Powitanie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu!

Znajdziecie tutaj moją twórczość dotyczącą serialu "Bones" [Kości]- ficki, tapety, grafiki, rysunki.

Życzę wszystkim [mam nadzieję] miłego czytania i oglądania:)

Proszę Was też o zostawianie po sobie śladu w postaci komentarza. Bardzo zależy mi na waszych opiniach [tych pozytywnych i tych krytycznych. Człowiek uczy się całe życie]

Z serdecznymi pozdrowieniami

brenn

sobota, 28 sierpnia 2010

TAJEMNICA POGRZEBANA W RUINACH [11-15/?]

11.

W ciszy dojechali do Jeffersonian. Bones nie miała ochoty na rozmowę, co Booth uszanował. Włączył radio i słychać było tylko muzykę lecącą z głośników. Ostatnie kilka dni były naprawdę nieprzyjemne. Trafili na dużą sprawę, w której na chwilę obecną nie są nawet na początku rozwiązania, a teraz dodatkowo doszło kolejne morderstwo i to, to, które nie należało do najłatwiejszych. Morderstwo dzieci, tak maleńkich dzieci dla nikogo nie jest łatwe. Teraz cały zespół musi się z tym zmierzyć.
Brennan ukrywała bardzo głęboko wszystkie swoje uczucia, nie chciała by ktokolwiek domyślił się, co naprawdę czuje. Wolała, żeby myśleli, że jej to nie rusza, że jest nieczuła i nie miesza emocji z pracą. Była przekonana, ze jej się to udaje, ale agenta specjalnego nie udało jej się zwieść. Chce czy nie, on doskonale ją zna i potrafi wyczytać ludzkie emocje, nawet jeśli ktoś bardzo stara się nimi nie dzielić. Szanował jednak wolę Bones, nie chciał naciskać, wiedział, że jeśli będzie chciała z nim o tym porozmawiać, zrobi to. Musi dać jej swobodę. Jest jej przyjacielem i zrobi wszystko, by czuła, że przy niej jest. Czasami milczenie było ważniejsze niż rozmowa.

Weszli do budynku Instytutu Jeffersona.  Na platformie byli Cam i Zack, oboje pracowali nad sprawą z ruin. Booth przesunął kartę przez czytnik i dołączył do przyjaciół. Bones w tym czasie poszła szybko się przebrać.
-Booth, co masz taką minę?- spytała patolog, widząc smutek na twarzy agenta.
-Doszła nam kolejna, nieprzyjemna sprawa- odpowiedział.
-To znaczy…? Dzieci?
-Skąd widziałaś?
-Seeley, znam cię nie od dziś. Jak mówisz o nieprzyjemnej sprawie, z taką miną, to musi chodzić o zamordowane dziecko.
-Rzeczywiście dobrze mnie znasz, Camille.
-Nie mów do mnie, Camille- oboje się uśmiechnęli. Zack spojrzał na dwójkę przyjaciół. Nawet on- Zezulec, widział, ze miedzy Cam i Boothem coś jest, jakieś napięcie.
Kliknięcie przy wejściu, oznajmiło pojawienie się Brennan.
-Zack, udało ci się czegoś dowiedzieć o naszych ofiarach z ruin?- spytała na wejściu.
-Starałem się złożyć kolejny szkielet, Dr Brennan. Prawie skończyłem. Posegregowałem część kości i jeden ze szkieletów jest prawie w komplecie. Z pewnością jest to mężczyzna, sądząc po długości kości i zębach, zęby mądrości całkowicie wykształcone, dawno, szwy czaszkowe sutura sagittalis niemal całkowicie zrośnięte, sutura cardinalis w stadium początkowym, postępującym, sutura lamdoidea początkowe, czyli mamy wiek miedzy 40 a 50 lat- referował Zack. Brennan nałożyła lateksowe rękawiczki i zbliżyła się do stołu, na którym leżał częściowo skompletowany szkielet. Wzięła do ręki czaszkę i zaczęła ją uważnie badać.
-Okrągły profil twarzy, o wąskim kształcie, okrągłych oczodołach, szczęka duża, kształt hiperboli, mały, szeroki nos… rasa czarna…- kontynuowała Brenn.
-Czarny mężczyzna?- spytał Booth.
-Tak. Zack, znalazłeś jakieś zmiany na kościach, które mogłyby nam powiedzieć o przyczynie zgonu?
-Jeszcze nie, Dr Brennan. Muszę skompletować najpierw cały szkielet. Brakuje części klatki piersiowej, kości piszczelowej, paliczków…
-Dobrze, Zack.
-Słuchajcie- na platformie pojawiła się Angela- znam tożsamość drugiej ofiary z ruin. Tej dziewczynki, co została znaleziona razem z Clarkiem Wer’em.
-Kim ona jest?- spytała Cam. Ange podeszła do komputera i po chwili na ekranie wyświetliło się zdjęcie młodej blondynki.
-Olivia Denhan, lat 14. mieszkała na Werc Street nr 5. tu jest napisane, że mieszkała tylko z mamą, tata zginął w wypadku samochodowym, 7 lat temu- mówiła Angela.
-Matka zgłosiła zaginięcie trzy tygodnie temu- czytał Booth.
-Trzy tygodnie temu?- odezwała się Cam- w tym samym czasie zaginął ten chłopak, Clark.
-Myślisz, że coś łączy nasze obie ofiary?- spytała Ange.
-Nie wiem- odpowiedziała Saroyan- Obie zaginęły trzy tygodnie temu, zostały znalezione w tym samym miejscu….
- I nie żyją od tego samego dnia- dokończył Hodgins, który właśnie wchodził na platformę- znalazłem te same owady, co na zwłokach chłopaka- kliknął parę razy na klawiaturze i na ekranie ponownie pojawiły się zdjęcia robaków- Curculidnidae, Calliphoridae, jaja i chrząszcze…- zmieniał obrazki w tym samym tempie, w którym mówił- Dokładnie ten sam dzień.
-Czyli istnieje możliwość, ze i Clark, i Oliwia zginęli tego samego dnia, być może zostali zamordowani przez tą samą osobę- odezwał się Booth.
-Tak, tylko, co wspólnego z tymi dwoma ciałami mogą mieć kości ofiar znalezionych w piwnicy?- zastanawiała się Cam.
-Być może nic, a możliwe, że wszystko- powiedział Seeley.
-Nie dowiemy się, czy mają coś wspólnego, dopóki nie skompletujemy wszystkich szkieletów, nie poznamy przyczyny i czasu zgonu- mówiła Brenn- Do tego czasu nie uda nam się odpowiedzieć na to pytanie- nastała chwila ciszy, wszyscy zastanawiali się nad sprawą- Zack- powiedziała po chwili- ile szkieletów, czy części szkieletów udało ci się wyodrębnić?
-Jak na razie, bazując na charakterze kości i płci, jest siedem częściowych szkieletów, różne rasy, wiek i płeć…
-Siedem ofiar?- przeraziła się Ange.
-Jak na razie, nie licząc tej dwójki, Clarka i Oliwii… Zostało jeszcze sporo kości do przejrzenia… Trochę czasu to zajmie- odpowiedział Addy.
-Siedem ofiar… właściwie dziewięć… Miałam nadzieję, ze na pięciu się skończy- powiedziała Cam.
-Ja też- dodał Seeley.

To, co odkryli bardzo im się nie spodobało, siedem ofiar, a wszystkie kości jeszcze nie są rozdzielone. Ile biednych istot jeszcze tam znajdą? Ile osób straciło życie?
Podczas gdy ekipa rozmawiała o pierwszej sprawie, do Jeffersonian dowieźli zwłoki niemowląt odkryte dzisiaj w jednym ze śmietników. Duży kosz na śmieci również został przewieziony, ku uciesze Hodginsa. Chwilowo niektórzy będą musieli przerwać pracę nad szczątkami z ruin i zająć się morderstwem dzieci.
-Możemy zacząć badania- powiedziała Brennan.
-Jest sporo tkanek, Dr Brennan, a to znaczy, że najpierw ja się nimi zajmę, a ty musisz poczekać, aż wszystko sprawdzę- powiedziała szefowa z uśmiechem.
-Tak, racja- powiedziała cicho- To ja na razie wrócę do tamtych kości. Tkanki są….- zrobiła dziwną minę-  nie dla mnie- dokończyła i wróciła na swoje poprzednie stanowisko.
-Ja zabieram się za kosz- powiedział uradowany Hodgins- jestem pewien, ze znajdę tam wiele ciekawych okazów.
-Jest trochę zimno, może ich tak wiele nie być, więc nie masz co się cieszyć- powiedział z uśmiechem Booth.
-Ja na pewno coś znajdę. A dlaczego moi drodzy?- spojrzał na przyjaciół, którzy teraz stali z dość dziwnymi minami- Dlatego, że jestem Królem Laboratorium- dokończył z bardzo szerokim uśmiechem na twarzy.
-Nieprawda, nie jesteś nim- powiedział Zack.
-A może myślisz, ze to ty nim jesteś, co młody?- zapytał z ironią.
-Oczywiście- odpowiedział Zack, a Hodgins wybuchnął śmiechem.
-Mój drogi, pomarzyć zawsze można, to nie grzech, ale ja ci powiem…
-Dr Hodgins- przerwała im Cam.
-Tak, oczywiście- Jack odwrócił się i ruszył w kierunku kosza- Mówcie, co chcecie i tak jestem Królem Laboratorium!- dodał z podniesionymi wysoko w górę rękami i zszedł z platformy.
-Zezulec- powiedział Booth i uśmiechnął się do Cam.
-Tak.. Ok., to do pracy moi drodzy- Cam klasnęła w ręce- zabieram ciała do siebie. Muszę sprawdzić, co przytrafiło się tym biednym dzieciom… Może toksykologia coś wykaże- powiedziała- Panowie!- zwróciła się do mężczyzn, którzy stali poza platformą- możecie pomóc mi przenieść ciała?
-Oczywiście, Dr Saroyan- odpowiedzieli i weszli na platformę.
-Cam, jak czaszki będą gotowe, daj znać…- odezwała się Angela- Będę mogła zrobić rekonstrukcję.
-Oczywiście, Ang.
-A teraz zrobię rekonstrukcję czaszki ofiary, którą skompletował Zack.
-Ok.- uśmiechnęła się Cam i poszła do swojego gabinetu.
-Ang, będziemy jeszcze potrzebowali adres pierwszej ofiary- odezwał się Booth- Clark Wer.
-Jasne, zaraz to dla was sprawdzę- powiedziała i również poszła do siebie.
-Bones- zwrócił się do partnerki- Bones!- krzyknął, bo nie usłyszała. Całkowicie pochłonęła ją praca.
-Czemu krzyczysz, przecież stoję obok?- spytała podnosząc głowę i spoglądając na Seeley’a.
-Nie słyszałaś, jak mówiłem wcześniej.
-Co się dzieje?
-Jak tylko Angela zdobędzie adres chłopaka, pojedziemy do jego i dziewczyny rodziców. Musimy powiedzieć im, co się stało i dowiedzieć się czegoś o ofiarach.
-Wiem.
-Dobra, to ja już wam, na razie, nie przeszkadzam. Pójdę do Ange, może coś już wie- Brennan nic nie odpowiedziała, ponownie zajęła się pracą- Ok., jasne, to najważniejsze, że w ogóle mnie słuchacie. Dzięki- powiedział pod nosem, machnął ręką i zszedł z platformy. Nie poszedł jednak do Angeli, tylko do Dr Saroyan, miał do niej ważną sprawę i najlepiej będzie, jak załatwi to teraz, kiedy Brennan pochłonięta jest pracą. Ona o tej rozmowie nie może się dowiedzieć…


12.

-Cam, mam do ciebie sprawę. Masz chwilę?- wszedł od razu, zamykając za sobą drzwi i spoglądając przez szybę, czy nie ma nikogo kto chciałby im przerwać.
-Dla ciebie zawsze. Coś ważnego? Zachowujesz się, jakbyś spiskował- powiedziała pobierając próbki tkanek.
-Bo chyba trochę tak jest, to znaczy, to jest taki mały spisek.
-Za kim tak wyglądasz?- spytała, gdy Seeley ponownie spojrzał na Instytut za szybą.
-Patrzę, czy Bones nie idzie.
-Rozumiem, że ów spisek dotyczy Dr Brennan.
-Owszem i potrzebuję twojej pomocy.
-A masz zamiar kiedyś powiedzieć mi, o co dokładnie ci chodzi, czy liczysz na moją zdolność czytania w ludzkich umysłach czy zgadywania i chcesz, bym się wszystkiego domyśliła?
-Nie.
-Nie? Czyli? Wiesz, że zgadywanie może zająć trochę czasu, prawda? Może Hodginsowi poszłoby szybciej, w końcu to on jest mistrzem w kreowaniu teorii spiskowych, nie ja.
-Tak.
-Może lepiej mi powiesz, co? Będzie łatwiej. Nie jestem taka zdolna w zgadywaniu, to był żart- uśmiechnęła się.
-Tak- myśli Bootha zdawały się być teraz gdzieś daleko. Trochę się zagapił za szybę.
-To może ja wezmę sobie krem, kocyk, wskoczę w strój kąpielowy i pójdę się trochę poopalać przed Instytutem, co ty na to?- zażartowała.
-Jasne.
-Dobre. Jasne, przecież morderstwa mogą poczekać, a my możemy się zająć opalaniem. Nam też coś się od życia należy. Kto by się przejmował jakimiś przestępcami, chodzącymi po ulicach Waszyngtonu- zdjęła rękawiczki, fartuch, wyjęła krem nawilżający, który wcześniej kupiła i skierowała swoje kroki do drzwi.
-Dokąd idziesz?- spytał Booth. Wreszcie się ocknął- I po co ci ten krem?
-Miałam zamiar iść się trochę poopalać. Sam się zgodziłeś, że to dobry pomysł, więc stwierdziłam, czemu nie. Przed Instytutem będzie idealnie.
-Że co? Ja się zgodziłem?
-Tak.
-W godzinach pracy, opalanie, kiedy mamy sprawę do rozwiązania?
-Seeley, żartuje. Odpłynąłeś na chwilę- schowała krem i z powrotem narzuciła fartuch.
-Przepraszam. To, co mówiłaś wcześniej?
-Nieważne. Wiedziałam, że nie słuchasz, więc gadałam jakieś głupoty.
-Przepraszam.
-W porządku. Teraz chcę ci przypomnieć, że przyszedłeś tutaj, chcąc mi przedstawić plan jakiegoś spisku. I nie, jeszcze nie powiedziałeś, o co chodzi.
-Tak, racja. Wybacz, zagapiłem się trochę.
-Nie da się nie zauważyć. Dowiem się w końcu, o co chodzi?- spytała z uśmiechem.
-Już ci wszystko mówię. Chciałbym, żebyś rozważyła możliwość zatrudnienia większej ilości stażystów.
-To ma być ten spisek?
-Tak, bo tu chodzi o pomoc dla Bones- uśmiechnął się- wiesz, dodatkowe ręce do pracy. Mamy sporo spraw i za mało czasu na rozwiązanie ich w tym składzie. Nie mówię, że ekipa jest zła, po prostu jest nas trochę mało. Potrzebujemy pomocy antropologa. Bones choćby nie wiem, jak długo i ciężko pracowała, nie da rady szybko zbadać tych wszystkich kości. O tej sprawie z ruin wiemy już kilka dni, a wciąż nie mamy jakichś konkretnych informacji na temat ofiar i sprawców. Do tego teraz jeszcze sprawa morderstwa tych dzieci. Nie twierdzę, że Bones nie da rady, to jest po prostu zbyt dużo na dwie osoby. Zack jest ambitny i zrobi wszystko, by nie zawieść swojej mentorki, ale dwie osoby to za mało. A spisek, bo sama dobrze wiesz, jak Bones reaguje na jakąkolwiek pomoc i nowych ludzi w zespole. Nie może się dowiedzieć, ze ci ludzie przyjdą, by jej pomóc. Będzie zła. Zawsze uważa, że sama sobie ze wszystkim poradzi, ale tym razem jest trochę inaczej.
-Masz sporo racji. Też ostatnio zastanawiałam się, czy nie poszukać jakichś stażystów. Pomoc rzeczywiście bardzo nam się przyda, nie możemy zwalać wszystkiego na Brennan.
-Cieszę się, że mnie rozumiesz.
-Czy kiedykolwiek było inaczej?
-Jak dotąd,  nie.
-Właśnie- oboje się uśmiechnęli. Flirtowali nawet w takiej chwili. Widać to, co ich łączyło kiedyś, wciąż coś dla nich znaczy.
-Poszukam jakichś dobrych, młodych ludzi, którzy byliby odpowiedni na to miejsce.
-Tylko pamiętaj, że musimy załatwić to na tyle dyskretnie, by Bones nie zorientowała się, ze robimy to z myślą o niej.
-Jasne. Gdyby się dowiedziała, chyba by nas pozabijała.
-Nie lubi, jak coś robi się za jej plecami.
-Zdecydowanie.
-Dzięki, Cam.
-Nie ma sprawy. Przyda nam się pomoc.
-Wszystkim. To będzie też dobre dla tych wszystkich ofiar. Szybciej dowiemy się, co się stało, kto jest za to odpowiedzialny i uda nam się złapać sprawcę, bądź sprawców.
-Musimy się tego dowiedzieć, jak najszybciej, by nie mógł stąd zwiać. Jak media to rozgłoszą, może spanikować i wyjechać z DC.
-Właśnie. Nie możemy do tego dopuścić. Media nie mogą się w to mieszać. Oni zawsze wszystko psują.
-Racja.
-Jakbyś coś wiedziała, daj mi znać, dobrze?
-Pewnie. Od razu się z tobą skontaktuję. Jesteś jednym ze spiskowców. Działamy razem.
-Super, dzięki. Ok., ja wracam do biura. Cullen znowu narzekał, że spóźniam się z raportami.
-Kiedyś się na ciebie wkurzy.
-On zawsze się na mnie wścieka. Dobra, lecę.
-Do zobaczenia, potem.
-Pa.
Seeley wyszedł z gabinetu Cam. Wstąpił jeszcze na chwilę do Brennan.
-Bones, jadę do FBI- powiedział- Jak będziesz coś wiedziała, daj mi znać, ok?
-Jasne. Zadzwonię- odpowiedziała, nie przerywając pracy.
-Dobra, to do zobaczenia.
-Cześć, Booth.

Seeley wyszedł i wrócił do siebie. Raporty czekały. Postanowił też przejrzeć informacje o zaginionych osobach. Sam dokładnie nie wiedział, czego tam szuka, co chce znaleźć, ale czuł, że w ten sposób coś robi, a nie marnuje czasu na papierkową robotę.
W Jeffersonian też wszyscy ciężko pracowali. Każdy u siebie. Może ten dzień przyniesie im jakieś odpowiedzi.


13.

Czas mijał, a ekipa z Jeffersonian wciąż pracowała; podzieleni na grupy osób zajmujących się sprawą z ruin i grupę badającą morderstwo niemowląt. Zbliżała się pora lunchu, ale każdy doskonale wiedział, że tym razem ta pora nie będzie oznaczała dla nich wolnego. Mieli ręce pełne roboty i nawet jak będą pracować na pełnych obrotach, nie uda im się szybciej znaleźć rozwiązań. Także tym razem wszyscy postanowili zostać w Instytucie. Jedzenie zawsze można zamówić i zjeść na miejscu. nie stracą w ten sposób czasu na wyjście, dojazd, czekanie i powrót. Teraz liczyła się każda minuta.
Czy dzisiejszy dzień zbliży ich do jakiegoś rozwiązania? Tego nie wiedział nikt. Wszyscy bardzo się starali, ale nieważne jak dobre mieli intencje, niektórych rzeczy nie da się przyspieszyć.
Brennan zajmowała się kompletowaniem szkieletu kolejnej ofiary z ruin, tym razem ponownie kobieta. Zack starał się złożyć inny szkielet. W tym czasie Dr Saroyan robiła toksykologię niemowląt. Co prawda wyglądało na to, że przyczyną zgonu jest uduszenie, ale nigdy nie wiadomo, co może kryć się w tkankach i do czego zdolni są ludzie, którzy mordują tak niewinne istoty. Każda jedna możliwa opcja musiała być sprawdzona.
Angela pracowała u siebie nad rekonstrukcją twarzy mężczyzny, którego szkielet skompletował Zack. Powoli pojawiał się obraz.
Hodginsa całkowicie pochłonęły znalezione w śmietniku cząsteczki. Było ich sporo i każda z nich mogła zawierać jakąś wskazówkę dotyczącą śmierci tych dzieci.
Booth w FBI, jako że nie znalazł nic w bazie, wreszcie zajął się papierkową robotą dla Cullena. Cam miała rację, dyrektor wściekał się, że Seeley znowu ma zaległości, także dla świętego spokoju, agent wolał załatwić tą sprawę i móc oddać się całkowicie rozwiązywaniu morderstwa dzieci i wszystkich ofiar z ruin.

Nikt z zezulców nie zamówił jedzenia. Każdy miał jakieś swoje kanapki i pracując, bądź oczekując wyników, przegryzał coś i popijał kawą. Nie ma czasu na porządne napełnianie żołądków.

