Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

środa, 25 sierpnia 2010

TAJEMNICA POGRZEBANA W RUINACH [2/?]

2. 

Po kilku minutach do budynku weszło dwóch ratowników obładowanych sprzętem. Szybko go rozstawili i zeszli na dół.
-Dr Brennan? Jest pani cała?- spytał jeden z nich.
-Tak.- odpowiedziała nie przerywając pracy.
-Musimy panią stąd wyciągnąć.
-Nie musicie. Mówiłam, że nic mi nie jest.

-Jeśli nie wyjdzie pani z nami..
-To co? Grozi mi pan?- tym razem odwróciła się do mężczyzn.
-Jakże bym śmiał. Po prostu… Ten Agent na górze powiedział, ze jeśli pani stąd nie wyciągniemy to… użyje swojej broni…
-Co?!- zdziwiła się i krzyknęła w górę- Booth! Zwariowałeś?!- nikt nie odpowiedział.
-Wie pani, ja chciałbym jeszcze trochę pożyć… wiec jedyne co mogę zrobić, to prosić panią, żeby wróciła pani z nami na górę.
-Jasne… Już ja mu pokaże. Niech no ja tylko stąd wyjdę. Jak go dostanę w swoje ręce!- podeszła do ratowników i po chwili byli na powierzchni. Bren od razu szukała wzrokiem Bootha. Jak tylko go zobaczyła, wściekła podeszła do niego.
-Booth! Co ty sobie myślisz?! Jak mogłeś?!
-Spokojnie Tempe…- uśmiechnął się spanikowany i podniósł ręce do góry w geście poddania. Bał się, że jej śliczna, delikatna ręka może wylądować na jego twarzy. Widział, jak Bones już zaciska pięści.
-Nie traktuj mnie jak dziecko! Skoro mówiłam ci, ze nic mi nie jest, to po co cała ta szopka!?
-Spokojnie. Ej… chyba mnie nie pobijesz, co?
-Mam ochotę ci przywalić!
-Bones, jakie słownictwo- zażartował
-Jestem na ciebie wściekła!
-Daj spokój… Pójdziemy tylko do karetki, opatrzą cię i możesz wracać. Pod warunkiem, ze nic ci nie jest…
-Po pogotowie też zadzwoniłeś? Booth, jesteś niemożliwy!
-Tak, zadzwoniłem. Pójdziemy tam, sprawdzą i wrócisz do swoich kości.
-Wredny samiec-alfa!
-Nie wredny. Troskliwy.- znów się uśmiechnął.
-Troskliwy… ta, jasne, jakbym tego potrzebowała- powiedziała pod nosem- Dobra. Miejmy to z głowy. Musze wracać do pracy!
-Dobra dziewczynka.- powiedział cicho.
-Słyszałam, Booth!
Poszli do karetki. Tam lekarze zajęli się opatrywaniem Bones.
-Nic mi nie jest. Agent Booth jest przewrażliwiony…- mówiła do jednego z lekarzy, który właśnie zakładał jej opatrunek na głowę. Musiała o coś zawadzić spadając, bo miała rozciętą skórę głowy. Na szczęście nic poważnego. Tylko trochę krwi.
-Musimy panią zbadać- odezwał się mężczyzna. Podniósł rękę Tempe i badał jej nadgarstek- Boli panią?
-Tak. Chyba jest skręcony…- powiedziała zaciskając zęby- Albo złamany… dopiero teraz czuję jak bardzo boli. Na dole tego nie czułam.
-Była pani w lekkim szoku. Też wydaje mi się złamany, ale dokładnie będziemy wiedzieli po prześwietleniu. Wydaje mi się, ze ma pani lekki wstrząs mózgu, kilka zadrapań..- rozpiął jej kurtkę i dokładnie obejrzał czy nic więcej nie złamała.- Może pani zdjąć sweter? Muszę sprawdzić, czy nie ma pani żadnych obrażeń. Widzę, ze kurtka jest trochę porwana...
-Booth, możesz stąd wyjść na chwilę?- skierowała pytanie do Agenta stojącego przy drzwiach karetki.
-A co? Nie masz nic pod spodem?- zażartował.
-Mam, bieliznę. Nie będę się przed tobą obnażać. Możesz wyjść?
-Jasne…- powiedział i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Tempe zdjęła sweter. Dopiero teraz poczuła, ze lewe ramię strasznie ją piecze… spojrzała na nie. Lekarz zrobił to samo.
-Nieźle musiała pani o coś zahaczyć… Chyba nie obejdzie się bez kilku szwów.- wyjął opatrunki z apteczki- Na razie musze zatamować krwawienie. Będzie pani musiała pojechać do szpitala na zabieg.
-Świetnie…
-Ten Agent, to miły facet, nie?
-Tak. Tylko przewrażliwiony.
-Czy ja wiem. Martwi się o panią. To raczej miłe. Musi was łączyć coś pięknego.
-Co? Bootha i mnie? Nie, nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Pasujecie do siebie.
-Przyjaciele i partnerzy z pracy. Może pan zając się tym- pokazała ranę na swoim ramieniu.
-Jasne…
Po chwili lekarz skończył badanie Bones. Kilka opatrunków na głowie, ręce, ramieniu. Nic poważnego na szczęście się nie stało. Podziękowała i wyszła z karetki.
-I jak się czujesz?- od razu wpadła na Bootha, który cierpliwie czekał obok drzwi.
-Znakomicie. Nic mi nie jest, jak mówiłam.
-Taaa, jasne. Doktorze?- Booth zauważył lekarza wychodzącego z karetki- Wszystko z nią dobrze?
-Ogólnie tak. Ale powinna pojechać do szpitala. Muszą założyć kilka szwów…
-Szwów?- przerwał mu Booth- Bones i ty mówisz, ze nic ci nie jest? Jedziemy do szpitala.
-Booth…
-Bez gadania! Jak nie pójdziesz po dobroci to cię zaniosę do mojego samochodu, przykuje pasami do fotela i siła cię tam zawiozę.
-Nie zrobisz tego
-Naprawdę?- podszedł do Bones i już chciał ją podnieść…
-Dobra! Samcze-alfa! Pojadę. Ale może za chwilę, mam tam kości do zbadania…- Booth znowu podszedł do niej- Ok., ok…
-Przyślemy Zack’a, on się tym zajmie, a ty…- pokazał w kierunku samochodu- Jedziesz ze mną.
-Tak…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz