A teraz już dość gadania. Przed Wami 50-ty [taki można powiedzieć jubileuszowy] rozdział Czarnego scenariusza.
Miłego [mam nadzieję].
Z serdecznymi pozdrowieniami dla wszystkich, którzy czytają:)
Buziaki!:*:*:*
50
Booth i Brennan weszli do środka, a niedaleko, z ciemności, wyłoniła się postać kobiety. Na jej twarzy malowały się jednocześnie: olbrzymi szok i wielka radość. Tajemniczą nieznajomą okazała się Angela Montenegro, która właśnie wysiadała z taksówki. Parę kroków za nią już szedł Hodgins.
- Nie daruję ci tego, sweetie. Nie daruję.- szepnęła pod nosem.
- Czego nie darujesz i komu?- spytał Jack, dołączając do niej.
- Nieważne, Jack. Dowiesz się w odpowiednim czasie.
- Jak chcesz. Idziemy?- artystka skinęła głową i razem weszli do Founding Fathers, gdzie przy jednym ze stolików już czekali na nich przyjaciele.
- Jesteście. Hej.- powiedziała Bones, witając się z Ange i Hodginsem.- Siadajcie, drinki już zamówione- w tym momencie do stolika podszedł kelner, ustawił kieliszki z winem i jedną wodę.
- Woda? Kto się miga?- spytała Ange- Miało być spotkanie przy winku.
- Woda jest dla mnie- powiedziała Bones- Mam dzisiaj małe problemy z żołądkiem, jakieś zatrucie i wolę nie ryzykować z alkoholem.
- Zatrucie, czy może coś innego?- dopytywała.
- Zatrucie.
- A może ciąża?
- Skąd ci to przyszło do głowy, Ange?- spytała Cam.
- Tak sobie pomyślałam- skłamała artystka.
- Żadna ciąża. Nic z tych rzeczy, Ang. Jeszcze nie będziesz ciocią, a gdybyś miała nią zostać, pierwsza byś się o tym dowiedziała- powiedziała Bones z uśmiechem.
- Jeszcze?
- Nie chwytaj mnie za słówka.
- Nie łap.- szepnął Booth.
- Czego nie łapać?- spytała Brennan.
- Nie łap mnie za słówka. To już powinnaś zapamiętać.
- A tak. Mały błąd. Nieważne.
- A gdzie Daisy?- spytał Booth.
- Pewnie się spóźni, jak zawsze- powiedziała Cam.
- Przepraszam!- usłyszeli nagle dobrze znany im krzyk.
- O, chyba właśnie idą- powiedziała Ang, odwracając się w kierunku drzwi wejściowych. Tam, wszyscy zauważyli, machającą na wszystkie strony rękami, Daisy i młodego, przystojnego mężczyznę, który najwyraźniej próbował lekko pohamować swoją towarzyszkę.
- Przepraszamy za spóźnienie- wydyszała Daisy- Ale Lance nie mógł się wcześniej wyrwać z pracy. Musiałam na niego chwilę zaczekać i tak jakoś nam trochę zeszło to wszystko.
- Daisy? A może przedstawisz nam swojego przystojnego towarzysza?- wtrąciła się artystka.
- A tak, tak, właśnie! Jasne. To jest Lance Sweets.
- Witajcie- powiedział.
- To jest moja mentorka i najwspanialsza antropolog na świecie, dr Temperance Brennan…- wskazała na Bones.
- Miło mi poznać- przywitała się.
- Mnie również. Sporo o pani słyszałem od Daisy.
- To jest...
- Pan to zapewne agent Seeley Booth.- wyciągnął do niego rękę- O panu też wiele słyszałem.
- Aż się boję, co.- uśmiechnął się Booth i przywitał ze Sweetsem.
- Camille Saroyan- Cam wstała.
- Angela Montenegro.
- Jack Hodgins…- kiedy już wszyscy się poznali i przywitali, wreszcie usiedli przy stoliku i zamówili jeszcze jednego drinka dla Lance’a.
- To co? Toast?- spytał Hodgins.
- Wodą?- Angela nie dawała za wygraną.
- Każdy toast jest dobry- powiedział Booth.
- Prawda- przytaknął Sweets.
- Toast!- zgodzili się wszyscy- Za przyjaciół!- stuknęli się kieliszkami i upili łyk napoju.
- Ktoś jest głodny?- spytała Daisy.
- Jeśli masz ochotę coś zjeść, nie musisz się krępować- powiedziała Cam.
- Robi małe podchody- powiedział Sweets- W drodze cały czas mi marudziła, jaka jest głodna.- uśmiechnął się.
- Lancelot!- skarciła go panna Wick.
- Nie masz się czego wstydzić. To normalna ludzka potrzeba.
- Pewnie- zgodził się Booth- Właściwie, ja też bym coś przekąsił.
- No oczywiście, bo w domu nie miałeś okazji zjeść- powiedziała Bones.
- W domu?- zdziwiła się artystka. Dopiero po tych słowach, Brennan zrozumiała, jak to musiało zabrzmieć.- Chcesz nam coś powiedzieć?
- Znowu łapiesz mnie za słówka- Tempe przewróciła oczami- Znając Bootha, przekąsił coś w domu. Sami wiecie, że on do jedzenia zawsze jest pierwszy.
- Tu się zgodzę- wtrąciła się Cam.
- Człowiek musi jeść- powiedział agent.- Ja sobie coś zamówię, nie wiem, jak wy.
- Na mnie nie licz- powiedziała Bones, kiedy Seeley na nią spojrzał- Żołądek.
- No tak. A wy?- spojrzał na resztę.
- Ja na pewno się na to piszę- powiedziała entuzjastycznie Daisy.
- Ja też mógłbym coś zjeść- powiedział Jack.
- Dobra, idę po menu- powiedział Booth i poszedł do baru. Chwilę później, głodni zamówili dla siebie posiłki i zajęli się rozmową.
Kilka minut później…
- …I wtedy Bones podniosła ręce do góry- mówił Booth, śmiejąc się- i powiedziała: antropolog sądowy, dlatego nie mam broni.- przyjaciele wybuchnęli śmiechem- US Marschals mieli przewspaniałe miny- ledwo mówił.
- Każdy z was się przedstawiał, wtedy uznałam, że też powinnam to zrobić- powiedziała Bones, uśmiechając się.
- Wspaniała anegdotka- powiedziała Cam- Czemu wcześniej o niej nie słyszeliśmy?
- Teraz jakoś mi się przypomniała- wyjaśnił Booth.
- Zebrało się na wspominki?- spytała Ang, z podejrzliwą miną. Tylko ona ze zgromadzonych wiedziała, co dzieje się między Boothem i Brennan, i jakie naprawdę mogą być przyczyny opowiadania o tych wszelkich historyjkach z ich przeszłości.
- Czasami miło jest powspominać początki współpracy- odpowiedziała, niczego nie podejrzewając, Tempe.
- To prawda- potwierdził agent- A nikt chyba nie zaprzeczy, że nasze pierwsze spotkania i początek współpracy był dość… wyjątkowy.
- Oj, tak, to prawda- Hodgins pokiwał głową- Nie można było ładniej tego określić.
- Tak, banda dziwnych ludzi i jeden normalny agent.- Seeley przewrócił oczami.
- O kim mówisz, Booth?- spytała Bones, patrząc na niego- Bo chyba nie o sobie.
- A o kim innym?
- Normalny? Dla nas byłeś, jak człowiek z innej planety.
- Z bardzo odległej planety- dodał Jack.
- O czym wy mówicie? Byłem najnormalniejszy z was wszystkich. No może jeszcze Angela łapała się na listę normalnych, ale reszta…
- Dzięki, Seeley- powiedziała artystka.
- Dla nas ty byłeś dziwny- powiedziała Brennan.
- Niby czemu?
- Nie rozumiałeś, co do ciebie mówimy, o co nam chodzi, jak tłumaczyliśmy ci urazy, czy to skąd wiemy, jakich obrażeń doznała ofiara…
- A kto normalny zrozumiałby wasz język? Mówiliście, jakby jakimś szyfrem. Rzucaliście pojęciami na wszystkie strony, a ja czułem się, jak kompletny przygłup, bo wiedziałem, że mówicie do mnie w języku ojczystym, a za nic w świecie nie wiedziałem, o co wam chodzi. Nie rozumiałem praktycznie żadnego słowa.- tłumaczył.
- Ale przez tych kilka lat, chyba nieco się podszkoliłeś, co?- spytała Cam.
- Czasami nadal was nie rozumiem, ale przynajmniej wiem, o czym mniej więcej mówicie.
- To już jakiś postęp- zaznaczyła Ang, popijając swoje wino.
- Widzę, że początki waszej znajomości były naprawdę bardzo ciekawe- wtrącił się Sweets.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ciekawe- powiedział Jack, machając ręką.
- Słuchając was wszystkich, muszę powiedzieć, że uważam was za niezwykle interesujących ludzi- mówił- Tak różne charaktery, tak różna energia, a mimo tego, dogadujecie się naprawdę wspaniale.
- To się nazywa przyjaźń- wtrąciła się Daisy, która do tej pory, o dziwo, głownie skupiała się na swoim posiłku.
- Za przyjaźń?- Ange uniosła kieliszek.
- Za przyjaźń można pić w nieskończoność- powiedział Lance.
- No to, za przyjaźń!- Booth również uniósł swój kieliszek. Po chwili dołączyła do nich reszta i wznieśli kolejny toast.
Kilka ‘przyjacielskich’ toastów, wybuchów śmiechu i wspominek z przeszłości później…
- Czas wypić też za miłość- zauważyła Angela- Przyjaźń i miłość, dwie najważniejsze rzeczy w życiu każdego człowieka.
- Nie można nie wypić za miłość- powiedział Hodgins, już unosząc kieliszek.
- Absolutnie nie można- zgodziła się Cam- nie wpić za miłość- dodała.
- A więc za miłość!- podchwycił Booth.
- Najważniejsze uczucie- dodała Ange, ponownie spoglądając na Bootha i Brennan. Po raz kolejny tego wieczoru, grupa przyjaciół uniosła swoje kieliszki i wzniosła toast.
- Ten toast bardzo mi się podobał. Mogę częściej pić za miłość- powiedziała Daisy- To wspaniałe uczucie, prawda Lance?- spojrzała maślanymi oczkami na swojego mężczyznę.
- Prawda, Daisy- zgodził się i uśmiechnął.
- Jak byłam mała, nigdy nie mogłam pojąć, czym jest to uczucie- zaczęła Daisy.
- Zaczyna się- szepnął Hodgins.
- Wydawała mi się taka dziwna i nierealna. Wiem, to pewnie przez to myślenie małej dziewczynki, ale wydawało mi się, że mnie coś takiego może nigdy nie spotkać. Zawsze obserwowałam swoje koleżanki i kolegów, jak się spotykają, trzymają za ręce, a mi wydawało się to dziwne i prawdę powiedziawszy nigdy jakoś mi się do tego nie spieszyło. Ale w liceum moje myślenie nieco się zmieniło. Wcześniej nie mogłam pojąć, skąd ludzie wiedzą, że się zakochują, ale potem zrozumiałam. Tego nie da się tak po prostu wytłumaczyć. To jest niewytłumaczalne. Miłość jest niewytłumaczalna, po prostu nas to trafia i nic na to nie możemy poradzić- wszyscy siedzieli i bardziej cierpliwie lub mniej, wysłuchiwali wykładu Daisy- Nagle łapiesz się na tym, że nie chcesz przebywać bez tej osoby, która skradła twoje serce. Chcesz spędzać z nią każdą wolną chwilę i nie możesz sobie wyobrazić, że nie ma jej obok ciebie- podczas monologu stażystki, Booth i Brennan, słuchali jej uważnie. Chyba po raz pierwszy, tak naprawdę słuchali, o czym ona mówi. W tym samym czasie, artystka bardzo bacznie obserwowała każdy ich ruch i minę, i poddawała je analizie.- To jest naprawdę wspaniałe uczucie. A zrozumiałam je jeszcze lepiej, kiedy poznałam Lance’a.
- Daisy…- przerwał jej Sweets.
- Tak?
- Myślę, że znowu nieco się zagalopowałaś…
- A tak! Wybaczcie… Ale, jak zacznę mówić, to nie mogę przestać.
- Naprawdę? Nie zauważyliśmy- powiedział Jack, a reszta zaczęła się śmiać.
- To jest śmieszne?- spytała, zdezorientowana Daisy.
- Powiedziałaś to tak, jak byśmy o tym nie wiedzieli- wyjaśniła jej Cam.
- Wiem, że o tym wiecie, ale.. No wiecie, że czasami tak mam.
- Tak wiemy- powiedzieli chórkiem.
- Pomijając małą podróż w przeszłość, mojej dziewczyny- powiedział Lance z uśmiechem na twarzy- Uważam, że z tym, co mówiła o miłości ma rację.
- To nie podlega dyskusji- zgodziła się Ange.
- Tak, jak nasz toast.
- Za miłość!- krzyknęła Ange i wznieśli kieliszki.
- Racja, psze pani!- krzyknął ktoś dalej. Jakiś mężczyzna, siedzący przy barze.- Za miłość!- uniósł swoją szklankę i wypił jej zawartość.
- Za miłość!- w jego ślady podążyli wszyscy goście Founding Fathers.
- Najważniejsza jest miłość!- krzyknął ktoś jeszcze.
- Ma się tę siłę przebicia, co?- skomentowała Ange, a reszta tylko przewróciła oczami.
- Nie wiem, jak z tą siłą przebicia- powiedział Lance- Ale to prawda.
- Że co prawda?- spytała Daisy.
- Że miłość jest najważniejsza.
- Acha.
- Kiedy już twoje serce znajdzie osobę, którą pokocha, nic innego się nie liczy. Nic nie powinno stawać im na przeszkodzie.
- Dokładnie. Jeśli ludzie się kochają, powinni być razem- powiedziała stanowczo Angela- Nie powinny tego przed sobą ukrywać i bać się tego uczucia- mówiąc to spojrzała na Bootha i Brennan.
- To najgorsze, co może być. Bać się przyznania do swoich uczuć- mówił Sweets- Trzeba znaleźć w sobie odrobinę odwagi i zdecydować się na taki krok. Ludzie zakochani nie powinni być osobno.
- Podoba mi się twój sposób myślenia, Sweets- powiedziała Ange.
- Miłość jest ważnym elementem naszego życia- przyznała Cam- Bez niej byśmy nie dali rady.
- Dr Saroyan, zgadzam się w 100%- powiedziała entuzjastycznie Daisy.
- Czeka nas kolejny monolog o miłości i Sweetsie?- spytał Hodgins.
- Nie rób tego, kochana- powiedział Lance do Daisy- Oni już dość się tego nasłuchali.
- Ale tylko mówię, że zgadzam się z tym, że miłość jest najważniejsza. Potrzebujemy jej, jak tlenu i trzeba o nią walczyć. Nie można się poddawać.
- Też się z tym zgadzam- powiedział Booth, obejmując ramieniem Brennan i przytulając ją do siebie.
- Ja też. Nie można tłumić miłości- powiedziała Bones i wtuliła się w agenta. Wszyscy otworzyli szeroko oczy i teraz wpatrywali się w partnerów. Nikt nie był w stanie nic powiedzieć.
- Coś się wam stało?- spytał, niewtajemniczony Sweets.
- Czy wy widzicie to samo, co ja widzę?- spytała Ang, z szeroko otwartą buzią. Taki rozwój sytuacji i dla niej był szokiem, mimo iż jakiś czas wcześniej widziała, jak partnerzy całują się przed Founding Fathers.
- Tak- wszyscy przytaknęli, wciąż się w nich wpatrując.
- Czy wy słyszeliście to samo, co ja słyszałam?- spytała znowu.
- Tak- ponowne przytaknięcie.
- Czy ja nie mam omamów?
- Nie masz. Chyba, że wszyscy je mamy.- odpowiedziała Cam.
- O co chodzi?- spytał Lance- Dlaczego tak się w nich wpatrujecie? Czemu wszyscy macie takie miny? Z tego, co ja widzę, agent Booth obejmuje dr Brennan. Przytulają się, jak każda zakochana para. Co w tym niezwykłego? To znaczy poza niezwykłością miłości?
- To trwało latami- powiedział Hodgins.
- Co trwało?
- Tłumaczenie im, że się kochają i powinni wreszcie spróbować być razem- powiedziała Cam- Bo rozumiem, że ten gest coś znaczy, prawda?- spojrzała ponownie na partnerów.
- Chyba to jest właśnie ten odpowiedni moment- powiedział Booth do Bones.
- Odpowiedni moment na co?- spytał Jack.
- Jednym z powodów, dla którego tu jesteśmy, jest taki, że chcieliśmy spędzić wieczór z przyjaciółmi- zaczęła Brennan- A drugi…
- Chcieliśmy wam wszystkim w końcu powiedzieć, że jakiś czas temu zdecydowaliśmy, że spróbujemy być razem, że zaryzykujemy.- mówił dalej Booth.
- Czy to znaczy, że…?- Cam nie potrafiła skończyć pytania.
- Tak, to znaczy, że wiemy o swoich uczuciach i wreszcie jesteśmy razem- odpowiedziała Bones- Kochamy się.
- Wiedziałam! Wiedziałam to!- wrzasnęła Ange. Wrzasnęła, bo tego dźwięku nie można było nazwać krzykiem. – Wiedziałam, jak tylko tu weszłam.
- Skąd?- zdziwił się Seeley.
- Jak możesz wciąż zadawać to pytanie, Booth?- przewróciła oczami- Przecież to jasne, jak słońce. Bo jestem Angela Montenegro, miłość wyczuję na kilometr.
- O naszej miłości wiedziałaś przed nami, Ang- zauważyła Bones- Skąd wiedziałaś, co dzisiaj będzie? To znaczy, skąd wiedziałaś o tym akurat dzisiaj, jak weszłaś?
- Tak tylko mówi- szepnął Booth.
- Nie tylko tak mówi. Wiedziałam.
- Ang, nawet ty nie mogłaś wiedzieć, że coś takiego się świeci- powiedziała Cam.
- No dobra, macie mnie.- przyznała- Widziałam, jak się całujecie przed wejściem tutaj. Reszty sama się domyśliłam. Nie było trudno.
- Wiedziałem- powiedział Booth z uśmiechem.
- To dlatego mówiłaś, nie daruję ci tego…- skojarzył Hodgins.
- Tak, bo ich widziałam. Jak mogliście to przed nami ukrywać?
- Ang, daj im spokój.
- Nie tak łatwo. A co do tego, to mówiłam poważnie, nie daruję ci tego, sweetie. Czeka cię jeszcze długa pogawędka ze mną.
- Wiedziałam, że tego nie uniknę…- westchnęła Bones.
- Ach, wreszcie!- krzyknęła ponownie Ange.
Teraz, kiedy cała grupka nieco otrząsnęła się z szoku, zaczęła bić brawo, a w oczach pań pojawiła się i łezka wzruszenia.
- Gratulacje, kochani- powiedziała Cam- Nareszcie.
- Czyli nic nie wiedzieliście, że są razem?- spytał lekko zdezorientowany Sweets.
- Nie- powiedzieli zgodnie- Ukrywali to przed nami- dodała Ang.
- A ja myślałem, że to naturalne.
- Co jest naturalne?- spytał Jack.
- Jak tylko wszedłem, od razu pomyślałem, że nie jesteśmy z Daisy jedyną zakochaną tutaj parą. Od razu było widać, że między wami coś jest- powiedział do partnerów.
- Też od razu to dostrzegłeś- powiedziała artystka, celując w niego palcem- A wy przez tyle lat nam nie wierzyliście- teraz skierowała go w Bootha i Bones.
- Teraz wierzymy- powiedziała Bones.
- Miłość widać z daleka- skomentował Sweets- A tak gwoli ścisłości…
- No?- odezwała się Ang.
- Ty i Jack też jesteście razem, czy…
- My tak- powiedział Hodgins.
- My się z tym nie kryliśmy- dodała Ang- Nie baliśmy się uczucia, chociaż pewne perypetie mamy za sobą.
- Jak to w każdym związku- powiedziała cicho Cam.
- Ale zaraz, zaraz… chwileczkę. Wróćmy kawałek z tą rozmową… Powiedzieliście, że od jakiegoś czasu jesteście razem… Od jakiego czasu?
- Od momentu, kiedy znaleźliśmy te dwa ciała w grobach- powiedziała Brennan.
- I nic nam nie powiedzieliście? Przecież to prawie miesiąc!
- Chcieliśmy powiedzieć wam, jak skończymy sprawę, ale nieco się przeciągnęła i stwierdziliśmy, że nie chcemy już czekać.
- Czegoś jeszcze nie wiemy?
- Mieszkamy razem.
- Co?!
- Tak. Od prawie miesiąca mieszkamy razem.
- Ja chyba śnie…
- A te problemy z żołądkiem, sweetie?
- To problemy z żołądkiem, nie kłamałam. Nie jestem w ciąży. Na razie.
- To znaczy?
- To znaczy, że chcemy stworzyć rodzinę i mieć dzieci.
- Nie wierzę w to wszystko, co słyszę i widzę. Powiedzcie mi, że to nie jest żaden sen…
- Ang, kochana- Brenn przytuliła przyjaciółkę- To naprawdę nie jest żaden sen. Wszystko, co widzisz jest prawdziwe.
- Tak się cieszę, słodziutka- artystka mocno przytuliła Brennan.- Tak bardzo się cieszę.
- Ja też- powiedziała cicho Bones.
Dalsza część wieczoru skupiła się głownie na rozmowach o ukrywanym związku Bootha i Brennan, o miłości oraz na historyjkach z prób wyjaśnienia im, że należą do siebie i muszą być razem, bo z nikim innym nigdy nie będą szczęśliwi.
Kiedy zrobiło się naprawdę późno, po ostatnich toastach za przyjaźń, miłość oraz Bootha i Brennan, przyjaciele rozjechali się do domów. Oczywiście, zanim wszyscy powsiadali w zamówione wcześniej taksówki, wyściskali parę zakochanych i jeszcze raz powiedzieli, jak bardzo się cieszą, że wreszcie coś do nich dotarło i zaryzykowali. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, że i Booth, i Brennan wreszcie się odnaleźli. Siebie i miłość, której tak długo unikali, przed którą przez tyle lat uciekali i do której zawsze, od pierwszego spotkania, bali się przyznać. Ale jednak i tym razem, to właśnie ona zwyciężyła. Nie pozwoliła o sobie zapomnieć, nie pozwoliła zrzucić się na drugi plan i po prostu odepchnąć. Była i jest zbyt silna, by miała tak po prostu pójść w zapomnienie. A Booth i Brennan tylko udowodnili, że ta prawdziwa miłość, ta piękna, najpotężniejsza, nigdy się nie poddaje i nieważne ile lat minie, na próbach pozbycia się jej, ona nie da za wygraną. To właśnie jest ta miłość. Wszechogarniająca i najpotężniejsza!
Wieczór się kończył, ale dla naszej pary, to jeszcze nie koniec nowych wyzwań. Przecież wisi nad nimi zakład. Ciekawe, kto go wygra?
Wprowadziłam w tym opku małe zmiany, na potrzeby historii. W tej wersji nikt, prócz Daisy jeszcze nie zna Sweetsa. Zrobiłam małą zmianę z ich spotkaniem, wiem, że w serialu poznali się wcześniej, ale to serial, a w opowiadaniu będzie troszeczkę inaczej
Boskie! Na początku skołwoałaś mnie ze Słodkim ale później już zrozumiałam. Fajnie <jakby to powiwedziec" realistycznie..? Mhm a niech bd realstycznie ..przedstawione ;D
OdpowiedzUsuńYuumi;))
Bardzo Ci dziękuję:) Cieszę się, że się podoba:)
OdpowiedzUsuńSweets w moim opku wszystkich wykiwał:P Ale potem zobaczycie, dlatego jest tak, a nie inaczej. Nie będę zdradzać, ale będzie się działo, to mogę obiecać.
Pozdrawiam
brenn
Jezuuu. To jest piękne. Kobieto ty masz przeogromny talent. Jak wiążesz te słowa. Jak chętnie piszesz o tej miłość, jakie wyrazy miłosne. Po prostu piękne. Gratulacje i Powodzenia .
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie słowa :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niedługo mi wróci wena na pisanie, bo wariuję już bez niej :(
Jesteście Kochani, wiecie o tym? :)