Późne popołudnie wreszcie przyniosło jakieś informacje, ale czy dobre… Niezależnie od tego, jak na to spojrzeć, żadne z tych informacji nie były dobre. Ważne było tylko to, że się pojawiły, bo to oznaczało, że ruszają z miejsca i zmierzają ku rozwiązaniu choć jednej sprawy. Tylko czy szybko? To może się jeszcze pokomplikować i nasza ekipa na razie nie zdaje sobie z tego sprawy, jak bardzo.
Brennan udała się do gabinetu artystki, sprawdzić czy zdołała już wykonać rekonstrukcję.
-Ang?
-Brennan, udało mi się zrobić dwie rekonstrukcje. Znam tożsamość tej kobiety, której czaszkę skompletowałaś w nocy…- wstukała coś na klawiaturze i ukazała im się twarz młodej kobiety- Lisa Canne
-Wiek 25…- czytała Brenn- zaginęła osiem lat temu…
-Osiem lat, co?
-Była tutaj na studiach.
-Tak. Niestety nie ma innych informacji. Będzie trzeba powiadomić Bootha, żeby przeszukał bazy danych w FBI.
-Tak, zaraz do niego zadzwonię. Co z drugą ofiarą z piwnicy?
-Mam twarz- Ange podniosła kartkę, na której naszkicowany był mężczyzna- Zeskakuję ją i zobaczymy, czy znajdzie się w naszej bazie- włożyła obraz do skanera. Po chwili pojawił się on na ekranie komputera- Zobaczmy, czy czegoś się dowiemy…- wcisnęła jeden z klawiszy i komputer zaczął przeszukiwanie.
-Udało wam się coś znaleźć?- spytała Cam, wchodząc do gabinetu artystki.
-Znamy tożsamość pierwszej ofiary z piwnicy. To tak kobieta, której szkielet skompletowała Brennan- Ange ponownie wstukała coś na klawiaturze i na monitorze obok ponownie pojawiło się zdjęcie kobiety- Lisa Canne, 25 lat. Wiemy tylko, że studiowała w Waszyngtonie. Reszty musi dowiedzieć się Booth. przeszukałam dostępne bazy danych i nic w nich nie było.
-Może komuś zależało, żeby ukryć dane dotyczące tej kobiety- powiedziała Cam.
-W tej sprawie chyba wszystko jest możliwe- powiedziała Angela.
-Wiemy jeszcze to, że jej zaginięcie zgłoszono osiem lat temu- dodała Bones.
-Osiem lat temu?
-Tak. Dr Saroyan, a tobie udało się coś znaleźć w sprawie tych dzieci?- spytała Tempe.
-Tak. Właśnie dlatego do was przyszłam.
-Toksykologia coś wykazała?
-Owszem, ale to nie spodoba się nikomu.
-Czego się dowiedziałaś?
-W tkankach jednej z ofiar znalazłam ślady melatoniny
-Melatoniny? Leku na bezsenność?- spytała Bones.
-Tak. Widocznie ofiara została  nimi nafaszerowana, zanim została zabita.
-Kto chciałby faszerować melatoniną takie małe dziecko?- spytała Ange.
-Nie mam pojęcia. Może sprawca chciał, by dziecko zasnęło w nocy. Może denerwowało go to, że nie śpi, że płacze i nie pozwala jemu odpocząć. Ludzie są zdolni do wszystkiego, musimy o tym pamiętać- mówiła Saroyan.
-Ludzie to bestie- powiedziała Ange.
-I my musimy je powstrzymać- dodała Brenn- Udało ci się coś znaleźć w drugiej ofierze?
-Nie. Drugie dziecko nie zostało niczym otrute, ani nafaszerowane. Nie ma zupełnie nic w toksykologii.
-Dziwne…- powiedziała Ange- Dlaczego ktoś miałby truć jedno dziecko, a nie dwójkę. To nie ma sensu. Jeśli oboje płakali…
-A może mamy dwóch sprawców, którzy działali razem, innymi metodami, ale porzucili ciała w tym samym miejscu?- zauważyła Bones.
-A może to zbieg okoliczności- powiedziała Cam.
-Nie sądzę. Poza tym ciała były zawinięte razem. Nie ma mowy by ktoś przez przypadek podrzucił martwe dziecko do tego samego śmietnika, w którym już wcześniej znajdowało się niemowlę.
-Masz rację, Dr Brennan. Po prostu staram się wykombinować cokolwiek, żeby postarać się chociaż zrozumieć tą sprawę.
-Myślę, ze najlepiej będzie, jak oprzemy swoje przypuszczenia na mocnych dowodach, a nie będziemy zgadywać, to nam nie pomoże.
-Dr Brennan, czasami tworzenie scenariuszy, bazując na tym, co się wie i na poszlakach, pomaga nam w dojściu do rozwiązania sprawy. Czasami trzeba zgadywać i kombinować, kiedy dowody nie mówią nam wszystkiego.
-Mówisz zupełnie, jak Booth. on też zawsze tworzy historyjki.
-Cóż też jest gliną. Ja też kiedyś nią byłam. Tak się pracuje. Czasami jeśli nie masz wystarczająco dowodów, kombinujesz i szukasz połączeń. Sprawdzasz wszystkie możliwe opcje.
-Tak, wiem, ze tak pracujecie, ale wolę jednak oprzeć się na dowodach.
-Rozumiem, Dr Brennan. W porządku, jak chcesz.
-Nie ma sensu snuć historyjek, jeśli nie pomagają nam one w dowiedzeniu się czegoś o ofiarach.
-Właśnie przed chwilą powiedziałam, że czasami…
-Myślę, że możecie po prostu zostawić ten temat- przerwała im Ange- Wróćmy do sprawy- Brenn i Cam nic nie odpowiedziały. Spojrzały na monitor, na którym wciąż wyświetlał się proces poszukiwania tożsamości mężczyzny- Każdy ma inne sposoby na szukanie wskazówek, żadna z was nie przekona drugiej o swojej racji, a w takim wypadku najlepiej sobie odpuścić.
-Jak na razie, komputer nie znalazł żadnego mężczyzny- zmieniła temat Bones.
-Tak, wciąż szuka.- powiedziała Ange.
-Tak myślałem, że tutaj będziecie- powiedział Hodgins, dołączając do pań. W ręku miał mały słoiczek, w którym znajdował się jakiś bliżej nieokreślony przedmiot- Znalazłem coś interesującego na tym materiale, w który owinięte były ofiary.
-Co to takiego?- spytała Cam, spoglądając na znalezisko Jacka.
-To moje panie jest włókno materiału- powiedział dumny z siebie.
-I co dokładnie nam to mówi?- spytała patolog.
-Mówi nam to, że… właściwie dokładnie nie wiem, co nam TO mówi, ale wiem, że jest to włókno naturalne, takie, z których robi się ekologiczne torby podróżne.
-Ekologiczne torby podróżne?- spytała zdziwiona Brennan.
-Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz, Jack- powiedziała Ange.
-Szczerze mówiąc, ja też- powiedziała Saroyan.
-Co robiło włókno z ekologicznej torby, na materiale, w który owinięte były zwłoki?- spytała Bones.
-Nie wiem, co ma wspólnego z tym materiałem, ale pomyślałem, że może wy coś wykombinujecie… ale jak widzę, wy też nie macie żadnego pomysłu- powiedział zawiedziony.
-Nawet najmniejszego- powiedziała Cam z lekkim uśmiechem.
-Do kitu.
-Komputer nie znalazł żadnej osoby, odpowiadającej rysopisowi tego mężczyzny- powiedziała nagle Ange, kiedy komputer zaprzestał poszukiwań.
-Czyli wciąż nie znamy jego tożsamości- zauważyła Cam.
-Na to wygląda.
-Zawiadomię Bootha- powiedziała Brenn- Ange, możesz przesłać mu skan rekonstrukcji? Może on coś znajdzie.
-Jasne, sweety, już wysyłam.
-Ok., dzięki- Brenn wyjęła komórkę z kieszeni fartucha.
-Chwilkę- Hodgins przerwał jej w wykonaniu telefonu.
-O co chodzi?- spytała.
-Zanim zadzwonisz, mam jeszcze jedną informację.
-Dowiedziałeś się jeszcze czegoś?- spytała Cam.
-Tak. Wciąż jestem w trakcie przekopywania wszystkich śmieci, na razie żadnych innych niezwykłych cząsteczek, same papiery, stare jedzenie, jakieś resztki, puszki…
-Dr Hodgins- przerwała mu Brennan.
-Tak jasne. Dobra. Jak zawsze dzięki moim kochanym przyjaciółką…
-Masz na myśli nas, czy znowu mówisz o robakach, co?- odezwała się Ange, dziwnie się uśmiechając- Założę się kochane, że mówi o robakach.
-Tak myślisz?- spytała Cam.
-A o kim innym może mówić z taką troską w głosie i samozadowoleniem?
-Masz rację.
-Hej! Ja tu jestem!- wtrącił się Jack.
-No tak, widzimy cię- powiedziała Brennan.
-Dobra, nieważne. Dzięki moim dobrym przyjaciółką, robakom, tak, Ange, zgadłaś- powiedział szybko, widząc, że artystka już otwiera usta- ustaliłem czas zgonu naszych ofiar- zrobił pauzę.
-Jack, masz zamiar nam powiedzieć, czy chcesz stworzyć klimat do tego, co chcesz nam przekazać. Nie musisz. I tak już mamy wystarczający klimat grozy przy obu tych sprawach- odezwała się Ange.
-Dobra, nie dacie człowiekowi, królowi laboratorium, stworzyć odpowiedniego nastroju. Ech, czuję, że mój talent jest niedoceniany- ostatnie zdanie burknął pod nosem- Dobra. Patrząc na wszystkie owady, larwy i… tak, jasne, od razu do sedna. Oboje nie żyją od trzech dni.
-Trzy dni?
-Tak, dokładnie trzy dni.
-Dobra, mamy czas zgonu, wiemy, że jedno z nich zostało nafaszerowane środkami nasennymi, jedno ma zmiażdżoną klatkę piersiową, u drugiego przyczyny zgonu nie znamy- podsumowała Cam- Chyba czas, by dowiedzieć się, kim są nasze biedne dzieci. Ange, zajmiesz się tym, dobrze?
-Jasne.
-Zack oczyści kości i przyniosę ci czaszki- powiedziała Brennan.
-Dobrze.
-Wyślij Boothowi zdjęcie tego mężczyzny, ja zadzwonię i przekażę mu co wiemy, może czegoś się dowie.
-Jasne.
-Król Laboratorium!- krzyknął Jack, wychodząc z gabinetu.
-Jak dziecko- powiedziała Ange.
-Duże dziecko- dodała Cam- Dobra, to ja wracam do siebie. Zrobię jeszcze profil DNA, musimy wiedzieć wszystko. Dzieci może nie być w bazie, może to nam coś podpowie.
-To ja wracam na platformę- powiedziała Brennan.
Panie się rozstały i każda z nich wróciła do swoich zajęć.

FBI
Booth wypełnia ostatni raport, kiedy dzwoni jego telefon
-Siemka, Bones- odbiera- Macie coś?
-Cześć, Booth. Tak coś mamy.
-Wal!
-W co mam walić? Dzwonię, żeby przekazać ci to, czego zdołaliśmy się dowiedzieć…
-Bones, chodzi o to, że możesz mówić.
-Zawsze używasz jakichś dziwnych wyrażeń… Dobra. Ange udało się zrobić rekonstrukcję twarzy dwóch ofiar z ruin. Jedną z nich jest kobieta w wieku 25 lat, rasy białej, Lisa Canne. Wiemy tylko o jej studiach w DC, żadnych innych informacji nie było w naszych bazach.
-Nic więcej?
-Jeszcze to, że zaginęła osiem lat temu.
-Osiem lat temu… Dobra, zapisuje… Lisa Canne… Może uda mi się coś o niej znaleźć.
-Mam nadzieję. Angela wysłała ci też portret drugiej ofiary z piwnicy, w naszych bazach nic o nim nie ma. Nie udało nam się znaleźć jego nazwiska. Mam nadzieję, że ty coś znajdziesz. Tyle jeśli chodzi o ruiny i piwnicę.
-Dowiedzieliście się czegoś o tych dzieciach?
-Tak. Wiemy, że oboje nie żyją od trzech dni. Toksykologia jednej z ofiar wykazała, że dziecku została podana melatonina, środek nasenny
-Środek nasenny w organizmie takiego małego dziecka?
-Tak. Oprócz tego, Hodgins znalazł jakieś włókno z ekologicznej toby podróżnej, które było na materiale, w którym zawinięte były dzieci.
-Ekologiczna torba podróżna?
-Też nie wiemy, co to ma wspólnego ze sprawą i morderstwem. To wszystko, nic poza tym, co wiedzieliśmy na miejscu znalezienia ciał, nie wiemy. Cam bada teraz DNA, Hodgins pracuje nad próbkami, Zack oczyszcza kości dla Ange, ja zaraz zajmę się szukaniem przyczyny zgonu niemowląt.
-Ok. A Ange znalazła adres tego chłopaka Clark’a Wer’a?
-Jeszcze nie. Zajmowała się rekonstrukcją.
-Dobra, to ja przeszukam bazy i niedługo po ciebie przyjadę, pojedziemy do rodziców Oliwii. Może w międzyczasie Ange znajdzie adres chłopaka.
-W porządku.
-Do usłyszenia, Bones.
-Na razie- pożegnali się i rozłączyli. Booth skończył pisać raport i zabrał się za przeszukiwanie baz danych. Brennan wróciła na platformę, do szczątek z ruin.

Minęła może z godzina, kiedy w Instytucie ponownie pojawił się Seeley. Niestety przez ten czas zezulcom, nie udało się nic nowego ustalić.
-Hej, Bones- powiedział, przeciągając kartę przez czytnik i wchodząc na platformę.
-Niczego nowego nie wiemy.- powiedziała od razu- Zack jeszcze oczyszcza kości.
-W porządku. Zbieraj się, jedziemy do rodziców Olivii.
-Teraz?
-Tak, przecież ci mówiłem, że po ciebie wpadnę.
-Dobrze, zaraz do ciebie przyjdę, tylko zostawię fartuch w gabinecie i wezmę kurtkę- zdjęła rękawiczki i wrzuciła je do kosza.
-Będę czekał przy samochodzie, ok.?
-Jasne.
-Po drodze wszystko ci powiem. Wy niczego się nie dowiedzieliście, ale tym razem ja mam kilka informacji.
-Dowiedziałeś się czegoś na temat tych ofiar z ruin?
-Wszystko opowiem ci po drodze- oboje zeszli z platformy. Brenn poszła do siebie, Seeley przed Instytut.
-Cam, jadę z Boothem do rodziców Olivii.- powiedziała, spotykając po drodze do wyjścia Cam.
-Dobrze, Dr Brennan- odpowiedziała patolog.
-Podobno Booth ma jakieś nowe informacje. Przekażemy wam je wszystkie.
-W porządku. Ja czekam na wyniki, niedługo będziemy coś wiedzieć o dzieciach. Z tego, co wiem Zack kończy oczyszczać kości.
-Miałam zanieść Angeli czaszki tych dzieci…
-Spokojnie, ja to zrobię.
-Dzięki.
Brennan wyszła, po chwili oboje siedzieli w czarnym SUV’ie i jechali do rodziców jednej z ofiar, znalezionych w ruinach starego domu.
-Powiesz mi, czego się dowiedziałeś?- spytała Bones, jak tylko ruszyli.
-Już ci wszystko mówię…


14.

-Już ci wszystko mówię. Nic dziwnego, że nie mogliście odkryć tożsamości tego mężczyzny z piwnicy.
-Co masz na myśli?
-Poszperałem w różnych bazach- podał jej teczkę, którą miał ze sobą. Brennan od razu ją otworzyła.
-Matthew Fraser… 45 lat…- czytała- Z tych dokumentów wynika, że był…
-Że był objęty ochroną świadków, dlatego nie mogliście nic znaleźć w waszych bazach. To jest jego prawdziwe imię. Dostał nową tożsamość…
-Nowa tożsamość, Sam Merc.
-Dokładnie. Wykasowano wszystkie jego dane z dostępnych kartotek i baz, by nikt nie mógł się do nich dostać. Był świadkiem w jakieś sprawie o wielokrotne morderstwa.
-Sprawa niejakiego Alex’a Burn’a- czytała dalej- Może to ten człowiek jest sprawcą? Wiesz coś o nim i jego sprawie?
-Tak, dzięki zeznaniom Matthew, trafił do więzienia. Dostał dożywocie, bez możliwości wcześniejszego wyjścia. Żadnych praw do ubiegania się o zwolnienie warunkowe. Udowodniono mu wszystkie winy, a Matthew potwierdził wszystko. Był jednym z członków jego grupy, nigdy nikogo nie zabił, ale słyszał o wszystkich planach morderstw, o miejscach porzucenia ciał, jednym słowem, wiedział wszystko o Alex’ie i jego zeznania całkowicie go pogrążyły. Niezbite dowody, wiesz, zeznanie i po gościu.
-Może chciał się zemścić?
-Nie wyszedł z więzienia, od kiedy tam trafił.
-To może zlecił zabójstwo innym ze swojej grupy.
-Całą grupa została zapuszkowana, razem z nim.
-Zapuszkowana?
-Wszyscy trafili do więzienia. Nie było zupełnie nikogo, komu mógłby zlecić morderstwo, poza tym…
-Myślisz, że ktoś taki, jak on, nie znalazłby sposobu na zemstę?
-Z pewnością by znalazł, ale kilka dni po tym, jak trafił do więzienia, on i jego trzej kumple.
-Trzej? Małą byli grupą.
-Tak, dlatego nie wpisują się w żadne miano gangu, czy mafii. To były trzy osoby, z Matthew cztery, które starały się zatrząść światem przestępczym. Zostało trzech, kiedy Fraser zaczął sypać i cała trójka, kilka dni później zginęła w więzieniu.
-Cała trójka? Jak?
-Zostali otruci.
-Otruci? Wszyscy? Myślisz, że…
-Że to zbieg okoliczności? Mowy nie ma. To był zaplanowany zamach na grupę Creu, tak, bo tak się nazywali. Komuś nie pasowało to, co robili i po prostu pozbyli się całej grupy.
-Całej poza Matthew.
-Dokładnie.
-Myślisz, że to ci, którzy zabili grupę Creu w więzieniu, znaleźli sposób na to, by dopaść też Frasera?
-To, albo to Fraser zlecił ich zabójstwo. Mógł czuć się bezpieczny z nową tożsamością, nowym życiem. Poza tym, nikt by go nie szukał, bo swoich wrogów wykończył.
-Czyli, albo to Fraser zlecił morderstwa komuś w więzieniu, albo to ktoś z zewnątrz, ktoś o kim nie wiemy, zaplanował wybicie grupy Creu. Trójka była w więzieniu, więc mieli ich wszystkich razem, a Fraser był na wolności i może znaleźli sposób na to, by go dopaść.
-Dwie opcje i jak na razie, żadnej wskazówki, która mogłaby być bardziej prawdopodobna.
-Obie są tak samo prawdopodobne.
-Na razie tak. Trzeba będzie dowiedzieć się więcej.
-Jeśli to porachunki różnych grup, to co z powiązaniami z resztą ofiar z piwnicy? Pojawia się kolejne pytanie, czy wszyscy byli zamieszani w te walki, czy to przypadek, a może te grupy jednak nie mają nic wspólnego ze śmiercią Frasera i reszty.
-Za dużo tych pytań ostatnio się pojawia.
-Zdecydowanie za dużo. Najgorsze jest to, że jak odpowiemy na jedno z nich, zaraz pojawia się następnych dziesięć, na które znowu trzeba szukać odpowiedzi. Błędne koło.
-Dlatego musimy sobie to wszystko jakoś rozplanować, bo niedługo sami zaczniemy się gubić w tym wszystkim.
-Przydałaby się nam jakaś duża tablica w Jeffersonian, na której będziemy zapisywać wszystkie zdobyte informacje, na temat każdej osoby po kolei.
-To jest bardzo dobry pomysł, Bones. Jak wrócimy do Jeffersonian, pomogę cię z tym.
-Wszyscy będziemy musieli tam być.
-Mała burza mózgów i zbieranie wszystkich informacji, jakie posiadamy.
-Właśnie- Bones wróciła do teczki, danej jej przez Bootha- Tutaj jest napisane, że Fraser zaginął pięć lat temu.
-Tak. pięć lat temu. Miał umówione jakieś spotkanie z Amandą Set, ale nigdy się na nim nie pojawił.
-Kim jest Amanda Set?
-Amanda Set, według naszych danych jest, a właściwie była, prawnikiem.
-Była?- spytała zaskoczona.
-Zginęła rok po zaginięciu Frasera.
-Wszystko robi się coraz bardziej poplątane.
-Tablica jest nam potrzebna, zdecydowanie.
-Prawda. Czyli nie ma, co liczyć na to, że pogadamy z panią Set…- Brenn mówiła dalej.
-Chyba, że znajdzie się wśród szczątek z piwnicy, wtedy ty będziesz mogła z nią porozmawiać i coś z niej wyciągnąć.
-Myślisz, że i ona była powiązana z tą sprawą, i mogła znaleźć się wśród ofiar z piwnicy?
-Nie mam pojęcia. Na tym etapie, na którym jesteśmy, wszystko jest możliwe. Zresztą tego dowiemy się, jak będziemy znać tożsamość wszystkich ofiar.
-To może trochę potrwać.
-Wiem. Bones, pozwól, że zapytam…
-O co?- spojrzała na Bootha.
-Albo wiesz, co… nieważne.
-Po prostu zapytaj, Booth.
-Nie, myślę, że jednak to nie jest dobry pomysł.
-Po co zaczynasz jakiś temat, jeśli nie masz zamiaru go kontynuować?
-Rozmyśliłem się.
-W ciągu dwóch sekund?
-Tak. Myślę, że jednak nie powinienem zadawać tego pytania, od razu się zdenerwujesz, a po o mi to?
-Skąd wiesz, że się zdenerwuje, skoro nawet nie zadałeś pytania?
-Znam cię, Bones. Wiem, co cię denerwuje.
-Widać nie do końca.
-Zostawmy już ten temat.
-Następnym razem nie zaczynaj, jak nie masz zamiaru kończyć.
-Tylko mi się tu nie obrażaj.
-Przecież wiesz, że ja się nie obrażam o byle co.
-A ta mina, to niby, co miała znaczyć?
-Jaka mina?
-Ta, co przed chwilą gościła na twojej twarzy.
-Nie powinieneś przypadkiem skupić swojej uwagi na drodze, a nie na moich minach?
-Obrażalska.
-Nie jestem obrażalska, po prostu nie podoba mi się, jak ktoś zaczyna mówić o jednym, przymierza się do pytania, a po dwóch sekundach decyduje, że jednak nie będzie go zadawał. Po co w ogóle zaczynać? Nie rozumiem..
-Dobrze, następnym razem, zastanowię się chwilę dłużej, przed zadaniem pytania.
-Mam nadzieję.
-Chcesz wiedzieć, czy udało mi się coś jeszcze ustalić?
-Jeśli masz zamiar mi o tym powiedzieć, to mów, ale jak chcesz znowu się wycofać, to nawet nie zaczynaj.
-I proszę, wracamy do tematu- przewrócił oczami.
-Jak cię tak denerwuję, to po co ze mną rozmawiasz?
-Bones, daj spokój, zrobiłaś się jakaś strasznie drażliwa, co jest?
-Nic, po prostu mów.
-Nie dam się zbyć taką odpowiedzią. O co chodzi?
-Naprawdę nie dasz za wygraną, co?
-Nie ma mowy. Co cię gryzie?
-Nic mnie nie gryzie.
-To była przenośnia, wiem, że dosłownie nic cię nie gryzie. Co ci jest?
-Sama nie wiem. Chyba to całe zamieszanie, ten nadmiar informacji, które nas, jak na razie do niczego nie prowadzą, sprawa tych małych dzieci, to wszystko jakoś mnie drażni. Trochę tego za dużo, jak na tak krótki okres czasu.
-Wszystkich nas to drażni.
-Wiem, przepraszam, że tak reaguję. Nie gniewasz się?
-Już ci mówiłem, że na ciebie nigdy się nie gniewam. Już dobrze?
-Lepiej, dzięki- wzięła głęboki oddech- W porządku, to czego się jeszcze dowiedziałeś?
-Lisa Canne…- zaczął i w tym momencie zadzwonił telefon Bones.
-Brennan?- rzuciła do aparatu, zaraz po naciśnięciu zielonej słuchawki.
-Dr Brennan, mam niepokojące informacje- usłyszała głos Cam.
-Poczekaj, dam na głośnomówiący- wcisnęła kilka guzików i teraz trzymała telefon przed sobą, tak by i ona ,i Booth, mogli dobrze słyszeć patolog- Już, Dr Saroyan, słyszymy cię oboje- powiedziała, kierując głos w stronę telefonu.
-Co macie, Cam?- spytał Booth.
-Coś, co z pewnością się wam nie spodoba. Mam wyniki badań DNA…


15.

-Co z nimi nie tak?- spytał agent.
-Po pierwsze, nie możemy dowiedzieć się, kim są ofiary, bo w żadnej bazie ich nie ma, co akurat mnie nie dziwi. Tutaj musimy zdać się na rekonstrukcję i mieć nadzieję, że ktoś zgłosił ich zaginięcie.
-A ta informacja, która miała nam się nie spodobać?- spytała Bones.
-Otóż… badanie DNA wykazało, że dzieci nie są ze sobą spokrewnione w żadnym stopniu.
-Co?- spytał zdziwiony Booth.
-Nasze ofiary nie są rodzeństwem, nie są kuzynami i nie mają ze sobą kompletnie nic wspólnego.
-Jak w takim razie znaleźli się w tym samym miejscu?- pytał Seeley.
-Tego niestety na razie nie wiemy. Angela zajęła się już rekonstrukcją czaszek. Niedługo powinniśmy widzieć, jak dzieci wyglądały.
-Niewiele może nam to pomóc, dzieci wyglądają bardzo podobnie do siebie w tym wieku- zauważyła Brennan.
-Tak. miejmy nadzieję, że jednak znajdziemy jakieś anomalie, coś, co pomoże nam je zidentyfikować i znaleźć ich rodzinę.
-Dzięki, Cam- powiedział Booth.
-W porządku. Dobra, wracam do pracy. Do zobaczenia
-Do zobaczenia- powiedzieli. Saroyan się rozłączyła, a Bones schowała telefon do kieszeni.
-Czy te wszystkie sprawy nie mogą być choć trochę mniej skomplikowane?- spytał Booth, zaciskając ręce na kierownicy.
-Po tych wszystkich informacjach, ciężko mi było uwierzyć, że jeszcze coś bardziej może się skomplikować, ale jak widać jeszcze może.
-Taaa, nie wykorzystało całkowicie swoich możliwości…
-Co nie wykorzystało?
-Komplikowanie.
-Jak ono może…
-Tak sobie gadam, Bones.
- Antropomorfizujesz, Booth.
-Co dokładnie robię?- spytał zaskoczony.
-Nadajesz zjawisku cechy ludzkie. Komplikowanie nie może wykorzystywać swoich możliwości, ponieważ jest to słowo, które oznacza..
-Bones, łapie.
-Co znowu łapiesz?
-Czy ty nigdy tego nie zapamiętasz?- zaśmiał się.
-Czego?
-Łapie, znaczy, że rozumiem. Zapamiętaj.
-Łapać to można muchy, latające nad ciałem, albo piłkę, którą ktoś do ciebie rzucił.
-Bones, Bones, Bones…- westchnął ciężko.
-Nigdy nie zrozumiem tych waszych wszystkich powiedzonek i przenośni. Za dużo ich używacie.
-W końcu się nauczysz, nie martw się. Poza tym, jak coś, to wiesz, zawsze masz mnie, ja ci wszystko wytłumaczę.
-Nie musiałbyś mi tłumaczyć, gdybyś nie używał tych wszystkich zwrotów.
-I chciej tu człowieku pomóc, a zostaniesz skrytykowany.
-Ja cię wcale nie skrytykowałam. Podałam tylko obiektywną ocenę dotyczącą używania tych wszystkich zwrotów. Racjonalnie, gdybyś…
-Dobrze, Bones. Łapie, znaczy, rozumiem. Pamiętasz?
-Pamiętam. To samo powiedziałeś, jakieś kilka sekund wcześniej.
-Właśnie. Dobrze, punkt dla mnie.
-Jaki punkt?
-Dajmy temu spokój.
-Ok. wróćmy do sprawy Lisy Canne. Co chciałeś mi o niej powiedzieć?
-To chyba będzie musiało chwilę poczekać.
-Znowu masz zamiar nie kończyć zaczętej rozmowy? Booth, prosiłam cię…
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu jesteśmy na miejscu- zaparkował samochód.
-Acha, no tak- powiedziała.
-Już chciałaś na mnie naskoczyć, co?- spytał z uśmiechem na twarzy, gasząc silnik i odpinając pasy.
-Naskoczyć? Booth, co ty dzisiaj masz z tymi wszystkimi słowami? Nienormalnie ich nadużywasz.
-Dla mnie one są zupełnie normalnymi słowami, nawet nie zauważam, jak je mówię, bo je rozumiem i mam wrażenie, że wszyscy wiedzą, o co chodzi, bo przeważnie tak jest.
-Nie wszyscy. Ja nie rozumiem- mówiła odpinając pas i wysiadając z samochodu. Seeley również wysiadł. Oboje zatrzasnęli drzwi i teraz rozmawiali „ponad” dachem samochodu.
-Wiem, ale dla mnie to jest tak naturalne, że nawet nie orientuję się, że to jest coś, czego możesz nie rozumieć.
-Za bardzo się do tego przyzwyczaiłeś.
-To jest mowa potoczna, związki frazeologiczne, przenośnie, powiedzonka, to wszystko jest wpisane w nasz język, większość ludzi używa tych zwrotów.
-Większość, ale nie wszyscy, jak widać.
-Myślę, że powinniśmy zakończyć ten temat, bo nigdy nie dojdziemy do tych drzwi- wskazał na wejście do domku.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Nieważne, po prostu darujmy sobie i chodźmy porozmawiać z rodzicami Olivii- powiedział przechodząc na stronę samochodu, po której stała Temperance- Musimy powiedzieć im, że znaleźliśmy ich córkę…
-Tej części pracy w terenie nie lubię najbardziej… ale lepiej, żeby dowiedzieli się wszystkiego, niż by nigdy mieli nie wiedzieć, co stało się z ich dzieckiem. Tak jest lepiej.
-Nie mogę się z tobą nie zgodzić. Idziemy?- Bones kiwnęła głową. Oboje ruszyli w kierunku domku. Wyglądał na starszy, ale mimo tego, bardzo zadbany. Świeżo odmalowany, farbą wyglądającą, jak ciemny róż angielski. Kolor ten idealnie komponował się z przybrudzoną bielą, którą pomalowane były framugi okien i ciemnymi brązowymi, w odcieniu słodkiej czekolady, drzwiami. Do tego biel śniegu, który przykrywał dach, parapety i całą zieleń, jaka znajdowała się w ogrodzie. Domek w tym szarym zimowym klimacie, zdecydowanie się wyróżniał. Był, jak czerwona wstążka przy czarnej sukni, taki mały promyk nadziei, kiedy myśli się, że już wszystko stracone. Booth i Brennan poczuli ogarniający ich, dziwny optymizm, kiedy patrzyli na dom i jego okolicę.
-Całkiem przyjemne miejsce- powiedziała Bones.
-Prawda?- podeszli do drzwi, obok których znajdowała się tabliczka, na wysokości twarzy przeciętnego wzrostu człowieka. Na niej, lekko pochylonym pismem widniała nazwa ulicy: Werc Street, a zaraz pod spodem, znajdowała się cyfra 5. to był ten adres. Na drzwiach z kolei była tabliczka z wygrawerowanym nazwiskiem „Dunhan”. Patrząc na wszystkie te znaki, byli pewni, że trafili pod właściwy adres. Booth zadzwonił do drzwi i czekali, aż ktoś im otworzy.
Po chwili drzwi uchyliły się na długość łańcucha, zawieszonego w wewnątrz domu, a w małej szparze pojawiła się twarz dosyć młodo wyglądającej kobiety, o dużych brązowych oczach, które bardzo przypominały kolor drzwi domu.
-Słucham?- spytała cicho kobieta.
-Dzień dobry, pani Dunhan, prawda?- odezwał się Booth.
-Kim państwo są? O co chodzi?- pytała, trzymając rękę na drzwiach, gotowa w każdej chwili je zamknąć.
-Jesteśmy z FBI- Seeley wyjął swoją odznakę i pokazał ją kobiecie- agent specjalny Seeley Booth, to moja partnerka, Dr Temperance Brennan. Możemy chwilę porozmawiać?
-FBI?- zdziwiła się- Czego może chcieć ode mnie FBI? Chyba tylko… o mój Boże…- powiedziała po chwili- To nie możliwe… Oliv…?- Seeley kiwnął głową. Kobieta sięgnęła ręką do łańcucha, by go otworzyć, ale zanim to zrobiła, osunęła się na ziemię.
-Proszę pani! Pani Dunhan!- Booth od razu kucnął przy drzwiach, chcąc jakoś ocucić kobietę, ale niestety upadła tak, że jej twarz była daleko od drzwi. Seel potrząsał jej nogą- Pani Dunhan, nic pani nie jest?!
-Może wykop drzwi?- zaproponowała Bones.
-Żartujesz, Bones? Może ktoś jest w domu.
-Jak inaczej chcesz to sprawdzić? Ona zemdlałą, nie wiadomo kiedy się ocknie, nie wiadomo, co się jej stało.
-Zemdlała. Ktoś powinien być z nią w domu. Przepraszam, czy jest tu ktoś?!- krzyknął Booth, ale nikt się nie odezwał- Halo? FBI! Czy jest ktoś w domu?
-Jej mąż nie żyje, chyba mieszka sama… Booth, wydaje mi się, ze ona nie zemdlała.
-Jak to nie, przecież widzę.
-Wydaje mi się, że ona zasłabła… To nie jest zwykłe omdlenie. Musimy wyważyć drzwi!
-Bones, przecież…
-Odsuń się!- Brenn zrobiła krok do tyłu.
-Co ty wyprawiasz?- Booth wstał. Chciał powstrzymać Brenn, ale była szybsza. Z całej siły kopnęła w drzwi. Łańcuch puścił, a te otworzyły się na oścież, przesuwając lekko jedną z nóg kobiety- Bones, zwariowałaś? Nie możesz wykopywać czyichś drzwi.- mówił, ale ona wcale go nie słuchała. Kucnęła przy kobiecie. Nachyliła się nad nią.
-Booth, ona jest na bezdechu- powiedziała.
-Nagle jesteś i lekarzem?
-Mam doktorat. Poza tym to, ze ktoś nie oddycha, każdy może zauważyć. Dzwoń po karetkę- powiedziała szybko i zajęła się sztucznym oddychaniem.
-Boże…- do Bootha dotarło, co się dzieje. Szybko wyjął telefon- Proszę przysłać karetkę na Werc Street nr 5, do państwa Dunhan. Kobieta zasłabła, nie oddycha. Szybko!
-Już wysyłamy- usłyszał i się rozłączył.
-Zaczyna oddychać- powiedziała po jakiejś chwili Brenn. Ułożyła ją w odpowiedniej pozycji i cały czas sprawdzała, czy kobieta oddycha- Kiedy przyjadą?
-Zaraz tu będą- usłyszeli sygnał karetki- O! Już są.
-Dobrze- minęło kilkadziesiąt sekund i sygnał karetki stał się bardzo wyraźny. Zaparkowała tuż przy domu pani Dunhan i od razu wyskoczyło z niej kilku sanitariuszy.
-Co się stało?- spytał jeden z nich, klękając przy kobiecie.
-Rozmawialiśmy. Jak usłyszała, że jesteśmy z FBI i mamy wieści na temat jej zaginionej córki, po prostu upadła. Myślałem, że zemdlała, ale Dr Brennan, zauważyła, ze coś jest nie tak.
-Coś państwo robili?- spytał mężczyzna.
-Tak. resuscytacja. Po niej zaczęła słabo oddychać.- powiedziała Bones.
-Dobrze, że pani to zrobiła, uratowała jej pani życie. Dobra, zabieramy ją do szpitala!- krzyknął do kolegów, którzy od razu podeszli i pomogli mu ułożyć ją na noszach.
-W którym szpitalu będzie?- spytał Booth.
-St. Claire na Week Street- powiedział sanitariusz ładując nosze do karetki.
-Dziękuje.
-To wam należą się podziękowania, gdyby nie wy, ona już by nie żyła. Do widzenia i dziękuję- zatrzasnął drzwi i po chwili karetka, ponownie na sygnale, ruszyła do szpitala.
-Jak dobrze, ze nie zawsze się ciebie słucham.- powiedziała Bones, jak oboje ocknęli się z tej sytuacji.
-Bardzo dobrze, że czasami ci się to zdarza. Uratowałaś tej kobiecie życie.
-Musisz mi czasem pozwolić wywarzyć jakieś drzwi.
-Byle nie za często.
-Czasami.
-Jak będzie taka potrzeba. W takiej sytuacji, jak teraz, spokojnie możesz kopać w drzwi.
-Dziękuję za pozwolenie. Co teraz robimy?
-Nie ma sensu tu stać. Zawiadomię techników, niech zajmą się mieszkaniem, drzwiami i kimkolwiek, kto tu mieszka, jeśli ktoś oprócz niej mieszka.
-Chyba powinniśmy pojechać do niej do szpitala.
-Zadzwonię do nich i poproszę, żeby dali nam znać, jak odzyska przytomność. Nie ma sensu tam teraz siedzieć, może obudzić się dopiero jutro. Musimy zająć się sprawą.
-Racja.
Booth zadzwonił po kolegów i do szpitala. W ciągu 15 minut, zjawili się ludzie, którzy zajmą się domem i wykopanymi przez Bones drzwiami. Szpital wie, że ma zadzwonić do Seeley’a, jak tylko pani Dunhan odzyska przytomność. Wszystko załatwili i mogli teraz wracać do Jeffersonian.
-Przydałby się nam teraz adres tego chłopaka- powiedział Booth, kiedy ruszyli w drogę powrotną do Instytutu.
-Fakt, ale na razie nie ma żadnych wieści z laboratorium- powiedziała, spoglądając na wyświetlacz komórki- Powiesz mi teraz, czego dowiedziałeś się o Lisie Canne?
-Tak, jasne. Według bazy danych Lisa Canne nie istnieje.
-Słucham?
-Lisa Canne, to fałszywe nazwisko, które obrała sobie niejaka Lisa Balimer. W niektórych kartotekach widnieje jako Canne, ale to nie jest jej prawdziwa tożsamość.
-Jak się o tym dowiedziałeś?
-FBI ma swoje sposoby, Bones.
-Może po prostu zmieniła nazwisko?
-To byłoby w jakichś papierach, z pewnością udokumentowane.
-Jest jakaś szansa na to, że te dokumenty po prostu zaginęły?
-Niewielka.
-Ale jest.
-Mała jest.
-Chyba już nic mnie nie zdziwi w tej sprawie. Okazuje się, że Matthew Fraser tak naprawdę był kiedyś Sam’em Merc’em, Lisa Canne nie istnieje pod tym nazwiskiem, tylko pod nazwiskiem Balimer, a jednak w naszej bazie było nazwisko Canne. Jedna wielka niewiadoma. Czemu dwie ofiary z piwnicy, żyły pod fałszywymi nazwiskami, z inną tożsamością. Przypadek, że obie się tam znalazły, czy to jest ze sobą powiązane. Znowu coraz więcej pytań. Piętrzą się i piętrzą bez końca.
-Fakt. Sprawa robi się coraz bardziej popaprana.
-Nie wiem, czy…- przerwał jej dźwięk komórki- Brennan?
-Dr Brennan, mówi Zack.
-Cześć, Zack- ponownie przełączyła telefon na głośnomówiący- Znalazłeś coś?
-Tak, Dr Brennan…
-W której sprawie?- spytał Booth.
-Czy to agent Booth?- spytał stażysta.
-A z kim Bones zawsze jeździ w teren?- spytał podenerwowany agent- przecież nie ze świętymi mikołajem.
-Z nim, Dr Brennan nie mogłaby jeździć, bo on nie istnieje. To tylko mityczna postać, stworzona…
-Mam cię zastrzelić?!- powiedział głośniej Booth.
-Jak możesz go zastrzelić przez telefon?- spytała Bones.
-I ty przeciwko mnie?
-Zack, powiedz, co znalazłeś- Brenn zignorowała agenta.
-Sprawa tych niemowląt, agencie Booth.
-Właśnie, dlatego nigdy z nim nie gadam- burknął.
-Booth.- zwróciła mu uwagę Bones.
-Co znalazłeś, Zack?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz