Tym razem z punktu widzenia Bootha.
Szczęścia smak
„Jak możesz spokojnie spać, kiedy ja siedzę tu”
Zastanawiam się, jak to jest możliwe… Czy ona naprawdę nic do mnie nie czuje, naprawdę nie jest w stanie mnie pokochać? Co z tego, że jest naukowcem? To wcale nie musi oznaczać, że nie będzie potrafiła się zmienić. Przecież od tego ma mnie. Ja jestem po to, żeby jej z tym wszystkim pomóc. Przecież wie, że zawsze może na mnie liczyć. Zawsze.
Przy niej staram się udawać, że nic się nie dzieje, że już dawno zapomniałem o tym, że mnie odrzuciła. Wie, że ją kocham, ale nie okazuję już tego. Po co mam się starać, skoro ona tego nie chce? Dlaczego mam się narzucać komuś z moimi uczuciami? Przecież wyraźnie powiedziała mi, ze nie możemy być razem.
Nie mówię, że jest mi łatwo zakładać tą maskę obojętności, kiedy jest obok mnie, kiedy widzę jej uśmiech. Nie jest mi łatwo, ale co mogę z tym zrobić? Na siłę nie zmuszę jej, by mnie kochała. Także moją bronią przed bólem jest teraz ta maska. To nie znaczy, że ona pomaga, a ból znika… Ona po prostu jest. Staram sobie wmówić, że pozwala mi ona się odgrodzić od uczuć, ale to tylko złudzenie.
Dom jest miejscem, w którym mogę tą maskę spokojnie zdjąć. Tam jestem sobą. Tam nie muszę niczego udawać.
Często leżę na łóżku i o niej myślę. Czy już śpi? Czy jest szczęśliwa? O czym teraz myśli?
Wyobrażam sobie, jak leży u siebie w mieszkaniu, przykryta bordową kołdrą, dłoń ma ułożoną pod policzkiem i smacznie śpi. Widzę jej delikatną twarz i myślę sobie:
Jak możesz spokojnie spać, kiedy ja siedzę tu. Z głową wtuloną w dłonie, tonę we łzach, bo kiedy o niej myślę nie potrafię spać. Nie potrafię nawet się położyć. Wiem, że wszyscy mają mnie za silnego faceta, byłego snajpera, najlepszego agenta FBI, ale czy to znaczy, że wewnątrz nie mogę być wrażliwym człowiekiem? Czy nie mogę sobie pozwolić na łzy? Nie wiedzą, że taki też jestem. Tylko ona wie, że potrafię płakać, tylko ona wie, jaki jestem w środku. I tak czasami się dzieje, że siedzę sobie w kącie pokoju i cicho płacze, bo wiem, że straciłem miłość swojego życia, że nigdy nikogo tak nie pokocham i mam świadomość, że ta miłość po prostu nie ma przyszłości, bo ona nie chce się zmienić.
Najgorsze jest dla mnie to, że boi się być ze mną, ale spotyka się z innymi mężczyznami. Z nimi nie boi się kontaktu, romansu, nie odrzuca ich. Odrzuca tylko mnie.
Jakiś czas temu, szedłem ulicą, pogrążony w myślach. Nawet nie zauważyłem, że znalazłem się koło naszej ukochanej jadłodajni. Royal Dinner- miejsce tak wielu wspomnień. Tak wiele się tutaj działo. To miejsce słuchało tylu rozmów, tylu wymian zdań, czasami kłótni, czasem słów pocieszenia, śmiechu… Słyszało chyba wszystko to, co mogło usłyszeć. Znało wszystkie nasze emocje. Czasami mam wrażenie, że zna nas na wylot i wie o nas wszystko. Jedno z naszych ulubionych miejsc.
Spojrzałem na szybę, za którą stał stolik, przy którym zawsze siadaliśmy. Ktoś tam siedział. Dopiero po chwili zorientowałem się, kto tam siedzi. Ona, ona tam siedziała z moim szefem… Wyglądali na zadowolonych. Chyba dobrze czuli się w swoim towarzystwie, skoro cały czas się śmiali. Uciekłem stamtąd, nie chciałem, żeby mnie widziała.
Jak możesz tak beztrosko się śmiać przecież nie ma mnie przy tobie…
Jak możesz mi to robić? Wiesz o moich uczuciach, a mimo to robisz wszystko, żebym odczuwał ból… W takich chwilach mam wrażenie, że nic dobrego już mnie nie spotka, moje szczęście się ode mnie odwróciło… tak, jak ty…
Runął nasz, piękny świat
I kto powie mi teraz, jak mam normalnie żyć? Kto powie mi, jak zbudować szczęście, skoro czuję, że już go nie mam. Jak poradzić sobie z własnym życiem, skoro nie widzę innej drogi niż ta, którą dawniej szedłem? Musiałem skręcić w inną ścieżkę, teraz idę tamtędy samotnie, bo nie mam przy mnie jej i nigdy nie będzie.
Nie mogę się poddawać. Muszę zrobić coś ze swoim życiem. Muszę ruszyć dalej i nie oglądać się na nią, bo z nią nie ma już dla mnie przyszłości. Nie ma przyszłości, w której jesteśmy we dwoje. Obracając kartkę scenariusza, na której napisane jest, że razem będziemy szczęśliwi, widzę tylko białą stronę. Nic na niej nie ma. Kiedy próbuję coś napisać, słowa od razu znikają, jakby ktoś rzucił klątwę na moje wspólne życie z nią. Jakby nie było już żadnej nadziei, że cokolwiek może się kiedyś zmienić. Nie ma nadziei.
Próbuję ruszyć dalej, ale coś cały czas mnie zatrzymuje. Kiedy chcę zrobić krok, nie mogę się ruszyć, jak w tych snach…. Kiedy chcesz pobiec, nie możesz się ruszyć, albo wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, jak wtedy, gdy chcesz krzyknąć, ale nie możesz wydobyć z siebie głosu, albo, jak nagle się budzisz, bo masz wrażenie, że spadasz w przepaść. Tak właśnie teraz się czuję. Nic nie mogę zrobić, choć bardzo bym chciał.
Jak długo jeszcze będę się bać, w miejscu stać, z głową schowaną w piach, znów w coś grać? Jak długo będzie gonić mnie strach? I jak długo uciekać mam przed niewiadomo czym…
Wiem, że się boi, bo wiele razy była skrzywdzona przez ludzi, których kochała, ale czy ja nie pozwoliłem jej sobie zaufać? Czy nie potwierdziłem przez te wszystkie lata, że zrobię dla niej wszystko i nigdy jej nie skrzywdzę? Czy ona naprawdę aż tak się boi życia z ukochaną osobą? Ale… Czy szczęścia można się bać?
Można się bać. Ona się boi, dlatego nie ruszy dalej, dlatego nikomu na tyle nie zaufa, nawet mi. Nie odda mi swojego serca, bo jest ono za bardzo poranione i wstydzi się go pokazywać. Wstydzi się i boi, że jak je zobaczę, ucieknę, odrzucę ją i jej miłość. Ale przecież ja dobrze znam to serce. Znam je lepiej niż ona sama. Wiem, ze jest poranione, wiem, ze wiele wycierpiało i najlepiej znanym uczuciem jest ból, wiem to!
Myślałem, że udało mi się jej pomóc otworzyć, myślałem, że nauczyłem ją, że miłość istnieje i nienależny jej się bać. Miałem nadzieję, że w końcu to wszystko zrozumiała i będzie potrafiła przyjąć moje serce, które jej ofiarowałem.
Wiele razy chciałem jej powiedzieć, co czuję, ale nie miałem na tyle odwagi, a kiedy już to zrobiłem… Żałowałem? Nie, nigdy tego nie żałowałem, ale tak się nieraz zastanawiam, czy nie byłoby lepiej, gdybym jej nic nie mówił? Może byłoby między nami, jak dawniej? Nie powstałaby między nami ta przepaść, nie zamknąłbym nam drzwi, bo wydaje mi się, że zamiast je otworzyć, właśnie je zamknąłem.
Przez jakiś czas miałem wrażenie, że ona też coś do mnie czuje. Wydawało mi się, że inaczej na mnie patrzy od czasu operacji i śpiączki… mojego snu, jej ciąży, ślubu… ale teraz wiem, że to wszystko było złudzeniem. Człowiek nie może żyć złudzeniami! Nie może, bo tak nie da się żyć. Wyobrażasz sobie, że życie jest piękne, widzisz u boku ukochaną osobę, przytulasz ją, całujesz, kochasz… ale to wszystko nie jest prawdą.
Z jednej strony żałuję, że miałem ten piękny sen o naszym wspólnym życiu… Może gdyby nie on, nie zrozumiałbym, że naprawdę ją kocham, zawsze kochałem i teraz bym tak nie cierpiał.
Jednak z drugiej strony, cieszę się, że mogłem śnić o naszym życiu. Przynajmniej miałem namiastkę tego, co mogłoby być, mogłem przez chwilę poczuć się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Czasami chciałbym znowu zasnąć i cały czas tylko śnić o tym, że jesteśmy razem. Tam, we śnie byłbym szczęśliwy, bylibyśmy szczęśliwi razem. Tylko, co to za życie? Sen? Marzenie? Ucieczka? W imię czego? Sam już nie wiem, co się ze mną dzieje.
Byłem już tak blisko. Już prawie czułem jego smak. Prawie miałem wszystko
Byłem już tak blisko. Już prawie czułem jego smak… Szczęścia smak
Wybaczcie, jeśli moje myśli są nieskładne i chaotyczne, ale nie potrafię już normalnie myśleć… Nie widzę dla siebie przyszłości. Nie widzę nadziei. Nie widzę szczęścia. Straciłem swoje życie. Tak się teraz czuję.
Czy to się kiedyś zmieni?
Byłem już tak blisko…
Wyjechała i już nie wróci. Tak powiedziała…
„Żegnaj, zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem” i odeszła…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz