Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

piątek, 27 sierpnia 2010

TAJEMNICA POGRZEBANA W RUINACH [6-10/?]

6.

Po jakimś czasie szkielet był już oczyszczony i teraz do oględzin mogła zabrać się Brennan. Zack będzie kontynuował przeglądanie szczątek znalezionych w piwnicy, a zostało ich całkiem dużo.
-Zack, zajmij się oddzielaniem kości ludzkich od zwierzęcych- powiedziała Tempe, kiedy Addy przyszedł poinformować, że szkielet jest już gotowy do badań- Ja zaniosę czaszkę Angeli, a później przyjrzę się kościom.

-Dobrze, Dr Brennan- odpowiedział Zack- Ale może pomogę pani w badaniu kości tego chłopca…
-Nie, Zack. Musimy jakoś podzielić się pracą. Te szczątki trzeba sprawdzić, wszystkie. Musimy wiedzieć, które kości należą do ludzi, żeby dowiedzieć się ile jeszcze mamy ofiar. Poradzę sobie sama z tym badaniem.
-Dobrze- wrócił do swojego zajęcia. Bren ułożyła czaszkę na metalowej tacce i poszła do artystki. Na szczęście złamany miała tylko nadgarstek, więc gips nie utrudniał jej tak bardzo pracy. Nie pomagał i momentami przeszkadzał, ale dawała sobie radę. Weszła do gabinetu przyjaciółki
-Ange, mam dla ciebie czaszkę- powiedziała.
-Dobrze, już zabieram się za rekonstrukcję- odpowiedziała podchodząc do Tempe i biorąc od niej tackę- Udało się wam już czegoś dowiedzieć?- postawiła czaszkę na stole
-Na razie niewiele. Cam zrobiła toksykologię, niestety nic nie wykazała. Teraz miejmy nadzieję, że znajdziemy jakieś ślady na kościach.
-A co z tymi szczątkami przywiezionymi z piwnicy?
-Ciągle nad nimi pracujemy. Znaleźliśmy kilka kości ludzkich.
-To znaczy, że tam jest jeszcze jedna ofiara?
-Wiemy na pewno, że co najmniej dwie. Kości należą do mężczyzny i kobiety. Nie wiemy jeszcze czy są to te same osoby, ale obawiam się, że jak już przebadamy wszystkie szczątki, okaże się, ze należą do większej ilości osób. Zauważyłam już pewną niezgodność na niektórych kościach, ale bez dokładniejszego badania, nie mogę powiedzieć na pewno.
-Na co myśmy trafili?
-Nie wiem, Ang. ta sprawa robi się coraz dziwniejsza. Tyle ofiar w jednym miejscu.
-Myślisz, że to jakiś gang, czy coś?
-Nie wiem. To możliwe, ale nie możemy się na razie tym sugerować. Czekają nas ciężkie dni.
-Nawet nie chcę o tym teraz myśleć. Ok., powiedz mi sweety- Angela nie mając ochoty dłużej rozmawiać o sprawie postanowiła szybko zmienić temat- jak ty się czujesz?
-Ja? Bardzo dobrze.
-Jak twoja ręka?
-Złamana.
-Sweety, przecież wiem, że złamana- powiedziała z uśmiechem- Pytam czy nie boli?
-Nie. Gips przecież utrzymuje mój nadgarstek w odpowiedniej pozycji, umożliwiającej mu zrośnięcie się. Trochę mi tylko przeszkadza w pracy, ale na szczęście nie zagipsowali mi całej ręki. Pole ruchu mam dosyć duże, palce odkryte, wiec nie narzekam. Mogło być gorzej.
-Ty zawsze musisz się w coś wpakować. Po co tam szłaś sama? Wiadomo, ze ruiny są niebezpieczne i mogą mieć jakieś ukryte piwnice, czy wykopane doły.
-Musiałam sprawdzić teren. Znalazłam ślady krwi na śniegu, musiałam zobaczyć, czy nie ma tam innego ciała, chciałam pobrać próbkę dla Hodginsa, ale nie zdążyłam, bo śnieg się zapadł. Spójrzmy na to z tej strony, gdybym tam nie wpadła, nigdy nie znaleźlibyśmy tych szczątków i ci ludzie nigdy nie odzyskaliby swojej tożsamości, a ich rodziny nigdy by się nie dowiedziały, co się z nimi stało. Dobrze, że tam wpadłam.
-Masz trochę racji, ale to i tak było niemądre, wałęsać się samotnie po ruinach.
-Tam było mnóstwo ludzi… Ange, ja wiem co robię, nie traktuj mnie jak dziecko. Wystarczy, ze jedna osoba jest przewrażliwiona i tak mnie traktuje.
-Kto?
-Booth, a któżby inny? Jest strasznie przewrażliwiony, denerwuje mnie jego zachowanie.
-Sweety, a nie pomyślałaś, że on się o ciebie po prostu martwi?
-Jestem dorosła.
-Ale jest twoim przyjacielem i myślę, że wolałby, żeby nic złego ci się nie stało.
-I tak mnie to denerwuje.
-Opiekuje się tobą- artystka chytrze się uśmiechnęła.
-Dlaczego masz taką minę?- spytała zdziwiona- O co ci chodzi, Ange?
-Nie powiesz mi, że nie zauważyłaś, jak on się na ciebie patrzy.
-Nie rozumiem. Jak ma się na mnie patrzeć?
-No wiesz…
-Nie.
-Podobasz mu się, to jasne!
-Nie żartuj.
-Mówię ci, że mu się podobasz.
-Ang, nie jestem w typie Bootha. On woli blondynki z dużym biustem.
-Chciałabyś, żeby…
-Nie, nie chciałabym. Booth to mój przyjaciel i doskonały partner. Nie myślę o nim w innych kategoriach.
-No coś ty? Nie mów, ze nigdy nie miałaś ochoty się na niego rzucić, albo chociaż pocałować?
-Nie. Jesteśmy przyjaciółmi. Z tego co wiem, to on nawet spotykał się ostatnio z kimś. Nie mówi o tym, jest strasznie skryty jeśli chodzi o rozmowy na tema relacji damsko- męskich, ale wdziałam go kiedyś z jakąś kobietą, blondynką, wyglądali na zadowolonych.
-A ty?
-Co ja?
-Spotykasz się z kimś?
-Obecnie nie, ale chyba umówię się niedługo z kimś z tej strony, o której mi mówiłaś. Rozmawiam z Davidem od dłuższego czasu, jest bardzo interesującym człowiekiem i chyba mam ochotę poznać go osobiście.
-Przystojny? Przesłał ci jakieś zdjęcia?
-Tak, jest bardzo przystojny i dobrze zbudowany. Myślę, że mógłby być moim potencjonalnym partnerem.
-Zakochałaś się?
-Nie. Zapomniałaś? Ja nie wierzę w miłość. Mam po prostu nadzieję na jakieś bliższe spotkanie. Czuję, ze ja też go fascynuję, tak jak on mnie, więc myślę, że jest szansa na seks.
-Miłość istnieje, sweety, kiedyś też ją znajdziesz.
-Nie chcę.
-Zobaczysz, jak go spotkasz, zrozumiesz wszystko.
-Wątpię, ale nieważne, kończmy pogaduchy, bo Cam nas zaraz zastrzeli za marnowanie czasu. Jak uda ci się zrekonstruować twarz, daj znać, dobrze?
-Jasne, sweety.
Angela zajęła się przywracaniem chłopakowi tożsamości, a Bren wróciła na platformę. Teraz będzie mogła zająć się kośćmi chłopca i dowiedzieć się czegoś więcej o jego śmierci.


7.

Czas mijał bardzo szybko. Camille Saroyan badała tkanki na drugiej ofierze, którą Bren już zidentyfikowała jako dziewczynę, czekała też na wyniki toksykologii.
Hodgins siedział w swoim gabinecie zajęty badaniem wszystkich próbek. Tym razem było ich naprawdę sporo, wszystkie spostrzeżenia i informacje, jakie udało mu się wyciągnąć z poszczególnych próbek, zapisywał na razie w swoim notesie. Wiedział, że każdy dzisiaj ma mnóstwo pracy, nie chciał przeszkadzać, ale sam też nie chciał przerywać badań, cały czas musiał pozostać skupiony, to było bardzo ważne.
Angela pracowała w swoim gabinecie nad rekonstrukcją czaszki chłopaka. Była w dobrym stanie, więc nie miała problemu. Szkic powoli nabierał kształtów i wyłaniała się twarz młodego chłopca…
Zack Addy z polecenia Brennan nadal segregował szczątki, oddzielając ludzkie od zwierzęcych. Niepokojące było to, że z każdą kolejną minutą, godziną kości należących do ludzi było coraz więcej… znalazły się nawet większe części, takie jak prawie nienaruszona miednica, kości piszczelowe, udowe, ramienne… Obawa przed tym, ze ofiar może być jeszcze więcej zdawała się teraz potwierdzać, z dwóch potencjalnych ofiar zrobiły się trzy. Zack znalazł pięć kości udowych, które z pewnością nie mogły należeć tylko do dwóch osób… Mogą należeć do trzech, a mogą też należeć do pięciu różnych osób.
Brennan nachylała się nad stołem, na którym niedawno skończyła rozkładać kości w porządku anatomicznym. Po kolei brała do ręki każdą z nich i dokładnie się jej przyglądała. Zaczęła od żeber. Już na miejscu znalezienia zwłok widziała o urazie klatki piersiowej, więc była to właściwa decyzja. Przyjrzała się dokładnie każdemu z żeber. Znalazła różne zmiany na ich powierzchni, wskazujące na to, że ktoś lub coś musiało oddziaływać na nią z dużą siłą, to doprowadziło do złamania kilku żeber, które z pewnością przebiły narządy wewnętrzne.
-Udało ci się coś znaleźć, Dr Brennan?- spytała Cam przesuwając kartę przez czytnik.
-Tak…- odpowiedziała Bren, nie odrywając wzroku od trzymanego w górze żebra. Patolog przyglądała jej się uważnie.
-Dr Brennan?
-Udało się znaleźć coś w tkankach dziewczyny?
-Czekam na wyniki, dlatego tu przyszłam. Co udało ci się znaleźć?- Bren ostrożnie odłożyła badane żebro z powrotem na stół.
-Złamane żebra, zmiany na ich powierzchni…
-Tępy uraz klatki piersiowej?
-Tak. Czy oprócz tych tkanek, które widzieliśmy, były może…?
-Pozostałości narządów wewnętrznych? Tak, Dr Brennan były.
-Żebra są złamane w tym miejscu- pokazała na sobie- to znaczy, że musiały przebić płuca.
-Tak, z pewnością przebiły płuca, to spowodowało powstanie krwotoku wewnętrznego i to mogło być przyczyną zgonu.
-A co ze śladem noża?- spytała Bren podnosząc kolejne żebro
-Właśnie. Możliwe, że morderca przygniótł chłopaka do ziemi, sobą, może jakimś ciężkim przedmiotem, złamał mu żebra, ale… następstwa takich urazów niekoniecznie muszą pojawiać się od razu. Kiedy powstał krwiak, chłopak mógł nadal żyć, a morderca dla pewności dźgnął go jakimś ostrym narzędziem.
-Możliwe… Na tym żebrze widzę niewielkich rozmiarów ślad- podeszła do mikroskopu i spojrzała na kość w powiększeniu- Ślad zadany ostrym narzędziem jest w tym miejscu, w którym miał ranę na brzuchu. Zagłębienia wskazują na to, że musiało wbić się w jego ciało pod kątem, tak że zahaczyło o żebro. Będzie trzeba dokładnie sprawdzić jakie narzędzie będzie do tego pasowało, ale mi to wygląda na ślad noża.
-Znam czas zgonu obu ofiar- powiedział Hodgins zmierzając w kierunku Bren, Cam i Zacka stojącego gdzieś z tyłu.
-Kiedy?- spytała Cam.
-Mimo że zwłoki były zamrożone, udało mi się znaleźć kilka istnień, również zamarzniętych, ale…- zbliżył się do komputera, kliknął parę razy i na ekranie wyświetliły się zdjęcia jakichś robaków- To są Curculionidae, chrząszcze, które pojawiają się w pierwszym tygodniu po śmierci. Szkoda, ze zimno uniemożliwiło innym owadom dostanie się do ciała, ale znalazłem też, co jest dość dziwne w takich warunkach, calliphoridae, plujki, które pojawiają się w kilka minut po zgonie. Zdążyły znieść jaja. Znalazłem też larwy, co pasuje do czasu, w jakim pojawiły się chrząszcze. Oboje nie żyją od tygodnia.
-Oboje zginęli w tym samym czasie?- spytała Bren.
-Tak. Na obu ciałach znalazłem te same osobniki. Jestem przekonany, że nie żyją od tygodnia. Myślę też, że ciała zostały przetransportowane.
-Uważasz, że nie zostali zabici w miejscu, w którym ich znaleziono?- spytała Cam.
-Tak. W tych ruinach było zimno, był śnieg. Taka pogoda utrzymuje się już tydzień, co znaczy, że robaki nie mogłyby się tam pojawić. Zwłoki zamarzłyby zanim, by się do nich dostały.
-Masz rację
-Czyli teraz jeszcze będziemy musieli znaleźć miejsce zbrodni. Robi się coraz ciekawiej- powiedziała Cam.
-Nie jest dobrze.
-A co z tą cząsteczką, którą ci przekazałam?
-Pracuję nad nią.
-Dobrze. Jak będziesz wiedział coś więcej, daj znać.
-Jasne. To ja wracam do pracy- powiedział. Schodząc z platformy minął się z Angelą- Hej, Ang, głowa już nie boli?
-Boli, ale już mi przechodzi- odpowiedziała z uśmiechem i teraz ona weszła na platformę- Mam rekonstrukcję twarzy- pokazała rysunek, na którym znajdował się młody, dosyć przystojny chłopiec, o dużych oczach- wrzucę to do wyszukiwarki, może uda nam się coś znaleźć- zbliżyła się do komputera. Po chwili- Jest. Clark Wer, lat 16, zaginął trzy tygodnie temu.
-16 lat…- powtórzyła cicho Cam.
-Dziecko…- powiedziała Angela ze smutkiem w głosie- Kto mógłby chcieć jego śmierci? Wygląda tak niewinnie…
-Musimy znaleźć tego psychola- powiedziała Cam.
-Ange, spróbuj się dowiedzieć o nim czegoś więcej, adres zamieszkania, szkoła…- odezwała się Bren- Zaraz zadzwonię do Bootha i powiem mu co wiemy.
-Jasne, słodziutka- odpowiedziała artystka i ruszyła w kierunku swojego gabinetu.
-Dr Saroyan?- Tempe zwróciła się do Cam
-Tak?
-Jak idą ci badania nad drugą ofiarą?
-Jeśli chcesz zapytać o to, kiedy będziesz mogła oczyścić kości, to niestety muszę powiedzieć ci, że obawiam się, że nie nastąpi to dzisiaj, Dr Brennan. Robi się późno, niedługo będzie wieczór, a do tego czasu na pewno nie uda mi się zbadać wszystkich tkanek.
-Tym razem miałam na myśli coś innego. Czy udało ci się znaleźć jakieś informacje?
-Jeszcze nie. Czekam na wyniki toksykologii, niedługo powinny być, ale resztą zajmę się jutro.
-Ok.
-Mam nadzieję, że nie planujesz przesiedzieć tutaj całej nocy?
-Nie wiem.
-Nie płacą za nadgodziny, Dr Brennan- uśmiechnęła się.
-Wiem, ale ja nie potrzebuję pieniędzy. Mam ich dużo. Chcę dowiedzieć się czegoś o tych osobach…
-Radzę pojechać do domu, przespać się, zjeść coś i wrócić tutaj rano.
-Tak…- powiedziała i wróciła do oglądania kości. Cam przewróciła tylko oczami i wróciła do siebie.
Dopiero po jakimś czasie Bren przypomniała sobie, że miała zadzwonić do Bootha. Na chwilę poszła do swojego gabinetu
-Booth?- usłyszała w słuchawce- Hej, Bones. Macie coś?
-Tak, znamy tożsamość jednaj z ofiar. Clark Wer, 16 lat, zaginął trzy tygodnie temu.
-Szesnastolatek?
-Tak. Hodgins określił czas zgonu na jakiś tydzień.
-Znowu ktoś zamordował dziecko…
-Jest coś jeszcze.
-Co?
-Jack mówi, że zwłoki musiały zostać przeniesione z jakiegoś innego miejsca. Owady, które znalazł nie pojawiłyby się przy zwłokach w warunkach, które były w tym budynku. Śnieg, zimno…
-Niedobrze, ta sprawa coraz bardziej mi się nie podoba.
-Mi też, Booth. Kości, które znaleźliśmy w tej piwnicy nie należą tylko do zwierząt.
-Boże…
-Jest więcej ofiar.
-Ile?
-Na razie jesteśmy pewni trzech
-Trzy?!
-Tak, ale Zack jeszcze nie skończył przeszukiwań… Pojawia się coraz więcej różnych kości, coraz więcej potencjalnych ofiar. Dokładną liczbę będziemy znali, kiedy przebadamy je wszystkie.
-Oby na tych trzech się skończyło.
-Mam taką nadzieję.
-A tak zmieniając temat, Bones, jadłaś coś dzisiaj? Nie mogłem wpaść po ciebie, bo miałem tutaj małe urwanie głowy, a znając ciebie to zajęłaś się pracą i zapomniałaś o świecie.
-Nie jadłam, nie miałam czasu.
-Wiedziałem, Bones…
-Booth jestem dorosła, potrafię o siebie zadbać. Nie musisz mnie kontrolować.
-Jak widać nie idzie ci to zbyt dobrze.
-Daj spokój, Booth. Ok., to wszystko, co miałam ci przekazać, musze wracać do pracy
-Czekaj! Wpaść po ciebie wieczorkiem? Odwiozę cię do domu.
-Nie trzeba, jestem duża, dam sobie radę, naprawdę.
-Ale…
-Booth, nie wiem o której skończę. Zamówię taksówkę, trafię do domu.
-Ok., ok. chciałem tylko pomóc.
-Dzięki, ale nie trzeba.
-Dobra, jak chcesz. To co widzimy się jutro, tak?
-Tak.
-Do zobaczenia, Bones.
-Pa Booth- rozłączyli się- Jak on mnie denerwuje- powiedziała chowając telefon. Wróciła na platformę.


8.

Zbliżał się wieczór. Instytut powoli zaczął pustoszeć. Wszyscy zbierali się do domu, tylko Temperance Brennan postanowiła jeszcze popracować. Nie czuła potrzeby wracania do swojego mieszkania, tam też siedziałaby sama i myślała o pracy, a skoro ma o niej myśleć, to lepiej będzie zostać w Jeffersonian i spróbować się czegoś dowiedzieć.
Za oknem było już ciemno, a wewnątrz budynku nie było już nikogo poza Bren i ochroną.
Po dłuższym czasie siedzenia na platformie poczuła, że jej żołądek domaga się o jakiś posiłek. Postanowiła zrobić sobie krótką przerwę, w końcu przed nią cała noc, a przez to burczenie nie mogła się skupić. Zmówiła telefonicznie swoje ulubione jedzenie tajskie, które do tej pory zawsze jadała z Boothem, ale nie dziś, dzisiaj powiedziała, żeby nie przyjeżdżał i posłuchał. Rzadko to robi, zazwyczaj i tak po nią przyjeżdża i zabiera siła do domu.
-Pewnie się z kimś umówił- pomyślała- To dobrze. Tak dawno z nikim się nie spotykał, należy mu się trochę szczęścia.
Jedzenie przywieźli bardzo szybko, równie szybko Tempe pochłonęła cały posiłek i już z pełnym żołądkiem wróciła z powrotem do pracy. Dokończyła segregację szczątek. Teraz przed nią znajdowała się duża ilość różnych części ludzkiego szkieletu, należących do… właśnie, do ilu ofiar?
Zajęła się sprawdzaniem, mierzeniem, badaniem poszczególnych kości. Zaczęła od tych w najlepszym stanie. Dwie miednice, były w prawie nie naruszonym stanie, szybko po wyglądzie ustaliła, która należy do kobiety, a która do mężczyzny. Zostało jej ustalenie, które z pozostałych kości należą do mężczyzn, a które do kobiet, skompletowanie poszczególnych szkieletów i odpowiedzenie na ważne, nurtujące ich wszystkich pytanie: ile ofiar znaleźli w ruinach tego budynku?
Każdy obawiał się wyników, które mogą uzyskać po dotarciu do prawdy, ale wyjścia nie było. Ci ludzie muszą odzyskać swoją tożsamość i oni, cała ekipa Jeffersona razem z FBI muszą im w tym pomóc, w tym i w zwróceniu utraconej godności. Rodziny ofiar muszą dowiedzieć się, co stało się z ich bliskimi. Dlatego też Dr Brennan została tego dnia w Instytucie. Dokładnie wiedziała, co czują. Przez piętnaście lat tak się czuła. Jej rodzice opuścili ją kiedy była małą dziewczynką i przez te wszystkie lata nie wiedziała, co się z nimi stało. To było gorsze od prawdy: brak jakiejkolwiek informacji. Najpierw rodzice, później brat Russ. Zawsze powtarzali jej, ze ją kochają, że im na niej zależy, a potem po prostu zniknęli z jej życia i już nikogo nie obchodziło gdzie jest, co się z nią dzieje, jak się czuje… To bolało. Kiedy już dowiedziała się prawdy, ciężko jej było się z nią pogodzić, ale wiedziała. Wiedziała, że jej mamę zamordowano rok po tym, jak ją opuściła, wiedziała, ze jej ojciec jest przestępcą, tak jak i brat, ale przynajmniej odzyskała rodzinę, już nie żyła w niewiedzy, dlatego musi pomóc innym dowiedzieć się, co stało się z ich dziećmi, mężami, żonami, przyjaciółmi… Musieli znaleźć tego, kto im ich odebrał.
Godziny mijały, a Bren udało się na razie złożyć jeden kompletny szkielet- kobiety w wieku 25-26 lat, rasy białej. Udało się zrobić pierwszy krok, a przed nimi jeszcze cały maraton. To jest kropla w oceanie. Jeszcze tyle kości do zbadania, tyle do okrycia…
Pracowała nad kolejnymi szczątkami. Właśnie włożyła część kości miedniczej pod mikroskop i bacznie się jej przyglądała. Obok leżał duży czysty zeszyt, w którym zapisywała swoje spostrzeżenia, w zasięgu ręki stała też kawa. Bez niej trudniej byłoby wysiedzieć.
Kiedy ustaliła w końcu do jakiego przedziału wiekowego należy kość i czy jest częścią miednicy kobiety, czy mężczyzny, na chwilę oparła ręce na biurku, zanurzyła w nich głowę i po kilku minutach najzwyczajniej w świecie zasnęła z wyczerpania. Było niewygodnie, ale była tak zmęczona, ze nie miała siły wstać. Planowała, ze prześpi się na kanapie w swoim gabinecie, ale jak widać nie udało jej się wprowadzić planu w życie.

Ranek przyszedł zdecydowanie za szybko. Pierwsza w Instytucie zjawiła się Cam. Przeszła obok platformy i spojrzała na skuloną sylwetkę kobiety. Przesunęła kartę przez czytnik i wolnym krokiem zbliżyła się do śpiącej
-Dr Brennan?- spytała kładąc rękę na jej ramieniu. Bren mruknęła tylko i odwróciła głowę w drugą stronę- Dr Brennan?- powiedziała głośniej Cam- Chyba nie jest ci tutaj wygodnie.
-Cam?- spytała otwierając oczy. Wolno podniosła głowę i spojrzała na Saroyan- Oj, zasnęłam. Miałam pójść do gabinetu, ale… Udało mi się skompletować jeden szkielet- wstała i od razu przeszła do tematu sprawy- Kobieta, rasy białej- zbliżyła się do leżącego w porządku anatomicznym szkieletu- powierzchnia stawowa kości łonowej, kresy są zatarte, co wskazuje nam na wiek między 25-26 lat…
-Dr Brennan- przerwała jej Cam- siedziałaś tutaj całą noc?
-Tak, nie mogłam iść do domu, jest dużo do zrobienia. Kość krzyżowa…
-Powinnaś się przespać.
-Nic mi nie będzie. Nie pracowałam całą noc, jak widziałaś zasnęłam. Było trochę niewygodnie, planowałam przespać się u siebie na kanapie, ale nie wiem kiedy po prostu padłam.
-Powinnaś się przespać chociaż z dwie godzinki, zanim wrócisz do pracy- Bren spojrzała na nią jak na kosmitkę- Mówię poważnie. Nie możesz być na chodzie przez całą dobę.
-Na chodzie?
-Nie możesz nie spać przez cały okrągły dzień, wykończysz się, a my potrzebujemy ciebie w tej sprawie. Nie możesz…
-Jak dzień może być okrągły, Dr Saroyan?
-Tak się mówi. Uważam, że…
-Nic mi nie będzie, wiele razy tak pracowałam. Duża kawa, trochę snu i mogę pracować dalej. Już spałam, kawę- podeszła do biurka i sprawdziła zawartość kubka- jeszcze mam, więc jest dobrze- upiła łyk zimnej, wczorajszej kawy.
-Tak nie można… A zdrowie?
-Dr Saroyan, mamy trudną sprawę do rozwiązania, nie mogę siedzieć w domu, wiedząc, że ci ludzie czekają na odzyskanie swojej tożsamości, a ich rodziny na jakieś informację od nas. Musimy pracować.
-Wiem, ale… Oni nie wiedzą co się stało, jeden dzień więcej, czy dwa nic nie zmienią, a ty się wykończysz.
-Zmienią. Jeden dzień to bardzo długo, zwłaszcza jak czekasz piętnaście lat, na to żeby dowiedzieć się, co stało się z twoimi rodzicami i dlaczego tak naglę zniknęli z twojego życia- powiedziała bez zastanowienia. Cam od niedawna była szefową i nie znała wszystkich szczegółów z życia swoich podwładnych. Byli przyjaciółmi, ale nie takimi jak Bones i Ange, czy Bones i Booth.
-Nie rozumiem, o czym mówisz?
-Nieważne. Wierz mi, ze każdy dzień niewiedzy jest straszny. Znam to.
-Dr Brennan?
-Skupmy się na pracy- nie miała ochoty kontynuować tej rozmowy, ani tłumaczyć się ze swojego postępowania.
-Dobrze- Cam w końcu odpuściła. Wiedziała, ze kto jak kto, ale Brennan nie da się podejść i namówić do rozmowy o swoich uczuciach, czy przeżyciach. Przestała ją też namawiać do spania, to też nic nie da.
-Trzony w kości krzyżowej są całkowicie połączone, to znaczy, że ofiara miała ponad 25 lat, nasada przymostkowa obojczyka niemal całkowite połączenie, czyli wracamy do wieku 25-26. Musimy szukać w tym przedziale wiekowym. Złożyłam wczoraj czaszkę, była nawet w dobrym stanie. Połamana, ale części były duże, więc nie było problemów. Naniosłam markery, także jak tylko Ang się pojawi może zacząć kolejną rekonstrukcję.
-Świetnie.
-Udało mi się też ustalić, które kości są ludzkie, a które należały do zwierząt. Zack wczoraj wykonał świetną robotę, mi udało się to dokończyć. Wszystkie kości, które zostały na tych stołach, należą do ludzi- obie spojrzały na stoły pełne różnych szczątek.
-Strasznie ich dużo…- powiedziała Cam.
-Niestety. Obawiam się, ze nie skończy się na trzech dodatkowych ofiarach. Przeglądając kości widziałam różne zmiany na nich, które z pewnością należały do różnych osób, nie trzech, więcej…
-Więcej niż trzy ofiary?
-Tak. Jeszcze nie wiem dokładnie ile, ale… więcej.


9.

-No to robi się coraz ciekawiej. Już mamy pięć ofiar. Nie chcę wiedzieć ile ich będzie jak skończycie segregowanie tych kości- mówiła Cam.
-Też boję się, czego jeszcze możemy się dowiedzieć- odpowiedziała Tempe.
-Dr Brennan, może jednak…
-Nie, Cam, naprawdę, jest w porządku, poradzę sobie. Mam tylko jedną prośbę do ciebie.
-Słucham?
-Nie mów Boothowi, że siedziałam tutaj całą noc, Angeli tez nic nie mów, bo ona zaraz poleci do Seeleya i wszystko mu powie.
-Nie powiem, ale… Booth i tak będzie wiedział. Widać, że jesteś niewyspana i… masz na sobie te same ciuchy, co wczoraj. Jest mądry, na pewno się zorientuje.
-Nie będzie wiedział. Mam w gabinecie kilka bluzek, które kiedyś zostawiłam. Wiedziałam, ze kiedyś mogą mi się przydać- pozwiedzała z uśmiechem.
-Jesteś niemożliwa, zawsze do wszystkiego przygotowana.
-Tak.
-Bones, zbieraj się!- krzyknął Seeley wchodząc na platformę.
-Booth? Co ty tu robisz?- spytały zaskoczone.
-Mamy nową sprawę. Przed chwilą dzwonili, ze znaleźli jakieś ciało w śmietniku, właśnie do was jechałem, dlatego nie dzwoniłem.
-Nowe ciało?- spytała Cam.
-Tak, niestety…
-Już idę, zaczekaj na mnie chwilkę, tylko wezmę rzeczy z gabinetu- mówiąc to rozpinała fartuch i powoli się do niego zbliżała.
-Bones, spałaś w Instytucie?- spytał od razu, widząc tą samą bluzkę, którą miała na sobie wczoraj.
-Co?- pytanie wyraźnie ją zaskoczyło.
-Nie pojechałaś do domu? Całą noc pracowałaś?- nie odpowiedziała- Bones!
-Przestań Booth. Tak, pracowałam, spałam w Instytucie, a tobie nic do tego. Zaczekaj tu na mnie- wyszła do swojego gabinetu.
-Jest lekko rozdrażniona- powiedział spoglądając na Cam.
-Nie wyspała się. Zasnęła przy biurku, pracowała całą noc. Poza tym myślę, że nawet dla niej ta sprawa nie jest łatwa. Dawno nie mieliśmy tak dużej ilości ofiar na raz, a teraz jeszcze jedna… Strasznie dużo spraw do rozwiązania.
-Masz rację, ale i tak będę musiał z nią o tym pogadać.
-Może nie dzisiaj, jest naprawdę rozdrażniona.
-Dam sobie radę- uśmiechnął się.
-Nie wątpię. Zawsze miałeś zdolność do rozmowy z ludźmi, szczególnie z kobietami- zbliżyła się do niego i poprawiła mu krawat.
-Tak uważasz?- spytał uśmiechając się.
-Tak Seeley.
-Camille.
-Nie mów do mnie Camille.
-Nie mów do mnie Seeley- oboje zaczęli się śmiać. Chwile później pojawiła się Bren.
-Możemy jechać- powiedziała i ruszyła w kierunku wyjścia.
-Lecę- powiedział Booth odwracając się, posłał Cam jeszcze jeden uśmiech i pobiegł za Bones.

SUV
-Bones, myślę, ze musimy porozmawiać.
-O czym chcesz porozmawiać?- spytała spoglądając na Bootha.
-Myślę, ze musisz poznać i zrozumieć, czym jest życie.
-Życie jest ogólnie trudnym terminem do wyjaśnienia, to podstawowe pojęcie odnoszące się do procesu istniejącego na Ziemi, a także cecha obiektów, które nazywamy organizmami żywymi…- Booth spojrzał na nią, jakby była z innej planety- Dlaczego tak na mnie patrzysz?
-Bones, nie to miałem na myśli. Mówiłem o twoim życiu. Nie polega ono tylko na pracy, musisz czasem gdzieś wyjść, zapomnieć o kościach, pobawić się.
-Nie potrzebuję tego.
-Każdy człowiek tego potrzebuje, Bones. Nie żyje się samą pracą, trzeba też odpocząć, wyspać się, zjeść, odpocząć.
-Powiedziałeś „odpocząć” dwa razy.
-Bo to jest najważniejsze, chciałem ci w ten sposób to podkreślić, tak żebyś zrozumiała.
-Booth, jestem bardzo inteligentna, wiesz. Mam doktoraty i jestem najlepszym antropologiem sądowym na świecie.
-I najskromniejszym- dodał z uśmiechem.
-Czemu mam być skromna, skoro taka jest prawda? Nie muszę się z tym kryć, pracowałam na to kilka lat ucząc się, studiując antropologię…
-Łapię.
-Co łapiesz?- spytała zdziwiona.
-Rozumiem o czym mówisz. Chodzi mi o to, Bones, że czasem każdy potrzebuje oderwać się od tego co dzieje się w pracy, od tych wszystkich spraw, nie możesz żyć tylko myślą o kolejnych szczątkach i kolejnej sprawie.
-Ale to jest ważne. Ci ludzie muszą zostać usłyszani, musimy dowiedzieć się, kto to wszystko zrobił.
-I obiecuję ci, że się tego dowiemy, ale nie możesz siedzieć całymi nocami w Instytucie patrząc w kości.
-Od zawsze tak pracowałam, Booth.
-Bo nie miałaś nikogo kto by cię powstrzymał.
-I teraz też nie potrzebuję.
-Bones, jesteś moją przyjaciółką, a ja nie pozwolę ci się wykończyć. Następnym razem przyjadę po ciebie i zawiozę cię siłą do domu, jeśli będzie taka potrzeba.
-Mówiłam ci już kiedyś, nie traktuj mnie jak dziecko.
-Nie traktuję cię jak dziecko. Martwię się.
-Nie ma czym.
-Koniec gadania, dzisiaj wieczorem przyjeżdżam po ciebie do Jeffersonian i zawożę cię do domu.
-Booth!
-Wiesz, ze mnie nie przekonasz, Bones, nawet nie próbuj, jestem nieugięty- Bren spojrzała na niego wrogim wzrokiem i po chwil odwróciła głowę w stronę szyby- A jak tam twoja ręka?- zmienił temat.
-W porządku- odpowiedziała wciąż patrząc na obraz przesuwający się za oknem.
-Nie boli cię?
-Nie.
-Nie obrażaj się na mnie. Chcę dobrze.
-Nie obrażam się, myślę.
-Można wiedzieć o czym?
-O sprawie.
-No tak, po co ja w ogóle pytam- przewrócił oczami- Ale…
-Nic mnie nie boli, ręka się zrośnie, za jakiś czas zdejmą mi gips, który już mnie denerwuje, bo ogranicza mi możliwości swobodnej pracy, ale daję sobie radę. Ramię czasem mnie jeszcze piecze, zwłaszcza jak się kąpię, ale wytrzymuję, wszystko się goi, nie mam zawrotów głowy i czuję się naprawdę dobrze. Rano wypiłam kawę, nie jestem śpiąca, mam siłę żeby pracować cały dzień i tak, wiem odbierzesz mnie wieczorem, bo nie pozwolisz mi zostać całą noc w Instytucie. Poza tym sprawa nadal się nie rozjaśnia, a właściwie można nawet powiedzieć, ze jest coraz gorzej, coraz więcej ofiar i nie wiemy na razie o nich nic, dopóki nie złożymy szkieletów, nie zbadamy wszystkich kości, nie zidentyfikujemy ich, nie znajdziemy narzędzia zbrodni, nie możemy ruszyć dalej ze śledztwem, do tego teraz pojawiło się nowe ciało, które też będzie musiało być zbadane. Mamy masę roboty, mało czasu, ale poza tym wszystko jest w porządku- powiedziała prawie na jednym wydechu. Cam miała rację była dzisiaj bardzo rozdrażniona.
-Wow, Bones- Booth podczas monologu Bren siedział z otwartą buzią i starał się skupić na drodze- Ty to masz gadane- uśmiechnął się. Chyba rzeczywiście nie powinien dzisiaj poruszać tematów, które mogą ją rozłościć. Potrzebuje snu i porządnego odpoczynku.
-Już wiesz wszystko?- spytała patrząc ponownie na Seeley’a.
-Tak, dziękuję, teraz wiem wszystko, co chciałem wiedzieć- uśmiechnął się do niej szeroko i z powrotem skupił na jeździe. Resztę drogi przejechali w ciszy. Booth wolał nie prowokować kolejnej wymiany zdań, widząc doskonale, ze Bones jest dzisiaj nie w humorze. Lepiej jej dodatkowo nie drażnić.

W końcu dojechali na miejsce…


10.

Ledwo udało im się zaparkować. Radiowozy, policjanci, technicy, wszystko, co się działo mimo dość wczesnej pory, ściągnęło tłum gapiów. Ludzie przeciskali się między sobą, chcąc zobaczyć, co jest powodem tego zamieszania. Bren i Booth wysiedli z SUV’a, ktoś to zauważył i krzyknął:
-Dr Brennan! Patrzcie, to ta słynna antropolog sądowa, która pisze książki!
-Dr Brennan!- hałas zrobił się naprawdę duży.
-To znaczy, że znaleźli jakieś ciało…- ktoś szeptał.
-Morderstwo, pod moim blokiem- mówił ktoś inny podekscytowanym głosem.
-Na pewno go złapią, Dr Brennan jest najlepsza!
-Na pewno wam się uda rozwiązać tą zagadkę!- krzyknął jakiś młody mężczyzna z tłumu. Bren i Booth nie zwracali uwagi na to jaką sensację wywołało ich pojawienie się na miejscu zbrodni. Nie patrząc na tłum podnieconych gapiów podeszli do jednego z funkcjonariuszy stojącego blisko wejścia w zaułek
-Jesteście, dobrze.- powiedział- Ciało jest tam, w śmietniku- wskazał duży kosz na śmieci niedaleko, wokół którego kręciło się kilku techników.
-Ktoś ruszał ciało?- spytała Bones spoglądając na mężczyznę.
-Nie, nikt się nie odważył- uśmiechnął się do Bootha, wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-O co wam chodzi?- spytała widząc ich dziwne miny.
-Wiesz, Bones, ostatnio tak nakrzyczałaś na jednego technika, który chciał ruszyć zwłoki, ze teraz nikt nie odważy się nic zrobić, dopóki się nie pojawisz- powiedział z uśmiechem.
-I bardzo dobrze. Nie mogę pozwolić, żeby zatarli jakieś ślady- powoli skierowali się do miejsca, w którym leżały zwłoki- Poza tym, każdy dobry technik powinien wiedzieć, że nie należy ruszać znalezionego ciała, zanim nie zostanie obfotografowane, nie zostaną zebrane próbki i nie dowiemy się wszystkiego, czego możemy się dowiedzieć przed ruszeniem zwłok.
-Ja to wiem, oni chyba też, teraz. Boją się ciebie- stanęli koło śmietnika.
-To dobrze- powiedziała z uśmiechem- Sio! Sio!- przegoniła jednego z kotów, który właśnie dobierał się do jej szczątek- Przynajmniej nie utrudnią mojej pracy- kot uciekł, nałożyła lateksowe rękawiczki- Ok., Booth, teraz musisz mi pomóc się tam dostać- wskazała na wnętrze pojemnika.
-Chcesz tam wejść?- spytał lekko zaskoczony.
-A jak niby inaczej mam dostać się do ciała?- oparła ręce o biodra i spojrzała na partnera- Pomóż mi.
-Jak sobie chcesz…- podszedł do niej.
-Podsadź mnie, dalej poradzę sobie sama. Muszę jakoś tak usiąść, żeby nie narazić na szwank zwłok, dobrze, że kosz jest pełny, nie będzie problemu z oceną. No agencie specjalny- uśmiechnęła się.
-Na twoje życzenie, Bones- Bren oparła ręce na brzegach kosza gotowa do podciągnięcia się, Seeley delikatnie złapał ją w talii i uniósł do góry, dzięki jego pomocy szybko znalazła się na oparciu i była gotowa do oceny sytuacji.
-Dzięki, Booth- powiedziała spoglądając na stertę śmieci.
-Jak w ogóle ktoś to znalazł?- spytał się Booth jednego z mężczyzn stojącego niedaleko nich.
-Jakiś chłopak poszedł rano wyrzucić śmieci- zaczął- otworzył klapę i zobaczył rozkładające się ciało. Dzieciak będzie miał jazdę do końca życia.
-Gdzie on jest?
-Stoi tam- wskazał na młodego przestraszonego chłopca niedaleko jednego z radiowozów- Jest przerażony. Oprócz tego, że zobaczył zwłoki, krzyknął i uciekł nie powiedział nam nic innego. Jest w szoku.
-Ja mu się nie dziwię. Wstajesz rano, wynosisz śmieci i co znajdujesz? Rozkładającego się nieboszczyka. Świetny początek dnia, nie ma co.
-Tak… do tego ten smród…
-To zapach śmierci i rozkładającego się ciała- wtrąciła się Bones- Bardzo ostry i charakterystyczny, nawet smród śmieci i resztek jedzenia nie jest w stanie go zagłuszyć- obaj panowie spojrzeli na Brennan. Uśmiechnęli się do siebie. Widok Bones siedzącej na koszu na śmieci w zaułku, zaglądającej do środka należał do bardzo zabawnych i niecodziennych obrazków. Obaj musieli powstrzymywać się od szerszego uśmiechu.
Bones zdjęła z szyi aparat fotograficzny i zrobiła kilka zdjęć. Zwłoki były przykryte jakimś materiałem, teraz kiedy już zrobiła zdjęcia, mogła delikatnie odsunąć materiał zasłaniający całe szczątki.
-Booth…- powiedziała po zobaczeniu tego, co krył materiał.
-Co, Bones?- spytał podchodząc do kosza na śmieci.
-Nie spodoba ci się to.
-Co?
-Dwie złe wiadomości…
-To znaczy?- spojrzał na nią lekko przestraszony.
-To znaczy, że zwłoki należą do dwóch osób…
-Do dwóch osób?- miała rację, pierwsza wiadomość już mu się nie spodobała, a druga jest o wiele gorsza od tej- Aż boję się zapytać… A druga wiadomość?- powiedział powoli.
-Szczątki są małe…
-Boże…
-Dzieci. Bardzo małe dzieci…
-Nie podoba mi się to.
-Mówiłam ci…
-Wiek?
-Oboje mają tylko górne siekacze, czyli jakieś 8-10 miesięcy…
-Co? Żartujesz?
-Dlaczego? Nie, nie żartuję Booth… To niemowlęta…
-Wiedziałem, ze ten dzień dobrze się nie zacznie…
-Chyba zostały uduszone, widzę zgniecione żebra i kości gnykowe.
-Nienawidzę ludzi, którzy zabijają takie małe dzieci.
-Ja też, Booth- przez chwilę milczeli- Musimy zabrać całą zawartość tego, razem z koszem do Instytutu.
-Cały śmietnik?
-Tak, może znajdą się w nim jakieś ślady.
-Przewieźcie to wszystko do Jeffersonian!- krzyknął do techników.
-Tylko nie uszkodźcie szczątek!- dodała Bren.
-Wracamy?
-Tak.

Oboje ze smutnymi minami ruszyli do SUV’a agenta. Nie zwracali uwagi na krzyki ludzi i pytania wścibskich reporterów, po prostu szli przed siebie. Oboje nienawidzili spraw, w które zamieszane były dzieci, zwłaszcza tak małe dzieci. Już nie pierwszy raz się z tym spotykają, ale ciężko jest coś takiego zaakceptować. Uduszone niemowlęta, po raz kolejny… Kto tym razem mógł zrobić coś takiego? Znowu jakaś matka, która przestraszyła się płaczu? Nie mieściło im się to w głowach. Czas, który nadchodził z pewnością nie będzie należał do łatwych. Nie dość, ze mają potężną sprawę do rozwiązania ze zwłokami znalezionymi w ruinach, to teraz jeszcze doszło im morderstwo dwóch dzieci. Tylko, że na tym to wszystko się nie skończy. Nadchodziły jeszcze inne zmiany, które nie miały związku z pracą… Czas, który nadejdzie nie będzie też łatwy dla nich, ze względu na to, co ma się wydarzyć w przyszłości…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz