stron. Żadnego zaangażowania.- powiedziała, ale Booth wiedział, że coś ukrywa. Nie domyślał się jednak, że będzie miał okazję przekonać się o swoich przeczuciach.
-Ok., Bones. Jak chcesz.
-To prawda.
-Ok.
-To jakiś problem dla ciebie?- spytała po chwili.
-Nie. Zawsze opowiadałaś mi o swoich „przygodach”
-Jesteśmy partnerami, mówimy sobie wszystko.
-Tak.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę. Naglę zadzwonił telefon.
-Brennan- powiedziała odbierając telefon.
-Tu Cam- odezwał się głos w słuchawce.- Zack oczyścił już kości, więc…
-Dobrze, zaraz będę.- rozłączyła się.- Zack oczyścił kości, mogę wracać.
-Dobra, ok. dowiedzmy się w końcu czegoś w sprawie tego morderstwa.- wstali i ruszyli do instytutu.


 6.

JEFFERSONIAN

-Już jestem- powiedziała Bren wchodząc na platformę.- Jakieś postępy?
-Tak- opowiedział Zack.- znalazłem ślady na szyi, które wskazują na podcięcie gardła jakimś ostrym narzędziem. Nie wiem dokładnie jakie na razie, nie wydaje mi się żeby był to jakiś zwykły nóż. Ślady są dość nieregularne.
-tak, widzę.- powiedziała Bren wpatrując się w kości.- Są ślady na nadgarstkach, stopach i biodrze… wygląda znajomo… już to gdzieś widziałam…- zamyśliła się i baczniej przyglądała się kościom. Po chwili:
-o nie… nie wygląda to dobrze…
-Dr Brennan- powiedziała nagle Cam- żadne morderstwo dokonane na młodej kobiecie nie wygląda dobrze.
-wiem, Cam. Chodzi mi o to, że obrażenia tej dziewczyny przypominają mi sprawę Maggie.
-Maggie?- zapytali Zack, Cam i Booth.
-Tak. Maggie Schilling. Dziewczyna, która była przetrzymywana przez Costelos… w lodówce…
-zaraz, zaraz czy to nie była ta sprawa, w której…- zaczął Zack
-W której naszym przeciwnikiem był Michel, mój były profesor. Tak. Maggie Schilling porwana dla okupu, zabita przez przedawkowanie narkotyków. Takie same obrażenia… złamane nadgarstki spowodowane próbą wyszarpnięcia się z więzów… ślady na kościach nóg… zainfekowane biodro… Wszystkie te dowody wskazują na to, że była związana i trzymana gdzieś w niewoli przez dłuższy czas… Cam, czy wyniki toksykologii coś wykazały?
-Tak. W jej organizmie znajdowała się znaczna ilość narkotyków. Heroina i kokaina, ale nie w śmiertelnej dawce.- odpowiedziała Cam.
-W takim razie…  to nie było przyczyną śmierci. - powiedziała Bren zupełnie zapominając o odkryciu Zacka.
-Tak, Dr Brennan- powiedziała Cam- przyczyną śmierci było podcięcie gardła, jak mówił Zack.
-Tak. Przepraszam. Zamyśliłam się i nie skojarzyłam
-Dr Brennan, czy wszystko w porządku?- zapytał Zack.
-Tak, tak… po prostu… zamyśliłam się… pracujmy dalej.
-Znam tożsamość ofiary- powiedziała Angela dołączając do grupy naukowców.- sprawdziłam jej karty dentystyczne i mamy zgodność. Susan Ivey. 25at.
-Susan Ivey?- zapytał Booth.
-Tak- odpowiedziała Angela.
-wiemy o niej coś więcej?- Zapytał.
-Tak. W młodości studiowała antropologię sądową, nawet przez jakiś czas pracowała w zawodzie, ale rzuciła pracę. Wyjechała do Egiptu, zakochała się. Wróciła do DC i zaczęła karierę przedszkolanki.
-przedszkolanki?- spytali wszyscy.
-Tak.- potwierdziła Ange.
-Jakaś rodzina?- spytał Booth.
-Już nie. Jej rodzice zginęli w wypadku jak miała 15 lat. Brat zmarł w wieku 8 lat.
-Mąż?- dopytywał.
-nie ma żadnych informacji. Nigdy nie była mężatką.
-A jakiekolwiek informacje o tym mężczyźnie z którym się spotykała?
-Nic.
-Ok. Angela- powiedziała Cam- poszukaj jakiejkolwiek informacji na temat Susan, jakieś osoby, z którymi można byłoby się skontaktować, przyjaciele, miejsca w których pracowała.
-Tak.
-W ciele ofiary znalazłem cząsteczki betonowej podłogi. .- nagle zjawił się Hodgins- były wbite w jej czaszkę.
-ktoś uderzył jej głową o betonową podłogę?- nagle odezwała się Bren, która na chwilę odpłynęła gdzieś myślami. Teraz przyglądała się czaszce- widoczne ślady na czaszce. Z lewej strony. Mogły być spowodowane silnym uderzeniem o podłogę. Musimy dowiedzieć się co dokładnie było przyczyną śmierci. Podcięte gardło czy uderzenie o betonową podłogę. Dobra robota Dr Hodgins.
-Król laboratorium!- powiedział Jack z uśmiechem na twarzy.
Po chwili wszyscy zajęli się na powrót swoimi sprawami. Bren wróciła do swojego gabinetu. Booth udał się do siebie, by wypełnić zaległe raporty.
Brennan siedziała przy laptopie przeglądając jeszcze raz wszystkie zdjęcia z miejsca, w którym znaleziono ciało, zdjęcia rentgenowskie Susan, próbowała coś znaleźć. Nie mogła się jednak skupić…


 7.

-Sweety- powiedziała Angela wchodząc do gabinetu z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Zamknęła drzwi i podeszła do Bren.- miałam rację.
-Z czym?- spytała Bones nadal wpatrując się w zdjęcia.
-Z Boothem. Opisałaś go w swojej książce. Wiedziałam, że jednak coś do niego czujesz. Dlatego nie wiązałaś się z innymi mężczyznami.
-Ange, z Boothem łączy mnie tylko przyjaźń. Jesteśmy partnerami. Nie opisywałam go w swojej książce.
-oj, Bren, Bren. Opisałaś. Wiem, ze to o nim. Jak wytłumaczysz fakt, że użyłaś jego imienia?
-co? Ja nie… zaraz, skąd o tym wiesz? Czytałaś moją książkę?
-rzuciłam tylko okiem.
-Ange! Prosiłam żebyś tego nie robiła.
-Miałaś otwarty dokument i nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam, słodziutka, ale…
-Ange.
-wiem, wiem. Nie powinnam. Ale już przeczytałam nie zmienisz tego, a Booth. Wow! Ta scena na tylnim siedzeniu samochodu…
-To nie jest Booth.
-To czemu wpisałaś tam jego imię. Cytuję „Kathy wreszcie zdecydowała się wyznać partnerowi swoje uczucia… Kocham cię, Booth”
-To niemożliwe- powiedziała Bren.
-a jednak.
-widocznie musiałam się rozkojarzyć, ostatnio mi się to zdarza. Może akurat rozmawiałam z nim przez telefon i po prostu tak mi się wpisało- mówiła Bren. Mówiła z jakimś dziwnym smutkiem w głosie, co nie uszło uwadze Angeli.
-Bren, co się dzieje?
-Nic.
-widzę. Zostawmy na chwilę twoją książkę i Bootha. Widzę, że coś cię gryzie.
-nic mnie nie gryzie.
-Bren. Wiem, ze coś jest nie tak. Widziałam jak zachowywałaś się na platformie. Jak wspominałaś sprawę Maggie Schilling. Czy to ma z tym coś wspólnego?
-Nie…- skłamała.
-Bren…
-Tak.
-Co się dzieje?
-po prostu przypomniała mi się cała ta sprawa. Przypomniał mi się…
-Michel?- weszła jej w słowo.
-Tak. Wiesz, kiedyś jak byłam studentką dobrze się dogadywaliśmy. Naprawdę myślę, że się przyjaźniliśmy, a podczas tej sprawy…
-Zranił twoje uczucia, prawda?
-Tak. Po raz kolejny ktoś mnie oszukał…
-Po raz kolejny zostałaś przez kogoś zdradzona? To tak zabolało, że znowu przestałaś wierzyć w uczucia, prawda?
-Tak. W dodatku ta cała sprawa Maggie… wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego chciał ze mną walczyć. Przecież to chodziło o morderstwo dziewczynki, a on wplatał w to jakieś swoje prywatne rozgrywki. Myślałam, że łączyła nas przyjaźń… ale…
-Słuchaj, kochana. Ten facet nie jest tego wart. Nie powinnaś się przez niego smucić. To minęło. Był po prostu łajdakiem, który nie zasługiwał na ciebie.
-Ale to było tylko umawianie się na pogaduchy czy seks, nic bardziej znaczącego.
-wiem. Ale traktowałaś go jako kumpla, prawda? Kogoś mimo wszystko ważnego w twoim życiu. A on cię zdradził, dlatego to tak boli. Ale kochana nie przejmuj się nim. Nie warto.
-Masz rację Ange. Nie warto. Uczucia są ulotne. Muszę pogodzić się z tym i nie pakować się nigdy więcej w żadne uczucia.
-Nie, nie to chciałam powiedzieć… chciałam powiedzieć, żebyś zapomniała o nim. Kiedyś trafisz na tą właściwą osobę. A może nawet już ją znalazłaś, tylko nie chcesz się do tego przyznać.
-Nie, nie znalazłam i nie zamierzam nigdy więcej szukać. Jeśli będę potrzebowała rozładować swoje napięcia po prostu spotkam się z kimś. Zero zaangażowania.
-oh, sweety. Ja ci mówię, że kiedyś to zrozumiesz i znajdziesz go.

Do gabinetu Brennan weszła Cam
-Dr Brennan- zaczęła- mamy dokładny czas zgonu. Susan Ivey została zamordowana dokładnie 3 dni temu. Dr Hodgins bada dokładnie cząsteczki z czaszki ofiary, co może pomóc nam w określeniu miejsca zabójstwa.
-Dobrze. Dziękuję, Cam.- odpowiedziała Bren.
-Czy coś się stało?- spytała Cam widząc, że Bones jest w jakimś dziwnym nastroju.
-Nie, wszystko w porządku- skłamała.
-Ok. Angela proszę, żebyś poszukała jakichś informacji na temat ofiary.- tym razem zwróciła się do artystki.- Jak tylko dowiesz się o czymś, daj mi znać.
-Ok.- Cam wyszła.- Ok., sweety, musze wracać do poszukiwań. Pogadamy później.- Bren tylko skinęła głową i uśmiechnęła się do przyjaciółki.

Kilka godzin później wszyscy skończyli pracę. Rozjechali się do domów. Tylko Booth jak zwykle nie wylądował w swoim domu…


 8.

Bren siedziała z Boothem w swoim mieszkaniu popijając piwo.
-Angela trafiła na ślad przyjaciółki Susan, jutro poda nam dokładny adres…- powiedziała Bren.
- Więc jutro czeka na nas rozmowa z nią.  Może ona będzie coś wiedziała na temat życia Susan.- mówił Booth- może będzie wiedziała z kim Ivey się spotykała. Dla kogo rzuciła antropologię.
-Nie rozumiem, jak można dla kogoś rzucić coś co się kocha robić.- powiedziała Bones.
-wiesz, Bones, ludzie z miłości robią różne dziwne rzeczy.
-Tym bardziej miłość wydaje mi się irracjonalna.
-Miłość, to jest coś pięknego Bones- patrzył się w jej oczy- któregoś dnia i ty się o tym przekonasz.
-Nie sądzę. Nie wierzę w miłość. To przereklamowana sprawa.
-no proszę Bones, szybko się uczysz.
-Mam dobrego nauczyciela- teraz ona też wpatrywała się w te jego piękne czekoladowe oczy. Siedzieli tak chwilę patrząc się na siebie. Bren czuła się bezpieczna z Boothem. Nie wiedziała czy skutkiem piwa było nagłe uczucie gorąca jakie ją ogarnęło patrząc w oczy partnera. Coś w nich widziała, ale nie potrafiła odgadnąć co to takiego. Długo wpatrywali się w siebie. Nie wiedzieli dokładnie jak długo. Nagle ich twarze powoli zaczęły się do siebie zbliżać. Byli coraz bliżej, kiedy nagle rozległ się dzwonek telefonu.
-To chyba mój.- powiedziała Bren i wstała po komórkę.
-Jak zwykle w odpowiedniej chwili- burknął Booth pod nosem.
-Brennan- powiedziała. Nie usłyszała odpowiedzi- Brennan, słucham. Halo?
-Temperance… gdzie… jestem.. znajdę…- powiedział przerywany głos w słuchawce i rozłączył się.
-Dziwne- powiedziała.
-Co się dzieje, Bones?- spytał zaniepokojony Seeley.
-To już drugi raz.
-Co drugi raz?
-Niedawno dzwonił ktoś do mnie. to było dziwne, rozmowa była przerywana… słyszałam tylko „Temperance… jestem… znajdę…” i połączenie się urywało. Teraz było to samo. Wydaje mi się, że to ten sam głos. Skądś go znam, ale nie potrafię sobie przypomnieć skąd… nie wiem o co chodzi. Nieważne.
-Nie! To nie jest nieważne- rzekł coraz bardziej zaniepokojony Seeley.- Odbierasz głuche telefony…
-Nie głuche, Booth. Ten ktoś próbuje coś powiedzieć, ale są jakieś zakłócenia. Ten ktoś mnie zna… zna moje imię.
-i to jest niepokojące Bones. Zna twoje imię.
-Wiele osób zna moje imię. Jestem autorką bestsellerów…
-Tak, Bones. Ale ten zna twoje imię, zna twój prywatny zastrzeżony numer…
Mówi „znajdę”. O co może chodzić? Nie podoba mi się to. Czemu wcześniej nic mi o tym nie mówiłaś?
-po co? Nic się nie dzieje.
-Nic? Kurcze, Bones. Otrzymujesz dziwne telefony, ten ktoś może być niebezpieczny, a ty uważasz, że nic się nie dzieje?!
-Booth, spokojnie. Ten głos nie wydawał mi się… był miły. Nie wyczułam w nim nic złego. To tak jakby ktoś chciał się ze mną skontaktować, ale jakieś problemy techniczne mu to uniemożliwiają.
-Bones, posłuchaj co ty mówisz.- Booth był podenerwowany. Martwił się o swoją partnerkę. Już kilka razy jej życie narażone było na niebezpieczeństwo. Kilka razy uniknęła śmierci. Wcześniej też nie podejrzewała, że coś jej grozi.
-Booth, proszę cię. Nic mi nie grozi.- próbowała go uspokoić.
-Tego nie możemy być pewni- Booth wstał i podszedł do Bones.
-Booth…
-Bones, boję się o ciebie. Nie chcę żeby ci się coś stało- złapał ją za ramiona.- posłuchaj. Jestem twoim partnerem. Moim obowiązkiem jest cię chronić. Nie pozwolę, żeby ktoś zrobił ci krzywdę.
-Booth, na razie nic nie wiemy o tym kimś, kto do mnie wydzwania. Nie możemy popadać w paranoję.
-Po prostu pozwól mi się tobą zaopiekować. Wiesz, że zawsze jestem przy tobie. Zawsze cię ochronię.
-Wiem, Booth.
-dlatego nie zostawię cię dziś w nocy samej. Od teraz cały czas będę przy tobie. Nie ruszysz się niegdzie sama, dopóki nie wyjaśnimy tej sprawy i nie dowiemy się kto do ciebie dzwoni.
-Ale Booth- Seeley przyłożył palec do ust Tempe.
-Nie, Bones. Nie kłóć się ze mną. Wiesz, że nie wygrasz- uśmiechnął się. Chwilę patrzyli sobie w oczy- ok., już późno. Chodźmy spać.
-My?
-No tak. Ty u siebie, a ja…
-A ty u siebie- dokończyła Tempe.
-A ja… na kanapie.
-Booth.
-nie ustąpię. Idź do łazienki, ja pościelę. Jutro czeka nas praca więc…
-Dobrze. Nie mam szans na wygraną…
-Żadnych.
-ok. Ale ja będę spać na kanapie. Jesteś moim gościem
-Mowy nie ma, Bones. Jestem twoim ochroniarzem- posłał jej swój czarujący uśmiech.- moja ulubiona pani antropolog, moja przyjaciółka i partnerka nie będzie spać na kanapie w swoim własnym domu.- Bren już chciała coś powiedzieć, ale Seeley ją uprzedził- to ja się wprosiłem i ja będę spać na kanapie. Bez dyskusji- poprowadził ją w stronę łazienki. Tempe poszła się kąpać, a Booth w tym czasie pościelił jej łóżko, a sobie kanapę.
-Czego się nie robi…- westchnął z uśmiechem na twarzy.


 9.

Rano.
Bones oczywiście wstała wcześniej. Zaspana udała się do łazienki. Po wyjściu zauważyła swojego partnera smacznie śpiącego na kanapie. „Musi mu być bardzo niewygodnie” pomyślała. Wpatrywała się w niego przez chwilę. Czuła, że jest bezpieczna.
Po kilku minutach udała się do kuchni. Zrobiła śniadanie i kawę. Po chwili do kuchni wszedł mocno zaspany Booth
-Kawy, kawy, kawy… - mówił ziewając.
-gotowa.- powiedziała Bren i postawiła na stoliku przed nim duży kubek mocnej, czarnej kawy.
-Ah, więc Bóg istnieje- powiedział Booth upijając łyk kawy.
-Nie, Booth. Boga nie ma. To sklep spożywczy. Stamtąd jest kawa. Do tego czajnik z gorącą wodą…
-Bones, Bones, Bones… tak się tylko mówi. A poza tym Bóg istnieje.
-Z antropologicznego punktu widzenia- zaczęła
-Bones, proszę cię, nie rozmawiajmy o Bogu. Ty w niego nie wierzysz, ja wierzę. Koniec.
-Dobra, ale to ty zacząłeś.
-Mój błąd.
            Zjedli razem śniadanie, wypili kawę i szykowali się do wyjścia. Bren zauważyła, że Booth jakoś dziwnie chodzi.
-co ci jest Booth?- spytała.
-nic, nic. Przeżyję. Po prostu bolą mnie plecy.
-mówiłam, ze kanapa to nie jest dobry pomysł. Musiało być ci bardzo niewygodnie.
-nie było tak źle, Bones.
-Chodź. Pomogę ci.
-Co?
-Nastawię ci kręgosłup. Chodź.- powiedziała, wyciągając do niego ręce.
-Co? O nie, nie, nie Bones. Zaraz mi przejdzie. Jeszcze wyślesz mnie do szpitala- mówił z lekko udawanym przerażeniem.
-Booth, zaufaj mi. Znam się na tym. Już nie raz to robiłam. Nie marudź, tylko chodź.
Podszedł do niej niepewnym krokiem. Brennan odwróciła go, tak by stał do niej plecami. Zbliżyła się do niego. Przełożyła swoje ręce pod jego pachami i przylgnęła do niego. Może trochę zbyt mocno. Oboje poczuli się dziwnie, ale żadne nie dało po sobie nic poznać.
-Jak coś się stanie to ty będziesz przynosić mi kwiaty do szpitala- Booth próbował żartować, by nie pokazać Tempe co się z nim dzieje, kiedy ona jest tak blisko.
-nie panikuj, Booth- odpowiedziała z uśmiechem. Ukradkiem wdychała zapach jego wody kolońskiej. Poruszała jego i swoim ciałem. W końcu udało jej się „naprawić” kręgosłup Bootha. Stali jeszcze przez chwilę złączeni razem. Było im dobrze będąc blisko siebie. W końcu jednak rozdzielili się.
-Bones, jesteś niesamowita!- krzyknął.- nic mnie nie boli.
-Mówiłam. Dobra jedźmy już do pracy.
Wyszli z domu i udali się do Jeffersonian.


10.

JEFFEROSNIAN

-Dr Brennan, Booth, witajcie.- powitała ich Cam.
-Hej, Cam- odpowiedzieli razem.
-Coś nowego?- zapytała Bones.
-Hodgins bada próbki z ubrań Susan. Angela próbuje znaleźć jakieś informację na temat otoczenia ofiary. Zack szuka jakichś śladów na kościach…
-Dobrze.- powiedziała Bones i udała się na platformę do Zacka.
-Witaj, Zack- przywitała się.
-Dzień dobry, Dr Brennan.
-Znalazłeś coś nowego?
-Ślady na nadgarstkach wskazujące ich złamanie w dzieciństwie. Wszystko się zrosło. Liczne pojedyncze ślady na kościach wskazujące na ciężkie pobicie. Prawdopodobnie podczas przetrzymywania. Dodatkowo zrobiłem odlew narzędzia, które zostawiło ślady na szyi ofiary. Idę właśnie szukać narzędzia zbrodni.
-Dobrze, Zack.- powiedziała i wróciła do Bootha.- nic nowego na razie. Zack stara się dopasować narzędzie zbrodni. Na kościach znajdują się ślady wskazujące na coś w rodzaju tortur, może pobicia w trakcie niewoli. Kilka urazów nabytych w dzieciństwie… pójdę do Angeli. Zobaczymy gdzie mieszka przyjaciółka ofiary.- to powiedziawszy udała się do gabinetu przyjaciółki.
-Hej Ange.
-Hej, sweety.
-Znalazłaś jakieś informację o przyjaciółce ofiary?
-tak. To nie było trudne. Sprawdziłam różne miejsca, w których pracowała Susan. Podzwoniłam i znalazłam. Jej przyjaciółka Caroline Fear pracuje obecnie w przedszkolu na Fleet street. W tym samym przedszkolu, w którym pracowała Susan.
-dziękuję, Ange. Powiem Boothowi.
Brennan opuściła gabinet artystki.
-Booth. Mamy przyjaciółkę Susan. Caroline Fear, pracuje w tym samym przedszkolu co Susan. Fleet Street.
-ok., Bones, ruszamy.
Wyszli z Instytutu i udali się na Fleet Street.


 11.

FLEET STREET

-Dzień dobry- zaczął Booth- FBI Agent Specjalny Seeley Booth, to moja partnerka Dr Temperance Brennan z Instytutu Jeffersona, szukam pani Caroline Fear.
-Jest tam. Ostatni pokój  po prawej stronie- odpowiedziała kobieta- właśnie ma małą przerwę,
-Dziękuję- odparł Seeley. Razem z Bren podążyli w kierunku wskazanego pokoju.
-Dzień dobry, FBI Agent Specjalny Booth, to Dr Brennan. Pani Caroline Fear?
-Tak to ja.
-Mamy do pani kilka pytań odnośnie pani przyjaciółki Susan Ivey.- zaczął Booth.
-Czy coś się stało?- zapytała zaniepokojona kobieta.
-kiedy widziała ja pani po raz ostatni?- spytał Booth.
-Ze dwa tygodnie temu. Była załamana po rozstaniu się ze swoim narzeczonym. Chciałam jej jakoś pomóc, ale ona zamknęła się w sobie. Nie chciała rozmawiać. Wpadła w depresję. Próbowałam się z nią skontaktować, ale nie udało mi się. Ciągle próbuję. Nie wiem co się z nią dzieje.
-czy wie pani kim był jej narzeczony?- tym razem spytała się Brennan.
-Nie.
-Nie?- zdziwił się Booth.- była pani jej najlepszą przyjaciółka, a pani nie wie z kim się spotykała?
-Nie wiem. Ostatnio trochę oddaliła się ode mnie. poznała tego faceta i z nim spędzała czas. Chciałam, żeby mnie z nim poznała, ale ona odmówiła. Utrzymywała wszystko w tajemnicy. Powiedziała, ze dowiem się w swoim czasie. Wiem tylko, ze poznała go w Egipcie. Słyszałam, ze to ktoś ważny, ale kto… nie wiem.
-to trochę dziwne, nie uważa pani? Ukrywać swojego narzeczonego przed najlepszą przyjaciółką?- dziwił się Booth.
-tak. To jest dziwne. Ale… proszę mi powiedzieć, czy coś się stało? Dlaczego FBI pyta o Susan?- zapytała kobieta.
-Bardzo mi przykro… Susan nie żyje- powiedziała Bones.
-Nie żyje? Jak to?!- krzyknęła kobieta i momentalnie zalała się łzami.- jak? Jak to możliwe? Nie rozumiem…
-Została zamordowana- powiedział Booth.
-Z… zamordowana? Nie! Musieliście ją z kimś pomylić, to nie mogła być Susan!
-przykro nam. Ale jesteśmy pewni, ze to Susan Ivey- powiedziała Brennan i złapała Caroline za rękę.- dlatego potrzebujemy jak najwięcej informacji o niej, jej kontaktach z mężczyznami, jakimiś bliskimi osobami…
-O… oczywiście pomogę wam jak tylko mogę. Musicie znaleźć tego kto jej to zrobił. Proszę!
-Zrobimy wszystko, żeby znaleźć mordercę, obiecuję to pani- powiedziała Bones.
-Susan pracowała w tym samym przedszkolu co pani, prawda?- zaczął Booth.
-Tak. To znaczy Susan wcześniej zaczęła tu pracować. Ja długo nie mogłam znaleźć pracy… mam dwoje małych dzieci… wychowuję je sama. Rozstałam się z mężem 2 lata temu. To Susan pomogła mi dostać tu pracę. Dzięki niej mogę stale mieć pod opieką moje dzieci i spokojnie pracować. One też chodzą do tego przedszkola. Jakiś miesiąc temu Susan przestała przychodzić do pracy… Przestała dzwonić, kontaktować się z kimkolwiek… zatrudnili inną przedszkolankę na okres próbny. Byli bardzo przywiązani do Susan i chcieli zatrzymać dla niej posadę…. Ona tak kochała dzieci. Tak się cieszyła mogąc przebywać z nimi… a kiedy dowiedziała się, ze jest w ciąży była najszczęśliwszą osobą jaką widziałam…
-chwila! Susan Ivey była w ciąży- zapytała zaskoczona Brennan.
-Tak  dwa tygodnie temu się dowiedziała… powiedziała mi o tym, a potem zniknęła… była taka szczęśliwa…- kobieta rozpłakała się.
-To musiał być początek ciąży… nie było jeszcze widać zmian… - szepnęła Brennan do Bootha.
-Pani Caroline.- powiedział Booth gdy Caroline trochę się uspokoiła.- czy jest ktoś, kogo podejrzewa pani o chęć pozbycia się Susan? Czy miała jakiś wrogów?
-Nie… nikt mi nie przychodzi do głowy… Wszyscy ją uwielbiali… chyba, ze…
-Że?- spytał Booth.
-może… chociaż nie on nie byłby do tego zdolny. Nie skrzywdziłby Susan.
-Kto?- spytała Brennan.
-jej były chłopak. Bardzo ubolewał po ich rozstaniu. Naprawdę bardzo ją kochał. Byli razem dopóki Susan nie wróciła z Egiptu…. Tam poznała tego nowego i zerwała z nim… on tak ją kochał…
-jak on się nazywa?- zapytał Booth.
-Mike. Mike Sangst.
-Wie pani, gdzie możemy go znaleźć?
-Mieszka tu niedaleko. 10 Fleet Street. To tuż za rogiem.
-Dziękujemy pani. Gdyby pani sobie jeszcze coś przypomniała, proszę się z nami skontaktować- powiedział Booth i podał jej wizytówkę.
-Proszę… znajdźcie tego, kto zabił moją przyjaciółkę. Proszę.
-Obiecuję, ze go znajdziemy- powiedziała Brennan.
-dziękuję- Caroline otarła łzy i uścisnęła rękę Bones.
-Do widzenia.- pożegnali się.


12.

W samochodzie.

-to wydaje się trochę dziwne…- zaczęła Brennan.
-co?- spytał Booth.
-nie pasuje mi ten Mike jako podejrzany. Susan wyjeżdża do Egiptu. Tam się zakochuje, wraca i z nim zrywa. Bardziej prawdopodobne byłoby, żeby zabił swojego rywala, a nie kobietę którą kochał.
-Też wydaje mi się to dziwne, ale wiesz ludzie po stracie kogoś bliskiego robią różne rzeczy. Irracjonalne. Może stwierdził, że skoro on nie może z nią być, nikt inny też nie ma takiego prawa. Musimy go przesłuchać. Koniecznie. Na razie nie mamy żadnych podejrzanych. Musimy sprawdzać wszystko.
-tak. Biedna Susan… Czemu na świecie są tacy ludzie jak on. Porywa młodą kobietę, kobietę w ciąży, przetrzymuje ją, bije i morduje… Kolejny bezwzględny sukinsyn!- Bones wyglądała na zdenerwowaną.
-Bones, uspokój się. Wiem, że to jest przerażające. Ale spokojnie dorwiemy go. Obiecuję ci.- Booth położył swoją rękę na ręce Bren. Oboje przeszedł dreszcz. próbował uspokoić Bones.
-Tak, wiem, Booth- trochę mu się udało.- ale to mnie wkurza!
-wiem, mnie też. Ale znajdziemy go. Nie pozwolimy aby kiedykolwiek skrzywdził kogoś innego.
-Tak, dorwiemy go.- Tempe się uspokoiła.

Bardzo szybko dotarli na Fleet Street nr 10. Po wyjściu z samochodu ich oczom ukazał się mały jednorodzinny domek. Był bardzo ładny, zadbany. Było widać, że ktoś się nim zajmuje. Ogródek też wyglądał ładnie. Bren i Booth skierowali swe kroki do drzwi. Idąc Bren potknęła się o źle ułożoną płytkę. Na szczęście obok był Booth, który dzięki swojemu refleksowi skutecznie udaremnił partnerce wylądowanie na ziemi.
-Bones.- powiedział.- Ostrożnie.
-Dzięki, Booth.- odpowiedziała. Stali chwilę w swoich objęciach i patrzyli sobie w oczy. Brennan znów przeszedł ten dziwny dreszcz, który pojawiał się za każdym razem kiedy była blisko Bootha. W końcu rozdzielili się. Booth poprawił Tempe żakiet i podeszli w końcu do drzwi.
Pukają, ale nikt nie otwiera.
-Może wyważysz drzwi, co Booth?- powiedziała Bren z uśmieszkiem.
-Nie ma takiej potrzeby Bones.- odpowiedział, a Bones zrobiła „zawiedzioną” minę.
Zapukali jeszcze raz. W końcu drzwi się otworzyły. Stał w nich młody, przystojny brunet w szlafroku.
-Dzień dobry- powiedział.- Przepraszam nie słyszałem pukania. Właśnie brałem prysznic.
-Dzień dobry. FBI Agent Specjalny Seeley Booth, to Dr Temperance Brennan. Pan Mike Sangst?
-Tak to ja? FBI? O co chodzi?
-Możemy wejść?- spytał Booth.
-Tak, oczywiście. Zapraszam- gestem zaprosił ich do środka.- czy mogę na chwilkę przeprosić, pójdę tylko coś narzucić na siebie?
-Tak.- powiedział Booth. W tym czasie oboje rozejrzeli się trochę po jego salonie. Na komodzie stało mnóstwo zdjęć. Na większości był Mike z Susan.
-Wyglądają na szczęśliwych, prawda?- powiedziała Brennan.
-Tak- odpowiedział jej Seeley. W tym momencie do salonu wszedł Mike.
-Już jestem. W czym mogę państwu pomóc?
-Widzę, że znał pan Susan Ivey- zaczął Booth.
-Tak. Byliśmy razem jakiś czas temu, ale niestety to już skończone.- odpowiedział Mike.
-Kiedy widział ją pan po raz ostatni?- Booth rozsiadł się na kanapie. Obok niego usiadła Brennan. Sanders zajął miejsce na fotelu naprzeciwko.
-To było już dawno. Jakieś… dwa miesiące temu. Może dłużej. Ostatnim razem widzieliśmy się kiedy wróciła z Egiptu. Przyjechała do mnie by powiedzieć mi, że już więcej nie chce ze mną być, że poznała kogoś innego, nie chce mnie oszukiwać, ale już mnie nie kocha…
-Nie widział jej pan później? Po rozstaniu?- zapytała Bones.
-Nie. Nie byłem w stanie się z nią spotkać. Nadal ją kocham, a jej widok… przypominało mi się wszystko, nasze wspólne życie… ale dlaczego pytają państwo o Susan? Ma jakieś kłopoty?
-Susan Ivey nie żyje. Została zamordowana.- powiedziała Brennan.
-Co? Jak to nie żyje? To…- widać było, że bardzo zabolała go ta wiadomość.
-tak. Chcieliśmy się dowiedzieć czy wie pan cokolwiek o mężczyźnie, z którym Susan się spotykała?- spytał Booth.
-Nie… nie. Nigdy go nie widziałem… nie mam pojęcia kim był.- odpowiedział zapłakany Mike.
-Nie kontaktowała się z panem w żaden sposób, nie widział jej pan z nim, gdzieś przez przypadek?
-Nie, nie. Od zerwania nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu… nic.
-A czy wiedział pan, że Susan była w ciąży?- spytała Bren.
-Co?- ta wiadomość widocznie go zszokowała- Nie… Jak to? Z… z nim?
-Tak.
-Nic o tym nie wiedziałem..
-Na pewno? Wie pan, gdyby pan się dowiedział to może…- zaczął Booth.
-Co?! Myśli pan, ze zabiłbym kobietę, którą kocham?! I dziecko, które nosiła?! Nigdy! Zawsze miałem nadzieję, ze jednak do mnie wróci.
-W porządku. Jeśli sobie pan coś przypomni, proszę się z nami skontaktować.- Booth podał mu wizytówkę.- do widzenia.- Mike nie odpowiedział. Był załamany.


13.

Brennan i Booth byli w drodze do Jeffersonian.
-Albo wyglądał na bardzo zmartwionego jej śmiercią, albo bardzo dobrze udaje- powiedział Booth.
-A ty co o ty myślisz- spytała Brennan- kłamał?
-Nie wiem, Bones.
-Przecież masz tą zdolność rozpoznawania czy ktoś mówi prawdę, czyż nie? Zawsze wiesz, czy ktoś cię okłamuje.
-O, dziękuję Bones.
-Za co?
-Właśnie powiedziałaś mi coś miłego.
-Nie.
-Tak, Bones. Powiedziałaś mi coś miłego.- agent uśmiechnął się.
-Stwierdziłam tylko fakt.
-Dobra, niech ci będzie.
-Ale co, nie odczytałeś jakichś sygnałów? Nie wiem, czegoś w rodzaju zwężania się źrenic, ruchu ciała?
-Mowy ciała. Nie wiem, Bones. Wydaje mi się, ze był naprawdę zmartwiony. Ale tak jak wspomniałem, może dobrze gra.
-Musimy jak najszybciej dowiedzieć się czegoś o narzędziu zbrodni.- powiedziała Brennan.
-Tak. Bez narzędzia zbrodni wiele nie zdziałamy. Mam nadzieję, że Ange znajdzie jeszcze jakieś informacje o Susan. Na razie nie mamy nawet kogo przesłuchiwać.
Dotarli do Instytutu.

JEFFERSONIAN

-Sweety- jak tylko Bones weszła do Jeffersonian, dopadła ją Angela.
-Co się dzieje Ange?- spytała Brennan widząc dziwne zachowanie przyjaciółki. Booth w tym czasie poszedł poobserwować zezulców.
-W twoim gabinecie… jest jakiś nieziemsko przystojny mężczyzna. Czeka na ciebie.- mówiła bardzo podekscytowana.
-jaki mężczyzna?- spytała zdziwiona Bren.
-nie wiem. Wylegitymował się, ale nie pamiętam jak miał na imię, byłam zajęta pochłanianiem go wzrokiem. Mówił, że poznaliście się w Egipcie… czy to ten…- Ange chciała spytać, ale Bren jej przerwała.
-Kyle?
-Kyle? To tak ma na imię? Kyle- Angela uśmiechnęła się.- To ten nieziemsko gorący facet z którym miałaś romans w Egipcie?
-Nie miałam żadnego romansu. To był tylko seks, Ange.
-Dobra, dobra. Sweety, później pogadamy, a teraz leć do niego. Taki facet nie może czekać!- powiedziała Ange i puściła oczko Brennan.
-oh, Ange…- i Bones ruszyła w kierunku swojego gabinetu. „to niemożliwe. To nie może być on. Został w Egipcie.”
Doszła wreszcie do swojego gabinetu.


14.

-dzień dobry- powiedziała. Tajemniczy mężczyzna stał do niej tyłem, ale na dźwięk jej głosu odwrócił się.- Kyle? Co ty tu robisz?- zapytała zaskoczona.
-Przyjechałem. Do ciebie- odpowiedział.
-nie rozumiem. Jak? Po co? Kiedy?
-trzy dni temu. Próbowałem się z tobą skontaktować, ale telefon mi się zepsuł. Wiedziałem gdzie pracujesz, ale musiałem pozałatwiać kilka spraw. Chciałem ci powiedzieć, że jestem w DC i że do ciebie wpadnę, jak tylko pozałatwiam swoje sprawy.
-Zaraz, zaraz… to ty do mnie dzwoniłeś… te przerywane rozmowy…
-tak. To byłem ja. Mam nadzieję, że nie wystraszyłem cię swoimi telefonami. Naprawdę nie miałem  jak się z tobą skontaktować. Przepraszam Tempe.
-Ale nie rozumiem, po co przyjechałeś?
-Też się cieszę, że cię widzę Tempe.- powiedział z uśmiechem.
-przepraszam. Po prostu jestem zaskoczona. Cieszę się, że przyjechałeś, tylko nie rozumiem…
-Tempe, Tempe, Tempe… przyjechałem do ciebie. Strasznie się stęskniłem. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Ten wspólnie spędzony czas, noce… nie mogłem tego zapomnieć. Zrozumiałem jak bardzo mi na tobie zależy i wiedziałem, że nie mogę tam dłużej zostać. Musiałem cię zobaczyć- zaczął powoli zbliżać się do pani antropolog.
-ale Kyle. Wiesz, że to był przelotny romans… mówiłam ci, że ja nie…
-Temperance- wszedł jej w słowo- Kocham cię. Nie mogłem wytrzymać tam bez ciebie.
-ale… mówiłam ci, że nic poza seksem nas nie łączy… że wraz z moim wyjazdem to się kończy…
-dla mnie to nie był tylko seks. Oczywiście był wspaniały, ale nie tylko to się liczy. Nic na to nie poradzę, że się w tobie zakochałem. Wiem, że też nie byłem ci obojętny. Czułem to.
-Kyle… ale to się skończyło. Może i to było jakieś przywiązanie… ale wiesz… razem pracowaliśmy, nie mieliśmy nikogo innego…
-Nie Tempe. Czy ty i twój partner sypiacie ze sobą?
-Ja i Booth? Nie. Skąd wiesz o Boothie?
-słyszałem, że współpracujesz z FBI, zresztą sama o nim wspominałaś w Egipcie.
-ah, tak… Kyle. Ja nie jestem typem kobiety, która szuka poważnego związku. Owszem seks bez zobowiązań, ale nic poza tym…
-Temperance- zniżył głos i zbliżył się do niej jeszcze bardziej.- nie wierzę, że nic dla ciebie to nie znaczyło. Nie wierzę.- położył swoje ręce na jej ramionach i namiętnie pocałował. Z początku Tempe się opierała, ale w końcu oddała pocałunek.- I powiesz mi, że nie brakowało ci tego?- uśmiechnął się do niej.
-Kyle.- powiedziała zmieszana- Owszem pociągasz mnie fizycznie, ja ciebie też, wiem. Było nam dobrze razem. Zdecydowanie zaspokajałeś moje potrzeby, ale... Ja… Ja nie szukam poważnego związku.
-Kto mówi o poważnym związku. Tempe nie chcę naciskać, nie chcę cię ponaglać. Poczekam. Po prostu pozwól nam być razem, tak jak byliśmy w Egipcie. Po prostu razem.
-Nie wiem.
-Spróbuj. Po prostu. Jeśli nie będzie ci to odpowiadało, usunę się. Ze złamanym sercem, ale się usunę. Chcę żebyś była szczęśliwa.
-Nic zobowiązującego. Znajomi z korzyściami. Na to mogę się zgodzić.
-Dobrze.
-Nie ukrywam, że wciąż pociągasz mnie fizycznie- tym razem to ona pocałowała Kyla. Stali tak dłuższą chwilę połączeni pocałunkiem, kiedy do gabinetu Brennan wpadła Angela.
-Sweety!- krzyknęła, co wywołało szybką reakcję całującej się pary. Od razu odskoczyli od siebie.- oj, przepraszam, zły moment. Nie przeszkadzajcie sobie- powiedziała z uśmiechem i szybko zniknęła za drzwiami. Brennan nawet nie zdążyła nic powiedzieć.
-No, to teraz nie da mi spokoju- powiedziała.
-Angela?
-Tak.
-Bardzo miła kobieta. Poznałem ją jak tu przyszedłem. Zaprowadziła mnie do twojego gabinetu.
-Tak, wiem. Już mi wszystko opowiedziała. Całe Ange…- ostatnie słowa mruknęła pod nosem.
-To jak? Mogę zaprosić cię na jakąś kolację?- spytał po chwili.
-Myślę, że mogę się na to zgodzić.- uśmiechnęła się do niego.- ale mam lepszy pomysł. Po prostu wpadnij do mnie. rozpoczniemy nasze spotkanie tam, gdzie skończyliśmy ostatnio.
-Czy pani, właśnie proponuje mi wspólną noc, pani doktor?- spytał z zalotnym uśmieszkiem.
-Na to wygląda. Tutaj jest mój adres.- podeszła do biurka. Znalazła kartkę i zapisała mu swój adres. W tym czasie Kyle podszedł do niej, złapał ją w pasie, głowę zanurzył w jej miękkich włosach.- wpadnij do mnie koło ósmej.
-Ok., będę u ciebie o ósmej.- jeszcze raz złożył na jej ustach pocałunek, po czy udał się w kierunku wyjścia.- Do zobaczenia.
-Do wieczora- odpowiedziała.
-Nie mogę się doczekać- dorzucił i opuścił gabinet Tempe.


15.

Jak tylko Kyle zniknął do Bren natychmiast przybiegła Angela. Obserwowała z daleka, czy agent wyszedł. Jak tylko zobaczyła go zmierzającego do wyjścia z Instytutu od razu pognała do przyjaciółki.
-Ah, sweety, on jest taki gorący!- krzyczała z podniecenia- miałaś rację, jak mi o nim opowiadałaś. Nie dziwie się, że się przespaliście!
-Angela, proszę cię…
-Opowiadaj, po co przyjechał? Do ciebie prawda? No jasne, że do ciebie, po co głupio pytam. Przecież widziałam! Wszystko widziałam. I co umówiliście się?- Ange mówiła bardzo szybko.
-Tak. Umówiliśmy się.
-Ha! Wiedziałam! Glug-glug wohoo!!!!
-Uspokój się Ange.
-Nie mogę. Moja najlepsza przyjaciółka nareszcie zaczęła spotykać się z jakimś facetem. Gościem który przyleciał do niej aż z Egiptu!!! Tylko co na to Booth?- Nagle Angela trochę spoważniała.
-Jak co Booth? A co on ma do tego?- spytała zdziwiona Brennan.
-No jak to co? Przecież to jasne, że on coś do ciebie czuje, ty do niego też.
-Ange, jesteśmy tylko partnerami.
-Jasne. Uważaj na to co zrobisz. Nie ukrywaj przed Boothem tego, ze się z kimś spotykasz. To byłoby nie fair. Jesteście przyjaciółmi.
-Co mam mu powiedzieć, że właśnie umówiłam się z facetem na seks?
-O nie! Nie mów o seksie. A już na pewno nie w taki bezpośredni sposób. Zranisz go.
-Ale Ange… jesteśmy przyjaciółmi. Mówimy sobie o wszystkim. Co nie znaczy, że- dodała szybko widząc minę przyjaciółki- powiem mu, że mam zamiar umawiać się z Kylem na wspólne noce. Ok., Ange, powiem Boothowi, ze się z kimś spotykam.
-Brennan. Musisz zrozumieć… musisz zrozumieć co dokładnie łączy cię z Boothem żeby nie zniszczyć tego co jest miedzy wami. Kurcze! Cieszę się, że moja przyjaciółka wreszcie nie będzie sypiać sama, ale mam tylko nadzieję, że będziesz sypiać z tym właściwym facetem.
-Ange. Ja i Booth…
-Tak, jesteście tylko partnerami.
-właśnie. A Kyle pociąga mnie fizycznie. Jeśli czuję potrzebę zaspokojenia to się z nim umówię. Dziś mam taką potrzebę i się umówiłam. Ok.? dzięki niemu w Egipcie czułam się spełniona seksualnie. Teraz będzie tak samo. Nic poza tym.
-A Booth cię nie pociąga? Nie wierzę.- powiedziała Ange, ale widząc minę Bren szybko dodała- Jak uważasz, Bren. Ale mówię ci, zastanów się co z Boothem.
To powiedziawszy Angela oddaliła się z gabinetu Bren. Bren została sama. Chwilę potem wpadł do niej Booth.
-Hej, Bones. I co tam? Kto to był?
-Znajomy. Pracowaliśmy razem w Egipcie.
-czekaj, czekaj… ten sam, z którym się spotykałaś?
-Tak. Kyle Marry. Przyjechał pozałatwiać jakieś sprawy tu w DC i odwiedził mnie.
-Na pewno sprowadziły go tutaj tylko jakieś sprawy?- zapytał Booth z nieufnością w głosie.
-Tak. Nie. Nie do końca. Przyjechał, bo chciał się ze mną spotkać.- nie umiała go okłamywać.
-Spotkać?- Bootha zakłuło coś w sercu.
-Tak.
-A ty…?
-Co ja?
-Zamierzasz się z nim umówić?
-Tak. Czemu nie? Spotykaliśmy się. Zaprosił mnie na kolację i się zgodziłam. Ma do mnie wpaść dzisiaj.
-Rozumiem.
-Aha. I to on dzwonił do mnie. ma zepsuty telefon i coś nas rozłączało, po prostu. Mówiłam ci, że nie musisz się martwić. Wiedziałam, ze skądś znam ten głos.
-Więc… ochrona już nie jest ci potrzebna?- spytał Booth z wyraźnym smutkiem w głosie.
-Na to wygląda, ze nie. Ale dziękuję ci Booth, że zawsze mnie chronisz- pocałowała go w policzek.- jesteś prawdziwym przyjacielem, partnerem.
-tak… przyjacielem. Ok., Bones. Musze lecieć. Udanej kolacji. Do zobaczenia jutro w pracy.
-Już idziesz?
-Tak. Mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Na razie.
-Pa.

Brennan została jeszcze chwilę w gabinecie. Miała jeszcze trochę czasu, więc napisała jeszcze część powieści. Potem poszła na małe zakupy. Jej lodówka oczywiście świeciła pustkami.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz